Troje młodych ludzi wchodzi do domu starszej kobiety i przystępuje do
poszukiwania kosztowności w jej domu. W ścianie znajdują starą lampę, z której wydostaje
się dżin i zabija wszystkich intruzów. Niedługo potem lampa wraz z innymi
antykami z domu zamordowanej przez złodzieja staruszki zostaje przekazana Muzeum
Historii Naturalnej, w którym dyrektorem jest doktor Wallace. Jego nastoletnia
córka, Alex, podczas odwiedzin ojca wkłada bransoletkę dostarczoną wraz z lampą,
której potem nie może zdjąć. Biżuteria sprawia, że dziewczyna zaczyna poddawać
się ciemnym mocom, tkwiącym w lampie, które wkrótce na krótko całkowicie
zawłaszczają sobie jej ciało. Opętana Alex w tajemnicy przed ojcem organizuje
sobie i swoim znajomym nocny pobyt w muzeum, podczas którego jak się okaże
młodzi ludzie będą zmuszeni walczyć o życie z bezwzględnym dżinem.
Choć od premiery „Lampy” minęło już niespełna trzydzieści lat horrory o
niosących śmierć dżinach nadal nie są zbyt powszechne. Jedyne filmy grozy
poruszające tę tematykę, które przychodzą mi na myśl (choć bardziej
spostrzegawcze osoby pewnie odnajdą jeszcze kilka tytułów) to czteroczęściowa seria
„Władca życzeń”, „Djinn” (2013) i „Jinn” (2014). Niechęć filmowców do koncentrowania
się na tych mitologicznych istotach jest zrozumiała, bo naprawdę trzeba się
nielicho natrudzić, aby przekuć taki niewdzięczny temat w coś godnego uwagi,
zwłaszcza w horrorze, gdzie tego rodzaju pomysł wyjściowy bardzo łatwo może przekształcić
się w niestrawną groteskę. W niewprawnych rękach, bo jak się przekonałam
niedoświadczony reżyser Tom Daley potrafił stworzyć naprawdę godnego
reprezentanta kina grozy klasy B o śmiercionośnym dżinie, w czym znacząco
dopomógł mu scenariusz Warrena Chaney’a.
Konwencją „Lampa” jest najbardziej zbliżona do slashera, choć formaliści mogą nie zaakceptować takiej klasyfikacji
przez wzgląd na charakter zagrożenia. Ale motywy poruszane przez Chaney’a
właściwie nie pozostawiają żadnych wątpliwości, na jakim nurcie się wzorował. Mamy
więc grupkę młodych ludzi, spośród których na pierwszy plan wysuwa się Alex
Wallace, która jak na szablonową final
girl przystało uczy się pilnie i zajmuje się domem podczas częstych
nieobecności ojca, poświęcającego się pracy w muzeum. Dziewczyna jakiś czas
temu zakończyła związek ze szkolnym chuliganem i związała się z rozsądnym
chłopcem, z którym łatwiej jej było znaleźć wspólny język ze względu na
zbieżność ich charakterów. Wespół z tym „krótkim wieczorkiem zapoznawczym” twórcy
rozwijają główny wątek fabuły, koncentrujący się na lampie stworzonej przed
naszą erą, którą przed niespełna stu laty przywieziono do Stanów Zjednoczonych
z Iraku. Uczyniła to matka starszej kobiety, w prologu zamordowanej przez
włamywacza. Ostatecznie lampa trafia do Muzeum Historii Naturalnej, po czym
tkwiąca w niej moc niezwłocznie rozpoczyna proces tłamszenia wolnej woli
nastoletniej Alex Wallace. Podczas klasowej wycieczki do muzeum ojca dziewczyna
zostaje opętana, a demon tkwiący w niej organizuje grupce jej znajomych nocnych
pobyt w budynku. W tym miejscu, jak można się domyślić rozpoczyna się klasyczna
rąbanka, którą zwiastował już prolog, zaskakująco wprawnie i pomysłowo bazujący
na aspektach gore. Już wówczas mamy
okazję zobaczyć zmyślny obrazek zespolenia dwóch osób za pośrednictwem jednej
siekiery wbitej w ich głowy, czy plastycznego przepołowienia ciała chłopaka w
basenie, ale na tym pomysłowość twórców się nie kończy. Kiedy szóstka naszych
młodych bohaterów (plus dwóch intruzów, ich rówieśników, pragnących ich
pognębić) przedostaje się do piwnicznych pomieszczeń w muzeum można zauważyć
kolejne dwa charakterystyczne dla wielu rąbanek motywy. Pierwszym jest, być
może przypadkowe, błyskawiczne uświadomienie widzom, że pokój w piwnicy, w
którym na początku rozgościli się młodzi ludzie jest swoistym azylem, miejscem
w którym nie dzieje się im żadna krzywda, a każdorazowe opuszczenie go generuje
kłopoty. Oczywiście w podtekście rzecz ujmując, bo w owym pomieszczeniu nie
osiadła żadna dobrotliwa siła, która chroni ich przed niebezpieczeństwem.
Zwyczajnie, tak się ciekawie złożyło, że dopóki młodzi ludzie siedzą we
wspomnianym pokoju nic złego się im nie przytrafia, dopiero oddalenie się od
grupy przynosi śmierć. Czyli „wiecznie żywe” rozdzielanie się protagonistów,
ale to nie ono jest drugim motywem, najsilniej nawiązującym do tradycji
klasycznych rąbanek tylko motywy takiego ich zachowania. Młodzi ludzie oddalają
się parami od reszty, żeby w spokoju móc oddać się miłosnym igraszkom, ale
przeciwnie niż w wielu slasherach
przed śmiercią nie będą mieli okazji uprawiać seksu.
Jak na dwa miliony dolarów wkładu pieniężnego, którym szacunkowo
dysponowali twórcy „Lampy” krwawe sceny porażają realizmem. Substancja
imitująca posokę miała odpowiednią barwę i konsystencję, co najdobitniej widać
podczas całkiem licznych rozbryzgów krwi na ścianach, ale praktyczne efekty
specjalne, które wykorzystano między innymi przy najbardziej pomysłowym
przekręcaniu głowy chłopaka, czy choćby drugim przepołowieniu ciała, na którym
oko kamery skupiało się dłużej niż podczas takiego samego sposobu eliminacji mającego
miejsce w prologu, również nie pozostawiają żadnych powodów do narzekań.
Podobnie rzecz ma się z klimatem – tak gęstym, wręcz duszącym i mrocznym, że aż
dziw bierze, iż Tom Daley nie poświęcił swojego życia pracy nad horrorami, bo gdyby
zachował taką formę, jak w „Lampie” z pewnością dzisiaj jego nazwisko byłoby
znane każdemu miłośnikowi gatunku. Wszak w jego jedynym filmie nawet tak zdawać
by się mogło trywialna sekwencja, jak zmasowany atak węży na biorącą kąpiel
dziewczynę nacechowana jest przeogromnym ładunkiem grozy, nie wspominając już o
multum innych scen eliminacji protagonistów. Jedyne, nad czym ubolewałam to
efekty komputerowe, na szczęście niezbyt częste, ale ilekroć się pojawiały
nasuwały mi się nieprzyjemne skojarzenia z animacją. Rozczarowująca okazała się
również postać dżina – kiczowaty, wręcz komiczny gumowy potworek, na którego w
całej jego groteskowej okazałości można się napatrzeć dopiero pod koniec filmu,
do tego momentu dżin nie pokazuje swojego oblicza. I szczerze mówiąc patrząc na
rezultaty pracy twórców efektów specjalnych nad jego aparycją wolałabym, żeby
Daley zrezygnował z pokazywania istoty zagrożenia, poprzestając na białej mgle
i zielonym świetle, którymi to wcześniej manifestował obecność dżina.
Bardzo ciekawie to zostało opisane.
OdpowiedzUsuń