Mary Crane, okrada klienta swojego pracodawcy z czterdziestu tysięcy dolarów, mając nadzieję, że uniknie wymiaru sprawiedliwości, a pieniądze przekaże swojemu zadłużonemu chłopakowi, mieszkającemu w odległym od jej miejsca zamieszkania małym miasteczku. Zmierzając do swojego chłopaka Mary zatrzymuje się na noc w motelu, prowadzonym przez stroniącego od ludzi, całkowicie zależnego od swojej matki, Normana Batesa. Mary nie zdaje sobie sprawy, że apodyktyczna matka Normana jest w stanie zrobić dosłownie wszystko, aby uchronić syna od zgubnego wpływu miastowych dziewcząt.
Wydana po raz pierwszy w 1959 roku kultowa powieść Roberta Blocha, która zyskała tak ogromną popularność dzięki ekranizacji Alfreda Hitchcocka z 1960 roku. Reżyser bardzo wiernie trzyma się książkowego pierwowzoru, aczkolwiek powieść, mimo, że bardzo krótka, posiada kilka elementów, których zwyczajnie nie dało się pokazać na ekranie. Nie potrafię jednoznacznie wskazać, co jest lepsze, książka, czy jej legendarna ekranizacja, aczkolwiek wydaje mi się, że dla współczesnego odbiorcy bardziej przystępna okaże się właśnie wersja papierowa.
„Niewiele wiemy o innych ludziach… Przecież właściwie niewiele wiemy o sobie samych!”
Fabuła powieści Blocha wyraźnie dzieli się na dwie części. W pierwszej będziemy mieli okazję obserwować losy Mary Crane, zdesperowanej, zapracowanej kobiety, która utrzymywała zarówno chorą matkę, jak i młodszą siostrę, dopóki ta pierwsza nie umarła, a ta druga nie ukończyła studiów, po których najęła się do sklepu muzycznego. Mary dopuszczając się kradzieży, która ma okazać się dla niej przepustką do nowego życia, jako żona jej ukochanego Sama Loomisa przemierza samochodem odległość dzielącą ją od domu jej chłopaka. Gdy jest już prawie u celu zatrzymuje się w małym motelu, prowadzonym przez nieśmiałego Normana Batesa, którego czytelnicy mieli okazję poznać już podczas pierwszego rozdziału, kiedy to prowadził rozmowę z tyranizującą go matką. Odbiorca już wie, że Norman to stroniący od ludzi, zakompleksiony mężczyzna, którego łączą osobliwe stosunki z matką – zarówno kocha ją, jak i nienawidzi. Tymczasem ona nie przepuszcza żadnej okazji, aby jeszcze bardziej zaniżyć jego poczucie własnej wartości. Mary wyraża zgodę na zjedzenie kolacji z właścicielem motelu, w jego staroświeckim domu, znajdującym się zaraz za motelem, na wzgórzu. W trakcie spożywania posiłku Mary słyszy od Normana coś, co każe jej zmienić poglądy na postępek, którego się dopuściła, ale najstraszniejsze jest to, że niedane jej będzie odpokutować za błędy, ponieważ matka Batesa pragnie wyrównać rachunki z niemoralną dziewczyną, która w jej mniemaniu pragnie sprowadzić jej syna na drogę rozpusty.
„Być sobą i wiedzieć, że istnieje się naprawdę, to najlepsze dowody poczytalności. Na wszelki wypadek jednak najlepiej udawać, że jest się wypchaną kukłą. I nie ruszać się, nigdy się nie ruszać, tylko zawsze tu siedzieć.”
Druga połowa książki to istny popis mistrzowskiego suspensu. Czytelnicy będę świadkami śledztwa prowadzonego przez prywatnego detektywa, siostrę Mary i jej chłopaka. Ślady, które napotkają zaprowadzą ich do motelu Batesa i jego mrocznej tajemnicy. UWAGA SPOILER Otóż, okazuje się (co w ówczesnych czasach pewnie stanowiło spore zaskoczenie dla odbiorców), że Norman cierpi na dziwną odmianę schizofrenii – jest trzema różnymi osobami w jednym ciele. Jako mały chłopiec całkowicie podporządkowuje się matce, jako dorosły mężczyzna szczerze jej nienawidzi, a jako… własna matka zabija ludzi. Zakończenie szczegółowo wyjaśnia nam dziwny przypadek Normana, którego postać zainspirowała osoba prawdziwego psychopaty, Eda Geina. Norman nie tylko cierpi na rozszczepienie osobowości, ale również posiada wszelkie cechy transseksualisty, z upodobaniem nie tylko przebierając się za własną matkę, ale całkowicie się nią stając. Matka Normana, z którą mężczyzna prowadzi długie rozmowy, w trakcie trwania lektury to w rzeczywistości rozkładający się trup, którego przed laty mężczyzna wykopał z cmentarza, udając, że jego rodzicielka, którą przecież tak bardzo kochał (ale równocześnie na tyle nienawidził, że postanowił ją zamordować) nadal żyje – tylko oszukując własny umysł był w stanie w ogóle funkcjonować. Ciekawy jest jeszcze fakt, o którym wspomina sam Bates, insynuując, że cierpi na tzw. Kompleks Edypa, co w pewien zawoalowany sposób sugeruje również nekrofilskie zapędy Normana KONIEC SPOILERA.
Powieść Roberta Blocha, jak wspomniałam na początku posiada coś, co trudno jest przenieść na ekran i co Hitchcock znacznie ograniczył – mowa rzecz jasna o dogłębnej penetracji umysłu Normana. Książka jest zupełnie inną formą przekazu, niż film, więc dla Blocha nie stanowiło najmniejszego problemu całkowite zanurzenie się w psychikę Normana – jego wewnętrzne monologi oraz różnego rodzaju odczucia sprawiają, że wykreowana przez Blocha postać jest do tego stopnia wiarygodna, że aż przerażająca. Myślę, że „Psychoza” Roberta Blocha to pozycja obowiązkowa dla wielbicieli grozy w ogóle, a entuzjastów kultowego dzieła Hitchcocka w szczególności. Nic dziwnego, że mimo upływu lat pozycja ta nadal cieszy się niesłabnącą popularnością – co tu dużo mówić, jest po prostu genialna!
Za książkę bardzo dziękuję wydawnictwu
Udało mi się nabyć ostatnimi czasy te pozycję za całe 4 zł. Zadowolony nie tylko z tego faktu, ale też i z dobrej recenzji, muszę się zabrać, jak tylko uporam się z tym, co sam mam zrecenzować...
OdpowiedzUsuńMyślę, że będzie warto...