Stronki na blogu

niedziela, 12 maja 2013

„Błogosławiona” (2004)

Młode małżeństwo, Samantha i Craig Howard, od dawna bez rezultatów starają się o dziecko. Za namową lekarza wyjeżdżają do kliniki leczenia bezpłodności w małym miasteczku, aby skorzystać z metody zapłodnienia in vitro. Zabieg udaje się – Howardowie spodziewają się bliźniaków, którymi szczególnie interesuje się nowy wydawca Craiga, człowiek zarządzający kliniką i jak się wkrótce okaże sukcesywnie realizujący swój diabelski plan, w którym młode małżeństwo odgrywa centralną rolą.
Koprodukcja brytyjsko-rumuńska, wyreżyserowana przez Simona Fellowsa, będąca swoistym miszmaszem gatunkowym, łączącym w sobie elementy horroru religijnego z dramatem i thrillerem. Twórcy nawet nie kryli, że fabuła „Błogosławionej” nawiązuje do kultowego dzieła Romana Polańskiego pt. „Dziecko Rosemary”- podobnie, jak Adwokat diabła” i „Żona astronauty” kopiuje z niego znany motyw zapłodnienia przez nadprzyrodzone nasienie, ale również w dalszej części seansu sugeruje widzom, że mąż głównej bohaterki daje się przekupić siłom ciemności, robiąc intratne dla siebie interesy z czcicielem Szatana, nie bacząc na istoty, które jego żona nosi pod sercem. I na tym kończą się podobieństwa z „Dzieckiem Rosemary”, bowiem Fellows postanowił całkowicie inaczej niż Polański poprowadzić całą akcję filmu.
Niewątpliwą nowością jest wątek zapłodnienia in vitro, będący swego rodzaju ukłonem dla współczesności. Horrory mają to do siebie, że zawsze „podążały z duchem czasu”, wplatając w fabuły aktualne bolączki społeczeństwa i bezlitośnie je demonizując (choroby, zdobycze naukowe i technologiczne itp.). Twórcy „Błogosławionej” postanowili dosłownie potraktować ostrzeżenia Kościoła przed sztucznym zapłodnieniem, mówiące, iż jest to dzieło Szatana, bowiem Samantha poddając się zabiegowi in vitro nieświadomie pozwoliła wprowadzić w siebie embriony z diabelskim DNA. Ponadto, aby dodatkowo spotęgować i tak już napięte nastroje ludzkości, przerażonej nowoczesnymi zdobyczami nauki w drugiej połowie produkcji wprowadzono postać lekko szalonego księdza, który kierując się pozornie irracjonalnymi pobudkami w istocie staje się bojownikiem światłości. Kiedy w rzeczywistości tacy osobnicy są poczytywani za zwykłych szaleńców, dopatrujących się wszędzie apokaliptycznych znaków tutaj sytuacja się odwraca – taka osoba jest wręcz wzorem do naśladowania.
Ciężko jest jednoznacznie ocenić tę produkcję przez pryzmat horroru, bo choć mamy kilka elementów integralnych dla tego gatunku (zapłodnienie przez diabelskie nasienie, koszmarne sny Samanthy i jeden Craiga, finalne zachowanie naszych sklonowanych Lucyferów oraz niepokojące migawki złożone z satanistycznych obrazów, od czasu do czasu wplatane w fabułę) to tak naprawdę fabuła nieustannie oscyluje pomiędzy najzwyklejszym dramatem i thrillerem. Mozolna akcja, obracająca się wokół ciąży Samanthy nie ma w sobie nic z „Dziecka Rosemary”, bowiem nasza bohaterka ani przez chwilę nie podejrzewa, w jaką aferę się wplątała, nie chce aborcji – wręcz przeciwnie, jest zdecydowana za wszelką cenę chronić swoje potomstwo. Jednakże, żeby troszkę urozmaicić leniwą, często mocno nużącą fabułę, twórcy zdecydowali się na wplecenie wątku typowego dla thrillerów – tajemniczego mężczyzny w kapturze, zamieszanego w zniknięcie spodziewającego się dziecka małżeństwa, a teraz śledzącego Samanthę. Niestety, nawet ten zabieg, początkowo tak intrygujący, wkrótce zbyt mocno skłania się w stronę monotonii. Podobnie jest z klimatem. Dzięki stosunkowo niskiemu budżetowi w pierwszej połowie seansu filmowcom udało się stworzyć całkiem przyzwoitą, małomiasteczkową atmosferę, gdzie dosłownie wszyscy mieszkańcy wydają się nam podejrzani o konszachty z siłami ciemności. Jednak z biegiem trwania filmu ta delikatna, potęgowana subtelną, nienachlaną ścieżką dźwiękową groza gdzieś wyparowuje, a na jej miejsce trafia mało spektakularna dynamiczniejsza akcja.
W roli głównej wystąpiła dość znana aktorka, Heather Graham, która choć mocno starała się o przekonującą kreację swojej postaci została całkowicie przyćmiona przez partnerującego jej Jamesa Purefoy’a, który dysponował ewidentnie bogatszą mimiką. Na uwagę zasługuje również Andy Serkis w roli szalonego księdza oraz czołowy czciciel Szatana z fantazyjnymi brwiami, stylizowanymi na rogi, David Hemmings.
„Błogosławiona” może okazać się przyzwoitą rozrywką jedynie dla tych widzów, którzy gustują w powolnych, nierówno zrealizowanych fabułach i ciekawym, choć mało oryginalnym pomysłem na poprowadzenie historii. Dla poszukiwaczy arcydzieł kinematografii lub entuzjastów zawrotnych akcji z pewnością tego filmu nie nakręcono. Ot, taka zwykła średniawka, którą można śmiało obejrzeć, jeśli nie oczekuje się zbyt wiele od kina grozy.

3 komentarze:

  1. Jakie to typowe. Początek klimatyczny, a od środka wszystko gdzieś się ulatnia. Niewiele dziś horrorów trzyma równy poziom od pierwszej do ostatniej sceny. Jestem świeżo po seansie filmu "Mama", gdzie też końcówka psuje nieco dobre wrażenie wywołane pierwszą częścią seansu.

    OdpowiedzUsuń
  2. Odpuszczę sobie ten film, jakoś nie mam ochoty na mieszankę tylu motywów charakterystycznych dla innych filmów. W tym przypadku fabuła mnie niestety nie przyciąga.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ciekawie :)
    Zapraszam do siebie : http://patrysiek16.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń