
W 1968 roku George Romero (specjalista zombie movies) nakręcił film, który szybko zyskał rzesze fanów osiągając status kultowego. Nic dziwnego, że tak znany obraz doczekał się remake'u, tym bardziej, że w przeciwieństwie do oryginału twórcy mogli zaprezentować widzom całą tę historię w kolorze. Tym razem na stołku reżyserskim zasiadł Tom Savini, znany w światku horrorów głównie w roli aktora i chyba raczej tak już pozostanie, gdyż "Noc żywych trupów" jak dotąd był jedynym wyreżyserowanym przez niego filmem. Przyznam się szczerze, że z zasady nie przepadam za zombie movies. Jeśli o mnie chodzi to uważam, że każdy horror o żywych trupach oparty jest na tej samej konstrukcji fabularnej, w niczym nie zaskakuje i raczej nie należy do wymagającej myślenia rozrywki. Powiem więcej: jestem jedną z nielicznych osób, której nie podobał się pierwowzór "Nocy żywych trupów" - prawdę mówiąc nieźle się na nim wynudziłam... Z uwagi na to, że zombie movies nie jest preferowanym przeze mnie podgatunkiem horroru tak późno zdecydowałam się sięgnąć po tę pozycję. I trochę mi łyso, gdyż w moim mniemaniu oryginał nie dorasta remake'owi do pięt. Tak, kolor również odegrał tutaj niemałą rolę, ale zwróciłam też uwagę na wiele innych aspektów, które u Saviniego wypadły po prostu lepiej.
Ogólnie, jeśli chodzi o fabułę to obie wersje prawie niczym się nie różnią. Już od początku seansu widz zostaje rzucony w sam środek akcji - bez przydługich wstępów, bez przynudzania. Szczerze mówiąc akurat akcji temu filmowi nie można odmówić, gdyż nieustannie coś się dzieje, z każdego kąta nieustannie wyskakują jakieś żywe trupy, których charakteryzacja, aż jeży włosy na głowie. To chyba podobało mi się najbardziej - ta jakże przekonująca charakteryzacja, która zarówno przerażała, jak i obrzydzała. Ale nie należy zapominać również o klimacie. Savini zadbał o znakomitą ścieżkę dźwiękową oraz sugestywne stopniowanie atmosfery. Widz chwilami może nawet podświadomie przygotowywać się na jakąś spontaniczną akcję z udziałem zombie, gdyż jest tutaj dość sporo momentów, kiedy nagle wyskakujący żywy trup przyprawia o mocniejsze bicie serca. Scen gore również uświadczymy tutaj o wiele więcej niż w oryginale i na pewno wypadają one o wiele bardziej przekonująco - szczególnie scena pożywiania się spalonym człowiekiem przez grupkę zombie zasługuje na większą uwagę:)
