Mieszkająca
w Monachium studentka medycyny, Paula Henning, zostaje przyjęta na
letni kurs w renomowanej szkole medycznej w Heidelbergu. W pociągu
spotyka znajomą z uczelni, Gretchen, która informuje ją, że
również dostała się na ten kurs. Następnie Paula udziela
pierwszej pomocy innemu pasażerowi, młodemu mężczyźnie imieniem
David, który ma problemy z sercem. W Heidelbergu Paula i Gretchen
mieszkają razem i przyjaźnią się, chociaż bardzo się od siebie
różnią. Obie są uzdolnione, ale podczas gdy Paula większość
wolnego czasu spędza na nauce, Gretchen interesuje się głównie
płcią przeciwną. Wkrótce na zajęciach z anatomii, Paula, ku
swojemu zaskoczeniu, staje nad zwłokami Davida. Młoda kobieta musi
odsunąć emocje na bok i zająć się jego ciałem, idąc za
wskazówkami wykładowcy. Udaje jej się wywiązać z tego zadania,
ale coś jej nie pasuje. Postanawia zakraść się do kostnicy, by
poddać zwłoki Davida dokładniejszym oględzinom oraz pobrać
próbkę, którą obiecał zbadać jej kolega z Monachium. Wyniki
okazują się mocno podejrzane. Paula zaczyna podejrzewać, że młody
mężczyzna padł ofiarą tajemniczego stowarzyszenia, które zostało
zdelegalizowane lata temu.
„Anatomia”
to niemiecki thriller w reżyserii i na podstawie scenariusza
Austriaka Stefana Ruzowitzky'ego, twórcy między innymi późniejszego
„Piekła” (2017) i „Patienta Zero” (2018). Zrealizowany za
niespełna osiem i pół miliona marek niemieckich (szacunkowo) obraz
cieszył się sporym zainteresowaniem widzów nie tylko w swoim
rodzimym kraju. Choćby w Stanach Zjednoczonych zebrał wiele
pozytywnych opinii, przede wszystkim zwykłych odbiorców, ale i
niektórzy krytycy wyrażali się o nim w miarę pochlebnie. W 2003
roku wypuszczono sequel „Anatomii”, którego twórcą również
jest Stefan Ruzowitzky.
„Anatomię”
kręcono w języku niemieckim, ale Columbia Pictures wpuściła na
rynek też wersję z angielskim dubbingiem. Jako że miałam do
czynienia z tą drugą, nie mogę pokusić się o ocenę całego
warsztatu żadnego członka obsady omawianego filmu. Nie jest to nic
nadzwyczajnego – najczęściej spotykam się z taką sytuacją we
włoskich produkcjach – ale to nie zmienia faktu, że niezmiernie
irytuje mnie to, że w Polsce dużo łatwiej o takie „podróbki”.
Dubbing w sumie nie jest aż tak tragiczny, jak w przypadku
większości włoskich filmów grozy, z jakimi dotychczas się
spotkałam, ale skoro nie mam pojęcia, kto owe głosy podkładał,
trudno orzec, którzy aktorzy w tej materii radzili sobie lepiej, a
którzy gorzej. Mogę jedynie ocenić (całkowicie subiektywnie)
gesty, mimikę, ogólnie pracę ciała, a jeśli o to chodzi to
odtwórczyni roli głównej, Franka Potente, dla mnie była najmniej
wiarygodna. Uważam, że w tym zakresie dużo lepiej spisywali się
m.in. partnerujący jej Anna Loos (w roli Gretchen) i Sebastian
Blomberg (jako Caspar), przy czym ten drugi tracił przez nie do
końca przekonujące (przynajmniej mnie) przedstawienie tej postaci
przez scenarzystę Stefana Ruzowitzky'ego. Najbardziej rzuca się to
w oczy pod koniec filmu – reakcja młodego mężczyzny na,
powiedzmy niecodzienny widok, jest dosyć dziwaczna. UWAGA SPOILER
Twórcom chyba tutaj zależało na zintensyfikowaniu, obudzonych w
widzach już wcześniej, podejrzeń względem Caspara (to imię
okazuje się nieprawdziwe), ale nawet jeśli ktoś dzięki temu zyska
pewność, że ten młody mężczyzna rzeczywiście jest członkiem
tajnego stowarzyszenia działającego w Heidelbergu, to chwilę
później najpewniej uzna, że jego gadanina nad skrępowaną i
umierającą Paulą oraz mocno spowolnione reakcje nie znajdują
racjonalnego wyjaśnienia. Może poza raczej naciąganą teorią, że
chłopak był w szoku, że ów młody mężczyzna zwykle tak reaguje
na stresujące sytuacje. Jeśli więc bardzo się tego pragnie można
znaleźć wytłumaczenie dla zachowania Caspara, ale mnie ono nie
przekonuje. Dla mnie było to, ni mniej, ni więcej, jak rozpaczliwa
próba zmylenia odbiorcy filmu, która koliduje z tym, co twórcy
przekazują nam później KONIEC SPOILERA. Ale to nie jedyny
nieprzekonujący występ tej postaci (postaci, niekoniecznie – bo
nie wiem, jak z dykcją - aktora, który się w nią wciela). Caspar,
tak jak wiele innych osób przebywających na terenie uczelni w
Heidelbergu (studentów i pracowników), wie, że Paula Henning
prowadzi śledztwo w sprawie zagadkowego zgonu młodego mężczyzny,
którego niedawno poznała. To nikt inny jak Caspar powiedział jej o
stowarzyszeniu, które zostało zdelegalizowane przed laty, o pewnej
loży, w skład której wchodzą ludzie wywodzący się ze światka
medycznego, działający wbrew etyce lekarskiej. Student ten zwraca
uwagę na Paulę, można chyba powiedzieć, że jest nią zauroczony,
ale nie wykazuje większego zainteresowania jej śledztwem. Nie
pomaga jej w takim stopniu, jakiego można by oczekiwać od chłopaka
starającego się przypodobać dziewczynie. Postawa Caspara powinna
zaalarmować odbiorcę, wzbudzić w widzach podejrzenia względem
tego młodego mężczyzny. Twórcy aż nazbyt mocno sugerują jego
przynależność do tajemniczej loży ludzi (pseudo)nauki, właściwie
to wyglądało mi to, jakby pragnęli obedrzeć oglądającego z
wszelkich wątpliwości co do tego, że Caspar jest tym złym. UWAGA
SPOILER I znowu – jeśli chciano w ten sposób zmylić widza,
to powinno się nadać temu jakieś wiarygodniejsze podstawy. Bo gdy
w końcu oczyszczono Caspara z wszelkich podejrzeń, to pozostało
pytanie: dlaczego chłopak nie połączył sił z Paulą, dlaczego
nie podzielił się z nią materiałami ze swojego śledztwa,
dlaczego zachowywał się tak, jakby nie zależało mu na powodzeniu
amatorskiego dochodzenie jego sympatii? W końcu ich cele były mocno
zbliżone. Ona chciała zdekonspirować zbrodniarzy (chciała by
sprawiedliwości stało się zadość), a on napisać o nich pracę.
Oboje więc musieli zdobyć dowody na to, że rzekomo rozwiązane
przed laty stowarzyszenie nadal funkcjonuje i oczywiście dowiedzieć
się kto wchodzi w jego szeregi KONIEC SPOILERA.
Intryga
rozsnuta na kartach scenariusza „Anatomii” według mnie została
naciągnięta też w innym punkcie. Bo mamy oto tajne stowarzyszenie,
które najwidoczniej od dłuższego czasu zabija ludzi w imię
„wyższego dobra”. Jak wielu pseudonaukowców przed nimi wychodzą
z założenia, że dla dobra ogółu warto poświęcać jednostki. I
wszystko wskazuje na to, że robią to na terenie ekskluzywnej szkoły
medycznej w Heidelbergu. Robią to od lat i dotychczas jakoś nikt
się tym nie zainteresował. Trudno w to uwierzyć dlatego, że nie
wyglądało to tak, jakby mocno się z tym kryli. Już samo to, że
na stół jednej z uzdolnionych studentek medycyny (w Heidelbergu nie
ma miejsca dla słabszych uczniów) trafiają zwłoki młodego
mężczyzny, których wygląd nawet laika powinien zmusić do
podejrzeń – obrażenia, które odniósł nie pasują do historyjki
podanej przez wykładowcę Pauli, do podanej przez niego przyczyny
śmierci młodego mężczyzny. Ale to nic w porównaniu z zachowaniem
niektórych osób, które najprawdopodobniej przynależą do tajnego
stowarzyszenia, na tropie którego jest główna bohaterka
„Anatomii”. Biegają sobie za ofiarami po całej uczelni, nie
przejmując się hałasem, jaki przy tym robią zarówno oni, jak i
ich cele. Zabijają nawet w pomieszczaniach, do których w każdej
chwili może ktoś wejść. Przenoszą ciała i ich fragmenty z
miejsca na miejsce i jakimś cudem nikt ich nie zauważa, chociaż w
pobliżu (nawet w nocy) często ktoś się kręci. Nie twierdzę, że
brakowało mi tutaj roli policji, że ich postawa mnie nie
przekonała, bo moje doświadczenia z tą grupą zawodową nie
pozwalają mi podać w wątpliwość tego, co pokazano w „Anatomii”.
Policjanci wyśmiewają zeznania Pauli, odbierają jak szczeniacki
żart. Nie zamierzają nawet tego sprawdzać, natychmiast wyrabiają
sobie zdanie, że dziewczyna kłamie i śmieją się z niej.
Obywatelu radź sobie sam... skąd ja to znam? Tak więc postawa
przedstawicieli organów ścigania całkowicie mnie przekonała, ale
już to, że zbrodniarze przez tak długi czas pozostawali
niezauważeni przez inne osoby przebywające na terenie uczelni,
zakrawało mi na istny cud. A w takie cuda naprawdę trudno mi
uwierzyć... Samo założenie, sam pomysł na czarne charaktery, na
ten ich okrutny proceder nie był zły. Powiedziałabym nawet, że
całkiem interesujący, tym bardziej, że historia ta może
przypominać autentycznych pseudonaukowców (Stefan Ruzowitzky o
jednym nawet wspomniał w swoim scenariuszu), iście demoniczne
jednostki, które dopuszczały się prawdziwie przerażających
eksperymentów na ludziach. Ciekawym pomysłem było też
wykorzystanie anatomicznych modeli ludzi zainspirowanych
autentycznymi pracami doktora Gunthera von Hagensa. Twórcy filmu nie
szli tak daleko, jak ich inspirator, nie skorzystali z ludzkich
zwłok, Stefan Ruzowitzky doszedł bowiem do wniosku, że byłoby to
nazbyt makabryczne, ale te manekiny, te substytuty prac doktora
Gunthera von Hagensa, i tak prezentują się bardzo realistycznie. To
samo zresztą mogę powiedzieć o kilku umiarkowanie krwawych
efektach specjalnych, aczkolwiek nie zaszkodziłoby trochę bardziej
rozszerzyć warstwę gore. Pasowałoby to w końcu do
scenariusza, no i dawałoby dodatkowy dreszczyk emocji. Dodatkowy, bo
choć fabuła nie została poprowadzona w maksymalnie przekonujący
mnie sposób, powiedziałabym nawet, że jest w niej trochę dziur,
to generowała napięcie. Tematyką też, ale bardziej zawdzięczałam
to atmosferze – zimne, wręcz sterylne wnętrza uczelni, dosyć
gęsty mrok spowijający pozytywnych bohaterów, na których
wyczuwalnie, ale często też dostrzegalnie, czyha zło w postaci
szaleńca, czy szaleńców, bo nie sposób zapomnieć, że mamy do
czynienia z jakąś tajną organizacją działającą w sposób
skrajnie nieetyczny. Ktoś może dojdzie do wniosku, że scenariusz
każe nam zastanowić się nad filozofią wyznawaną przez członków
sekretnej loży, na tropie której znajduje się Paula Henning, ale
ja o taką odwagę twórców „Anatomii” bym „nie posądzała”.
Przekonania członków rzeczonej organizacji zostały praktycznie
jednoznacznie potępione przez twórców filmu, nie dali mi oni
żadnego powodu, by sądzić, że według nich takie podejście do
nauki można w jakiś sposób usprawiedliwić. Nie czułam się,
jakby zachęcano mnie do rozważania tego, czy aby w takich
przypadkach cel nie uświęca środków, czy takie działania nie
przyniosłyby ludzkości więcej korzyści niźli strat. Nie, na moje
oko twórcy wyraźnie opowiedzieli się po przeciwnej stronie,
czyniąc to za pośrednictwem Pauli Henning, która wydawała się
ani przez chwilę nie wątpić w to, że takie zachowanie nie
przystoi lekarzom, że zasługuje na najwyższą pogardę i
oczywiście dotkliwą karę. W sumie to byłabym tego pewna, nawet
wówczas, gdyby twórcy poczynili jakieś starania w kierunku choćby
tylko lekkiego ocieplenia wizerunku członków tajemniczej loży, ale
wolałabym, żeby to zrobili, z tego prostego powodu, że ogólnie
rzecz ujmując wprost przepadam za sztuką budzącą jakieś
kontrowersje, prowokującą do samodzielnego myślenia w sposób,
który wielu jej odbiorców mocno oburza. Ale „Anatomia” tego
rodzaju filmem na pewno nie jest.
„Anatomia”
Stefana Ruzowitzky'ego to taki lżejszy thrillerek, w którym
wszystko wykłada się nam na tacy, w sposób właściwie uciekający
od kontrowersji. Jeśli chodzi o tekst, bo zdjęcia są całkiem
mroczne, tym bardziej jeśli porówna się je do tych nowszych
dreszczowców, ze szczególnym wskazaniem na te produkowane w
Hollywood. Ale nie od dziś wiadomo, że współczesna
kinematografia, ogólnie rzecz ujmując, nie może równać się z tą
dawniejszą. „Anatomia” nie jest taka znowu stara, miała swoją
premierę zaledwie dziewiętnaście lat temu i oczywiście nie jest
„dzieckiem Hollywoodu”, bo powstała w Niemczech. Mimo to widać
przepaść, jaka powstała przez te kilkanaście lat – atmosfera
„Anatomii” jest dużo bardziej mroczna od tej, którą
najczęściej karmią nas nowsze filmowe thrillery, horrory zresztą
też (czytaj: plastik), ale fabuła i przedstawienie postaci
pozostawiają już sporo do życzenia. A przynajmniej mnie, te dwie
jakże ważne składowe, nie do końca przekonały. Ale choćby dla
tego klimatu i samego pomysłu na intrygę można po tę produkcję
sięgnąć. Tym bardziej, jak lubi się takie medyczne klimaty z
lekkim dreszczykiem. Dla sympatyków takich produkcji, „Anatomia”
może okazać się nie lada gratką.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz