Recenzja
może zawierać spoilery pierwszego tomu „Lee Schubienika”
Aleksandry Konefał
Po
masakrze w posiadłości barona Mario von Tochka jego
siedemnastoletnia córka Alicja trafia do kryjówki enigmatycznego
Nathaniela, gdzie powoli dochodzi do zdrowia. Mężczyzna nie daje
jej odpowiedzi na nurtujące ją pytania, ale twierdzi, że
zdradziecki przyjaciel Alicji, tajemniczy Lee Schubienik, nie zostawi
jej w spokoju i upiera się przy jak najszybszym wyjeździe baronówny
z przeklętego miasteczka. Nathaniel nie ma wątpliwości, że
wcześniej czy później dojdzie do ponownego spotkania panny von
Tochek z jej mrocznym prześladowcą, utrzymuje, że nie ma takiego
miejsca, w którym Alicja mogłaby skutecznie ukryć się przed
śmiertelnie niebezpieczną istotą, ale odwleczenie nieuniknionego
jest niezbędne do ostatecznego pozbycia się nadnaturalnego
problemu, ponieważ nastolatka nie jest gotowa do konfrontacji ze
zmorą miasteczka Statton. Niegodny zaufania wybawca Alicji zamierza
bezpiecznie przewieźć ją do lepszej kryjówki i wrócić do swojej
zagadkowej misji. Zadanie utrudnia mu sama Alicja, niesforna młoda
dama wystawiająca ich na niepotrzebne ryzyko w desperackiej pogoni
za odpowiedziami.
|
Okładka książki. „Lee Schubienik. Tom II”, Novae Res 2023
|
Ciąg
dalszy listu miłosnego do twórczości Edgara Allana Poego i Tima
Burtona, bezpośrednia kontynuacja stylowej debiutanckiej powieści Aleksandry Konefał pierwotnie wydanej w 2020 roku przez oficynę
Novae Res. „Lee Schubienik. Tom II” objawił się w 2023 roku pod
szyldem tego samego wydawnictwa, w miękkiej oprawie graficznie
korespondującej z otwarciem tej prawdopodobnej dylogii. W każdym
razie autorka nie planuje kolejnej odsłony mrocznych przygód Alicji
z Krainy Gotyckiej – chce skupić się na innych pomysłach, rzucić
się w wir pracy nad utworami fabularnie niepowiązanymi z
neogotyckimi powieściami o tajemniczym Lee. Ale zważywszy na
niesłabnącą miłość pani Konefał do makabrycznych i
romantycznych historii Wielkiego Edgara oraz specyficznych klimatów
Tima Burtona, można się spodziewać podobnych aur niepogodowych w
planowanych oddzielnych powieściach miłośniczki niesamowitych
opowieści nieoczywistych. Grozy niedookreślonej, bardziej
zasugerowanej, niż zdefiniowanej. Mrocznych utworów
pozostawiających miejsce dla interpretacji własnej każdego
odbiorcy.
„Granica
między żałobą a szaleństwem jest bardzo cienka i często jedno
dopełnia drugie.”
Witamy
ponownie w fikcyjnym miasteczku Statton - i okolicy - na Półwyspie
Fenińskim w bliżej nieokreślonej przeszłości. Niemniej wszystko
przemawia za XIX wiekiem. Tom drugi „Lee Schubienika” zaczyna się
tam, gdzie skończył się pierwszy i choć autorka wyraźnie
pomyślała o czytelnikach niezaznajomionych z wcześniejszymi
wydarzeniami w przeklętej mieścinie, przypomnienie co poniektórych
scen (streszczenia) z jej powieściowego debiutu nie gwarantuje
pomyślnej aklimatyzacji w niepospolitym świecie Aleksandry Konefał.
Nie, nie radzę brać się za dwójkę przed pochyleniem nad jedynką,
gdzie w gruncie rzeczy zawiązują się wątki pociągnięte w
omawianym dziełku. Sporo krótszym od swojej poprzedniczki i
utrzymanym w szybszym tempie. Szczerze mówiąc nie jestem przekonana
do dzielenia tej opowieści; marzy mi się wznowienie „Lee
Schubienika” w jednej grubszej publikacji – stopienie tomu
pierwszego i odpowiednio zredagowanego tomu drugiego. Przypuszczalne
efektywniejsze spożytkowanie pieczołowicie budowanej, konsekwentnie
zagęszczanej atmosfery niesamowitości w barwnym uniwersum Alicji
von Tochek. Siedemnastoletniej córki właściciela rozległej
posiadłości sąsiadującej z prastarym lasem. Nawiedzony dom na
wzgórzu i nawiedzony las, gdzie według legend można nadziać się
między innymi na bezlitosnego upiora bez głowy – myślę, że
skojarzenia z „Jeźdźcem bez głowy” Tima Burtona, filmową
adaptacją opowiadania Washingtona Irvinga pt. „Legenda o Sennej
Kotlinie”, będzie tutaj jak najbardziej na miejscu, powiedziałabym
wręcz, że to ewidentne nawiązanie do rzeczonej produkcji.
Rezydencja, w której przelała się rzeka ludzkiej krwi. Alicji
udało się ujść z życiem dzięki interwencji tajemniczego
przybysza, samotnego wędrowcy przedstawiającego się jako
Nathaniel. Mężczyznę ponad wszelką wątpliwość coś łączyło
z Doris von Tochek, ukochaną rodzicielką Alicji, która przed laty
została zamordowana przez niezidentyfikowanej osobnika. Przyjaźń
czy romans? Chwilowo bardziej palącą kwestią dla współlokatorki
frustrująco małomównego Nathaniela jest ostatnia masakra w
Statton. Dziewczyna nie ma wątpliwości, że sprawcą był jej
niedawny sekretny przyjaciel, zagadkowe stworzenie, które mogło też
przywlec inne nieszczęścia do tej wyjątkowo pechowej mieściny.
Alicja czuje się współodpowiedzialna za niewyobrażalną rzeź w
posiadłości Mario von Tochka. Potworne wyrzuty sumienia młodej
istoty, która być może została sama na tym bezdusznym świecie.
Bo Alicja ma przeczucie graniczące z pewnością, że nie powinna
ufać swojemu zahartowanemu w bojach nowemu towarzyszowi. Nathaniel
ma doświadczenie w walce z siłami nieczystymi, ale przekonuje, że
jego rola w sprawie Lee Schubienika jest mocno ograniczona. Z
jakiegoś powodu nie może wyręczyć Alicji w pozbyciu się skrajnie
niebezpiecznego natręta, ale chętnie pomoże jej zyskać na czasie.
Rozmiłowany w zabijaniu, z rozkoszą upuszczający krew
niekoniecznie wyłącznie winnych, siewca śmierci z hipotetycznie
rozległą wiedzą na temat nieprozaicznych zjawisk od wieków
zachodzących w Statton, zapewne tylko przez wzgląd na jej matkę,
postanowił wziąć pod swoje skrzydła tę krnąbrną pannicę. Albo
ma jakieś ukryte zamiary wobec niej. Naiwnej dziewczynki
wymądrzającej się w sprawach, o których nie ma bladego pojęcia.
|
źródło, oficjalny profil autorki: https://www.facebook.com/myartisticasylum/
|
Dalsze
losy nastoletniej Alicji von Tochek w drugim tomie „Lee
Schubienika” Aleksandry Konefał nierównomiernie przeplatają się
z perypetiami niejakiej panny Mirbach. Rozdziałów skoncentrowanych
na tej pierwszej jest zdecydowanie więcej, ale w moim odbiorze
nauczycielka z Alton nie mniej zawzięcie zabiega o uwagę
czytelnika. W tym celu wykorzystując młodego Leonarda, swojego
ulubionego ucznia; stroniącego od towarzystwa, nadzwyczaj (a
przynajmniej jak na swój wiek) dojrzałego emocjonalnie mola
książkowego z hipnotycznym wzrokiem – czerń, w której łatwo
się utopić – mającego zadatki na wybitnego powieściopisarza i
poetę. Beznadziejnie zakochanego w dramatycznych opowieściach z
tragicznymi zakończeniami, a szczególnie Leonard upodobał sobie
legendę o Dendryku Wspaniałym i jego zaskakującej wybrance. Dla
jednych zwykła legenda, dla innych ważny kawałek historii Statton.
Przełomowy moment w dziejach miasteczka? Tak czy inaczej, pannie
Mirbach udaje się pokonać mur, który uzdolniony młodzieniec
wzniósł wokół siebie. Mało tego: nauczycielka ma powody
przypuszczać, że chłopak się w niej zadurzył, co nieszczególnie
ją niepokoi, choćby dlatego, że takie zauroczenia dość często
się zdarzają i przeważnie szybko mijają. Trudno jednak oprzeć
się wrażeniu, że pannie Mirbach schlebia adoracja ucznia, że nie
miałaby nic przeciwko zacieśnieniu ich więzi. Mamy więc dwie
opowieści, które prawie na pewno prędzej czy później się
połączą. A czy wyklują się wreszcie jakieś jednoznaczne
odpowiedzi? W świecie zaprojektowanym przez entuzjastkę historii
niedopowiedzianych, niewykładających wszystkiego na złotych
tacach? Konefał rozczarowałaby mnie, gdyby zdecydowała się
pozamykać wszystkie furtki, bo to jedna z tych tajemnic, która w
moim przekonaniu nie powinna zostać w całości odkryta. Nie mam
wątpliwości, że ostateczne rozwiązanie nieznośnie osłabiłoby
unikalną moc „Lee Schubienika”, jednego z moich największych
tegorocznych odkryć literackich. Tytułowy (anty?)bohater tym razem,
przynajmniej przez większość lektury, będzie musiał zadowolić
się rolą cienia. Niewidzialna obecność od czasu do czasu
gwałtowanie wdzierająca się w osobistą przestrzeń strudzonej
wędrowczyni, zamazana sylwetka przemykająca tak blisko biednej
dziewczyny, że dociera do niej jej przykry zapach –
charakterystyczny odór ziemi, w której rozkłada się jakieś
mięsko; gnilny aromat przyrody – złowieszczy szept i wreszcie
domniemany odpowiedzialny za obrazy nieproszenie wciskające się do
głowy Alicji. Właściwie te wybornie klimatyczne incydenty bardziej
przypominają podróże w przeszłość. Specjalne wykłady z
historia Statton, oryginalne lekcje groźnego indywiduum,
ekstremalnie ekscentrycznego nauczyciela nieprzynależącego do tego
świata i zarazem nierozerwalnie, tragicznie doń przywiązanego.
Stalker spoza czasu i przestrzeni;) Deszcz ptaków, eksplodujące
głowy (pierwsza myśl? Oczywiście „Skanerzy” Davida
Cronenberga) i przede wszystkim zaraza nieubłaganie dziesiątkująca
tutejszą ludność. To wszystko wina Lee Schubienika czy tego
drugiego: obsesji Nathaniela albo innego potwora przybyłego do
Statton? I jeszcze polowanie na czarownice. Poczynając od Alicji? W
tym miejscu zakradła się drobna niekonsekwencja, a ściślej
podczas wyciągania informacji z młodego pomocnika miejscowego
grabarza, wstrętnego Wiktora (najmniej lubiany mieszkaniec
najgorszej miejscowości na nieistniejącym Półwyspie Fenińskim),
mającego równie niepokojącego, wręcz powszechnie znienawidzonego
tłustego kota Fantoma. Najpierw młody pracownik Wiktora stwierdza,
że wszyscy są pewni, iż Alicja nie żyje, a w dalszej części ich
niewesołej konwersacji mówi o poszukiwaniach dziewczyny w związku
z masakrą w posiadłości jej ojca. W każdym razie w Statton
wkrótce dojdzie do tego, czego spodziewałam się podczas pandemii
COVID-19. Wrócą średniowieczne metody radzenia sobie z problemami.
Wsączy się zabobonna trucizna w serca dotąd nieszkodliwych ludzi.
Strach najpoczciwsze dusze w mgnieniu oka zamienia w sadystyczne
kreatury, dziwnie podobne do bezrozumnej masy z „Nocy żywych trupów” George'a A. Romero. „Lee Schubienik. Tom II” jest
bardziej krwisty od swojej poprzedniczki (ale bez przesady), co w
moich oczach pięknie wkomponowało się w czarowny klimat tego
literackiego świata. Naturalne następstwa nienaturalnych wydarzeń
przedstawionych w części pierwszej. Szkoda tylko, że wędrówka
Alicji nie trwała dłużej, tak bym mogła porządnie nasycić się
atmosferą panującą we wszystkich odwiedzanych przez nią
miejscach. Napchać się tą niebanalną energią (wyborna mieszanka
nieśmiertelnego Edgara, zwariowanego Tima i polskiej gotycko
uduchowionej artystki) tak jak ostatnio.
Rasowy
horror czy młodzieżowa powieść przygodowa? A nie może być i to,
i to? Aleksandra Konefał nie jest zainteresowana poruszaniem się w
ciasnych szufladkach gatunkowych. Woli szyć patchworkowe kołderki,
dopasowywać do siebie elementy z różnych bajek. Tworzyć
fantazyjne kształty z kawałków przeróżnych tkanin. Oby wytrwała
w tym postanowieniu, skomponowała więcej takich
romantyczno-przygodowych symfonii grozy, jak „Lee Schubienik”.
Więcej tak porywających opowieści! Niezwykła wrażliwość z
(o)polskiego podwórka.
Za
książkę bardzo dziękuję wydawnictwu
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz