Trelkovsky
znajduje mieszkanie do wynajęcia w starej kamienicy należącej do
niejakiego pana Zy. Podczas oględzin lokalu dowiaduje się, że
poprzednia najemczyni, Simone Choule, wyskoczyła z okna z zamiarem
zabicia się. Obecnie przebywa w szpitalu, ale jej dni zdają się
być policzone. W trakcie odwiedzin kobiety w placówce medycznej
Trelkovsky poznaje jej przyjaciółkę Stellę, która zakłada, że
mężczyzna znał Simone, a ten nie wyprowadza jej z błędu.
Spędzają razem parę godzin, a niedługo potem Trelkovsky wprowadza
się do dawnego mieszkania panny Choule. Szybko zaczyna mieć
problemy z sąsiadami utyskującymi na hałasy, jakie robi nocami.
Choć mężczyzna bardzo się stara dostosować do zasad panujących
w budynku zawsze znajdzie się ktoś, kto ma do niego pretensje.
Ponadto zauważa, że lokatorzy tej kamienicy mają dziwny zwyczaj
długiego przebywania w toalecie w całkowitym bezruchu. To nie
jedyne kuriozum, z którym się spotyka, znajduje dużo więcej
niepokojących odstępstw od normy, które każą mu sądzić, że ma
do czynienia z jakimś spiskiem zawiązanym przeciwko niemu.
Filmową
wersję „Chimerycznego lokatora”, powieści autorstwa Rolanda
Topora pierwotnie wydanej w 1964 roku, miał reżyserować Brytyjczyk
Jack Clayton, ale Barry Diller ówczesny szef Paramount Pictures
wytwórni, która kupiła projekt od Universal Studios, bez wiedzy
Claytona podjął negocjacje z Romanem Polańskim. Diller ponoć
założył, że Clayton nie jest już zainteresowany tym projektem
chociaż w ogóle tego z nim nie konsultował. W ten oto sposób
projekt trafił w ręce Romana Polańskiego, ku wielkiego
niezadowoleniu Jacka Claytona. Scenariusz „Lokatora” na podstawie
książki Rolanda Topora spisał Gerard Brach we współpracy z samym
reżyserem filmu, a obecnie obraz jest postrzegany jako ostatnia
część tzw. trylogii apartamentowej Romana Polańskiego, w skład
której wchodzą ponadto „Wstręt” i „Dziecko Rosemary”.
To
badacze i krytycy, a nie sam zainteresowany ukuli termin trylogii
apartamentowej. Zauważyli bowiem charakterystyczne zbieżności
pomiędzy „Wstrętem”, „Dzieckiem Rosemary” i „Lokatorem”
Romana Polańskiego. Akcja wszystkich tych filmów rozgrywa się w
wielkim mieście i wszystkie one przedstawiają studium czy to tylko
rzekomego, czy faktycznego postępującego szaleństwa jednostki
zajmującej jedno z mieszkań w starej kamienicy. W „Lokatorze” w
postać rzeczonej być może zaburzonej psychicznie persony wcielił
się sam Roman Polański. W iście doskonałym stylu przedstawił nam
obraz mężczyzny, w którym sukcesywnie narasta przekonanie, że
jego życie jest zagrożone. Mania prześladowcza, paranoja, UWAGA
SPOILER zaburzenie tożsamości płciowej KONIEC SPOILERA
– takie diagnozy widz będzie stawiał tytułowemu bohaterowi
omawianego filmu, mężczyźnie noszącemu nazwisko Trelkovsky, który
na swoje nieszczęście wynajął mieszkanie, z okna którego
niedawno wyskoczyła młoda kobieta, niejaka Simone Choule.
Mieszkanie w starej kamienicy, w której panują surowe zasady
narzucane przez właściciela, starszego mężczyznę, pana Zy i
większość najemców. Pochodzący z Polski, ale posiadający
obywatelstwo francuskie (powiązanie z tymi dwoma konkretnymi krajami
przywodzi na myśl osobę samego Romana Polańskiego) Trelkovsky jest
człowiekiem wyalienowanym, żyjącym w ciągłym poczuciu zagrożenia
ze strony osób, które go otaczają. Jego nieufność względem
sąsiadów cały czas rośnie – jak niegdyś sam Polański nie wie
skąd nadejdzie uderzenie, która osoba pierwsza przypuści na niego
atak, ale w przeciwieństwie do widza, od pewnego momentu nie ma
żadnych wątpliwości, że ktoś to w końcu uczyni. Główny
bohater filmu ma grupkę przyjaciół, poznaje także młodą kobietę
Stellę (bardzo dobra kreacja Isabelle Adjani, którą wielu
fanów kina grozy kojarzy choćby z późniejszym „Opętaniem” Andrzeja
Żuławskiego), nie jest więc takim kompletnym outsiderem. Na
zewnątrz, bo w starej kamienicy, do której się wprowadził, w
czterech ścianach leciwego domostwa wydaje się być traktowany jako
ktoś gorszy, jak osoba, która nie zasługuje na dopuszczenie do
kręgu wtajemniczonych (być może z powodu swojego pochodzenia) i
jako ten, który uprzykrza życie innym. Chociaż wcale tak nie jest
– po otrzymaniu pierwszego upomnienia za zakłócanie ciszy nocnej
nowy najemca zachowuje się tak cicho, jak tylko może. Z natury jest
człowiekiem ugodowym, starającym się nikomu nie wadzić, nie
wchodzić w drogę ludziom przebywającym w jego otoczeniu i służyć
pomocą każdemu, kto w jego ocenie akurat jej potrzebuje. Takie
podejście do życia sprawia, że nierzadko jest wykorzystywany.
Właśnie przez tę swoją naiwność jest wyzyskiwany przez dużo
bardziej przedsiębiorcze osoby (scenka z bezdomnym). Mężczyzna
pozwala by inni „wchodzili mu na głowę”, woli stracić niż
wdawać się w konflikty, nie ma ochoty albo siły, aby zawalczyć o
lepsze miejsce w grupie dlatego ciągle jest spychany na „koniec
łańcucha pokarmowego”. A sąsiedzi gdy tylko im się na to
pozwoli potrafią uprzykrzyć człowiekowi życie. Na swoje szczęście
nie mieszkam w bloku ani w kamienicy, ale z opowieści innych wiem,
że życie w takich miejscach bywa naprawdę ciężkie. A w
scenariuszu Gerarda Bracha i Romana Polańskiego dostrzegam echa
rzeczonych zasłyszanych opowieści, co daje mi powody sądzić, że
czy to scenarzyści, czy autor literackiego pierwowzoru (powieści
nie czytałam stąd brak pewności w tej kwestii) dokonali/dokonał
całkiem wnikliwej obserwacji tego zjawiska. Ot, wątek z życia
wzięty podany z dużą dbałością o atmosferę narastającej
paranoi.
Gdybym
była na miejscu Trelkovsky'ego to czym prędzej skoncentrowałabym
się na szukaniu nowego lokum, ale tytułowy bohater tego filmu
wychodzi z założenia, że zdoła sprostać wymaganiom stawianym
przez sąsiadów i właściciela owej feralnej kamienicy. Sądzi, że
uda mu się dostosować do zasad panujących w tym budynku. Mieszkanie bardzo mu się
podoba, zależy mu na pozostaniu właśnie w tym miejscu tak bardzo i ma tak przesadnie ustępliwą naturę,
że wydaje mu się, że jest w stanie znieść wszelkie niedogodności.
Nie hałasuj, nie sprowadzaj do domu kobiet, nie przesuwaj w nocy
mebli i najlepiej po zapadnięciu zmroku chodź w kapciach, ażeby
sąsiedzi z dołu nie słyszeli stąpania po podłodze. Jeśli
cierpisz na bezsenność, prowadzisz nocny tryb życia, najlepiej czym
prędzej się przeprowadź, chyba że chcesz, aby pozostali lokatorzy
ciągle składali na ciebie skargi, które prędzej czy później
doprowadzą do wypowiedzenia ci umowy najmu. Do takich właśnie
warunków musi dostosować się każdy, kto chce mieszkać w wiekowej
kamienicy w Paryżu należącej do apodyktycznego pana Zy. Twórcy „Lokatora” już
samymi tymi niełatwymi relacjami Trelkovsky'ego z nieprzejednanymi
sąsiadami budzą w widzach obawę o bezpieczeństwo głównego
bohatera, którą następnie konsekwentnie potęgują. Już sam fakt,
że poprzednia lokatorka wyskoczyła z okna mieszkania zajmowanego
obecnie przez Trelkovsky'ego rodzi dużą podejrzliwość względem
sąsiadów, bo przecież mogło być tak, że została zmuszona do
targnięcia się na własne życie. A jeśli dodamy do tego
ewidentnie nieprzyjazne nastawienie większości lokatorów starej
kamienicy do nowego najemcy tego nieszczęsnego mieszkania to
powinniśmy szybko dojść do wniosku, że życie głównego bohatera
jest zagrożone. Tak jak w „Dziecku Rosemary” od początku
będziemy nieufnie nastawieni do pozostałych mieszkańców
francuskiej kamienicy. A kilkukrotnie będziemy nabierać absolutnej
wręcz pewności, że praktykują oni coś, co wymyka się naszemu
pojmowaniu, coś w co Trelkovsky nie został wtajemniczony z tego
prostego powodu, że został wybrany na ich kolejną ofiarę. Ludzki
ząb znaleziony w ścianie, letarg w który zapadają co poniektórzy
mieszkańcy odwiedzający toaletę to tylko niektóre z elementów
nasuwających wyżej wspomniany tok myślenia. Twórcy „Lokatora”
dają nam jednak możliwość oglądu sytuacji z dwóch perspektyw –
tej jak się wydaje w pełni obiektywnej i tej subiektywnej, z punktu
widzenia Trelkovsky'ego. Różnice, które w takich chwilach zostają
aż nadto wyraźnie unaocznione każą nam dopuścić także inną
możliwość, która to tak samo jak w przypadku tej pierwszej
interpretacji raz będzie przyjmowana za pewnik, a innymi razy będzie
odrzucana na rzecz tej drugiej teorii. Spisek czy postępująca
choroba psychiczna? Tajemne moce wykorzystywane przeciwko nowemu
lokatorowi oraz kobiecie wychowującej niepełnosprawną córką, a
wcześniej Simone Choule czy zwykłe urojenia będące objawem
rozwijającej się choroby? Czy Trelkovsky'emu zagrażają sąsiedzi
czy to raczej on stwarza niebezpieczeństwo dla siebie i innych?
Roman Polański prowadzi nas przez tę jakże zajmującą opowieść
z właściwym sobie wyczuciem napięcia i z dużą dbałością o
klaustrofobiczny, zimny klimat wielkomiejskiej paranoi, który
oczywiście zawdzięczamy również utalentowanej ekipie, z Philippe
Sarde autorem hipnotyzującej, mocno klimatycznej ścieżki
dźwiękowej włącznie. „Lokator” nie jest jednak tak duszący
jak „Wstręt”, ani tak niepokojący jak „Dziecko Rosemary” -
z oprawy wizualnej przebija więcej powściągliwości, w moim
odczuciu jest ona delikatniejsza niż w dwóch poprzednich obrazach
wchodzących w skład tzw. trylogii apartamentowej. To, co pokazano
wystarczyło do wzbudzenia we mnie silnych emocji, ale nie
zaszkodziłoby gdyby atmosferę jeszcze trochę podkręcono, gdyby
przygniatała z siłą porównywalną do tej z „Dziecka Rosemary”
i „Wstrętu”. Zakończenie natomiast autentycznie wgniata w
fotel, uderza zdecydowanie najmocniej z całego tego nieoficjalnego
tryptyku – ogłusza, dezorientuje, a zaraz potem wprawia wszystkie
trybiki w głowie widza w iście szaleńczy pęd.
„Lokator”
to bez wątpienia jedno z najważniejszych dokonań Romana
Polańskiego, obraz którego nie wypada nie znać, jeśli jest się
fanem twórczości tego wielce uzdolnionego człowieka i filmowych
thrillerów psychologicznych w ogóle. Bo to jeden z ważniejszych
reprezentantów tego gatunku, cieszący się ogromną sympatią
rzeszy widzów z całego świata, wielokrotnie analizowany,
rozkładany na czynniki pierwsze tak przez krytyków i badaczy, jak
zwykłych fanów psychologicznych dreszczowców oczarowanych filmową
wersją „Chimerycznego lokatora” Rolanda Topora. Moim ulubionym
dziełem Romana Polańskiego „Lokator” nie jest, to miejsce
bowiem od lat zajmuje „Dziecko Rosemary”. Nawet „Wstręt”
uważam za obraz lepszy od omawianego, ale na trzecie miejsce na tej
mojej osobistej liście już w pełni sobie zasłużył.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz