Stronki na blogu

wtorek, 11 marca 2014

„Dziewczyna z tatuażem” (2011)


Mikael Blomkvist, znany dziennikarz niezależnego magazynu „Millennium” zostaje skazany przez sąd za zniesławienie znanego przedsiębiorcy. Krótko po tym dostaje zlecenie od wpływowego przemysłowca, Henrika Vangera. Mężczyzna prosi Mikaela, aby ten opuścił na rok Sztokholm i wprowadził się na wyspę Hedestad, którą zamieszkuje większa część rodu Vangerów i spróbował rozwikłać zagadkę zniknięcia w latach 60-tych szesnastoletniej wówczas siostrzenicy Henrika, Harriet. Podczas, gdy Mikael prowadzi prywatne śledztwo na małej wyspie genialna hakerka, Lisbeth Salander, boryka się z własnymi problemami natury prawnej. Ubezwłasnowolniona w dzieciństwie przez szwedzki system jest zmuszona egzystować pod kuratelą opiekuna prawnego. Życie umila jej praca researcherki w firmie ochroniarskiej, w której dzięki zdolnościom hakerskim jest najlepsza. Kiedy Mikael dowiaduje się o istnieniu Lisbeth proponuje jej pracę swojej czasowej asystentki. Dziewczyna ma pomóc mu w poszukiwaniach Harriet. Wspólnymi siłami wkrótce trafią na przerażającą, skrywaną od lat rodzinną tajemnicę.

Wydana w 2005 roku pierwsza część szwedzkiej trylogii „Millennium” pt. „Mężczyźni, którzy nienawidzą kobiet” autorstwa Stiega Larssona w błyskawicznym tempie zyskała międzynarodową popularność. Niestety, autor nie doczekał tego sukcesu – zmarł na zawał rok przed jej wydaniem. W 2009 roku Skandynawowie zekranizowali wszystkie trzy części „Millennium”, a w 2010 powstał sześcioodcinkowy serial na podstawie twórczości Larssona. Rok później swoją wizję „Mężczyzn, którzy nienawidzą kobiet” przedstawiło Hollywood i to nie w byle jakim wydaniu, bowiem wyreżyserował ją sam David Fincher, twórca legendarnego „Siedem”. W efekcie posypały się liczne nominacje do wszelkiego rodzaju nagród filmowych, w tym pięć do Oscarów, z których „Dziewczyna z tatuażem” w 2012 roku zdobyła jedną statuetkę za najlepszy montaż.

Niełatwo jest przenieść wielowątkową powieść Stiega Larssona w taki sposób, aby zainteresować nie tylko zaznajomionych z literackim pierwowzorem czytelników, ale również masową publiczność, która nie ma pojęcia o twórczości Larssona. Dokładne odwzorowanie wszystkich wątków nie zdałoby egzaminu na ekranie i rzecz jasna rozciągnęłoby w czasie i tak już długi, bo prawie trzygodzinny seans. David Fincher w zgrabny sposób dokonał czegoś, co niestety rzadko mamy okazję obserwować w filmach zainspirowanych książką. Nakręcił wierną ekranizację, w której pozbył się kilku nic nie wnoszących do opowiadanej historii wydarzeń z powieści, co nieco dodał od siebie i z drugiej części „Millennium”, ale przede wszystkim (i to jest dla mnie w ekranizacjach najważniejsze, nie maniakalna wierność książce) zrobił to z należnym Larssonowi szacunkiem.

Pierwsza połowa filmu, tak samo jak książka rozgrywa się na dwóch płaszczyznach, reprezentowanych przez parkę głównych bohaterów. Niezmiennie utrzymując swój film w mrocznej kolorystyce, która jest jego wizytówką, Fincher przedstawia nam historię dziennikarza Mikaela Blomkvista, który przybywa na małą szwedzką wyspę, aby rozwikłać zagadkę, jak podejrzewa, zabójstwa Harriet Vanger sprzed czterdziestu laty. Daniel Craig w tej roli spisał się całkiem przyzwoicie, aczkolwiek chwilami był odrobinę za zimny, jak na Mikaela, którego znam z literackiego pierwowzoru, co niestety może sprawić, że widzowie będą mieli wątpliwości, czy aby zasługuje na miano rzetelnego, dążącego do prawdy dziennikarza. Zdziwiło mnie natomiast, że w początkowych scenach (szczególnie w zimowej scenerii) twórcom udało się stworzyć, iście skandynawski klimat. Zapewne znacznie przyczyniła się do tego sceneria Szwecji, w której nagrywano te sceny, ale pomogła również melancholijna ścieżka dźwiękowa i długie ujęcia malowniczych krajobrazów. Podczas, gdy Mikael będzie zapoznawał się z przerażającą sprawą zaginięcia młodej dziewczyny sprzed lat w Sztokholmie ponadprzeciętnie inteligentna hakerka Lisbeth Salander przeżyje osobiste piekiełko z systemem prawnym. Po wylewie jej opiekuna z ramienia państwa zostanie jej przydzielony nowy kurator o skłonnościach sadystycznych. Fincher znakomicie zobrazował krzywdę zagubionej dziewczyny, bez moralizowania, ale chyba każdemu przemknie przez myśl, że oto mamy do czynienia z osobą mocno skrzywdzoną przez system prawny. Zmuszona do świadczenia usług seksualnych obleśnemu opiekunowi o brutalnych zapędach Lisbeth w końcu ma dość. Role się odwracają i w trakcie mocnej sceny (ale nie tak wstrząsającej jak brutalny gwałt na niej) znęcania się nad niemoralnym kuratorem w widzach kiełkuje mściwa satysfakcja triumfu sprawiedliwości nad prawem. Rola Salander przypadła w udziale Rooney Marze (remake „Koszmaru z ulicy Wiązów”, „Panaceum”), którą idealnie ucharakteryzowano – czarny strój, blada cera, irokez, kolczyki na twarzy, liczne tatuaże – ale warsztatowo aktorce nie udało się należycie wczuć w jej postać (albo, co równie prawdopodobne właśnie taki, dosyć rozczarowujący był zamysł reżysera). Lisbeth z pierwowzoru była genialną samotniczką, która nie pragnęła kontaktu z ludźmi, wręcz pogardzała nimi (poza kilkoma najbliższymi przyjaciółmi), natomiast u Mary niezmiennie widziałam pewien przestrach na widok bliźnich. Nie zimną obojętność, a właśnie paniczny strach (najczęściej symbolizowany spuszczonym wzrokiem) i co gorsza paniczną chęć dopasowania się do norm społecznych, co zważywszy na charakterystykę oryginalnej Salander wręcz jej uwłacza. Szkoda, że Natalie Portman odrzuciła propozycję tej roli, bo jestem przekonana, że udźwignęłaby ją o niebo lepiej. No, ale przynajmniej Robin Wright odtwórczyni mojej ulubionej bohaterki tej trylogii, szefowej „Millennium” Eriki Berger, spisała się idealnie.

Kiedy Mikael i Lisbeth łączą siły akcja nabiera tempa. To, co początkowo dla jednych będzie monotonne, a dla innych (w tym dla mnie) mocno klimatyczne i dopracowane w najdrobniejszych szczegółach przekształci się w mroczną, trzymającą w napięciu rozgrywkę z psychopatą. Nasi domorośli detektywi odkryją mnóstwo brutalnych morderstw z przeszłości, które łączą się ze sprawą Harriet i ruszą na poszukiwania winnego. Fincher dosyć wiernie trzymał się kolejnych etapów śledztwa z książki, ale co nieco zmodyfikował. Na szczęście wyciął kilka niepotrzebnych wątków, które choć zdały egzamin w powieści filmowi na pewno by się nie przysłużyły. Nie ma romansu Mikaela z Cecilią i przyjazdu Anity Vanger na wyspę. Reżyser skrócił też odrobinę procesy dochodzeniowe oraz dodał kilka wątków z drugiego tomu „Millennium” (przeszłość Lisbeth, jej doglądanie byłego opiekuna prawnego) zapewne po to, aby pełniej zobrazować całą historię. Ale co najważniejsze odrobinę zmodyfikował zakończenie i co ciekawe swoją inwencją przebił nawet literacki oryginał. Nie wiem, jak „Dziewczynę z tatuażem” odbiorą widzowie, którzy książki nie czytali. Ja pomimo swego rodzaju obsesji na punkcie „Mężczyzn, którzy nienawidzą kobiet” nie mogę odmówić jej dużej dozy przewidywalności – w trakcie czytania domyśliłam się nie tylko, kto jest seryjnym mordercą, ale również co stało się z Harriet. Nie doszłam jedynie do najmocniejszego wątku traumatycznej przeszłości dziewczyny. Nie wiem, czy film będzie przewidywalny dla odbiorców nieczytających Larssona. Mnie zaskoczył jeden szczegół dotyczący Harriet, do którego Fincher podszedł całkowicie odmiennie i moim zdaniem lepiej od autora powieści.

„Dziewczyna z tatuażem” to pełna szacunku dla pierwowzoru ekranizacja bestsellerowej znakomitej powieści nietuzinkowego autora, którą każdy wielbiciel prozy Stiega Larssona powinien znać. Wierna pierwowzorowi, mroczna, trzymająca w napięciu i wielowątkowa opowieść mistrza filmowego thrillera, Davida Finchera, który być może wkrótce pokaże nam swoją wizję drugiej części przygód Mikaela i Lisbeth.

13 komentarzy:

  1. Bardzo dobry film, zwłaszcza od warstwy wizualnej i aktorskiej robi fajne wrażenie :) Wersja Skandynawska nie podobała mi się za to w ogóle, wbrew dobrym ocenom, jakie zbiera.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja jeszcze nie widziałam skandynawskich ekranizacji trylogii. Na pewno nadrobię zaległości, bo kocham "Millennium", ale po krótkiej przerwie, bo nie chciałabym poczuć przesytu tą historią;)

      Usuń
  2. Nie wiedziałam, że ten film to ekranizacja Millennium! Myślałam, że jest tylko ta skandynawska, do której obejrzenia jakoś nie mogłam się zmusić. Ale ten film obejrzę na pewno.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W najbliższy piątek będzie na TVN;)

      Usuń
    2. Dzięki za tę nowinę. TV nie uznaję, ale ten jeden raz chyba zasiądę przed odbiornikiem, bo tego filmu nie mogę przepuścić, szkoda tylko, że do tej pory nie przeczytałam książki :/

      Usuń
  3. Książka o gówno okropne, ale Fincher rzeczywiście dał radę zrobić z tego przyzwoity film.

    OdpowiedzUsuń
  4. Co tu dużo gadać, Daniel Craig to znakomity aktor, a dobra gra aktorska to 40% sukcesu filmu..

    OdpowiedzUsuń
  5. Książka jeszcze przede mną niestety ( ale już posiadam:). Film dane mi było obejrzeć w kinie ( na walentynki:P haha mało romantycznie;). Zrobił na mnie wrażenie. Świetnie zagrany. Próbowałam obejrzeć wersje skandynawską, ale wyłączyłam po 1/3 filmu.. jakoś mi nie podeszła..

    OdpowiedzUsuń
  6. Czytałam tryogie, która podbia moje serce, chociaz musze przyznac, ze jak dla mnei momentami byla meczoca, lecz pomimo tego, jest jedna z najlepsych trylogi jakie czytalam
    Co do filmu obejrzalam go kiedys, ale juz niewiele pamietam. Musze powtorzyc ten seans.

    OdpowiedzUsuń
  7. książka i film znakomity. Kocham tą historie :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Polecam skandynawski oryginał. Szwedzi zekranizowali całą trylogię i wyszło im lepiej niż Finherowi (którego cenię, więc tym bardziej nie rozumiem, czemu zabrał się za robienie kalki z innego filmu). Powiem tak: 'Mężczyźni, którzy nienawidzą kobiet' wcisnęli mnie w kanapę. Za drugim razem też mnie wcisnęli. A 'Dziewczyna...' była już tylko wtórna, nic więcej. Inne (i gorsze) kukiełki odgrywające znane już przedstawienie.

    OdpowiedzUsuń
  9. Podobał mi się. Oglądany jesienią, tylko zyskuje.

    OdpowiedzUsuń