Kath
Redway mieszka, wraz z mężem Adamem i ich dziewięcioletnią córką
Lylą, na terenie Parku Narodowego Dartmoor. Kobieta niedawno
przeżyła wypadek samochodowy, w którym odniosła obrażenia mózgu.
Na skutek tego doznała amnezji wstecznej. Nie pamięta tylko mniej
więcej tygodnia sprzed wypadku, ale te wspomnienia mogą okazać się
kluczowe. Bo wszystko wskazuje na to, że jej rodzina coś przed nią
ukrywa. Po wypadku pomiędzy nią i Adamem narodził się dystans,
którego dotychczas w ich związku nie było. Mąż chowa do niej
jakąś urazę. W przeciwieństwie do Kath wydaje się nie cieszyć z
tego, że żona wyszła cało z wypadku. Ich córka natomiast
zachowuje się jeszcze bardziej nietypowo niż zwykle. Dziewczynka
nigdy nie została zdiagnozowana, ale wiele wskazuje na to, że ma
zespół Aspergera, i że wypadek Kath znacznie pogorszył jej stan.
Lyla oddaje się dosyć niepokojącym zabawom i utrzymuje, że widuje
na wrzosowiskach znajomo wyglądającego mężczyznę, który
uporczywie się jej przygląda. Kath nabiera przekonania, że jej
rodzinie grozi jakieś niebezpieczeństwo i to niekoniecznie z
zewnątrz. Kobieta czuje, że kluczem do rozwiązania tej zagadki są
wydarzenia sprzed jej wypadku, te których nie pamięta, ale
wspomnienia najprawdopodobniej wcześniej czy później do niej
wrócą. I możliwe, że zamiast ukojenia przyniosą jej ból większy
od tego, który przeżywa obecnie.
S.K.
Tremayne to pseudonim literacki brytyjskiego pisarza i dziennikarza
Seana Thomasa, który tworzy również pod własnym nazwiskiem i jako
Tom Knox. Jego pierwsza powieść wydana pod pseudonimem S.K.
Tremayne ukazała się w 2015 roku – thriller psychologiczny
„Bliźnięta z lodu” stał się bestsellerem w Wielkiej Brytanii
i w Niemczech. W 2019 roku książka dostała Nielsen Silver Award za
sprzedaż 250 000 egzemplarzy. „Dziecko ognia”, druga powieść
napisana pod pseudonimem S.K. Tremayne pierwotnie ukazała się w
2016 roku, utwierdzając czytelników Seana Thomasa w przekonaniu, że
pod tym wymyślonym nazwiskiem będzie tworzył wyłącznie thrillery
psychologiczne (jako Tom Knox pisze thrillery archeologiczne i
religijne). „Zanim umarłam”, trzecia powieść S.K. Tremayne'a,
która światową premierę miała w 2018 roku, bynajmniej nie jest
wyjątkiem od tej reguły.
S.K.
Tremayne już wcześniej dał mi odczuć, że ciągnie go do
literatury gotyckiej. Ale o ile jego „Dziecko ognia” pachniało
mi „Rebeką” Daphne du Maurier, o tyle czytając „Zanim
umarłam” myślałam głównie o „Kobiecie w czerni” Susan
Hill. Główna bohaterka i zarazem narratorka większej części
omawianej książki, Kath Redway, mieszka z mężem i córką na
wrzosowiskach, rozciągających się na terenie Parku Narodowego
Dartmoor. Skromny dom, który wynajmują od najbliższych sąsiadów
dzieli półtora kilometra, ale trudno nazwać ich pustelnikami.
Adam, w przeciwieństwie do jego małżonki Kath, wychował się w
tym miejscu. Mężczyzna od jakiegoś czasu pracuje jako strażnik
tego parku i ma bardzo dobrą opinię wśród tutejszej niewielkiej
społeczności. Kath z kolei pracuje w biurze turystycznym Dartmoor i
choć nie ma tylu przyjaciół, co mąż, to nie czuje się
wykluczona z tego społeczeństwa. A przynajmniej nie czuła się tak
przed wypadkiem samochodowym, z którego cudem wyszła cało. Jeśli
któregoś członka trzyosobowej rodziny Redwayów można nazwać
pustelnikiem to tylko Lylę. Dziewięcioletnią córeczkę Kath i
Adama, która co prawda nie jest kompletnie odizolowana od innych
dzieci, bo chodzi do szkoły, ale tak naprawdę tylko tam dokucza jej
samotność. Najlepiej czuje się w domu i jego okolicach –
dziewczynka uwielbia eksplorować Dartmoor, te przepastne naturalne
tereny, ze swoimi najlepszymi przyjaciółmi: należącymi do niej
dwoma dużymi psami. Zamiast moczarów w „Zanim umarłam” mamy
wrzosowiska, ale ta podmokła, odizolowana sceneria w istocie bardzo
przypomina tę, w której Susan Hill usytuowała swoje nawiedzone
domostwo. S.K. Tremayne nie sugeruje, że Dartmoor może być
miejscem żerowania jakichś nadnaturalnych istot, ale co dla niego
typowe, wprowadza elementy horroru. Sataniści, czarna magia
praktykowana na terenie Dartmoor przez osoby mogące być
najprawdziwszymi wiedźmami i czarownikami, pradawne rytuały
najprawdopodobniej odprawienie ku czci Lucyfera albo w celu
sprowadzenia na kogoś jakiegoś nieszczęścia – wszystkie te
cegiełki nie są co prawda zarezerwowane li tylko dla horroru, ale
Tremayne „ubiera je w takie łaszki”, nadaje im taki ton, że nie
ma się wątpliwości, z którego gatunku czerpał. Nie mogę
powiedzieć, że celował głównie w horror, bo opowieść ta przede
wszystkim egzystuje w ramach thrillera psychologicznego, ale coś z
horroru z pewnością w sobie ma. Park Narodowy Dartmoor, na ternie
którego mieszka pierwszoplanowa rodzina, został przez Tremayne'a
odmalowany w sposób bardzo barwny; malowniczy, ale i złowrogi.
Miejsce to przyciąga i zarazem odpycha swoją zacisznością,
zachwyca naturalnym pięknem, ale i uczula na to, że owa dzikość
mogła rozprzestrzenić się poza faunę i florę, wziąć we
władanie ludzkie serca, „odcywilizować” tutejsze społeczeństwo
albo tylko niektórych jego członków. Zmienny klimat Dartmoor
również ma swój wpływ na atmosferę zagrożenia - ilekroć pogoda
się psuje, owo niezdefiniowane niebezpieczeństwo odczuwalnie się
przybliża. Pytanie tylko, czy faktycznie czai się ono za placami
głównej bohaterki, czyha gdzieś tam na rozległych wrzosowiskach
otaczających jej dom, czy raczej mieszka z nią pod jednym dachem. A
może zagrożenie stanowi ona sama, może to wewnątrz niej tkwi coś,
z istnienia czego nawet nie zdaje sobie sprawy, a co już wkrótce
może przynieść zgubę jej i bliskim jej ludziom. Bo „Zanim
umarłam” to powieść kultywująca narrację kojarzącą się
głównie z „Dzieckiem Rosemary” Iry Levina (i Romana
Polańskiego) – podejrzewa się tutaj praktycznie wszystkich.
Wietrzy się jakiś spisek zawiązany w hermetycznym dartmoorowskim
społeczeństwie przeciwko Kath Redway, ale i nie ma się także
zaufania do tej kobiety. Powątpiewa się w jej zdrowie psychiczne,
ale i w czystość motywów, jakie kierowały nią przez wypadkiem.
Teraz Kath może być bowiem całkowicie inną osobą niż w tygodniu
poprzedzającym wypadek. Lepszą żoną i matką. A jeśli tak jest,
to co się stanie, gdy wspomnienia wreszcie do niej wrócą? I
dlaczego wcześniej kochająca swoją rodzinę kobieta parę dni
przed wydarzeniem, które niemal doprowadziło do jej śmierci,
zachowywała się w tak nietypowy dla siebie sposób? Bo Tremayne
sukcesywnie odkrywa przed nami fragmenty tej niedalekiej przeszłości,
w formie informacji przekazywanych Kath przez innych oraz poprzez
stopniowe odzyskiwanie przez nią na chwilę zapomnianych wspomnień.
I bynajmniej nie rozjaśnia tym sytuacji – przez większość czasu
tylko ją komplikuje, kolejnymi złowieszczo zagadkowymi cegiełkami,
które należałoby do siebie dopasować. Tylko jak się do tego
zabrać?
„Zanim
umarłam”, poza wszystkim innym, to przygnębiająca opowieść o
kobiecie, która rozpaczliwie stara się uratować swoją rodzinę,
nie wiedząc tak naprawdę, co przyczynia się do jej rozpadu. A
przynajmniej nie wiedząc wszystkiego. Nie znając całej prawdy o
być może sobie samej, swoim mężu i córeczce, której los chwycił
mnie za serce najsilniej. I mojego współczucia dla niej nie
umniejszały liczne sugestie autora powieści, że dziewczyna może
być zamieszana w coś nader okropnego. U Lyli od dłuższego czasu
widać objawy zespołu Aspergera, ale jej rodzice uznali, że lepiej
jej nie diagnozować, nie chcąc po prostu przyklejać żadnej
etykietki swojemu dziecku. Po wypadku Kath zmieniła zdanie na ten
temat, ale Adam nadal sprzeciwia się zdiagnozowaniu choroby córki.
Chociaż to mogłoby jej pomóc. Choćby w znalezieniu przyjaciół
wśród swoich rówieśników, których to dziewczynce tak boleśnie
brakuje. Lyla ma dobry kontakt z dorosłymi, ale za swoich
najlepszych przyjaciół uważa dwa należące do niej psy – to z
nimi najchętniej spędza czas, z nimi przemierza pozornie bezkresne
tereny Parku Narodowego Dartmoor, który jest dla niej domem, w
którym czuje się prawdziwie wolna, nieskrępowana zasadami
współżycia społecznego, których nie rozumie. Lyla bardzo się
stara, ale nie potrafi przeniknąć tajników dziecięcych zabaw –
w szkole często próbuje bawić się z innymi dziećmi, bo wie, że
to pomoże jej w pozyskaniu tak upragnionych przyjaciół wśród
swoich rówieśników, ale jako że nie rozumie owych zabaw, jej
starania ciągle przynoszą skutek odwrotny do zamierzonego. Coraz
bardziej okopują ją na pozycji outsidera, spychają poza margines
życia szkolnego, co bardzo zasmuca jej rodziców, a i pewnie
niejeden odbiorca tej książki na własnej skórze odczuje ogromną
i niesprawiedliwą krzywdę tej dziewięcioletniej dziewczynki. Co
więcej Lyli nie dokucza jedynie samotność, ale też coś, co może
mieć związek z jej rodzicami. Ta samotna dziewięciolatka coś wie,
a to coś tak strasznego, że nie ma odwagi z kimkolwiek się tą
prawdą podzielić. W poprzednich książkach S.K. Tremayne'a również
mieliśmy dzieci, które zdawały się wiedzieć więcej, niż mówią.
Ukrywać jakieś mroczne sekrety albo przynajmniej „dzierżyć w
rączkach uniwersalne klucze” do rozwiązania fabularnych zagadek.
Lyla z czasem dzieli się z matką informacją o tajemniczym
człowieku, którego często widzi podczas swoich wędrówek po
wrzosowiskach i lasach w towarzystwie psów, i który
najprawdopodobniej szpieguje ją i Kath. Co więcej Lyla z czasem
mówi matce o swoich podejrzeniach, co do tożsamości tego
mężczyzny. Skądinąd wstrząsających podejrzeniach, które tak
naprawdę dają więcej pytań niż odpowiedzi. Tremayne'owi nie
udało się maksymalnie zaciemnić prawdy, do której w końcu, po
wielu trudach dojdzie gówna bohaterka, czy antybohaterka „Zanim
umarłam”, ale doszłam do niej na tyle późno, by nie zepsuło mi
to lektury. Oczywiście dobrze byłoby jeszcze trochę potrwać w tej
potężnej niepewność, która towarzyszyła mi właściwie od
początku książki, ale i tak długo „dawałam się” autorowi
zwodzić i... zaskakiwać. Bo nie brakuje tutaj zwrotów akcji, z
których największy jest z pewnością ten, który udało mi się
przewidzieć. I co z tego? Po prostu przeżyłam lekki szok wcześniej
niż chciał tego Tremayne. Autor kreślący tutaj doprawdy
tragiczną, i to na wielu płaszczyznach, opowieść o tajemnicach,
które wcześniej czy później muszą zostać odkryte, które
właściwie się tego dopominają i to w dosyć drastyczny, ale i
magiczny sposób. Trzymającą w napięciu opowieść, od której
doprawdy trudno było mi się oderwać. I jestem przekona, że wielu
miłośników thrillerów psychologicznych i powieści gotyckich
będzie miało ten sam... hmm... problem? Nie, raczej tę samą
przyjemność. Bo mało jest w życiu lepszych rzeczy od niemożność
oderwania się od lektury, prawda? Od przeżywania z bohaterami
powieści ich wzlotów i upadków, zupełnie jakby spotykały nas one
osobiście, i to w dodatku na tak odizolowanym, przepięknym, ale i
groźnym terenie, jakim jest park narodowy. Pełen mrocznych
zakamarków, w których może, ale wcale nie musi kryć się jakiś
śmiertelnie niebezpieczny wróg. Albo wrogowie.
„Zanim
umarłam” to trzecia moim zdaniem udana książka S.K. Tremayne'a.
A że więcej powieści opublikowanych pod tym fikcyjnych nazwiskiem
jak na razie nie ma, to można chyba powiedzieć, że robi się to
nudne. Człowieku, napiszże jakiegoś gniota, żeby można było,
powiedzmy, dodać trochę smaczku recenzji. A nie w kółko piać z
zachwytu... Żartuję oczywiście. Niechaj S.K. Tremayne już na
zawsze taki pozostanie, z całego serca (również z egoistycznym
pobudek) życzę mu pozostania w takiej formie, w jakiej jest od
czasu swojej pierwszej książki (pierwszej wydanej pod tym
pseudonimem), czyli „Bliźniąt z lodu”. Życzę tego i jemu, i
sobie, bo dopóki będzie tak pisał, we mnie na pewno będzie miał
wierną czytelniczkę. A i myślę, że gdyby jego pisarska kondycja
nieco się obniżyła, to i tak bym się do jego twórczości nie
zraziła. Bo ten artysta ma z czego schodzić - tak wysoki poziom w
moich oczach osiągnęły trzy powieści S.K. Tremayne'a. Mam
nadzieję, że na czwarty thriller psychologiczny jego pióra długo
czekać nie będę. Poproszę coś jeszcze w tym, 2019 roku:)
Za
książkę bardzo dziękuję wydawnictwu
Moje klimaty. Bardzo chętnie po nią sięgnę.
OdpowiedzUsuńChcę ;) koniecznie ...a może nawet musze przeczytac?
OdpowiedzUsuńCzytanka na Dobranoc