Stronki na blogu

środa, 30 stycznia 2019

Claire North „84 000”

Mężczyzna, który przybrał nazwisko Theo Miller żyje w świecie, w którym każde przestępstwo ma swoją cenę. Nawet zabójstwa z premedytacją nie są karane więzieniem, jeśli tylko winnego stać na zapłatę wymaganej sumy pieniężnej. Theo pracuje w Kryminalnym Biurze Obrachunkowym, które zajmuje się wyliczaniem odszkodowań dla każdego, kto złamał obowiązujące prawo. Mężczyzna stara się nie wychylać, bez słowa sprzeciwu robić to, czego się od niego wymaga i nie zastanawiać się nad systemem, którego jest malutkim trybikiem. Nie walczy z ustrojem zbudowanym w Wielkiej Brytanii przez wszechpotężną Korporację, chociaż ów ustrój służy jedynie nielicznym. Morderstwo jego byłej dziewczyny, Dani Cumali, wszystko zmienia. Theo postanawia dowiedzieć się, dlaczego kobieta zginęła i zrobić wszystko, by uratować osobę, na której od niedawna bardzo mu zależy. Jego prywatne śledztwo doprowadza go do wstrząsających faktów, które Dani odkryła przed swoją śmiercią i zwraca na niego uwagę pewnych niebezpiecznych osobników.

Claire North to pseudonim literacki brytyjskiej pisarki Catherine Webb. Nie wszystkie jej utwory są publikowane pod tym pseudonimem – część wychodzi pod jej prawdziwym nazwiskiem, a część pod pseudonimem Kate Griffin. W Polsce jak dotąd ukazały się trzy powieści Claire North (oraz kilka Catherine Webb i Kate Griffin): „Pierwszych piętnaście żywotów Harry'ego Augusta”, „Dotyk” i „84 000”. Wszystkie te powieści zostały bardzo dobrze przyjęte nie tylko w swojej rodzimej Wielkiej Brytanii. „84 000” w pierwszej połowie stycznia 2019 roku nominowano do nagrody im. Philipa K. Dicka, corocznie wręczanej wyróżnionemu utworowi literackiemu z gatunku science fiction. Nazwisko tegorocznego zwycięzcy zostanie ogłoszone w kwietniu 2019.

Claire North na kartach thrillera science fiction „84 000” stworzyła dystopijną rzeczywistość, która wydaje się być niepokojąco zbliżona do tej, w której sami egzystujemy. W świecie (konkretniej w Wielkiej Brytanii) wymyślonym przez North (tj. Webb, ale pozwolę sobie używać pseudonimu, pod którym omawiana powieść została opublikowana) nie istnieje przestępstwo, za które nie da się uniknąć kary więzienia. Ludzie bogaci mogą sobie pozwolić na prawie wszystko, mogą żyć ponad prawem, mogą nawet zabijać, bo stać ich na pokrycie przyznawanych za każde przestępstwo, za każdą, nawet najbardziej okrutną zbrodnię, odszkodowań. Możliwe że istnieje jednak wyjątek od tej reguły – jakakolwiek działalność na niekorzyść wszechmocnej Korporacji, trzymającej w kieszeni nawet rząd brytyjski, może zostać ukarana dużo dotkliwiej. Takie prawdopodobieństwo istnieje, taka myśl nasuwa się dosyć szybko, ale czy faktycznie tak jest, okaże się później. System, w którym sami żyjemy także sprzyja bogatym, ale (przynajmniej oficjalnie) nie w aż takim stopniu, w jakim odbywa się to w świecie kreowanym przez Claire North w „84 000”. Poczytna brytyjska autorka posunęła istniejące już dzisiaj wpływy korporacji do ekstremum – zmaksymalizowała wpływ dużych prywatnych firm na życie brytyjskiego społeczeństwa, firm, które w istocie należą do jednej wielkiej Korporacji, które wykonują zadania zlecone przez jeden zarząd, jedno górujące nam nimi wszystkimi zgromadzenie obrzydliwie bogatych osobników, którym zależy jedynie na pieniądzach. Zysk ponad wszystko... skąd ja to znam? North nie podaje żadnych dat. Nie wiadomo, w jakich latach toczy się akcja „84 000”, ale automatycznie zakłada się, że w przyszłości, że mamy tutaj do czynienia z artystyczną (stworzoną na potrzeby książki) wizją mniej czy bardziej odległej nam przyszłości. Prędzej to pierwsze, bo, jak już nadmieniłam, świat przedstawiony w omawianej powieści niezbyt mocno odbiega od teraźniejszości. Głównym bohaterem książki jest mężczyzna, którego znamy jako Theo Miller. North szybko zdradza, że nie jest to jego prawdziwe nazwisko, że urodził się jako ktoś inny i na jakimś etapie swojego życia przybrał inną tożsamość. Dlaczego to zrobił dowiemy się z czasem – autorka zapozna nas ze wszystkimi okolicznościami tego posunięcia pierwszoplanowego bohatera jej powieści, robiąc to w tak samo niewygodny dla mnie sposób, jak wszystko inne. W „84 000” North przeplata trzy okresy z życia Theo. Akcja toczy się po tych trzech torach, które wymieniają się bez uprzedzania czytelnika stosowną adnotacją, ale w tym jeszcze można się z łatwością samemu odnaleźć. Gorzej z konstrukcją wielu akapitów. Urwane zdania, poprzesuwane marginesy, częste celowe opuszczanie znaków interpunkcyjnych i przede wszystkich mnóstwo zbędnych, niezbyt pasujących do poszczególnych sytuacji, nierzadko trudnych do zrozumienia przemyśleń bohaterów książki i dialogów pomiędzy nimi. Gdyby pozbawić „84 000” tych wszystkich nieskoordynowanych tekstów, to nie wiem, czy publikacja ta dobiłaby do dwustu stron (polskie wydanie liczy sobie trochę ponad pięćset stronic). I według mnie wyszłoby to tej powieści na dobre – gdyby nadać jej zwyczajną formę, jednocześnie rezygnując z tych wszystkich nieskładnych przemyśleń i rozmów niektórych postaci, to mój odbiór na pewno byłby nieporównanie lepszy. Spotykałam się już z bardziej wymyślnymi konstrukcjami literackimi, z powieściami, których autorzy/autorki jeszcze bardziej kombinowali z narracją (za przykłady niech posłużą tutaj „Nocny film” Marishy Pessl i „Dom z liści” Marka Z. Danielewskiego), ale nie przypominam sobie utworu, którego autor pozwolił, by odbywało się to z taką szkodą dla fabuły i postaci. Zazwyczaj jest tak, że nawet dalej idące eksperymenty z narracją w moich oczach nie owocują zaniedbaniem tych dwóch jakże ważnych dla mnie składników powieści, ale o „84 000” powiedzieć tego, niestety, nie mogę.

Jaki jest sens naszego życia […]? Nie wierzę w Boga, nie wierzę w królestwo niebieskie, a ludzie wydają mi się złowrogim gatunkiem, który pustoszy i niszczy świat, a także siebie. Każdego dnia wymyślamy nowe sposoby ograniczania własnej wolności. Dążymy do szczęścia, ale istnieje tyle rodzajów szczęścia, że czasem trudno powiedzieć, że dążę do prawdy, bo zamiast tego mogę po prostu kupić i sprzedać prawdę w miejscowej aptece za dwa funty dziewięćdziesiąt dziewięć pensów.”

Jak można się tego spodziewać trzy okresy z życia głównego bohatera omawianej książki w końcu zbiegną się w jednym punkcie. Przedtem zmniejszając się do dwóch. Ale przez dosyć długi czas czytelnik musi poruszać się w aż trzech przestrzeniach czasowych. Claire North wielokrotnie daje do rozumienia, że nie chodziło jej o przedstawianie teraźniejszości człowieka, który przybrał nazwisko Theo Miller i dwóch okresów z jego przeszłości, tylko o pokazanie jego przeszłości, teraźniejszości i przyszłości. Retrospekcje skupiają się przede wszystkim na czasach studenckich, ale zahaczają też o okresy, w których Theo studentem jeszcze i już nie był. Przyszłość to życie na łodzi u boku enigmatycznej właścicielki tego środka transportu, w którym jakiś czas temu zamieszkała. A w umownej teraźniejszości Theo jest pracownikiem Kryminalnego Biura Obrachunkowego, jednym z licznych trybików korporacyjnej machiny mającej nieograniczoną władzę nad praktycznie całym brytyjskim społeczeństwem. Rząd dysponuje narzędziami, dzięki którym w każdej chwili może ograniczyć wpływy Korporacji, ale rzekoma demokratycznie wybrana władza doskonale wie, że takie posunięcie spowodowałoby kryzys finansowy, z którego Wielka Brytania mogłaby już nigdy nie wyjść. Świadomość tego (i być może pragnienie powiększania swojego bogactwa) zmusza rząd do uległości, do podporządkowywania się woli prywatnej Korporacji rozgałęziającej się na miliony mniejszych firm rozsianych po całym Zjednoczonym Królestwie. Człowiek znany jako Theo Miller nie jest typem rewolucjonisty. Wręcz przeciwnie: robi, co mu każą, nie narzeka, nie spiskuje przeciwko Korporacji i z obojętnością przyjmuje jaskrawą niesprawiedliwość ustroju, w którym przyszło mu żyć. Nie rusza go to, że ludziom bogatym wolno więcej, że gdy oni legalnie unikają odsiadki za najpotworniejsze zbrodnie (mordy, gwałty etc.), biedniejsi obywatele są skazywani na wieloletnie więzienia za najmniejsze przewinienia. Theo poprzez swoją pracę ma z tym do czynienia praktycznie na co dzień, zna ten system od podszewki i bynajmniej nie oburza go taki stan rzeczy. Jest jak jest. Trzeba się dostosować i tyle – takie podejście do życia ma Theo Miller, niczym niewyróżniający się, do bólu przeciętny trybik bezdusznej korporacyjnej machiny sprawującej władzę nad Wielką Brytanią. Tak jest do czasu morderstwa jego byłej dziewczyny, Dani Cumali, która zdobyła tak drażliwe informacje na temat pewnych wysoko postawionych osób, że ktoś uznał, że należy się jej pozbyć. Łatwo domyślić się kto taki, a i nikt nie powinien mieć problemów z przedwczesnym rozszyfrowaniem faktów odkrytych przez Dani Cumali. Wydawać by się mogło, że ta niepospolita forma nie pozwoli odbiorcy przeniknąć wszystkich tajemnic wprowadzonych w tę opowieść przez Claire North. Ale prawdopodobnie nawet najmniej domyślni odbiorcy względnie szybko wszystko ze sobą poskładają. Bo chociaż ogólna koncepcja, sam zarys tego dystopijnego świata, w którym przyszło żyć bohaterom „84 000” w moich oczach jawił się bardzo atrakcyjnie, to na dobrą sprawę na obietnicach się skończyło. Protagoniści (antagoniści zresztą również) są niebywale papierowi, nijacy, niekonkretni, wydają się być jedynie szkieletami literackich postaci tzn. absolutnie nie miałam poczucia towarzyszenia osobom z krwi i kości. Odbierałam ich wszystkich, z pierwszoplanową postacią włącznie, jak zwyczajne wydmuszki, patykowate sylwetki, postacie z tak mglisto przedstawionymi osobowościami, że pomimo usilnych starań nie potrafiłam ani „wniknąć w skórę któregoś z nich” ani, że tak to ujmę, się z nimi zaprzyjaźnić. Fabuła nie została dużo bardziej rozbudowana, nie poprowadzono jej w sposób zdecydowanie mniej powierzchowny, niż uczyniono to w przypadku absolutnie wszystkich postaci zaludniających „84 000”. Nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że opowieść i jej uczestnicy mają dla autorki drugorzędne znaczenie, że przede wszystkim chciała się pobawić formą, a nie opowiedzieć jakąś trzymającą w napięciu, wciągającą historię ukierunkowaną na tak zwanych masowych odbiorców. To znaczy według mnie nie był to jej główny cel, bo fabułę książka ta oczywiście posiada, tyle że wygląda bardziej jak produkt uboczny niż zasadniczy cel procesu wytwórczego. Ale pragnę zaznaczyć, że poza granicami Polski książka ta ma już sporo fanów, że przez wiele osób, z krytykami i innymi pisarzami włącznie, została bardzo entuzjastycznie przyjęta, więc trzeba założyć, że i w Polsce znajdzie swoich miłośników, że nie każdy przyjmie tę opowieść tak negatywnie, jak ja.

Wymęczyła mnie ta książka. Sama koncepcja, sam zarys dystopijnej rzeczywistości wymyślonej przez brytyjską pisarkę Claire North (właściwie Catherine Webb) był nader obiecujący. To on zachęcił mnie do sięgnięcia po tę pozycję, ale gdy już to zrobiłam dosyć szybko uświadomiłam sobie, że akurat w tę opowieść niełatwo będzie mi się zaangażować, choćby tylko w małym stopniu. I faktycznie tak było – dobrnęłam do końca, ale bynajmniej nie była to przyjemna podróż. Sama ta artystyczna wizja przyszłości w miarę mnie intrygowała, ale to stanowczo za mało, bym mogła uznać to dzieło za udane. Forma w moich oczach niemalże całkowicie pogrzebała tę opowieść. Przekombinowany styl, drastyczne zaniedbanie wszystkich postaci i fabuły oraz, po części wynikający z tego, kompletny brak napięcia – takie poważne mankamenty „84 000” kłuły mnie w oczy przez cały czas trwania tej lektury. Przez to wszystko musiałam się wręcz zmuszać do czytania, walczyć z przemożnym pragnieniem bezpowrotnego przerwania tej lektury. Ale ja to ja. Bardzo możliwe, że inni odbiorcy „84 000” żadnych złych stron w tej publikacji nie znajdą. Ja nie polecam tej pozycji, ale wystarczy zerknąć na recenzje innych, żeby zauważyć, że przynajmniej póki co, jestem w mniejszości, więc całkiem możliwe, że i Wam powieść ta się spodoba.

Za książkę bardzo dziękuję wydawnictwu

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz