Stronki na blogu

wtorek, 3 listopada 2015

„Diabeł” (2010)


Detektyw Bowden po stracie żony i synka w wypadku samochodowym popadł w alkoholizm, któremu dzięki spotkaniom Anonimowych Alkoholików i własnej determinacji od jakiegoś czasu skutecznie się opiera. Kiedy ktoś najprawdopodobniej wyskakuje przez okno w wieżowcu umierając na miejscu Bowden zostaje wezwany na miejsce zgonu. Podczas rutynowych prac dochodzeniowych detektyw odbiera kolejne zgłoszenie o piątce osób, która została uwięziona w windzie w tym samym budynku. Monitoring umożliwia stały podgląd rozwoju sytuacji, a głośnik pozwala przekazywać informacje spanikowanym ludziom. Niestety, tylko jednostronnie, ochrona bowiem nie odbiera komunikatów z windy. Co bardzo by im pomogło w sytuacji, w której w nieruchomej windzie, co jakiś czas gaśnie światło, a w zalegających ciemnościach ktoś z wewnątrz po kolei eliminuje uwięzionych. Bowden sprawdza przeszłość każdego z nich, ufając, że w ten sposób rozszyfruje tożsamość mordercy, ale coraz bardziej irracjonalne wydarzenia mające miejsce w windzie każą mu skłonić się w stronę fantastycznych teorii jednego z mężczyzn obsługujących monitoring. Religijny Ramirez wierzy, że ktoś z tej piątki jest diabłem, przybyłym na Ziemię, aby ukarać grzeszników.

Choć scenariusz „Diabła” został spisany przez Briana Nelsona pomysłodawcą historii był osławiony M. Night Shyamalan, który przyznał, że inspirował się legendą o Lucyferze osobiście poszukującym na Ziemi grzeszników, zatytułowanej „Devil’s Meeting” oraz powieścią Agathy Christie „I nie było już nikogo”. Reżyserii „Diabła” podjął się John Erick Dowdle, twórca między innymi takich filmów, jak „The Poughkeepsie Tapes”, „Kwarantanna” i późniejszego „Jako w piekle, tak i na Ziemi”, balansując pomiędzy stylistyką thrillera i horroru. Biorąc pod uwagę ciepłe przyjęcie przez widzów oraz niemałe zyski nie da się ukryć, że przedsięwzięcie się opłaciło. Krytycy w swoich opiniach, co prawda wykazali się większą rezerwą aniżeli masowi odbiorcy, ale to nie obniżyło relatywnie dużej popularności „Diabła”. Wyglądało na to, że widzów porwał pomysł wyjściowy scenariusza i przesłanie filmu, a to widać wystarczało, aby przysłonić niedostatki realizatorskie.

Film, którego intryga zasadza się na piątce ludzi uwięzionych w windzie już z definicji powinien gwarantować przytłaczającą atmosferę ciasnej pułapki bez wyjścia. A jeśli dodać do tego obecność mordercy, który w istocie jest diabłem we własnej osobie napięcie winno wspinać się na prawdziwe wyżyny. I zapewne tak by było, gdyby za reżyserię odpowiadał choćby Roman Polański. Dziesięć milionów dolarów przeznaczone na realizację „Diabła” pozwoliło Dowdle’owi zatrudnić profesjonalnych operatorów, którzy nie pozostawili miejsca na przybrudzoną, duszącą, klaustrofobiczną aurę rodem z na przykład „Wstrętu”, dostosowując się do oczekiwań dużej części nowego pokolenia widzów. Wszak najważniejszy jest zysk, więc wypadało sprostać wymaganiom odbiorców i zadbać o plastikowe zdjęcia, staranną pracę kamery i widowiskowy montaż, co w moim odczuciu tylko zaszkodziło tej bądź co bądź pomysłowej historii. Jeśli już kręcimy straszaka o podłożu religijnym, którego jeden człon fabuły rozgrywa się w windzie należałoby pomyśleć, jak z korzyścią dla wielbicieli kina grozy wykorzystać te motywy. Myślę, że wizualna dbałość o klaustrofobiczną aurę i realizatorskie triki podnoszące napięcie emocjonalne nie zniechęciłyby masowych odbiorców, że Dowdle wcale nie musiał nadawać aż tak hollywoodzkiego kształtu tej produkcji, żeby zagwarantować jej kasowy sukces. No, ale zrobił inaczej, przez co w mój odbiór „Diabła” wkradł się pewien nieprzyjemny rozdźwięk pomiędzy scenariuszem a technicznymi aspektami filmu.

Scenariusz egzystuje na dwóch płaszczyznach – wydarzeniach mających miejsce w feralnej windzie, które stylistycznie skłaniają się w stronę horroru oraz pracy detektywa Bowdena, starającego się ocalić uwięzionych ludzi, osadzonej w konwencji filmowego thrillera policyjnego. I w warstwie fabularnej obie te estetyki przyjemnie się dopełniają. Na papierze zapewne prezentowało się to zachęcająco, ale my, widzowie dostaliśmy wersję w przełożeniu na język filmu, w której niemałą rolę pełni owa nieszczęsna realizacja. Wydarzenia, które w zamyśle miały niepokoić widzów, czyli częste manifestowanie mocy diabła w ciasnej windzie nakręcono w zgodzie z zasadą „im mniej pokażemy, tym bardziej przestraszymy odbiorców”. Akurat w tym przypadku taka koncepcja była, jak najbardziej pożądana, bo scenarzysta pragnął utrzymywać widzów w ciągłej niepewności, co do tożsamości sprawcy. Konieczne więc było zaciemnianie obrazu i znajdowanie kolejnych ciał po odzyskaniu zasilania. Jednak byłabym bardziej kontenta, gdyby diabeł sprężył się z tym zabijaniem, tym samym nie skazując mnie na długie wpatrywanie się w atramentową czerń. W trakcie jednego z takich incydentów w przebłysku widać widmową twarz wyrastającą za jednym z bohaterów w całkiem umiejętnie wtłoczonej w całość jump scence, a podczas innego wydarzenia jedna z osób tkwiących w windzie fragmentarycznie widzi zakrwawione ciała (plastikowe, ale zawsze) leżące na podłodze. I gdyby twórcy wystarali się o więcej takich ujęć zapewne moja ocena „Diabła” byłaby bardziej przychylna, oni jednak przede wszystkim postawili na denerwujące zaciemnianie obrazu. Niniejsze oszczędne w formie wątki, osadzone w konwencji horroru wręcz zmusiły mnie do sympatyzowania z drugim członem fabuły – policyjnym śledztwem tropem prawdopodobnego sprawcy zabójstw oraz próbach wydostania ofiar z zepsutej windy. Nie było w tym większego napięcia, ot liniowe dochodzenie, którego wyniku (konkluzji, że wszystko to jest efektem działalności samego diabła) łatwo się domyślić, ale przynajmniej nie tak wymuszone w wymowie, jak rozczarowujące sytuacje w windzie. Większych problemów nie nastręcza również przedwczesne rozszyfrowanie tożsamości sprawcy UWAGA SPOILER ale tylko do pewnego momentu, bo dość prosty mylący trop podrzucony przez scenarzystę wprowadza duże wątpliwości KONIEC SPOILERA. Sporą grupę widzów zachwyciło przesłanie „Diabła”, myśl, że jakoby najwięksi grzesznicy, ludzie popełniający ohydne czyny mogą zostać zaskoczeni przez Lucyfera, który zabierze ich dusze do Piekła. Scenarzysta nie bawi się tutaj w żadne subtelności, zamiast wpleść owe przesłanie w podtekst fabuły wielokrotnie artykułuje je wprost, ażeby czasem nikomu nie umknęło. A że nie lubię, jak traktuje się widzów, jak ćwierćinteligentów, którym wszystko trzeba szczegółowo wyłuszczać nijak nie mogłam przekonać się do tego morału. Chociaż z drugiej strony i tak wypadł lepiej niż finalny, jakże optymistyczny akcent („skoro istnieje diabeł musi istnieć też Bóg”), który silniej zapachniał Hollywoodem, aniżeli plastikowa realizacja.

Mam ambiwalentny stosunek do tego filmu. Gdyby przedstawić fabułę w innej formie, zadbać o duszący, mroczny klimat, bardziej zdecydowanie podejść do prób straszenia i oczywiście nie wyłuszczać wprost przesłania (widzowie nie są idiotami, domyśliliby się co autor ma na myśli bez artykułowania tego wprost) to z „Diabła” mogłaby wyjść zgrabna hybryda horroru i thrillera. A tak powstał film z całkiem interesującą fabułą, ale irytująco przełożoną na ekran. Moim zdaniem rzecz jasna, a jak już wiadomo plasuję się w zdecydowanej mniejszości, wszak John Erick Dowdle przekonał tysiące widzów do swojego przedsięwzięcia.

8 komentarzy:

  1. Oglądałam go już dawno temu, ale pamiętam całkiem nieźle ;). Nie jest to typowy straszak, raczej klaustrofobiczna opowieść z pogranicza thrillera i strasznej bajki na dobranoc. Bardzo podobał mi się zabieg ujęcia filmu klamrą - pierwsza scena: świat odwrócony do góry nogami, świadczy o obecności diabła, ostatnia: wszystko wraca do normy. Ciekawy, pomimo że nie wzbudza gwałtownych reakcji (raczej).

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie oglądałem i nie obejrzę. Zupełnie przez przypadek trafiłem na jakiegoś imbecyla w sieci, który skomentował film spoilerem. Jedno słowo :) Wiesz jednak, że pryz tym filmie zdradzenie widzowi kto jest diabłem burzy wszystko :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W magazynie Film Elżbieta Ciapara popełniła chyba największy spoiler wszech czasów streszczając fabułę Szóstego zmysłu w podsumowaniu za rok 1999
      - jak ktoś nie oglądał, niech nie czyta dalej - coś w tym stylu - "mały chlopiec widzi zmarłych... Bruce'a Willisa też." Od tamtej pory unikam czytania recenzji filmów nieobejrzanych (czytam tylko podsumowanie), a kiła lat później przestałem oglądać zwiastuny. I dobrze mi z tym!

      Usuń
    2. Patryk, trudno mi orzec, bo ja właściwie tak samo odebrałam ten film w trakcie pierwszego seansu, jak drugiego, kiedy już nie musiałam zgadywać, kto jest diabłem. Więc może zaryzykuj jednak, najwyżej wyłączysz w trakcie;)
      Snakehead, masz rację czytanie czegokolwiek, a nawet oglądanie trailerów przed seansem to ryzyko, ale ja czasami nie mogę się powstrzymać. Ot, ciekawość mnie zżera. Ale przed projekcją staram się czytać głównie opinie sprawdzonych recenzentów, w tym Twoje;)

      Usuń
    3. Może jestem dziwna, ale czytam Twoje recenzje i zawsze czekam na spoilery, bo ogólnie bardzo boję się oglądać horrory, więc wolę wiedzieć, co się wydarzy, poza tym, jak wiem, że coś jest bardzo straszne, to nie oglądam. Twoje strona jest bardzo pomocna w tym wszystkim.
      P.

      Usuń
    4. Wiem, że niektórzy lubią czytać spoilery i nie ma w tym nic dziwnego. Grunt, żeby starać się to zaznaczać (choć oczywiście może się zdarzyć przez nieuwagę o tym zapomnieć), żeby każdy mógł sobie sam zdecydować, czy je czytać, czy nie.
      Cieszę się, że blog jest pomocny;)

      Usuń
  3. Film mi się bardzo podobał. Świetny klimat i bardzo ciekawe zakończenie. Niestety film nie jest zbytnio znany.

    OdpowiedzUsuń
  4. Tytuł trochę mylący, ale film super. Bardzo lubimy motyw zamkniętych w przestrzeni bohaterów i ich stopniową eliminację oraz próby wydostania się.

    OdpowiedzUsuń