Aspołeczny
młody multimilioner Christian przez aplikację randkową poznaje
towarzyską studentkę Sigrid. Kobieta spędza u niego noc, a rano
doznaje szoku na widok dorosłego mężczyzny w kostiumie psa
grzecznie siedzącego obok łóżka swego pana. Christian próbuje
wyjaśnić, ale dziewczyna upiera się przy natychmiastowym powrocie
do akademika. Po rozmowie z przyjaciółką Sigrid postanawia dać
szansę ekscentrycznemu dziedzicowi fortuny mieszkającemu z
człowiekiem zachowującym się jak pies. Najlepszy przyjaciel
Christian ma na imię Frank i według bohatersko opiekującego się
nim wyobcowanego bogacza, chce być traktowany jak zwierzę. Sigrid
szybko przyzwyczaja się do tego nietypowego układu, pozytywnie
zaskakując nowego partnera nawiązaniem więzi z jego „pupilem”.
Wszystko wskazuje na to, że „dobry piesek” polubił dziewczynę
swego właściciela, że boleśnie samotny przedstawiciel norweskiej
klasy najwyższej wreszcie znalazł swoją drugą połówkę, idealną
kandydatkę na życiową towarzyszkę. Lepszego obrotu spraw nie mógł
sobie wymarzyć... żadna idylla nie trwa jednak wiecznie.
|
Plakat filmu. „Good Boy” 2022, Fredagsfilm AS, The Norwegian University of Science and Technology (NTNU)
|
W
2018 roku aspirującego filmowca z Norwegii Viljara Bøe nawiedziła
myśl o dorosłym człowieku przebranym za psa. Stwierdził, że to
doskonały pomysł na scenariusz i miał silne przeczucie graniczące
z pewnością, że zrodził się pod wpływem „Pięćdziesięciu
twarzy Greya” E.L. James, ewentualnie jej filmowej adaptacji w
reżyserii Sam Taylor-Johnson oraz „Pięknej i Bestii”
Gabrielle-Suzanne Barbot de Villeneuve bądź opartego na rzeczonej
starej baśni filmu animowanego ze stajni Walta Disneya w reżyserii
Kirka Wise'a i Gary'ego Trousdale'a lub filmu fabularnego w reżyserii
Billa Condona. Rozpoczęcie prac nad scenariuszem „Dobrego pieska!”
(oryg. „Good Boy” aka „Meg, deg & Frank aka „Me, You &
Frank”) musiało jeszcze trochę poczekać, gdyż Bøe woli jak
historie dojrzewają w nim w swoim, choćby nawet niemiłosiernie
wolnym tempie – artysta, który niczego nie chce robić na siłę.
Zarzeka się, że wcześniej nie słyszał o fetyszu „puppy style”,
przyznał jednak, że stronę wizualną jego specyficznego obrazu
inspirowały filmowe dokonania Larsa von Triera i styl Dogme 95
(manifest artystyczny wydany między innymi przez wspomnianego
duńskiego skandalistę w 1995 roku). Norweskiego thrillera
psychologicznego - przy czym pierwszy „akt” był konstruowany z
myślą o komedii romantycznej - częściowo zrealizowanego w
prywatnym domku reżysera i scenarzysty. Po raz pierwszy pokazany we
wrześniu 2022 roku na amerykańskim Beyond Fest – polska premiera
odbyła się w sierpniu 2023 na Octopus Film Festival – a szeroka
dystrybucja (internet, kino) ruszyła we wrześniu 2023.
Viljara
Bøe zawsze ciekawiła relacja człowieka i psa. Nazywani najlepszymi
przyjaciółmi, ale tak naprawdę niemający wyboru – stworzenia
tresowane, czasami boleśnie karane za zachowania odbiegające od
oczekiwań istot, nie wiedzieć czemu, przekonanych, że
ubezwłasnowolnione czworonogi darzą ich bezgraniczna miłością. W
każdym razie czołowy twórca „Dobrego pieska!” nie jest pewien,
czy przedstawiciele jego gatunku dobrze interpretują sygnały
wysyłane przez swoich pupili. A jeśli mylą nienawiść z miłością?
Może bycie czyjąś własnością nie podoba im się tak bardzo, jak
wielu myśli? Pan/pani, właściciel/właścicielka – czy tak
powinni się tytułować nasi przyjaciele? Nasi nie, ale o
najlepszych przyjaciołach człowieka jak najbardziej wypada wyrażać
się jak o rzeczach... albo niewolnikach. Ryzykowny eksperyment
myślowy Viljara Bøe, który miał świadomość, że jego film może
wywołać małą burzę, a już na pewno spodziewał się
kontrowersji wokół zakończenia „Dobrego pieska!”. Tak czy
inaczej, trudno nie doszukiwać się tutaj próby zrewolucjonizowania
myślenia o czworonożnych „członkach ludzkich rodzin”. Skoro
tak trudno wczuć się w stan wewnętrzny zwierząt, „stańmy się
nimi”. Umówmy się, że to nie jest człowiek, tylko pies.
Dehumanizacja stymulatorem empatii? Broń obosieczna. Ulubione
narzędzie opętanych żądzą władzy, można zwrócić przeciwko
nim. Wykorzystać jedną z pewniejszych metod budowania kapitału
politycznego - Divide et impera! - do rozwijania umiejętności,
która sojuszniczką pazernych na władzę na pewno nie jest.
Współczującym społeczeństwem trudniej się rządzi. Tylko czy
Christian (perfekcyjna kreacja Garda Løkke'a) chce być „na
szczycie łańcucha pokarmowego” w najmniejszej komórce
społecznej, jaką najwidoczniej szczerze pragnie zbudować? Rola
pana czyniąca zeń niewolnika? Nieakceptowalny społecznie komfort
życiowy długoletniego przyjaciela przeszkodą do uzyskania komfortu
własnego. Współczesny altruista najwyraźniej rozczarowany tempem
przemian obyczajowych na świecie. Już na pierwszej randce Christian
daje Sigrid (zadowalający występ Katrine Lovise Øpstad Fredriksen)
do zrozumienia, że nie podziela jej pozytywnego postrzegania
rzeczywistości. W przeciwieństwie do tej zdumiewająco
tolerancyjnej dziewczyny, Christian pewnie bez wahania podpisałby
się pod „obwieszczeniem” Rocky'ego Balboa: „Świat to nie
samo słoneczko i tęcze. To podłe i okrutne miejsce [...]”.
Wychowany w dobrobycie materialnym przystojny kawaler z potencjalną
i w ocenie Sigrid zupełnie niegroźną, wręcz uroczą obsesją na
punkcie kontroli (to jego liczenie spożytych kalorii), mentalnie
przygotował się na kolejne definitywne pożegnanie z sympatyczną
dziewczyną, a ta nagle zgłasza gotowość do zacieśniania więzi z
mężczyzną i jego „psem”. Nietradycyjny model rodziny. Instynkt
nakazał Sigrid ucieczkę, ale po rozmowie z najlepszą przyjaciółką
i współlokatorką Aurorą (niewielka rola Amalie Willoch Njaastad)
zawstydziła się tą rejteradą. Deklarowała pełne poparcie dla
systemowego wsparcia mniejszości społecznych (tj. zrównanie
mniejszości w prawach), a kiedy los powiedział „sprawdzam”,
zachowała się jak zdecydowana zwolenniczka „jedynego słusznego
modelu życia”. Wylazła z niej hipokrytka. Wróciła, żeby
odzyskać szacunek do samej siebie? Człowiek identyfikujący się z
psem nie zaszokował jej tak, jak „spojrzenie w twarz” Sigrid,
jakiej nie jest w stanie polubić? Albo poleciała na kasę.
|
Plakat filmu. „Good Boy” 2022, Fredagsfilm AS, The Norwegian University of Science and Technology (NTNU) |
Dopieszczona
sztuka minimalizmu w typowo skandynawskim - chłodnym - klimacie.
Niedrogi spektakl filmowy, wystawiony przez człowieka, który wbrew
obiegowej opinii nie uważa, że im większe zaplecze finansowe, tym
większa wolność artystyczna. Viljar Bøe podejrzewa, że jego
„Dobry piesek!” wyglądałby inaczej, gdyby „wyszedł” z
jakiejś nieszczędzącej na niego pieniędzy wielkiej firmy
producenckiej. Ograniczenia narzucane przez budżet bywają
nieporównywalnie mniejsze od ograniczeń narzucanych przez
producentów wykładających naprawdę grubą gotówkę w nadziei na
naprawdę gruby zysk. Autor bezkompromisowej opowieści o jednostce
psychicznie zwichrowanej przypuszczalnie musiałby przyciąć pazurki
tego „pieska”, ażeby nie odstraszyć szerszej publiki
(maksymalizacja stopy zwrotu z inwestycji). I zapomnieć o Dogme 95?
Może tylko uwzględnić więcej rekwizytów (punkt pierwszy
manifestu) i „elementów sztucznie wzbogacających akcję” (punkt
szósty manifestu), koniecznie w „akcie” pierwszym, bo
niepopularnie się wlecze. Slow burn romance z ociąganiem
przechodzący w rasowy psychothriller z bohaterką slasherową
- widać nie przyswoiła sobie wiedzy Randy'ego Meeksa. Toksyczny
trójkąt, jakiego w kinie raczej się nie spotyka. Nowatorska wizja
artystyczna, którą spokojnie mogło - ale według Viljara Bøe tak
nie było - zainspirować samo życie. Ona, on i Frank: chodzący jak
pies, jedzący i pijący jak pies, śpiący jak pies, szczekający,
obwąchujący i radośnie „merdający ogonem” (trzęsący
pośladkami) jak pies, ale formalnie rzecz biorąc to człowiek
przebrany za psa. Przynajmniej dopóki nie zyska się pewności, że
identyfikuje się jako pies. Pewnie nieprzypadkowo noszący imię
Christian (patrz: inspiracyjne źródełko Viljara Bøe) współlokator
tytułowej postaci, przekonuje, że wbrew pozorom, całkowicie nie
przyzwyczaił się do tej sytuacji. Stwarza wrażenie
niedostrzegającego jej wyjątkowości, a wręcz lekko zdziwionego
zmieszaniem bliźnich na widok człowieka zachowującego się jak
pies, ale zapewnia Sigrid, że po latach spędzonych z Frankiem nadal
postrzega ich układ jako dziwactwo. Mimo starań nie udało mu się
wmówić sobie, że przyjaciel z dzieciństwa jest przedstawicielem
innego gatunku. Stara się dla Franka i nikt nie jest w stanie
zawrócić go z tej drogi. Prędzej zrezygnuje z realizacji marzenia
o założeniu rodziny, niż porzuci swoją życiową misję? Przyjaźń
ważniejsza od miłości? Przez jego skromną posiadłość –
Sigrid jest zachwycona, ale jak się dowie, ile chłopak ma na
koncie, może dojść do wniosku, że to życie mocno poniżej jego
możliwości finansowych – podobno przewinęła się już niejedna
kobieta zainteresowana uwolnieniem Christiana od niewygodnego dla
niego statusu singla i żadna nie zdecydowała się powtórzyć tej
wizyty. Mówią, że szaleństwem jest robić wciąż to samo i
oczekiwać różnych rezultatów, a Christian konsekwentnie
przedstawiał Franka niedoszłym narzeczonym, zamiast pozbyć się
czynnika odstraszającego. Wreszcie postawić dobro własne nad
dobrem przyjaciela? Tak czy inaczej, cierpliwość się opłaciła –
okładany matrymonialnymi ciosami książę z bajki znalazł swoją
księżniczkę. Introwertyk i ekstrawertyczka. Pesymista i
optymistka. Pedant i bałaganiara. Planista i niezorganizowana.
Klejem „przyjaźń międzygatunkowa”, czy jak kto woli
umiejętność radykalnej akceptacji. Przystosowanie do życia w
niepodręcznikowej rodzinie. Misterna pułapka doświadczonego duetu
przestępczego? Metoda na mężczyznę identyfikującego się jako
pies? A może oryginalne podejście do podgatunku animal attack
(neo-animal attack)?
Zbrodnia z zazdrości? Niewolnik czuje się zaniedbywany przez pana?
Zmuszany do dzielenia przestrzeni z kobietą, która dla Franka w
gruncie rzeczy jest obca? Nieważne, że poznał jej zapach,
nieistotne, że Sigrid dobrze go traktuje, „pupilowi” Christiana
mimo wszystko bardziej mógł odpowiadać poprzedni ustrój w domu.
Wszystko rozstrzygnie się na odludziu. Z inności w swojskość.
Gatunkowe klisze wątpliwym ratunkiem dla skołowanego odbiorcy.
Ryzykowny rozwój innowacji. Efekt nowości wymieniony na efekt
powtarzalności. Interesująca struktura - skuteczne odwrócenie kota
ogonem – trzymająca w napięciu rozgrywka na dobrą sprawę
konwencjonalna, dynamicznie rozwijająca się opowieść mroczna z
mocną puentą - albo zmarnowanie dobrego pomysłu ucieczką w
wyświechtane rozwiązania fabularne. Zdania są podzielone.
Charyzmatyczny
urwis z Norwegi. Przekorna produkcja wyreżyserowana przez niezbyt
doświadczonego filmowca Viljara Bøe w oparciu o jego własny
scenariusz. Dająca do myślenia tragiczna historia miłosna.
Niemoralna propozycja, jakiej można było się spodziewać po
miłośniku twórczości Larsa von Triera;) Burzyciel porządku
publicznego dla niepoznaki nazwany „Dobrym pieskiem!”. Potwór
Gender lub podobne stworzenie, od którego prawomyślni obywatele
powinni trzymać się z dala. I po co tak straszyć? Nie
histeryzujmy, tylko czym prędzej przytulmy tę nieprzesadnie
krnąbrną istotkę. Potrafi się odwdzięczyć.
niedobra ta psina!
OdpowiedzUsuńPaweł: jestem w szoku. Jeden z najgorszych filmów, jakie w życiu oglądałem a kino norweskie znam na wylot. Do tego stopnia jestem rozczarowany, że komentuję czego w zwyczaju nie mam. Pomysł w kontekście tradycji kina skandynawskiego, interesujący. I gargantuicznie nie dźwignięty. To zwyczjanie głupi film. Głupia fabuła, głupia gra, głupie wszystko. Zakończenie totalnie głupie. Kilkanaście lat temu podobne odczucia miałem po seansie `horroru` "Syn Ducha". Myślałem, że podobnego zażenowania już nie uświadczę. Jakże rozczarowująco się myliłem. Czekałem na ten film i jestem zupełnie po ludzku wku*wiony!
OdpowiedzUsuńLudzi brnących z satysfakcją przez piękne kino skandynawskie stanowczo namawiam, by nawet nie próbowali dać się nabrać na zwiastuny.
P.S. Pani Aniu, od wielu, wielu lat śledzę Pani blog. Często nie zgadzałem się po seansie sugerowanych w nim filmów z Pani entuzjazmem bądź krytyką i zdrowo zachowywałem to dla siebie. Ale ten film jest tak dramatycznie słaby, tak "skandynawsko oszukujący", że to iż proponuje Pani go "przytulić" w swej recenzji każe mi ostrzec entuzjastów nurtu przed koniecznością wydłubania sobie oczu i ślizgania się w moczu zażenowania.
Jedna uwaga: nie 'Pani', Anka jestem;)
UsuńPozdrawiam!