Okładka książki. „Czerwony Mars”, Vesper 2023 |
Epopeja wyrosła z pragnienia wyruszenia na wprawę z plecakiem po Marsie, z wypiekami na twarzy oglądanego na zdjęciach satelitarnych udostępnianych przez NASA. Jedno z najbardziej znanych literackich dokonań amerykańskiego giganta w dziedzinie science fiction, Kima Stanleya Robinsona, oficjalnie otwarta w 1992 roku „Trylogia marsjańska” (oryg. „Mars Trilogy”), poruszająca podobne tematy, co osadzona w innym uniwersum powieść „Icehenge”, jedno z pierwszych opublikowanych dzieł człowieka zafascynowanego (Nie)Martwą Planetą. Potężna operacja artystyczna – etap pierwszy: „Czerwony Mars” (oryg. „Red Mars”), etap drugi: „Zielony Mars” (oryg. „Green Mars”), etap trzeci „Błękitny Mars” (oryg. „Blue Mars”), dodatek: zbiór opowiadań „The Martians”) - wznowiona przez wydawnictwo Vesper. Pierwsza polskojęzyczna edycja marsjańskiego tryptyku Robinsona została wypuszczona w drugiej połowie lat 90. XX wieku przez oficynę Prószyński i S-ka, a „marsjańska akcja” Vesper ruszyła w latach 20. XXI wieku. W 2023 roku w „Wymiarach” (vesperowa seria science fiction i science fantasy) objawił się „Czerwony Mars”, ponad dziewięćsetstronicowa „książeczka” z mapą tytułowej planety, w twardej okładce hipnotyzującej – graficzne arcydzieło Michała Loranca i Celes Design – i szlachetnym tłumaczeniu Ewy Wojtczak. Soczyście czerwona cegła, do której już w roku 2024 dołączy soczyście zielona koleżanka. Urbanistyczne wyzwanie Homo sapiens. Przystosowanie środowiska do wygórowanych potrzeb człowieka, inwazyjny gatunek obcy na czwartej planecie od Słońca. Potencjalny niszczyciel wszechświata. Marsjańska misja w ośmiu częściach – księgi spisane w trzeciej osobie reprezentowane przez różne postaci. Najpierw uprzedzenie faktów, czyli wydarzenia z 2053 roku, tragiczne w skutkach knowania Franka Chalmersa, rzekomego przyjaciela pierwszego człowieka na Marsie, charyzmatycznego, pewnego siebie amerykańskiego astronauty Johna Boone'a. Potem cofamy się do 2026 roku, przenosimy na Aresa, międzyplanetarny statek kosmiczny, dowodzony przez poznanego już Amerykanina Franka Chalmersa i Rosjankę Maję Jekatierinę Tojtowną, centralną postać drugiego „aktu” oszałamiającego „widowiska” Kima Stanleya Robinsona. Zniewalającej uczty wyobraźni dla przywiązujących wagę do detali. Lubiących smakować słowa, nieśpiesznie zanurzać w literackich światach nie ledwie naszkicowanych. Trzydzieścioro pięcioro obywateli i obywatelek Stanów Zjednoczonych, trzydzieścioro pięcioro obywateli i obywatelek Rosji i trzydzieścioro kobiet i mężczyzn z innych rejonów, zgodnie z przewidywaniami naukowców, umierającej Ziemi – efekt całkowitej obojętności zmianami klimatycznymi lub zielonej polityki poprzednich pokoleń sprowadzającej się do „bla, bla, bla”, pazerności korporacji, ulubionego sposobu ludzkości na (nie)radzenie sobie z problemami, czyli eksterminowania własnego gatunku i może nader efektywnej polityki prodemograficznej (ludzkość w swojej nieskończonej mądrości na alarmujące wiadomości o kurczących się zasobach Ziemi odpowiedziała szeroko zakrojoną kampanią na rzecz globalnego przeludnienia) – to dumni zwycięzcy wybitnie wymagającego programu zorganizowane na neutralnej Antarktydzie. Ostatnia faza selekcji ochotników do przeprowadzki na Marsa. W kosmicznej podróży Robinsona na pierwszy plan wysuną się rozterki miłosne kapitan Tojtowny, małostkowej, nadwrażliwej kobiety, której potęgą jest urok osobisty. Hipotetyczna femme fatale, niekoniecznie z premedytacja wbijająca klin między długoletnich przyjaciół, Johna Boone'a i Franka Chalmersa. Frapująca szorstka przyjaźń oparta na współzawodnictwie, w moim poczuciu jedna z najciekawszych więzi w tej przepastnej skarbnicy relacji interpersonalnych.
Okładka książki. „Red Mars”, Harper Voyager 2009 |
Ilu naukowców, tyle opinii. Kim Stanley Robinson w „Czerwonym Marsie” poza wszystkim innym starał się pokazać jak różnorodnym środowiskiem może być stosunkowo niewielka grupa uczonych. Wyraźną zapowiedź podziałów w pierwszej setce marsjańskich kolonistów znajdujemy już na Aresie – ożywione dysputy polityczne, socjologiczne, środowiskowe. Russell Sax twardo obstaje przy terraformowaniu Marsa, tym samym poważnie narażającej się Ann Clayborne, najmniej ugodowej członkini tutejszego zespołu areologów, przerażoną perspektywą wprowadzenia nieodwracalnych zmian na jej ukochanej planecie. Autor „Czerwonego Marsa” jest zwolennikiem zrównoważonego rozwoju ekologicznego, mądrego krzyżowania technologii z dobrem naturalnym – droga środka, pomiędzy „zielonymi” Saxa i „czerwonymi” Ann. Ale na Aresie najwięcej emocji wywołuje Arkady Nikołajewicz Bogdanow, tym samym stając się największym problemem swojej przełożonej. Kapitan Maja Tojtowna odpowiedzialnością za wszelkie niesnaski w grupie obarcza wyłącznie tego wywrotowca, któremu najwidoczniej udało się przeciągnąć na swoją stronę Johna Boone'a. W każdym razie najbardziej szanowany człowiek na Aresie z jakiegoś zagadkowego powodu zaprzyjaźnił się, jak się wydaje, ze swoim kompletnym przeciwieństwem, Rosjaninem agitującym za wypowiedzeniem posłuszeństwa United Nations Organization of Mars Affairs (UNOMA), agendzie ONZ teoretycznie nadzorującej misję Mars. W rzeczywistości: gwiezdne wojny gospodarcze. Jakże typowa bezrozumna walka rządów, organizacji pozarządowych i przede wszystkim ponadnarodowych konsorcjów o zasoby naturalne i cudowne wynalazki marsjańskich kolonistów. Nie mniej ważne jest miejsce – sposób na zwalczenie kryzysu populacyjnego na Ziemi, uszczuplenie zasobów ludzkich, których rodzima planeta niepodobna wykarmić. Część trzecia „Czerwonego Marsa” Kima Stanleya Robinsona podąża za przyjaciółką Mai Tojtowny, specjalizującą się w budownictwie Nadieżdżą Francine Czernieszewską – pięcioletnia praca pierwszych osadników, imponująco sprawne tworzenie pierwszej miejscowości w tej części Układu Słonecznego. Czas Nadii, pracoholiczki zacieśniającej więzi z tymczasowo przebywającym na Fobosie, księżycu-asteroidzie, Arkadym Bogdanowem i zwyczajowo irytowanej przez nadmiernie skupioną na sobie Maję. W części czwartej wejdziemy w depresyjną rzeczywistość Michela Duvala, tęskniącego za poprzednim domem jedynego psychologa w pierwszej setce, a po nim pałeczkę przejmie detektyw John Boone. W każdym razie on sam lubi o sobie myśleć, jak o pierwszym detektywie na planecie Mars. W 2046 roku ten sympatyczny narcyz rozpoczyna śledztwo w sprawie domniemanego sabotażu dokonań Saxa Russella, terraformera finansowo wspieranego przez przynajmniej jedno ponadnarodowe konsorcjum oczywiście liczące na niebagatelne zyski z tej marsjańskiej inwestycji, którego można określić jako bezpośredniego przełożonego Boone'a. Wciągająca historia szpiegowska z rozczarowującym finałem. I ciąg dalszy części pierwszej, kontynuacja niezbyt komfortowej przygody z Frankiem Chalmersem, cynicznym, porywczym, opryskliwym jegomościem najwyraźniej odpowiadającym za bezpieczeństwo w ziszczeniu sennych komarów Ann Clayborne. Slumsy marsjańskie. Rosnąca przestępczość, przymusowa praca, deficyt mieszkań i już zaglądający w oczy głód – tak ludzkość uczy się na własnych błędach. W części piątej wracamy do Nadii, na własnej skórze przekonującej się, jak przez dziesiątki lat czuła się najżarliwsza „czerwona”, nieskuteczna obrończyni naturalnego Marsa. Spodziewany rozwój sytuacji na planecie nawiedzonej przez ludzi. A ostatnie słowa w „Czerwonym Marsie” ma wspomniana pani areolog, załamana Kassandra w niebezpiecznej podróży zorganizowanej przez dawno niewidzianego przyjaciela. Garstka ocalałych w drodze do marsjańskiej Ziemi Obiecanej. Nowa nadzieja między innymi leciwych istot swego czasu poddanych eksperymentowi gerontologicznemu.
Kolonizacja realistyczna. Przestroga przed tak zwanym niezrównoważonym rozwojem, poszerzaniem korporacyjnych wpływów, niekontrolowaną eksploatacją, przed podbojem planet. Wołanie o rozsądek w wyścigu kosmicznym. Zapierający dech w piersiach „Czerwony Mars” Kima Stanleya Robinsona. Planeta pieczołowicie „przekalkowana”; sugestywne krajobrazy marsjańskie w uhonorowanej Nebula Award i BSFA Award pierwszej odsłonie powieściowej trylogii o spełnieniu wielkiej ambicji (niecałego) gatunku ludzkiego. Wymagająca lektura nie tylko dla entuzjastów programów kosmicznych. Miłość, przyjaźń i spiski na Marsie. Spektakularna wyprawa literacka!
Za książkę bardzo dziękuję wydawnictwu
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz