Siedemnastoletnia
Alicja zostaje zmuszona przez swojego ojca, barona Mario von Tochka,
do zakończenia nauki w liceum dla dziewcząt i uczestniczenia w
prywatnych lekcjach zorganizowanych w ich ponurej rezydencji na
najwyższym wzgórzu w miasteczku Statton na Półwyspie Fenińskim.
W indywidualnym programie nauczania podobno najlepszej prywatnej
nauczycielki w okolicy ma brać udział także osiemnastoletni Derek
Thinhead, opryskliwy młodszy brat przyszłej żony barona, Arabelli,
bezskutecznie zabiegającej o akceptację Alicji. Pełnej gniewu
dziewczyny, która lepszy kontakt ma ze służbą niż ze swoim
rodzicielem. Nieoczekiwanie zyskuje jednak nowego przyjaciela,
tajemniczego mieszkańca wiekowego lasu przylegającego do podobno
przeklętej posiadłości. Niedoszłego samobójcę, który
przedstawia się jej jako Pentlee von Schubienik. Samotna w wielkim
domu nastolatka postanawia utrzymać w sekrecie swoją niezwykłą
relację z młodym mężczyzną mówiącym zagadkami. Włóczęgą
najwyraźniej kompletnie nierozumiejącym otaczającego go świata i
budzącym nieokreślony niepokój w młodej gniewnej.
|
Okładka książki. „Lee
Schubienik. Tom I", Novae Res 2020
|
Debiutancka
powieść pracującej w dziekanacie Wyższej Szkoły Zarządzania i
Administracji w Opolu, z wykształcenia historyczki Aleksandry
Konefał. Pierwotnie wydana w 2020 roku przez oficynę Novae Res w
kreskówkowej okładce projektu Pauliny Radomskiej-Skierkowskiej,
historia, która wykluwała się dziesięć lat, a przez samą
autorkę jest określana jako młodzieżowa obyczajówka z elementami
grozy. Do pisania Konefał zasiadła jeszcze w okresie studiów, ale
fundamenty pod tę neogotycką pracę zostały położone jeszcze
wcześniej, kiedy to jako nastolatka odkryła powieściową serię o
młodym czarodzieju J.K. Rowling. Największy wpływ na „Lee
Schubienika” miała jednak twórczość jej ulubionego prozaika i
poety Edgara Allana Poego oraz groteskowo mroczne filmowe klimaty
Tima Burtona. Początkująca polska pisarka odwoływała się do
swojej „odwiecznej” fascynacji zagadkowymi opowieściami o
zabarwieniu nadnaturalnym. Niedookreśloną grozą, niedosłownym
horrorem i (neo)gotycką literaturą romantyczną. W 2023 roku,
również nakładem wydawnictwa Novae Res, ukazał się drugi tom
niepokojących przygód nastoletniej Alicji (spójna szata graficzna)
z fikcyjnej krainy nawiedzonej przez tytułowego nieznajomego.
„Kruk”,
„Czarny kot” i „Zagłada domu Usherów” Edgara Allana Poego
spotykają „Sok z żuka”, „Edwarda Nożycorękiego” i
„Jeźdźca bez głowy” (na podstawie „Legendy o Sennej
Kotlinie”, klasycznego opowiadania grozy Washingtona Irvinga) Tima
Burtona. Czarowny świat Aleksandry Konefał. Stylowe otwarcie
planowanego cyklu o tajemniczym Lee. Burtonowski klimat gotycki w
fikcyjnej mieścinie w nieokreślonej przeszłości (może też
nasuwać skojarzenia z trylogią „Nevermore” Kelly Creagh).
Nadnaturalny horror w życzliwym uścisku z młodzieżową opowieścią
przygodowo-romantyczną. Zdumiewająco zgodna koegzystencja gatunków.
Dom na przeklętym wzgórzu, „szalony dom, kryjący w swym wnętrzu
ciemność” na Półwyspie Fenińskim od pokoleń należy do
szlacheckiego rodu, którego najmłodszą przedstawicielką jest
Alicja von Tochek. Właściwie w jej czasach arystokratyczny tytuł
noszony przez jej ojca to w gruncie rzeczy nic nieznaczące słowo,
niejako z przyzwyczajenia dodawane przed nazwiskiem. Nie należy
jednak przez to rozumieć, że baron Mario von Tochek nie cieszy się
wielkim poważaniem w swojej małej ojczyźnie. Zapomnianym przez
Boga, ciasny, ale urokliwym miasteczku Statton, sąsiadującym z
niedawnym domem siedemnastoletniej Alicji von Tochek. Dumnym Alton,
gdzie na pierwszy rzut oka człowiek ma większe możliwości
rozwoju. Główna bohaterka „Lee Schubienika” Aleksandry Konefał,
zgodnie z wolą swojej biologicznej matki, uczęszczała do
prywatnego żeńskiego liceum w Alton. Mieszkała w tamtejszym
ośrodku akademickim dla dziewcząt, zanim jej ojciec, najpewniej w
porozumieniu ze swoją „nieprzyzwoicie młodą” aktualną
partnerką Arabellą, nie uznał za stosowne ściągnąć swojej
latorośli z powrotem do ponurego „zamczyska”, wzniesionego przed
wiekami na najwyższym wzgórzu w Statton. Bezwstydnie korzysta pani
Konefał z zabytkowych rekwizytów nadnaturalnej sceny niemuzycznej.
Miast silić się na oryginalność, śmiało sięga po pozornie
wyświechtane motywy, tradycyjne elementy kultury gotyckiej.
Nawiedzony dom na wzgórzu, tajemniczy przybysz, „zła macocha” i
jej arogancki braciszek, niepodobna do siebie pani Danvers, zagadkowa
zaraza, czarny kot, podejrzany jegomość w gospodzie, sentymentalny
staruszek w centrum, morderstwo sprzed lat i cała seria dziwnych
zdarzeń rejestrowanych przez „księżniczkę” trzymaną w złotej
klatce i śniącą o zgoła innej klatce. Rozgoryczoną dziewczynę,
która pewnego pogodnego dnia nieopodal znienawidzonej rodzinnej
rezydencji, nadziewa się na chodzącą kupkę nieszczęścia. Na oko
niewiele od niej starszego człowieka, czyniącego przygotowania do
samobójstwa. Do powieszenia się na gałęzi smutnego drzewa,
wiekowego członka zielonej armii, której szeregi już wkrótce mogą
zostać przerzedzone. Pentlee 'Lee' von Schubienik, liczący sobie co
najmniej dwadzieścia wiosen, stworzenie zachowujące się, nawet nie
jak przybysz z innej planety, ale jak ktoś, kto urodził się przed
chwilą. Najprostszym wyjaśnieniem jest amnezja, jakiś paranoiczny
głosik w głowie Alicji von Tochek, nieustępliwie doradza jej
jednak maksymalną otwartość na bardziej skomplikowane wyjaśnienie
fascynującego przypadku niedoszłego wisielca. Szalenie
enigmatycznego człowieka z lasu, nad którym introwertyczna
nastolatka z niesławnego domostwa „stojącego samotnie pośród
wzniesień”, roztoczy niezbyt troskliwą opiekę. W międzyczasie
użerając się z wyniosłym Derekiem Thinheadem, którego
najwyraźniej również nie cieszy planowany ślub jego starszej
siostry z najlepszą partią w mieście. Zamożnym wdowcem, który
przypadkiem jest biologicznym ojcem koleżanki Dereka ze „szkolnej
ławy” - mini klasa pani Donell, starszej kobiety powszechnie
uważanej za najlepsza prywatną nauczycielkę w „zabitym dechami”
zakątku fikcyjnego Półwyspu Fenińskiego.
|
Materiał promocyjny. „Lee
Schubienik. Tom I", Novae Res 2020 |
Witamy
w Strefie Mroku Aleksandry Konefał! W koszmarnych realiach
półsieroty z sennego miasteczka z krwawą historią i mocno
niepewną przyszłością. Upiorna teraźniejszość i niewykluczone,
że nieistniejąca przyszłość nieimponującej wspólnoty lokalnej.
W końcu siedemnastoletnia protagonistka „Lee Schubienika”
przywykła do spacerów pod obstrzałem uporczywych spojrzeń
namiętnych plotkarek i okazjonalnych obiadów w tutejszym królestwie
pijaństwa. Do pustych kobiet i grubiańskich mężczyzn. Alicji von
Tochek od czasu tragicznej śmierci matki doskwiera samotność.
Zwłaszcza teraz, bo choć jej życie w Alton nie było usłane
różami, czuła się tam nieporównywalnie lepiej niż we własnym
domu. Miejscu, z którym wiążą się najlepsze, ale i najgorsze
wspomnienia czołowej postaci wybornie klimatycznej opowieści z
dreszczykiem damy zakochanej w twórczości Wielkiego Edgara. Zapewne
stąd wziął się znamienny (pewnikiem zły omen) trzepot czarnych
skrzydeł i czarny (tutaj tłusty) kot, chadzający własnymi
drogami, wścibski pupil w najlepszym razie ekscentrycznego, w
najgorszym obłąkanego właściciela jedynego zakładu pogrzebowego
w Statton. Naturalną koleją rzeczy myśli Alicji najczęściej
zaprząta jej oderwany od rzeczywistości sekretny przyjaciel. Nie
można powiedzieć, że baronówna czuje się komfortowo w
towarzystwie totalnie zagubionego kawalera – daleko jej do tego –
ale ewidentnie jest między nimi jakaś chemia. Zwierzęcy magnetyzm,
potencjalnie niebezpieczne wzajemne przyciąganie dwóch samotnych
istnień. Alicji wszak nie wystarcza przyjaźń z młodym lokajem
imieniem Bartie, którego najważniejszym obowiązkiem jest dbanie o
bezpieczeństwo jedynego dziecka rozbrajająco ufnego pana domu.
Utrzymującego przyjazne stosunki ze służbą, rządzącego miękką
ręką, w gruncie rzeczy sympatycznego, wypływowego człowieka,
który nie pozostawił mi wątpliwości, że podziela marzenie Alicji
o odbudowaniu ich stosunków. Baron Mario von Tochek tęskni za swoją
córeczka równie mocno jak ona za nim. Żyją pod jednym dachem, ale
nader rzadko się widują. Nie dlatego, że rezydencja von Tochków
to istny labirynt – ogromna nieruchomość z poplątanymi
korytarzami, za dnia zwykle tonącymi w półmroku, a nocą skąpanymi
w egipskich ciemnościach, których niepodobna rozproszyć ułomną
elektrycznością (dobro, na które nie wszyscy mogą sobie pozwolić,
co w połączeniu ze wszechobecnymi powozami konnymi każe mi sądzić,
że akcja omawianej powieści toczy się w XIX wieku) – problemem
jest brak pomysłu na odwrócenie bolesnego procesu, który zaczął
się wraz z potworną śmiercią Doris von Tochek. Ojciec i córka
mimowolnie oddalali się od siebie, a teraz może być już za późno
na zakopywanie rowów. Bo baron znalazł sobie nową rodzinę?
Najwyżej dwudziestopięcioletnia Arabella Thinhead, mieszkająca w
podupadłej rezydencji w Statton z krnąbrnym osiemnastoletnim bratem
Derekiem, desperacko zabiega o akceptację Alicji, która przysięgła
sobie, że za żadne skarby świata nie zaakceptuje ani tej, ani
żadnej innej wybranki ojca. W odróżnieniu od niego pozostanie
wierna biednej Doris, nie zdradzi swojej ukochanej matki, bo tak
interpretuje miłosne uniesienie dojrzałego dżentelmena, który
wypowiedział żałosną wojnę niezwyciężonemu(?) czasowi.
Niewydarzony Piotruś Pan, beznadziejnie zakochany w wyrachowanej
materialistce albo po prostu człowiek, który po latach w
nieprzeniknionej ciemności wreszcie znalazł swoje słońce.
Wyciągnięty z otchłani rozpaczy przez młodą kobietę, która
„jak każdy dźwiga własny krzyż”. „Lee Schubienik”
Aleksandry Konefał to opowieść o samotności, potrzebie
akceptacji, o szukaniu swojego miejsca na ziemi, odrobiny szczęścia
w egzystencjalnej matni, drobnych radości w monotonii dnia
codziennego. W klatce doktora Jekylla i pana Hyde'a z kruczoczarnymi
skrzydłami. Młodzieżowy horror również dla starszych
czytelników. Rozsmakowanych w starej szkole straszenia, w mrocznej
literaturze klasycznej, w pełzającej grozie nie z tego świata.
Opowieściach wchodzących pod skórę, bardziej wyczuwalnych niż
widzialnych przyjemnie nieprzyjemnych robalach zawzięcie torujących
sobie drogę do serca czytelnika. Zaambarasowanego, struchlałego,
czy tylko zafrapowanego tymi wszystkimi niejasnościami, rebusami z
nienachalnie makabrycznego, pysznie subtelnego... upiornie
czarodziejskiego świata zamkniętego na kartach „Lee Schubienika”.
Tego życzę wszystkim mile widzianym gościom wyimaginowanej krainy
miodem i octem płynącej, że tak to ujmę, gotycko uwrażliwionej,
początkującej powieściopisarki z niebanalnym warsztatem:
plastycznym w swojej prostocie.
Masz
słabość do wiktoriańskich ghost stories? Cenisz sobie
klimaty gotyckie, po burtonowsku przypudrowane? Nie masz nic
przeciwko hybrydom gatunkowym? Kochasz nastrojowe historie z
dreszczykiem, radośnie korzystające ze sprawdzonych motywów,
bardziej podtrzymujące piękne tradycje, aniżeli wprowadzające
jakieś nowości do bezkresnego świata horroru? Jeśli Twoja
odpowiedź na przynajmniej połowę z powyższych pytań jest
twierdząca, to mam dla Ciebie dwa słowa: „Lee Schubienik”.
Powieściowy debiut Aleksandry Konefał, hipnotyczny „pierwszy
rozdział legendy o sennej mieścinie”. Chwytający za serce list
miłosny do twórczości Edgara Allana Poego, spryskany sokiem z
żuka. Rzadki towar na polskim rynku. Jam oczarowana!
Za
książkę bardzo dziękuję wydawnictwu
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz