Stronki na blogu

wtorek, 7 stycznia 2014

„Królik doświadczalny: Diabelski eksperyment” (1985)


OSOBY NIEPEŁNOLETNIE BARDZO PROSZĘ O OPUSZCZENIE TEGO TEKSTU

Kilku mężczyzn porywa młodą kobietę, aby przeprowadzić na niej pewien okrutny eksperyment. Wykorzystując wszelkiego rodzaju tortury fizyczne, atakując nie tylko jej ciało, ale również zmysły oprawcy pragną sprawdzić, ile cierpienia jest w stanie znieść człowiek.

Pierwsza część niesławnej japońskiej serii siedmiu krótkometrażowych obrazów gore. Reżyser, Hideshi Hino, wykorzystując ówczesne, w porównaniu do dzisiejszych sztucznych wizualnie CGI, niezwykle realistyczne efekty specjalne, pragnął przekonać jak największą liczbę odbiorców o autentyczności prezentowanych w filmie skrajnie brutalnych wydarzeń. Jego twór był dystrybuowany w latach 80-tych i 90-tych na kasetach VHS, na których zamieszczono jedynie krótką informację od bezimiennego właściciela nagrania, który w jakiś sposób stał się jego posiadaczem i na skutek tego, co zobaczył postanowił ujawnić taśmę szerszej grupie odbiorców. Aby dodatkowo uwiarygodnić tę myśl twórcy zrezygnowali z zamieszczenia nazwisk twórców filmu. Ta osobliwa kampania reklamowa, oparta na zwyczajnym kłamstwie (podobnie, jak w przypadku późniejszego „Blair Witch Project”), mającym skłonić widza do uwierzenia, że obcuje z prawdziwym snuff movie, głównie w Japonii przyczyniła się do komercyjnego sukcesu filmu – zaciekawieni Japończycy bez zastanowienia konfrontowali się z w ich mniemaniu prawdziwymi scenami mordów (przeraża mnie azjatycka kultura), natomiast w Australii film został zakazany.

Nie ma chyba osoby, która sięgając po jakikolwiek obraz z serii „Guinea Pig” nie miałaby rozeznania, z czym zostanie skonfrontowana. W każdej rzetelnej publikacji o historii kina gore przewija się niniejszy tytuł – paradoksalnie coś, czemu w warstwie fabularnej nie poświęcono najmniejszej uwagi dziś uważane jest za żelazną pozycję niniejszego podgatunku. Nawet ktoś niezaznajomiony z filmową makabrą miał szansę, choćby przypadkiem, usłyszeć bądź przeczytać, jaki zamysł kierował reżyserem. Koncepcja jest prosta – wrzucić na plan kilku facetów i zniewoloną przez nich kobietę, po czym przejść do wyrafinowanych tortur wymierzonych w jej ciało i zmysły. Bez jakiejkolwiek fabuły, z maksymalnym okrojeniem dialogów (poza rozkazami kierowanymi do jedynie wrzeszczącej i płaczącej ofiary). Celem reżysera było przede wszystkim zmuszenie widza do uwierzenia w prawdziwość prezentowanych wydarzeń, co w jego mniemaniu spotęgowałoby uczucie niesmaku na widzianą makabrę, a co w moim odczuciu było zabiegiem zupełnie niepotrzebnym, ponieważ nawet gdyby Hino zdecydował się na choćby szczątkową oś fabularną, wykorzystując te same efekty specjalne równie dobitnie, jeśli nie silniej, osiągnąłby efekt gore. Ale być może, gdyby został potraktowany przez ówczesnych widzów, jako kolejny skrajnie kontrowersyjny, acz fikcyjny krwawy horror, których w latach 80-tych było mnóstwo, nie przetrwałby próby czasu, dziś odchodząc w całkowite zapomnienie. W każdym razie „Królik doświadczalny: Diabelski eksperyment” to dzieło skierowane przede wszystkim do osób, które nabrały już jakiejś odporności na ekranowy rozlew krwi, mając za sobą inne mniej brutalne obrazy gore, a odczuwają potrzebę zmierzenia się z czymś bardziej hardcorowym. Ponad 40-minutowa „kręcona z ręki” produkcja Hino oferuje posiadaczom silnych żołądków przekrój przez wyrafinowane tortury bezbronnej dziewczyny. Film podzielono na rozdziały, opisane metodą znęcania się nad kobietą, która za chwilę nastąpi. Zaczyna się dosyć niewinnie (jeśli w ogóle można tak nazwać kiepsko uzasadnioną przemoc) – odczłowieczając ofiarę, traktując ją w kategorii „królika doświadczalnego” mężczyźni przystępują do okładania ciosami jej twarzy i kopania obolałego ciała. Gdybym żyła w latach 80-tych i zdecydowała się obejrzeć coś, co reklamuje się jako snuff movie (co jest wielce nieprawdopodobne) to zakwestionowałabym prawdziwość jedynie tych początkowych scen, bo o ile późniejsza makabra poraża daleko idącym realizmem to początkowe ciosy wymierzane w dziewczynę są niedopracowane – w kilku ujęciach wyraźnie widać, że ręce i nogi zamierzających się na nią psychopatów nie stykają się z ciałem. 

Jak można się tego spodziewać im dalej, tym gorzej. Zdeterminowani, aby złamać dziewczynę, zabić ją na skutek odczuwalnego bólu, oprawcy przechodzą do bardziej zdecydowanych metod. Wykręcają jej skórę kombinerkami w długich, wręcz bolesnych ujęciach nieprawdopodobnego realizmu. Umieszczają ją w hamaku i na obrotowym krześle, po czym przechodzą do niekończącego się kręcenia, które ma wymusić na jej ciele utratę przytomności – tutaj Hino wykorzystał ciekawy zabieg kręcenia kamerą, tak aby widz zbyt długo przypatrujący się temu wprawionemu w błyskawiczny ruch obrazowi miał namiastkę mdłości, jakie musiała odczuwać ofiara. Następnie psychopaci przechodzą, do w moim mniemaniu najbardziej porażającej tortury, która choć wykorzystuje minimum odstręczających ujęć najsilniej utożsamiła mnie z ofiarą (co w tym tworze jest naprawdę niełatwe, zważywszy na całkowite jej odczłowieczenie, pozbawienie tożsamości, mowy i jakiejkolwiek przeszłości) – zakładają jej na uszy słuchawki i zmuszają do 20-sto godzinnego słuchania trzeszczących dźwięków. Wijąca się z bólu dziewczyna wkrótce przechodzi w apatię, a jedynym znakiem jej męki jest gęsta ślina wypływająca z ust… Brak słów, po prostu. Końcowe tortury operują już tylko maksymalnym rozlewem krwi, bardzo realistycznym (szczególnie zmiażdżyło mnie przecinanie skóry z idealnie wypływającą posoką), skupiającym się na najdrobniejszych szczegółach, a co za tym idzie mocno odstręczającym. Osłabiona dziewczyna jest oblewana wrzącym olejem, obrzucana robakami, które wchodzą jej pod skórę, obrzucana zakrwawionymi wnętrznościami i wreszcie staje przed ostateczną próbą, będącą pokazem prawdziwie surrealistycznego smaku reżysera. Jak dotąd jedyne pastwienie się nad oczami, które równie mocno mną sponiewierało miało miejsce podczas seansu „Nowojorskiego rozpruwacza”, w trakcie przecinania ich żyletką, ale to, z czym skonfrontował mnie Hino w „Króliku doświadczalnym” zdyskredytowało nawet kunszt Lucio Fulci’ego. Powolny najazd igłą w stronę twarzy ofiary, przerywany szybkimi migawkami z najbrutalniejszych wydarzeń zaprezentowanych wcześniej, potęgowany gęstym jakby wyrwanym z koszmarnego snu klimatem nieznośnego wręcz napięcia. Kiedy igła wbija się w skórę w okolicę oka, białko powoli nabiega krwią, po czym zostaje przebite na wylot, a to wszystko w trakcie niemiłosiernie dłużącej się sceny, która prawie zmusiła mnie do odwrócenia wzorku od ekranu.

Oceniając pierwszą część „Królika doświadczalnego” w kategorii efektu gore, czyli pewnie tak jak chciałby tego Hideshi Hino muszę oddać mu pokłon, bo naprawdę rzadko mam okazję obcować z tak realistyczną makabrą, która równie mocno by mnie zniesmaczyła, aczkolwiek przez wzgląd na całkowite wyjałowienie fabularne nie jestem w stanie sympatyzować z tym obrazem. Zniesmaczył mnie, to prawda, ale nic poza tym – dokładnie o to chodziło twórcom, wiem, ale przez moje zamiłowanie do fabuł nie jestem w stanie całkowicie zaaprobować takiej koncepcji reżysera. Jednakże nie wykluczam, że owa krótkometrażówka przypadnie do gustu zatwardziałym miłośnikom filmów gore, ale wyłącznie takim, którzy mają za sobą nie tylko multipleksowe, pełne pikselowej krwi torture porn, ale również te starsze, zakazane w wielu krajach, mocno kontrowersyjne, chore produkcje, bo chyba tylko ich żołądki są w stanie to wytrzymać.     

8 komentarzy:

  1. Lubię gore (ba! kocham - może jestem nienormalna), ale ten oglądało mi się ciężko. Chyba z racji tego, że nie zawierał żadnej konkretnej fabuły, tylko same tortury. Jak już mam oglądać czyjeś cierpienia lub krew to wolę jednak jak to ma jakiś sens, to tak jakbym oglądała naprawdę czyjeś cierpienia a to aż tak mnie nie kręci. Może jednak nie jestem taka nienormalna ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Już raz wypowiadałem się na temat tego film, więc nie będę się rozpisywał - popieram to co napisałaś ("przez moje zamiłowanie do fabuł nie jestem w stanie całkowicie zaaprobować takiej koncepcji reżysera") i nie widzę sensu w oglądaniu tego filmu. Chyba, że ktoś chce się uczyć jak powinno wyglądać gore.

    OdpowiedzUsuń
  3. Miałam wątpliwą przyjemność oglądać te "cacka" ;) I chyba właśnie od tamtego momentu nie przepadam za gore. Z ciekawości owszem, wszystko jest dla ludzi i warto wiedzieć, jakie koszmarki wypuściło kino do tej pory, zwłaszcza jeśli dzieło jest w dodatku tak kontrowersyjne, jak cała seria "Guinea Pig". Ale niestety nie ma w tych filmach nic kompletnie, co by mnie w jakiś sposób przyciągało, fascynowało. I chyba to się już nie zmieni...

    OdpowiedzUsuń
  4. Gdzie mogłabym obejrzeć ten film ? Nigdzie go nie ma :(
    Patrzyłam na ZALUKAJ, CDA, KINOMAN i ALLTUBE

    OdpowiedzUsuń
  5. Obejrzalem.Nie normalny fim dla psycholi.Po co wogole sie kreci takie filmy??????

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie nie!Ten film nie jest dla normalnych ludzi.To 40 minutowa meka dla umyslu.Co chcial rezyser w ten sposob udowodnic?

    OdpowiedzUsuń