Po
śmierci matki nastoletnia Olivia i jej młodsza siostra Claire
trafiają pod opiekę ciotki Beth, z którą wcześniej nie
utrzymywały kontaktu. Kobieta nie jest zadowolona z ich obecności w
swoim domu, ale najprawdopodobniej to tylko układ tymczasowy,
wynikły z chwilowej niemożności skontaktowania się z
przebywającym poza granicami kraju ojcem dziewczynek. Już
pierwszego dnia ciotka Beth przedstawia im zasady, których pod
żadnym pozorem nie wolno im łamać. Żadnego opuszczania pokoju
nocą, przebywania w kuchni pomiędzy posiłkami i podejmowania
jakichkolwiek prób wejścia do zamkniętej na klucz piwnicy. Olivia
szybko zauważa, że w łazience przylegającej do sypialni jej i jej
siostry znajduje się zakamuflowane pod tapetą lustro, w którym
dostrzega coś niepokojącego. Claire natomiast zaczyna wsłuchiwać
się w podszepty jakiejś niewidzialnej istoty.
Amerykański
niskobudżetowy horror o zjawiskach nadprzyrodzonych pt. „Behind
You” to dzieło debiutujących reżyserów, Andrew Mechama i
Matthew Whedona, którym powierzono również zadanie przerobienia
już istniejącego scenariusza. Wizja nie była więc tak do końca
ich, ale producenci nie byli zadowoleni z tak wielu obszarów
pierwotnego skryptu, że Mecham i Whedon musieli w zasadzie napisać
rzecz od nowa, w oparciu o zaakceptowane już pomysły. Obaj wolą
klasyczne horrory od współczesnych, zwłaszcza te w bogate w
symbolikę i dotykające głębszych lęków, a nie bazujące na jump
scenkach. Pracując nad „Behind You” myśleli przede
wszystkim o „Lśnieniu” Stanleya Kubricka, a wręcz starali się
co nieco naśladować. Film trafił bezpośrednio na platformy VOD w
kwietniu 2020 roku.
Prolog
„Behind You” kazał mi założyć, że będzie to obraz ochoczo
wykorzystujący lustra. Nie, nie myślałam o „Lustrach”
Alexandre Aja. Mierzyłam wyżej: w „Oculus” Mike'a Flanagana i
„Czarnego łabędzia” Darrena Aronofsky'ego. Nie wiem dlaczego,
ale miałam nadzieję na podobne podejścia do luster eksponujących
niecodzienne zjawiska. Ale choć w „Behind You” przedmioty te
odgrywają istotną rolę, to niestety kierunek obrany przez
początkujących reżyserów mocno rozczarowuje. Najpierw wejście w
twardy schemat. Standardowy motyw zakwaterowania w nowym domu, tym
razem należącym do niesprawiającej sympatycznego wrażenia
starszej kobiety imieniem Beth (nieprzekonująca kreacja Jan
Broberg). Jej nieproszonymi gośćmi są nastoletnia Olivia i jej
młodsza siostra Claire (dość przyzwoite występy Addy Miller i
Elizabeth Birkner), które niedawno straciły ukochaną matkę. A
teraz są zmuszone mieszkać u krewnej, która nie ukrywa, że nie
jest zadowolona z ich towarzystwa i na dodatek oczekuje bezwzględnego
przestrzegania kilku zasad panujących w jej domu. Zasad, które
chyba każdemu odbiorcy „Behind You” każą sądzić, że z tą
nieruchomością jest coś mocno nie tak. O ile rzecz jasna taki
wniosek nie nasunie im się już po przekroczeniu jej progu przez
młode bohaterki filmu. Nieskomplikowanej opowieści, która wygląda
jakby spisywano ją w wielkim pośpiechu. I rzeczywiście harmonogram
był tak napięty, że Andrew Mecham i Matthew Whedon nie mieli wiele
czasu do namysłu. A dodatkowym utrudnieniem był dla nich wymóg
dostosowywania swoich pomysłów do wizji wykreślonej przez kogoś
innego. Efekt nasunął mi skojarzenia ze strategią polskich
ustawodawców - „pisanie na kolenie”. Nieważne jak, byle szybko.
I mamy oto twór, w którym dostrzega się wprawdzie nieśmiałe
próby przywoływania ducha kina grozy z dawnych lat - postawiłabym
na lata 90-te XX wieku - aczkolwiek pełnego efektu w tej materii
„Behind You” z pewnością nie osiąga. Powiedziałabym wręcz,
że to zaledwie przebłyski, ale jeśli o mnie chodzi to jak
najbardziej pożądane. Bo w „Behind You” przede wszystkim
rozgościła się nijakość, z tym większą więc ulgą
przyjmowałam te, bądź co bądź, niezbyt dopieszczone naleciałości
retro. Czerwień. To najbardziej charakterystyczny element omawianego
obrazu. Nie przez dominację w całokształcie, tylko w paru
konkretnych sekwencjach, które przypuszczalnie zostały pomyślane
jako element najbardziej odróżniający ten obraz od innych
współczesnych straszaków. Piwnica skąpana w głębokiej
czerwieni. Trochę kiczowatej, ale jest to ten rodzaj kiczu, który
bardziej pieści, niźli rani moje oczy. Kicz rodem z kina grozy
ostatniej dekady XX wieku, a nie nowoczesny plastik, którego
niezmiennie obawiam się w kontaktach ze współczesnymi filmowymi
tworami zwłaszcza grozy. „Behind You” naprędce kreśli nam
obraz niepełnoletnich sióstr, które na swoje nieszczęście
trafiły do, jak wszystko na to wskazuje, nawiedzonego domu na
przedmieściach. Pod niezbyt opiekuńcze skrzydła siostry swojej
niedawno zmarłej matki, starszej kobiety o imieniu Beth, która
zachowuje się cokolwiek podejrzanie. Twórcy właściwie nie
pozwalają nam wyjść od innego założenia niźli takiego, że
ciotka Beth jest strażniczką jakiejś mrocznej tajemnicy. Więcej
nawet, bo myślę, że rozpracowanie tego w szczegółach nikomu
trudności nie nastręczy. A na pewno nie osobom, które miały już
okazję trochę horrorów o zjawiskach nadprzyrodzonych obejrzeć.
Wszystko w „Behind You” toczy się bowiem po utartym torze.
Żadnych fabularnych niespodzianek sympatyk gatunku tutaj raczej nie
znajdzie. Co dla mnie wadą by nie było, gdyby tylko Andrew Mecham i
Matthew Whedon nie wykładali sprawdzonych motywów w tak toporny
sposób.
Żeby
wywołać tytułowego Candymana w kultowym slasherze Bernarda
Rose'a, opartym na opowiadaniu Clive'a Barkera pt. „Zakazany”,
należało pięciokrotnie wypowiedzieć jego imię przed lustrem. W
„Behind You” mamy podobny motyw. Zbliżony sposób przywoływania
złego, co swoją drogą dokonuje się trochę za szybko. Nie mamy szansy lepiej
poznać Olivii i Claire, dwóch zagubionych dziewcząt obecnie
będących na etapie przejściowym. Tuż po śmierci matki i przed
zamieszkaniem z ojcem. To znaczy wszyscy zakładają, że ostatecznie
siostry trafią pod opiekę ojca, ale jako że jeszcze nie zdołano
nawiązać z nim kontaktu, nie wiadomo, jak ów mężczyzna będzie
się zapatrywał na taką perspektywę. Niewykluczone, że
dziewczętom na stałe przyjdzie mieszkać z nieprzychylnie do nich
nastawioną ciotką. O ile kobieta zechce je zaadoptować. Ale to
wszystko tylko przypuszczania. Wybieganie myślą w przyszłość,
która możliwe, że nigdy nie nadejdzie. Bo w domu ciotki Beth coś
mrocznego się zagnieździło. Jakaś nadnaturalna istota, z
obecności której gospodyni najwidoczniej doskonale zdaje sobie
sprawę. A jeśli ona, to też jej jedyny przyjaciel, Charles
(„drewniana” kreacja Philipa Brodie'ego), który w
przeciwieństwie do Beth nie daje Olivii i Claire odczuć, że ich
obecność w tym domu jest niemile widziana. Mężczyzna bardzo się
stara, by dziewczęta dobrze się tutaj czuły. Ale wziąwszy pod
uwagę to, co przeżyły i negatywne nastawienie ich krewniaczki,
starania mężczyzny zdają się być z góry skazane na porażkę.
Nigdy jednak nie jest tak źle, żeby nie mogło być jeszcze gorzej.
Życiowa mądrość, która i w „Behind You” znajduje
zastosowanie. Olivia i Claire nie mają zamiaru łamać zasad
panujących w domu ciotki, ale nikogo nie powinno zaskoczyć, że
ostatecznie tak się dzieje. Mała Claire robi coś, czego robić nie
powinna. I nie dlatego, że apodyktyczna tymczasowa opiekunka tego od
niej wymaga. Trudno nie założyć, że owe reguły mają
fundamentalne znaczenie dla bezpieczeństwa wszystkich osób
przebywających w tym feralnym domu na przedmieściach, że tylko
bezwzględne trzymanie się wytycznych Beth gwarantuje względny
spokój wszystkim domownikom. Claire nie łamie zasad przez
nieopanowaną dziecięcą ciekawość, tylko kieruje się podszeptami
jakiejś niewidzialnej istoty. Małej zostało obiecane coś, czego
najbardziej pragnie. Wystarczy tylko zdobyć klucz do piwnicy, zejść
pod ziemię i tam wykonać jedno proste zadanie. A potem... No cóż,
pewnie wszystko to znacie, a w innym wydaniu może nawet kochacie,
ale w „Behind You” wszystkie te nieodkrywcze cegiełki posklejano
bez staranności. To włożymy tu, to tam i jeszcze dokoptujemy to.
Przy niczym nie będziemy się na dłużej zatrzymywać.
Prześlizgniemy się przez wszystkie wątki, zamiast je rozwijać. Bo
w sumie co tu rozwijać? Jest nawiedzony dom i są śmiertelnicy,
którzy muszą walczyć z nieznanym zagrożeniem. A na pewno Olivia i
Claire, bo wygląda na to, że Andrew Mechamowi i Matthew Whedonowi
zależało na tym, byśmy przez dłuższy czas zastanawiali się, jak
postąpią Beth i Charles. Czy będą stanowić dodatkowe zagrożenie
dla nieletnich sióstr, czy raczej będą robili wszystko co w ich
mocy by ocalić życie dziewcząt? Ujmę to tak: Mecham i Whedon
muszą jeszcze popracować nad technikami budowania dręczącej
tajemnicy. Nad zasiewaniem w widzach jakichś większych wątpliwości,
palących pytań, co do dalszego rozwoju historii, która zauważalnie
nie miała być aż tak oczywista, jaką się okazała. Część z
tego przez jakiś czas miało być dla nas ukryte, ale chyba już
bardziej czytelnie nie można było tego przedstawić. Trafne wnioski
właściwie same mi się nasuwały. A emocje... Jakie emocje? Szanuję
twórców „Behind You” za nieczęste sięganie po prymitywne
efekty „buuu!”, ale szczerze mówiąc poza tym nie bardzo było
na czym oko zawiesić. Szybka akcja. A teraz ciemność, ciemność
widzę... O! Coś wypatrzyłam... A nie, to tylko dalszy ciąg
biegania po przeklętym domu Beth. Ale zaraz, chyba coś się dzieje.
A no tak, to kolejne niewzbudzające emocji natarcie, które nawet
jeśli skończy się śmiercią to pewnie nie będzie to śmierć
godna odnotowania w annałach filmowego horroru. I rzeczywiście krwi
trochę się przelewa. Niewiele. I to tyle. Więcej powiedzieć o
tym... ekhm... „pokazie gore”
powiedzieć nie umiem. Przeszło tak samo jak wszystko w „Behind
You”. Zupełnie jakbym wpatrywała się w ścianę. Marnotrawstwo
czasu, ot co! No niech będzie, czasami coś ciekawszego z tego
wyłowiłam. Jakieś tam błyski widmowej postaci, która szczególnie
upiornego wrażenia wprawdzie na mnie nie robiła, ale lepsze
migawkowe manifestacje istoty z zaświatów od chaotycznej bieganiny,
nawoływania się się w chwilami za gęstych i niezmiennie
nieintensywnych ciemnościach oraz okładania pięściami nicości,
tzn. niewidzialnego wroga. Niektóre sekwencje z udziałem Elizabeth
Birkner, te co bardziej gwałtowniejsze, też z lekka wybijają się
z tych oparów nijakości, ale należytego rozwinięcia i tego
konwencjonalnego wątku też nie dostałam. Jest jednak jakaś
pociecha. Całkiem nastrojowy muzyczny motyw przewodni skomponowany
przez Christiana Davisa (stylizowany na dźwięk z pozytywki) i
wpadający w ucho, utrzymany w podobnej (wolnej i złowrogiej)
tonacji, powiedziałabym, gotycki kawałek rozbrzmiewający pod
koniec filmu.
Andrew
Mecham i Matthew Whedon swoim pierwszym reżyserskim osiągnięciem z
całą pewnością drogi do wielkiej kariery sobie nie utorują. Ani
nawet do serc wielu miłośników kina grozy. „Behind You” to
horror o zjawiskach nadprzyrodzonych jakich wiele. A wręcz słabszy
od wielu sobie podobnych tworów. We współczesnym kinie z łatwością
można znaleźć mnóstwo lepiej opowiedzianych historii o czy to
faktycznych, czy tylko rzekomych istotach z zaświatów. Strata
czasu, choć pewien potencjał był. Szkoda, że nie został
wykorzystany. Tak uważam, ale nie jest powiedziane, że Wy to zdanie
podzielicie. Jeśli mnie zapytać, to odpowiedziałabym, że nie
powinniście tego sprawdzać, że najlepiej „Behind You” w swojej
przygodzie z filmowym horrorem pominąć. Ale skoro istnieje jakaś
szansa na polubienie tego dziełka... Cóż, ona zawsze istnieje, ale
myślę, że w tym przypadku jest mikroskopijna.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz