Niedługo
po erupcji Mount Rainier na Północno-Zachodnim Wybrzeżu Pacyfiku
amerykański reportażysta w swojej skrzynce e-mail znajduje artykuł
niejakiego Franka McCraya Jr. o zniszczeniu luksusowej
ekotechnologicznej wioski Greenloop przez stado Sasquatchów. Autor
nieprawdopodobnego tekstu o nieznanych skutkach katastrofy w stanie
Waszyngton, wyrzutu wrzącego błota z góry Rainier, jest w
posiadaniu dziennika jednej z mieszkanek Greenloop, swojej młodszej
siostry Kate Holland - bezpośredniej relacji z wydarzeń w
odizolowanej wiosce założonej przez kreatywnego propagatora
zrównoważonego rozwoju Tony'ego Duranta. Frank McCray liczy na
dogłębne zbadanie tematu i upublicznienie pamiętnika zaginionej
siostry przez człowieka, który zasłynął serią niezwykle
rzetelnych artykułów o Mount Rainier. Trzynaście miesięcy po
niszczycielskiej erupcji w krainie geograficznej teoretycznie
zamieszkałej przez legendarne stworzenia na rynku pojawia się
książka non-fiction o Wielkiej Stopie, wstrząsające sprawozdanie
z pierwszej ręki z wybranymi materiałami z dziennikarskiego
śledztwa jednego z pierwszych czytelników bezcennego rękopisu Kate
Holland albo mistyfikacyjnego autobiografizmu z premedytacją
spłodzonego przez szukającego rozgłosu pismaka Franka McCraya.
|
Okładka książki. „Dewolucja”, Zysk i S-ka 2024
|
Ranczo
w stylu lat 50. i 60. XX wieku w stanie Kalifornia. Mały chłopiec
siedzi na dywanie w salonie i bawi się swoimi ukochanymi figurkami
G.I. Joe. W pewnym momencie jego uwagę przyciąga rzekomy film
dokumentalny emitowany w telewizji, przerażająca opowieść o
małpokształtnej bestii nazywanej Sasquatchem. Widok wielkiej,
włochatej łapy rozbijającej szybę w jakimś domu zmusza
zalęknionego chłopca do rozejrzenia się wokół siebie. Szyby są
wszędzie! A za nimi drzewa upiornie kołyszące się na wietrze...
Tak narodziła się fascynacja Maxa Brooksa mitycznymi stworzeniami
rzekomo żerującymi w lasach Ameryki Północnej. Urodzony na
Manhattanie w Nowym Jorku, a od czwartego do dwunastego roku życia
mieszkający w szklanym domu otoczonym drzewami w Kalifornii, syn
aktorki Anne Bancroft i komika, reżysera, scenarzysty, producenta
filmowego Mela Brooksa, zasłynie jako autor opowieści o żywych
trupach (m.in. „Zombie Survival”, czyli podręcznik przetrwania
apokalipsy zombie i jego najsłynniejsze dzieło, powieść „World
War Z” przeniesiona na ekran przez Marca Forstera: amerykańska
superprodukcja z Bradem Pittem w roli głównej, która swoją
światową premierę miała w roku 2013), ale tymi „przyjemniaczkami”
zainteresował się dopiero w okresie dojrzewania. Całe lata po
zderzeniu z jedną z największych tajemnic (d)ewolucji.
Absolwent
Crossroads School w Santa Monica w Kalifornii i Pitzer College w
Claremont w Kalifornii, gdzie uzyskał tytuł licencjata z historii –
ukończył też studia podyplomowe w Waszyngtonie: filmoznawstwo na
American University – obecnie mieszkający w Venice w Kalifornii
małżonek dramatopisarki Michelle Kholos Brooks, amerykański
powieściopisarz, realizujący się też w branży komiksowej, były
starszy pracownik naukowy w Modern War Institute w West Point w Nowym
Jorku, dyslektyk Max Brooks w 2020 roku zaprezentował owoc swoich
długoletnich badań kryptozoologicznych, powieść
pamiętnikarsko-dziennikarską zatytułowaną „Devolution. A
Firsthand Account of the Rainier Sasquatch Massacre” (pol.
„Dewolucja. Relacja z pierwszej ręki o masakrze dokonanej przez
sasquatche nieopodal góry Rainier”), mniej więcej w tym samym
czasie sprzedając prawa do ekranizacji/adaptacji amerykańskiej
firmie Legendary Entertainment. W 2022 roku ruszyła dystrybucja
(VOD) wyreżyserowanego przez Jacka Ayersa monster movie pt.
„Devolution” (aka „The Rise of the Beast”) na podstawie
scenariusza Fila Freitasa i... Maxa Brooksa. Nie-adaptacja powieści
tego ostatniego, ale spokojnie można to potraktować jako kolejny
popkulturowy owoc fascynacji Brooksa gigantycznymi małpoludami.
Pierwsze polskie wydanie powieści Maxa Brooksa o wygłodniałych
Sasquatchach terroryzujących „utopijną osadę Tony'ego Duranta”
wypuszczono w roku 2024 – edycja Zysk i S-ka w twardej oprawie,
campowo zagospodarowanej przez Szymona Wójciaka I Fecit Studio
(projekt graficzny i opracowanie techniczne bloku książki: Barbara
i Przemysław Kida) i pieczołowitym tłumaczeniu Pawła Wieczorka.
Forma książki najpewniej miała nawiązywać do „pierwszego
spotkania” Brooksa (poza zombiakami kojarzonego też z literackimi
dodatkami do fenomenu „Minecraft”, cyklem książek Young Adult)
z Bigfootem. Rzekomo autentyczny dziennik Kate Holland odpowiednikiem
rzekomego filmu dokumentalnego widzianego we wczesnym dzieciństwie.
Dodatkowym źródłem inspiracji, przynajmniej w zakresie struktury
narracyjnej, mógł być fenomen „Blair Witch Project” Eduardo
Sáncheza i Daniela Myricka, filmowa mistyfikacja poniekąd
wspomniana przez starszą ranger Josephine Schell, główną
informatorkę bezimiennego reportażysty (w domyśle Max Brooks)
podążającego tropem kudłatych humanoidów z Pacific Northwest po
szokującej lekturze dziennika podobno prowadzonego przez zaginioną
młodszą siostrę Franka McCraya Jr., autora opublikowanego na mało
znanej internetowej stronie kryptozoologicznej artykułu o atakach
Sasquatchów przeprowadzonych w cieniu katastrofy naturalnej, erupcji
stratowulkanu w stanie Waszyngton. Umowna geneza „Dewolucji”
została przedstawiona we wstępie do nieprawdziwej autobiografii
Kate Holland, księgowej w firmie zarządzającej majątkami w
Century City (dzielnica handlowa i kompleks biznesowo-mieszkalny w
Los Angeles), która po przeprowadzce do „nowego Levittown”
przeszła na tryb pracy zdalnej. Górzysty region z pierwotnymi
lasami deszczowymi, stromymi zboczami, klifami porośniętymi śliskim
mchem – tak czołowa narratorka „Dewolucji” Maxa Brooksa
opisuje krajobraz wybrany przez Tony'ego Duranta i jego żonę Yvette
do przetestowania rewolucyjnego pomysłu mieszkaniowego. Prototyp
ekologicznego osiedla supertechnicznego. Miejskie wygody w wiejskiej
scenerii. Perfekcyjnie zrównoważony rozwój: maksymalna dbałość
o środowisko naturalne przy jednoczesnym korzystaniu z wszelkich
dobrodziejstw tak zwanego postępu. Zielony Ład charyzmatycznej pary
marzycieli.
|
Okładka książki. „Devolution”, Del Rey Books 2020
|
Kate
Holland poznajemy jako „typową przedstawicielkę literatury
gotyckiej”. Bujająca w obłokach, chorobliwie niepewna siebie,
skrajnie nieasertywna, uderzająco naiwna, drażliwa kobieta z
kalkulatorem w głowie. Z obsesją planowania. Zaradniejsza wersja
Eleanor Vance z „Nawiedzonego domu na wzgórzu” aka
„Nawiedzonego” Shirley Jackson. Nieszczęśliwa (zastraszona?)
żona niechętnego członka Kultu Nieróbstwa, pozornie człowieka,
który do żadnej pracy się nie nadaje, kanapowca z nieodłącznym
iPadem, głęboko rozczarowanego sobą Dana Hollanda. Zmęczone
wielkomiejskim życiem małżeństwo w kryzysie wstępujące do sekty
Tony'ego Duranta? Nawiedzonego guru współdziałającego z
apodyktyczną joginką Yvette Durant. Nowi bogowie Kate Holland,
bardzo podatnej na manipulację, przewrażliwionej na swoim punkcie,
za to niewyczulonej na subtelności w swoim otoczeniu, nazbyt
pochopnie oceniającej ludzi, opacznie rozumiejącej życzliwie
nastawionych bliźnich (nadinterpretacja w komunikacji werbalnej i
niewerbalnej). Zwykle bardzo starannie dobierającej słowa, ażeby
przypadkiem nikogo nie obrazić, ale w dzienniku prowadzonym za radą
psychoterapeutki, powinna być szczera, a nie poprawna politycznie...
Dlatego adoptowaną córeczkę Euphemii 'Effie' Forster i jej
dominującej żony z domniemaną bakteriofobią i/lub mizofobią
Carmen Perkins, ciężko doświadczoną Palomino przedstawia jako
„upiorną dziewczynkę z horroru, maniakalnie ugniatającą
wypełnioną fasolą zabawkę”. Dlatego stwierdza, że Mostar
„jest zbudowana jak baryłka – jakby ktoś zarzucił sukienkę
na kega”, a „jej oliwkowa skóra jest pomarszczona,
zwłaszcza wokół oczu. Pomarszczona i ciemna. Taka nieco szopowata,
jakby od roku nie spała”. Wredna imigrantka z jakiejś
europejskiej pipidówy, artystka z niegodną pozazdroszczenia
przeszłością (wręcz niewartą wysłuchania, bo jak zauważa pan
Brooks „Ameryka nie słyszy cudzego cierpienia”), z
jakiegoś sobie tylko znanego powodu biorąca na celownik najnowszych
członków mikrospołeczeństwa Greenlopp. Dlaczego nie czepi się
tego przemądrzałego Żyda, wielkiego myśliciela (samozwańczego?),
poważnego pisarza (wyłącznie literatura wysoka!) Alexa Reinhardta?
Nie licząc bogów Durantów, najlepsze wrażenie na Kate robią
Roberta 'Bobbi” i Vincent Boothe – być może stracą przy
bliższym poznaniu, ale podczas imprezy powitalnej we Wspólnym Domu
to zgodne małżeństwo udowodnia jej, że istnieją jeszcze weganie
nieprawiący kazań żyjącym inaczej. W „Dewolucji” Maxa Brooksa
toczy się merytoryczna dyskusja o kondycji współczesnego świata
(ze wskazaniem czy na przykładzie Stanów Zjednoczonych) i
człowieka. Pozornie nierozwiązywalny konflikt między zyskiem a
potrzebami planety. Zanikająca empatia, nadmierne skupienie na sobie
i nowoczesnych technologiach (smartfon ważniejszy od bliźniego?),
rosnąca niechęć do współpracy (promowanie, według moich
obserwacji już od przedszkola, zażartego współzawodnictwa) i
poleganie na innych w kryzysowych sytuacjach. Wiecznie nienasycony
apetyt Homo sapiens, syndrom Mieć Wszystko najlepiej bez
wychodzenia z domu. Współczesne zarządzanie łańcuchami dostaw -
„system, który poświęca odporność na rzecz wygody”. Z
jednej strony traktowanie Matki Natury jak śmiertelnego wroga,
przekonanie, że Ziemia jest własnością tylko jednego gatunku,
który najwyraźniej (preferowany w XXI wieku rozwój ekstremalnie
niezrównoważony) w swojej nieskończonej mądrości doszedł do
wniosku, że różnorodność biologiczna nie służy człowiekowi, a
z drugiej strony bambinizm (bambizm, syndrom Bambiego),
wyidealizowany, infantylny stosunek do Natury. Ze skrajności w
skrajność. Fikcyjna wioska na Północno-Zachodnim Wybrzeżu
Pacyfiku, położona w promieniu paru kilometrów od „plującej”
wrzącym błotem góry Rainier to miejsce, w którym wzniosłe idee
boleśnie zderzają się z twardą rzeczywistością. Bambinizm
Boothe'ów i Durantów kontra zimny pragmatyzm Mostar. Domowa
pracownia artystyczna zmieniona w zbrojownię - produkcja i
magazynowanie śmiercionośnych narzędzi z bambusa i kuchennych noży
- a garaż przekształcony w ogródek warzywny. Max Brooks osobiście
przetestował te „wynalazki”, tradycyjnie poświęcił mnóstwo
czasu na upewnienie się, że w „podręczniku przetrwania
nieustraszonej Mostar” nie ma rzeczy niewykonalnych w zbliżonych
warunkach; nie identycznych, bo zabrakło presji ze strony
krwiożerczej rodzinki małpopodobnych kolosów. Autor „Dewolucji”
zorganizował sobie nawet wycieczkę do Pacific Northwest celem
dokładnego sprawdzenia obszaru w wyobraźni zurbanizowanego przez
Tony'ego Duranta (projekt architektoniczno-budowlany Zielonego
Rewolucjonisty), utwierdzenia w dokonanym wyborze pułapki na
mieszczuchów pragnących żyć w harmonii z Naturą, co rangerka
Josephine Schell często słyszy „od biednych półgłówków,
zjawiających się […] w nowiutkich strojach pokupowanych w REI,
którzy nigdy nie czuli brudu pod stopami”. Turystów
tęskniących do „rajskich ogrodów”, poniewczasie
orientujących się, że „Natura nie ma nic wspólnego z
harmonią”. Doświadczenia społeczności Greenlopp na pierwszy
rzut oka są mocnym argumentem w zajmujące „rozprawce o dzikiej
przyrodzie” w tym świecie przedstawionym wyłuszczanej narratorowi
„pobocznemu” (drugi przewodnik; uzupełniający manuskrypt
bohaterki dynamicznej Kate Holland) przez panią Schell, nie da się
jednak zaprzeczyć, że kontakt z nieokiełznanymi siłami Natury
wydobywa z tych nieszczęsnych, uwięzionych ludzi nie tylko to, co
najgorsze, ale też to, co najlepsze. Kontakt z sekretnymi
mieszkańcami Ziemi.
„Dewolucja”
Maxa Brooksa to solidnie oparty na suspensie natural horror/eko
horror, szkoła przetrwania w „twierdzy” oblężonej przez
Sasquatche. Mocno trzymająca w napięciu, klaustrofobiczna powieść
nieprzesadnie krwią ociekająca. W wielkim uproszczeniu, bardzo
ogólnie rzecz ujmując: skrzyżowanie „Zombie Survival” tego
samego autora z „Blar Wiitch Project” Eduardo Sáncheza i Daniela
Myricka tudzież kanibalistyczną trylogią Jacka Ketchuma i (ostatni
tom) Lucky'ego McKee. Wnikliwe studium charakteru współczesnego
człowieka, a właściwie zróżnicowanych postaw życiowych tak w
stanie zwyczajnym, jak nadzwyczajnym. Psychologia społeczna w
sytuacji zagrożenia, niestarannie przebrana za horror klasy B:)
Pełnokrwista powieść grozy nie tylko dla zafascynowanych Wielką
Stopą.
Za
książkę bardzo dziękuję wydawnictwu
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz