Patrick kontaktuje się z reporterami niszowych mediów, Samem i Jake’iem,
proponując im wycieczkę do oddalonego od cywilizacji obozu, w którym
zamieszkała jego niegdyś uzależniona od narkotyków siostra, Caroline. Mając
nadzieję na dobry reportaż mężczyźni postanawiają filmować pojednanie Patricka
z siostrą. Po dotarciu na miejsce odkrywają, że bram obozu strzegą uzbrojeni osobnicy,
ale po ich przekroczeniu są niemalże zachwyceni azylem, stworzonym dla siebie
przez ponad sto pięćdziesiąt członków komuny. Caroline zdradza im, że kiedyś
byli biednymi, często uzależnionymi od narkotyków obywatelami Stanów
Zjednoczonych. Dopiero spotkanie z charyzmatycznym Ojcem i dołączenie do jego
małej grupy religijnej dało im nadzieję. Teraz pragną żyć z dala od
cywilizacyjnej przemocy, w zgodzie z naturą i poszanowaniem wszystkich jednostek
zamieszkujących ich obóz. Sam i Jake odkrywają, że inni wyznawcy światopoglądu
Ojca mają równie entuzjastyczne podejście do jego małego przedsięwzięcia. Nawet
rozmowa z ich guru nie wzbudza w nich większych podejrzeń. Dopiero wiadomość z
prośbą o udzielenie pomocy przekazana przez jedną z mieszkanek kolonii
sygnalizuje im, że nie wszyscy dobrowolnie przebywają w małym światku Ojca.
Ti West, twórca między innymi takich obrazów, jak „Dom diabła”, „Śmiertelna gorączka 2”, „Zajazd pod duchem” i jednego segmentu antologii „V/H/S”, tym
razem postanowił spróbować swoich sił w filmie verite. Jak dotychczas „The Sacrament” zdobył Nagrodę Specjalną organizacji
non-profit Film Independent (przyznaną producentowi filmu Jacobowi Jaffke –
chociaż producentów było więcej, m.in. Eli Roth)) oraz wziął udział w konkursie
‘Horyzonty’. Siłą tego obrazu jest z pewnością jego inspiracja prawdziwymi
wydarzeniami mającymi miejsce w Jonestown w Gujanie w latach 60-tych i 70-tych.
Wówczas to charyzmatyczny kaznodzieja, Jim Jones, założył apokaliptyczną sektę,
której członkowie żyli w zamkniętej kolonii, karmiąc się przerażającymi wizjami
swojego lidera, głoszącego, że tak zwane cywilizowane społeczeństwa pragną
zniszczyć ich mały światek. Jeśli ktoś zna historię sekty Jima Jonesa „The
Sacrament” nie pokaże im niczego, co mogłoby zaskoczyć, ponieważ West
praktycznie wszystkie ważniejsze wydarzenia rozgrywające się przed laty w
Jonestown wtłoczył w scenariusz swojego filmu. Co więcej, pierwszy raz
spotkałam się z jego nie-horrorem. Choć produkcję tę oficjalnie zaklasyfikowano,
jako mieszankę thrillera z horrorem nie potrafiłam dostrzec w nim elementów
tożsamych z tym drugim gatunkiem filmowym.
Co zaskakujące jak na film kręcony z ręki obraz, wyłączając końcówkę, jest
bardzo stabilny – może dlatego, że kamerę dzierżył aktor odkrywający rolę
operatora niszowych mediów, Joe Swanberg, który w swojej karierze już przy
niejednym filmie odpowiadał za zdjęcia. Inna sprawa jest z nastrojem, ponieważ
West pomimo zaklasyfikowania jego produkcji również do gatunku horroru nawet
się nie starał wytworzyć aury wszechobecnego czy to fizycznego, czy
nadnaturalnego zagrożenia. Usiłował raczej utrzymywać widza w napięciu
emocjonalnym (czyli zgodnie z założeniami thrillerów), ale jeśli o mnie chodzi
udawało mu się to jedynie w trakcie pierwszej, stateczniejszej połowy seansu. Kiedy
reporterzy w towarzystwie Patricka przekraczają bramę obozu naszym oczom
ukazuje się rozległy teren pełen profesjonalnych drewnianych konstrukcji,
zamieszkały przez ponad sto pięćdziesiąt osób, którzy bez szemrania poddają się
woli starszego charyzmatycznego mężczyzny, zwanego Ojcem. Logika tego guru
przez chwilę przekonała nawet mnie (brawa dla odtwórcy tej roli, Gene’a Jonesa).
W końcu, któż nie chciałby mieszkać w zjednoczonym społeczeństwie, z dala od
takich „chorób cywilizacyjnych”, jak materializm, rasizm, konsumpcjonizm, czy
nacjonalizm? W a la hipisowskiej komunie, w której wszyscy pracują dla dobra
wszystkich, bez zważania na wygórowane ambicje jednostki? Ale choć credo Ojca chwilami
mocno przekonuje, głównie przez jego rzadko spotykaną zdolność manipulacji, z
czasem Ti West cały czas pozostawia nas (podobnie jak głównych bohaterów) z
wątpliwościami. Zaczynamy zadawać sobie pytania – jakim cudem choć jedna jednostka
z tak stosunkowo licznej społeczności nie staje przeciwko reszcie? Czy Ojciec rzeczywiście
przekazał bogactwa wszystkich rezygnujących z konsumpcyjnej egzystencji na ich
wspólną kolonię? I dlaczego zdecydował się na kontakt z mediami, którymi tak
pogardza? Moment przekazania reporterom karteczki z prośbą o pomoc (takie samo
wydarzenie miało miejsce w obozie Jima Jonesa) rozwieje nasze wątpliwości,
ukazując prawdziwe oblicze tego z pozoru dobrotliwego ojczulka. Akcja znacznie
przyśpieszy, trup będzie ścielić się gęsto, kamera zacznie chaotycznie latać z
kąta w kąt, a zaznajomiony z historią kolonii w Jonestown widz zostanie
pozbawiony złudzeń, że chociaż w końcówce West postanowi coś zmienić. Zaskoczyć
jakąś własną inwencją twórczą, albo chociaż efektami gore. Nic z tych rzeczy. Owszem należy oddać twórcom całkiem wierną
inspirację prawdziwymi wydarzeniami, ale to wcale nie zmienia faktu, że w
drugiej połowie filmu nie mogłam oprzeć się znudzeniu. Zresztą z produkcjami
tego reżysera na ogół tak mam – jedna połowa seansu wgniata w fotel, a jedna
zwyczajnie nuży. Może powinien kręcić krótsze filmy?;)
Dla parających się historią sekty Jima Jonesa, „The Sacrament” wydaje się
być idealną pozycją. Oczywiście, Ti West, wprowadził kilka zmian, ale są one na
tyle mało znaczące, ażeby nie zepsuć wrażeń z oglądania tak zwanego filmu
opartego na faktach. Natomiast widzowie pragnący klimatycznego, albo chociaż
krwawego horroru mogą się poczuć zawiedzeni – to stuprocentowy thriller, który
w dodatku nie potrafi wykrzesać większego napięcia. Ogląda się nawet znośnie,
ale w moim mniemaniu bez większych rewelacji.
Mimo wszystko obejrzę. Swego czasu interesowałem się sektami, a Świątynia Ludu to imo jedna z najciekawszych, właśnie przez wzgląd na to, jak to wszystko się skończyło. A o Jonesie pisałem nawet pracę zaliczeniową na studiach :P.
OdpowiedzUsuńWidziałem niedawno. Strasznie słany film. Zero napięcia i dodatkowo akcja jest rozgrywana jakby na siłę. Jedyne plusy tego filmu to całkiem fajny plakat i scena przesłuchania ojca. Naprawdę nie polecam.
OdpowiedzUsuńNie widziałam jeszcze, ale myślę że w powiązaniu z historią sekty "Wielebnego Jonesa" bardzo mnie zainteresuje.
OdpowiedzUsuń