Doktor
Alan Feinstone ucieka ze szpitala psychiatrycznego i przyjeżdża do
małego miasteczka Paradise w stanie Missouri. Używa tam nazwiska
Lawrence Caine i zataja swoją prawdziwą biografię. Wynajmuje domek
od pracownicy banku, Jamie Devers, zamierzając osiąść w Paradise
na dłużej. Często dręczą go halucynacje, udaje mu się jednak
utrzymywać to w sekrecie przed innymi. Feinstone wierzy, że uda mu
się wrócić do pełnej równowagi psychicznej. Nie chce już
zabijać, pragnie spokojnego życia u boku Jamie, a podejrzewa, że
będzie to możliwe tylko jeśli nie wróci już do praktyki
stomatologicznej. Z czasem zmienia jednak zdanie. Nabiera
przekonania, że bycie dentystą w tym małym miasteczku nie wepchnie
go z powrotem na zbrodniczą ścieżkę. Zgadza się więc na objęcie
zwolnionego niedawno stanowiska stomatologa, jedynego dentysty w
Paradise, i początkowo faktycznie nie czuje potrzeby zabijania
swoich pacjentów. Jego stan psychiczny znacznie pogarsza się
wówczas, gdy odkrywa, że jego aktualna sympatia jest obiektem
westchnień miejscowego młodego mężczyzny.
Slasher
„Dentysta” odniósł na tyle duży komercyjny sukces, że nie
zwlekano z rozpoczęciem prac nad jego sequelem. Na krześle
reżyserskim ponownie zasiadł Brian Yuzna, twórca między innymi
niezapomnianego „Towarzystwa”, „Narzeczonej Re-Animatora”,
„Beyond Re-Animator”, „Powrotu żywych trupów 3” oraz
jednego segmentu filmowej antologii pt. „Necronomicon”.
Scenariusz napisał Richard Dana Smith, na podstawie postaci
stworzonych przez Stuarta Gordona, Dennisa Paoliego i Charlesa Fincha
(scenarzyści części pierwszej). Technicy i aktorzy przyznawali, że
prace nad kontynuacją „Dentysty” szły lepiej niż w przypadku
jedynki. Zdradzili, że mieli wystarczająco dużo czasu i pieniędzy,
chociaż budżet „Dentysty 2” był niższy niż w przypadku
poprzedniego filmu – budżet jedynki oszacowano na dwa i pół
miliona dolarów, a dwójki na milion osiemset tysięcy dolarów.
„Dentysta 2” był nominowany w kategorii Best Film na Sitges Film
Festival, ale nagrody nie otrzymał, a Brian Yuzna miał zamiar
stworzyć trzecią odsłonę, ale nie udało mu się wprowadzić tego
planu w życie, ponieważ zwyczajnie brakło mu na to czasu.
Akcja
„Dentysty 2” toczy się jakiś czas po wydarzeniach pokazanych w
pierwszej odsłonie. Scenarzysta nie precyzuje ile czasu minęło,
ale można założyć, że seryjny morderca, doktor Alan Feinstone w
szpitalu psychiatrycznym spędził lata, nie miesiące. Na początku
„Dentysty 2” ów antybohater, w którego ponownie wcielił się
Corbin Bernsen, ucieka z ośrodka dla psychicznie chorych i
przyjeżdża do małego miasteczka Paradise w stanie Missouri.
Najpierw udaje się do banku, w którym przez wszystkie te lata
przechowywał fałszywe dokumenty i trochę gotówki, i w którym
jest znany pod nazwiskiem Lawrence Caine. Innymi słowy dobrze się
przygotował, już wcześniej brał pod uwagę to, że może zostać
zmuszony do ukrywania się przede wszystkim przed organami ścigania.
Feinstone nie wie, że osobą, której najbardziej zależy na
odnalezieniu go jest jego żona. Kobieta do poszukiwań swojego męża
wynajęła prywatnego detektywa i nawet jeśli nie widziało się
pierwszej części nie będzie się powątpiewało w to, że nie ma
ona względem tytułowego antybohatera przyjaznych zamiarów.
Scenariusz Richarda Dana Smitha przypomina najistotniejsze fakty
zawarte w części pierwszej, ale choć wydaje mi się, że dzięki
temu osoby niezaznajomione z „Dentystą” z 1996 roku, nie będą
miały problemów ze zorientowaniem się w fabule dwójki (zresztą
nie jest ona skomplikowana), to i tak jestem przekonana, że
wygodniej będzie im się ten horror oglądało po zapoznaniu się z
poprzednim filmem o morderczym stomatologu, nieradzącym sobie z
zazdrością. Bo to właśnie zazdrość między innymi uruchamia
jego zabójcze popędy, wpycha go na ścieżkę zbrodni - o czym
doskonale wiedzą odbiorcy „Dentysty” z 1996 roku. Czarny
charakter początkowo wydaje się być jednak przekonany, że głównym
wyzwalaczem morderczych popędów jest zawód, który przez całe
swoje życie wykonywał, że aby żyć normalnie musi pożegnać się
ze stomatologią. Według mnie największym walorem „Dentysty 2”
jest jego małomiasteczkowy klimat. Przeprowadzka czarnego charakteru
do takiego zacisznego miejsca była dobrym pomysłem, ale jeszcze
lepsze było to, że ekipie technicznej udało się nadać temu
odpowiednio złowróżbny wydźwięk. Inny słowy, mamy sympatyczne,
senne miasteczko, w którym, jak to się mówi, nigdy nic się nie
dzieje. Istna oaza spokoju, do której nagle wkracza bardzo
niebezpieczny osobnik. Tylko my, widzowie, od początku wiemy kim
jest nowy mieszkaniec Paradise, tylko my jesteśmy świadomi tego, że
w końcu zacznie zabijać. Nie wiemy tylko kiedy. Społeczność
Paradise jest do niego przyjaźnie nastawiona, Alan Feinstone,
przedstawiający się teraz jako Lawrence Caine szybko nawiązuje
nowe znajomości, zręcznie ukrywając swoją chorobę psychiczną.
Bo poważnie chory bez wątpienia jest i w pewnym sensie zdaje sobie
z tego sprawę. Wie, że ma problem, ale ze wszech miar stara się
odsuwać od siebie tę straszną świadomość. Z halucynacjami
walczy poprzez okaleczanie się – jedno, dwa cięcia zazwyczaj
wystarczą, by na jakiś czas odgonić od siebie niepokojące wizje,
ale pewnie żaden odbiorca nie będzie miał wątpliwości, że
Feinstone już wkrótce całkowicie przestanie nad tym panować, że
prędzej czy później wróci do zabijania bliźnich.
„Dentysta
2” to w gruncie rzeczy takie odcinanie kuponów – film płynący
na fali popularności „Dentysty”, na którego według mnie nie
miano jakoś szczególnie dobrego pomysłu. Ot, wykorzystujemy
pomysły, na które wpadnięto wcześniej, w nadziei, że tego
oczekują sympatycy pierwszej odsłony. Nie wiem, czy istotnie z
takiego założenia twórcy „Dentysty 2” wyszli, ale właśnie
takie wrażenie odnosiłam. Muszę przyznać, że odświeżenie sobie
tej pozycji po latach, nie wyszło mi na dobre. Kiedyś lepiej
przyjmowałam ten obraz, a więc zachowałam lepsze wspomnienia na
jego temat, ale zdarzało się już, że z takich „spotkań po
latach” wychodziłam, że tak to ujmę, dużo bardziej poturbowana.
Chcę przez to powiedzieć, że „Dentystę 2” mimo wszystko
oglądało mi się bez większych cierpień. Nie jest to slasher
wyższych lotów, według mnie nie dorasta nawet do dobrego poziomu
swojego poprzednika, ale w takich średniaczkach potrafię jako tako
się odnajdywać. Tym bardziej, że jakoś poważnie nie zaniedbywano
warstwy gore. Nie szafowano krwawymi efektami specjalnymi -
slasher, to w końcu podgatunek, który ogólnie rzecz
ujmując, celuje w niezbyt wygórowany stopień brutalności. I można
powiedzieć, że tak też jest w „Dentyście 2”. Ale znalazła
się jedna scenka, która delikatnie mówiąc, wprawiła mnie w
niemały dyskomfort emocjonalny. Czułam prawie fizyczny ból na
widok wiercenia w zębie ofiary i następującego niedługo potem
wyrywania zdrowych zębów bez znieczulenia. Substancja robiąca za
krew prezentowała się całkiem wiarygodnie, co tylko wzmagało
nieprzyjemne, ale jakże oczekiwane przeze mnie od tego typu kina,
doznania, na widok mąk dostarczanych pewnej wścibskiej, bardzo
barwnej, przesympatycznej i komicznej (w pozytywnym tego słowa
znaczeniu) kobiecie. Wszystkie pozostałe tego typu sceny są już
dużo łagodniejsze - nie charakteryzują się tyloma dosyć
odrażającymi szczegółami, a i pomysłowymi też bym ich nie
nazwała. No może z wyjątkiem tego, co pokazano na końcu, z
wyłączeniem tego groteskowego epilogu. Czarny humor zawarto również
w wielu wcześniejszych sekwencjach, ale szeroki uśmiech na mojej
twarzy wywołała dopiero ostatnia scena, to całkiem osobliwe
zamknięcie historii doktora Alana Feinstone'a. Pozytywnie przyjęłam
też to, że w scenariuszu znalazło się miejsce dla żony szalonego
doktorka, że zrobiono z niej kogoś na kształt samotnej mścicielki,
która UWAGA SPOILER dwukrotnie oberwała w głowę od Jamie –
drugi raz zupełnie przypadkowo, co tylko wzmogło humorystyczny
wydźwięk jej finalnej konfrontacji ze swoim niegdysiejszym oprawcą.
Konfrontacji, w której oczywiście wzięła też udział ostatnia
sympatia tytułowego antybohatera KONIEC SPOILERA. Warstwę
dramatyczną/obyczajową można było poprowadzić w ciekawszy sposób
- tj. te wstawki z powiedzmy normalnego życia czarnego charakteru w
Paradise, te stateczniejsze obrazki z jego egzystencji w małych
miasteczku, z relacją z Jamie włącznie. Wątek romantyczny był
rzecz jasna koniecznością, bo w końcu Alan Feinstone jest typem
fikcyjnej osoby, u której mordercze instynkty budzi głównie (ale
nie tylko) chorobliwa zazdrość o ukochaną kobietę. Niezbyt to
wszystko wciągało, ale bezrefleksyjnie pogapić się w sumie można.
Długość tych sekwencji jest w sam, ale możliwe, że film
zyskałby, gdyby trochę te wątki skrócono, a czas jaki by dzięki
temu zyskano wypełniono dodatkowymi halucynacjami doznawanymi przez
antybohatera i scenami tortur/mordów osób, które na swoje
nieszczęście zdecydowali się zasiąść na jego fotelu
stomatologicznym.
Myślę,
że obejrzeć „Dentystę 2” spokojnie można, ale lepiej nie
obiecywać sobie zbyt wiele. Nastawić się na dosyć przeciętny
slasherek, który przynajmniej w przypadku osób znających
pierwszą odsłonę nie ma szans na dłużej zakotwiczyć się w
głowie. Właściwie to radzę sięgnąć po ten film dopiero po
zapoznaniu się z „Dentystą” z 1996 roku, również
wyreżyserowanym przez Briana Yuznę. Rzecz jasna pod warunkiem, że
ta pierwsza odsłona zostanie dobrze przez Was odebrana. Osoby,
które najpierw zasiądą do seansu dwójki nie powinny mieć
problemów ze zrozumieniem tej opowieści, ze zorientowaniem się w
tej z gruntu prostej historii (jak na slasher przystało) o
morderczym stomatologu, ale wierzcie mi lepiej prześledzić jego
losy od początku, przypominajki wrzucone w część drugą, owszem,
są bardzo pomocne, ale to nie to samo, co obejrzenie poprzedniej
odsłony. Wiadomo, że zawsze lepiej zachowywać odpowiednią
kolejność, ale jeśli dla kogoś nie będzie to możliwe, to nie
musi się obawiać, że pogubi się w fabule dwójki. Nie, takich
problemów mieć nie powinien, co nie znaczy, że na pewno przyjmie
ten obraz w samych superlatywach, że nie znajdzie w tej produkcji
absolutnie żadnych mankamentów.
JAk by ludzie się za mało bali dentysty :)
OdpowiedzUsuńDentysta od małego dziecka mnie przeraża, dlatego nie poszłabym na taki seans.
OdpowiedzUsuń