piątek, 14 lipca 2023

Aleksandra Konefał „Lee Schubienik. Tom I”

 
Siedemnastoletnia Alicja zostaje zmuszona przez swojego ojca, barona Mario von Tochka, do zakończenia nauki w liceum dla dziewcząt i uczestniczenia w prywatnych lekcjach zorganizowanych w ich ponurej rezydencji na najwyższym wzgórzu w miasteczku Statton na Półwyspie Fenińskim. W indywidualnym programie nauczania podobno najlepszej prywatnej nauczycielki w okolicy ma brać udział także osiemnastoletni Derek Thinhead, opryskliwy młodszy brat przyszłej żony barona, Arabelli, bezskutecznie zabiegającej o akceptację Alicji. Pełnej gniewu dziewczyny, która lepszy kontakt ma ze służbą niż ze swoim rodzicielem. Nieoczekiwanie zyskuje jednak nowego przyjaciela, tajemniczego mieszkańca wiekowego lasu przylegającego do podobno przeklętej posiadłości. Niedoszłego samobójcę, który przedstawia się jej jako Pentlee von Schubienik. Samotna w wielkim domu nastolatka postanawia utrzymać w sekrecie swoją niezwykłą relację z młodym mężczyzną mówiącym zagadkami. Włóczęgą najwyraźniej kompletnie nierozumiejącym otaczającego go świata i budzącym nieokreślony niepokój w młodej gniewnej.

Okładka książki. „Lee Schubienik. Tom I", Novae Res 2020

Debiutancka powieść pracującej w dziekanacie Wyższej Szkoły Zarządzania i Administracji w Opolu, z wykształcenia historyczki Aleksandry Konefał. Pierwotnie wydana w 2020 roku przez oficynę Novae Res w kreskówkowej okładce projektu Pauliny Radomskiej-Skierkowskiej, historia, która wykluwała się dziesięć lat, a przez samą autorkę jest określana jako młodzieżowa obyczajówka z elementami grozy. Do pisania Konefał zasiadła jeszcze w okresie studiów, ale fundamenty pod tę neogotycką pracę zostały położone jeszcze wcześniej, kiedy to jako nastolatka odkryła powieściową serię o młodym czarodzieju J.K. Rowling. Największy wpływ na „Lee Schubienika” miała jednak twórczość jej ulubionego prozaika i poety Edgara Allana Poego oraz groteskowo mroczne filmowe klimaty Tima Burtona. Początkująca polska pisarka odwoływała się do swojej „odwiecznej” fascynacji zagadkowymi opowieściami o zabarwieniu nadnaturalnym. Niedookreśloną grozą, niedosłownym horrorem i (neo)gotycką literaturą romantyczną. W 2023 roku, również nakładem wydawnictwa Novae Res, ukazał się drugi tom niepokojących przygód nastoletniej Alicji (spójna szata graficzna) z fikcyjnej krainy nawiedzonej przez tytułowego nieznajomego.

Kruk”, „Czarny kot” i „Zagłada domu Usherów” Edgara Allana Poego spotykają „Sok z żuka”, „Edwarda Nożycorękiego” i „Jeźdźca bez głowy” (na podstawie „Legendy o Sennej Kotlinie”, klasycznego opowiadania grozy Washingtona Irvinga) Tima Burtona. Czarowny świat Aleksandry Konefał. Stylowe otwarcie planowanego cyklu o tajemniczym Lee. Burtonowski klimat gotycki w fikcyjnej mieścinie w nieokreślonej przeszłości (może też nasuwać skojarzenia z trylogią „Nevermore” Kelly Creagh). Nadnaturalny horror w życzliwym uścisku z młodzieżową opowieścią przygodowo-romantyczną. Zdumiewająco zgodna koegzystencja gatunków. Dom na przeklętym wzgórzu, „szalony dom, kryjący w swym wnętrzu ciemność” na Półwyspie Fenińskim od pokoleń należy do szlacheckiego rodu, którego najmłodszą przedstawicielką jest Alicja von Tochek. Właściwie w jej czasach arystokratyczny tytuł noszony przez jej ojca to w gruncie rzeczy nic nieznaczące słowo, niejako z przyzwyczajenia dodawane przed nazwiskiem. Nie należy jednak przez to rozumieć, że baron Mario von Tochek nie cieszy się wielkim poważaniem w swojej małej ojczyźnie. Zapomnianym przez Boga, ciasny, ale urokliwym miasteczku Statton, sąsiadującym z niedawnym domem siedemnastoletniej Alicji von Tochek. Dumnym Alton, gdzie na pierwszy rzut oka człowiek ma większe możliwości rozwoju. Główna bohaterka „Lee Schubienika” Aleksandry Konefał, zgodnie z wolą swojej biologicznej matki, uczęszczała do prywatnego żeńskiego liceum w Alton. Mieszkała w tamtejszym ośrodku akademickim dla dziewcząt, zanim jej ojciec, najpewniej w porozumieniu ze swoją „nieprzyzwoicie młodą” aktualną partnerką Arabellą, nie uznał za stosowne ściągnąć swojej latorośli z powrotem do ponurego „zamczyska”, wzniesionego przed wiekami na najwyższym wzgórzu w Statton. Bezwstydnie korzysta pani Konefał z zabytkowych rekwizytów nadnaturalnej sceny niemuzycznej. Miast silić się na oryginalność, śmiało sięga po pozornie wyświechtane motywy, tradycyjne elementy kultury gotyckiej. Nawiedzony dom na wzgórzu, tajemniczy przybysz, „zła macocha” i jej arogancki braciszek, niepodobna do siebie pani Danvers, zagadkowa zaraza, czarny kot, podejrzany jegomość w gospodzie, sentymentalny staruszek w centrum, morderstwo sprzed lat i cała seria dziwnych zdarzeń rejestrowanych przez „księżniczkę” trzymaną w złotej klatce i śniącą o zgoła innej klatce. Rozgoryczoną dziewczynę, która pewnego pogodnego dnia nieopodal znienawidzonej rodzinnej rezydencji, nadziewa się na chodzącą kupkę nieszczęścia. Na oko niewiele od niej starszego człowieka, czyniącego przygotowania do samobójstwa. Do powieszenia się na gałęzi smutnego drzewa, wiekowego członka zielonej armii, której szeregi już wkrótce mogą zostać przerzedzone. Pentlee 'Lee' von Schubienik, liczący sobie co najmniej dwadzieścia wiosen, stworzenie zachowujące się, nawet nie jak przybysz z innej planety, ale jak ktoś, kto urodził się przed chwilą. Najprostszym wyjaśnieniem jest amnezja, jakiś paranoiczny głosik w głowie Alicji von Tochek, nieustępliwie doradza jej jednak maksymalną otwartość na bardziej skomplikowane wyjaśnienie fascynującego przypadku niedoszłego wisielca. Szalenie enigmatycznego człowieka z lasu, nad którym introwertyczna nastolatka z niesławnego domostwa „stojącego samotnie pośród wzniesień”, roztoczy niezbyt troskliwą opiekę. W międzyczasie użerając się z wyniosłym Derekiem Thinheadem, którego najwyraźniej również nie cieszy planowany ślub jego starszej siostry z najlepszą partią w mieście. Zamożnym wdowcem, który przypadkiem jest biologicznym ojcem koleżanki Dereka ze „szkolnej ławy” - mini klasa pani Donell, starszej kobiety powszechnie uważanej za najlepsza prywatną nauczycielkę w „zabitym dechami” zakątku fikcyjnego Półwyspu Fenińskiego.

Materiał promocyjny. „Lee Schubienik. Tom I", Novae Res 2020

Witamy w Strefie Mroku Aleksandry Konefał! W koszmarnych realiach półsieroty z sennego miasteczka z krwawą historią i mocno niepewną przyszłością. Upiorna teraźniejszość i niewykluczone, że nieistniejąca przyszłość nieimponującej wspólnoty lokalnej. W końcu siedemnastoletnia protagonistka „Lee Schubienika” przywykła do spacerów pod obstrzałem uporczywych spojrzeń namiętnych plotkarek i okazjonalnych obiadów w tutejszym królestwie pijaństwa. Do pustych kobiet i grubiańskich mężczyzn. Alicji von Tochek od czasu tragicznej śmierci matki doskwiera samotność. Zwłaszcza teraz, bo choć jej życie w Alton nie było usłane różami, czuła się tam nieporównywalnie lepiej niż we własnym domu. Miejscu, z którym wiążą się najlepsze, ale i najgorsze wspomnienia czołowej postaci wybornie klimatycznej opowieści z dreszczykiem damy zakochanej w twórczości Wielkiego Edgara. Zapewne stąd wziął się znamienny (pewnikiem zły omen) trzepot czarnych skrzydeł i czarny (tutaj tłusty) kot, chadzający własnymi drogami, wścibski pupil w najlepszym razie ekscentrycznego, w najgorszym obłąkanego właściciela jedynego zakładu pogrzebowego w Statton. Naturalną koleją rzeczy myśli Alicji najczęściej zaprząta jej oderwany od rzeczywistości sekretny przyjaciel. Nie można powiedzieć, że baronówna czuje się komfortowo w towarzystwie totalnie zagubionego kawalera – daleko jej do tego – ale ewidentnie jest między nimi jakaś chemia. Zwierzęcy magnetyzm, potencjalnie niebezpieczne wzajemne przyciąganie dwóch samotnych istnień. Alicji wszak nie wystarcza przyjaźń z młodym lokajem imieniem Bartie, którego najważniejszym obowiązkiem jest dbanie o bezpieczeństwo jedynego dziecka rozbrajająco ufnego pana domu. Utrzymującego przyjazne stosunki ze służbą, rządzącego miękką ręką, w gruncie rzeczy sympatycznego, wypływowego człowieka, który nie pozostawił mi wątpliwości, że podziela marzenie Alicji o odbudowaniu ich stosunków. Baron Mario von Tochek tęskni za swoją córeczka równie mocno jak ona za nim. Żyją pod jednym dachem, ale nader rzadko się widują. Nie dlatego, że rezydencja von Tochków to istny labirynt – ogromna nieruchomość z poplątanymi korytarzami, za dnia zwykle tonącymi w półmroku, a nocą skąpanymi w egipskich ciemnościach, których niepodobna rozproszyć ułomną elektrycznością (dobro, na które nie wszyscy mogą sobie pozwolić, co w połączeniu ze wszechobecnymi powozami konnymi każe mi sądzić, że akcja omawianej powieści toczy się w XIX wieku) – problemem jest brak pomysłu na odwrócenie bolesnego procesu, który zaczął się wraz z potworną śmiercią Doris von Tochek. Ojciec i córka mimowolnie oddalali się od siebie, a teraz może być już za późno na zakopywanie rowów. Bo baron znalazł sobie nową rodzinę? Najwyżej dwudziestopięcioletnia Arabella Thinhead, mieszkająca w podupadłej rezydencji w Statton z krnąbrnym osiemnastoletnim bratem Derekiem, desperacko zabiega o akceptację Alicji, która przysięgła sobie, że za żadne skarby świata nie zaakceptuje ani tej, ani żadnej innej wybranki ojca. W odróżnieniu od niego pozostanie wierna biednej Doris, nie zdradzi swojej ukochanej matki, bo tak interpretuje miłosne uniesienie dojrzałego dżentelmena, który wypowiedział żałosną wojnę niezwyciężonemu(?) czasowi. Niewydarzony Piotruś Pan, beznadziejnie zakochany w wyrachowanej materialistce albo po prostu człowiek, który po latach w nieprzeniknionej ciemności wreszcie znalazł swoje słońce. Wyciągnięty z otchłani rozpaczy przez młodą kobietę, która „jak każdy dźwiga własny krzyż”. „Lee Schubienik” Aleksandry Konefał to opowieść o samotności, potrzebie akceptacji, o szukaniu swojego miejsca na ziemi, odrobiny szczęścia w egzystencjalnej matni, drobnych radości w monotonii dnia codziennego. W klatce doktora Jekylla i pana Hyde'a z kruczoczarnymi skrzydłami. Młodzieżowy horror również dla starszych czytelników. Rozsmakowanych w starej szkole straszenia, w mrocznej literaturze klasycznej, w pełzającej grozie nie z tego świata. Opowieściach wchodzących pod skórę, bardziej wyczuwalnych niż widzialnych przyjemnie nieprzyjemnych robalach zawzięcie torujących sobie drogę do serca czytelnika. Zaambarasowanego, struchlałego, czy tylko zafrapowanego tymi wszystkimi niejasnościami, rebusami z nienachalnie makabrycznego, pysznie subtelnego... upiornie czarodziejskiego świata zamkniętego na kartach „Lee Schubienika”. Tego życzę wszystkim mile widzianym gościom wyimaginowanej krainy miodem i octem płynącej, że tak to ujmę, gotycko uwrażliwionej, początkującej powieściopisarki z niebanalnym warsztatem: plastycznym w swojej prostocie.

Masz słabość do wiktoriańskich ghost stories? Cenisz sobie klimaty gotyckie, po burtonowsku przypudrowane? Nie masz nic przeciwko hybrydom gatunkowym? Kochasz nastrojowe historie z dreszczykiem, radośnie korzystające ze sprawdzonych motywów, bardziej podtrzymujące piękne tradycje, aniżeli wprowadzające jakieś nowości do bezkresnego świata horroru? Jeśli Twoja odpowiedź na przynajmniej połowę z powyższych pytań jest twierdząca, to mam dla Ciebie dwa słowa: „Lee Schubienik”. Powieściowy debiut Aleksandry Konefał, hipnotyczny „pierwszy rozdział legendy o sennej mieścinie”. Chwytający za serce list miłosny do twórczości Edgara Allana Poego, spryskany sokiem z żuka. Rzadki towar na polskim rynku. Jam oczarowana!

Za książkę bardzo dziękuję wydawnictwu

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz