Grupa
ludzi usypia i porywa kilkanaście osób z różnych stron Stanów
Zjednoczonych. Wiele godzin później zdezorientowane, zakneblowane
ofiary budzą się w lesie. Niedługo potem znajdują broń
niewątpliwie zostawioną dla nich przez porywaczy, którzy nie dają
im dużo czasu do namysłu. Rozpoczyna się strzelanina, która
znacznie uszczupla grono osób zmuszonych do wzięcia udziału w tym
niecodziennym polowaniu. Wśród nich jest Crystal, kobieta, która
wie jak odnaleźć się w sytuacji bezpośredniego zagrożenia życia
i zamierza w pełni wykorzystać swoje zdolności w nierównej walce
z grupą porywaczy, którzy nie wiedzieć czemu urządzili sobie
polowanie na ludzi.
Zrealizowany
za w przybliżeniu czternaście milionów dolarów amerykański obraz
ze stajni Universal Pictures i Blumhouse Productions pt. „Polowanie”
(oryg. „The Hunt”) został wyreżyserowany przez Craiga Zobela,
twórcę między innymi „Siły perswazji” (2012) i „Z jak
Zachariasz” (2015). Scenariusz napisali Nick Cuse i Damon Lindelof.
Film miał wejść na ekrany kin we wrześniu 2019 roku, ale po
strzelaninach w Dayton i El Paso wytwórnia zdecydowała się
przełożyć premierę. Kinowa dystrybucja rozpoczęła się w marcu
2020 roku, ale zaledwie tydzień po wejściu „Polowania” do
amerykańskich kin, pandemia COVID-19 zmusiła Universal Pictures do
wpuszczenia go na platformy streamingowe.
Różnie „Polowanie” Craiga Zobela jest klasyfikowane: film akcji, thriller, horror... Ja jednak odebrałam to jako thriller komediowy. Trochę w stylu „Zabawy w pochowanego" Matta Bettinelliego-Olpina i Tylera Gilletta, choć zasadniczo inna myśl przyświecała twórcom „Polowania”. Kierownik owego przedsięwzięcia upodobał sobie porównanie do Twittera. Ideologiczny szum, istny zalew poglądów na absolutnie każdą kwestię. Zobel zaznaczył, że na tym portalu odnajduje też wpisy, które poprawiają mu nastrój, ale nie o tym jest „Polowanie”. Scenariusz Nicka Cuse'a i Damona Lindelofa to ironiczne i sarkastyczne spojrzenie na tę część społeczeństwa
tzw. zachodniego świata, która trwa w przekonaniu, że wszystkie
rozumy pozjadała; alfy i omegi, ludzi, którzy nie mają
wątpliwości, co myślą inni i jak bardzo się mylą. Każdy z nich
uważa, że tylko on ma rację i wszelkie prawo do „nawracania”
pozostałych. Najbardziej w „Polowaniu” obrywa się liberałom i
lewicowcom, choć przekaz miał być taki, że z każdej strony
nieustannie płynie ocean bełkotu, w którym coraz bardziej się
pogrążamy. Coś w stylu „Family Guy: Głowy rodziny”, tylko
trochę na odwrót, bo jak by na to nie patrzeć w tamtym kultowym
serialu animowanym do absurdu częściej sprowadza się światopogląd
konserwatywny. W „Polowaniu” oczywiście można też odnaleźć
echa ironii wymierzonej w stronę konserwatystów (zwłaszcza
skrajnych), ale bez wątpienia to liberałom światopoglądowym dostaje się najmocniej.
Tylko że... Jakoś nie bolało. Myślę, że „Polowanie” jest
filmem przede wszystkim dla tych, którzy lubią śmiać się z
samych siebie, którzy potrafią spojrzeć z dystansem nawet na
śmiertelnie ważne dla niego kwestie. Na co dzień sprawy życia i
śmierci, z których tutaj może się po prostu pośmiać.
„Polowanie” jest więc thrillerem dość ryzykownym, bo gdy
sprowadza się do absurdu czyjś światopogląd, to powinno się
spodziewać soczystego kontrataku. Inna sprawa, czy Zobel chciał
tego uniknąć, czy aby nie zależało mu na krytycznej odpowiedzi
części widzów? Bo to tylko potwierdzałoby tezy zawarte w
„Polowaniu”. Najlepszą obroną jest atak. A atakowani we
współczesnym świecie są już praktycznie wszyscy. Liberałowie,
konserwatyści, globaliści, antyglobaliści, ludzie wierzący i
niewierzący, feministki, szowiniści, czarni, biali, weganie,
ekolodzy... Nieważne kim jesteś i jak wyglądasz, nieważne jakie
masz poglądy, ani na kogo głosujesz – bo tak czy inaczej
oberwiesz. Główna bohaterka „Polowania” zdaje się być jedyną
osobą, która to rozumie pośród niedobitków zmasowanego ataku
otwierającego igrzyska śmierci. Stosownie przerysowana kreacja
Betty Gilpin dodaje pary do tego kotła i nie tylko przez jej
imponujące umiejętności. Tak, Crystal ma największą szansę na
przetrwanie, bo biegłe włada bronią i do perfekcji opanowała
sztuki walki, ale wydaje mi się, że to też miał być przytyk.
Delikatna parodia wojowniczych, niezniszczalnych wręcz kobiet wprost
zalewających współczesne kino. Niezależnych, zaradnych, pod
każdym względem lepszych od mężczyzn, wysportowanych pań, które
nie dają sobie w kaszę dmuchać. Patrząc na Crystal nie mogłam
się oprzeć, skądinąd przyjemnemu, wrażeniu, że wszystkie te
cechy postmodernistycznej kobiecej postaci filmowej zostały celowo
posunięte do ekstremum. Tak mocno wyeksponowane, tak grubą kreską
pociągnięte, że nieomal wpadające w groteskę. A na pewno się o
nią ocierające, ale to bynajmniej nie osłabiało mojej serdecznej
relacji z Crystal. Właściwie to pokochałam tę nie do końca
naturalną bohaterkę. Również za jej odmienność, za trzeźwy
ogląd sytuacji, w której znalazła się wraz z kilkunastoma innymi
osobami, którzy nigdy wcześniej się nie spotkali. A przynajmniej
nie twarzą w twarz. Crystal błyskawicznie wyciąga trafne wnioski i
wdraża odpowiednie kroki, podczas gdy reszta daje się prowadzić na
niewidzialnej smyczy ludziom, którzy postanowili potraktować ich
jak zwierzynę łowną. Tamci deliberują, ona działa. Właściwie
każdy towarzysz Crystal czuje nieodpartą potrzebę dzielenia się z
każdym, kto się napatoczy swoimi przemyśleniami na temat tej
niecodziennej sytuacji. Oczywiście dopasowanymi do swojego
światopoglądu. Crystal natomiast skupia się na przetrwaniu, a nie
gadaniu po próżnicy. Nie interesują jej motywy ludzi, którzy
zorganizowali sobie polowanie na ludzi w leśnym zakątku świata,
który, jak domyśla się główna bohaterka filmu, może leżeć
praktycznie w każdym państwie. Ani ona, ani reszta porwanych osób
nie wie, w jakim kraju się znajduje, ale niektórzy zdają się
domyślać, jacy ludzie zorganizowali to nielegalne wydarzenie.
Liberałowie i globaliści. I zarazem wyznawcy „tej wstrętnej
poprawności politycznej” – tfu, tfu, ci sabotażyści jedynych
słusznych wartości. Wartości, które świadczą o wielkości
Stanów Zjednoczonych. Czyli wrogowie konserwatywnego stylu życia. Z
takiego założenia zdają się wychodzić prawie wszyscy ocaleńcy,
a Crystal... No, Crystal ma głęboko w nosie światopogląd swoich
oprawców.
Czy
feministka może może przystać na darowanie jej życia tylko
dlatego, że jest kobietą? Nigdy w życiu. Lepiej zginąć, niż
zgodzić się na takie upokorzenie. Czy wybierając ludzi mających
posłużyć za zwierzynę łowną można pominąć Afroamerykanów?
Cóż, to ryzykowne, bo przecież w takim wypadku można zostać
posądzonym o rasizm. We współczesnym świecie parytety wypada
zachowywać wszędzie – nawet podczas wyboru osób, które chce się
zabić... Wypadałoby, ale nawet zaciekłym orędownikom parytetów
zdarza się popełniać faux pas w tym względzie. Jedno pytanie
postawione w tym zwariowanym scenariuszu pozostało bez odpowiedzi.
Otóż, skąd u licha, u lewicowców prosiak? Przecież oni wszyscy
weganami są... Kpię sobie? To nie ja, to twórcy „Polowania”.
Ale spokojnie: zmiany klimatyczne to święta prawda. Żadna tam
propaganda stworzona w celach zarobkowych przez biznesmenów,
polityków, czy kogo tam jeszcze oskarża się o masowe płodzenie
wszelkich eko-kłamstw. Ale jakie to ma znaczenie, gdy na nas polują?
Czy naprawdę w takiej sytuacji powinniśmy wdawać się we wszelkiej
maści ideologiczne dysputy? Crystal najwyraźniej uważa to za
skrajną głupotę, ale jest w zdecydowanej mniejszości. Dobrze, ale
co poza tym „ideologicznym jazgotem” niniejszy obraz ma do
zaoferowania? Czy przez cały seans będziemy nic tylko wysłuchiwać
nieadekwatnych do sytuacji, sprowadzonych do absurdu jedynych
słusznych poglądów, innych jedynych słusznych poglądów i
jeszcze innych...? Nie, to tylko szum. Zupełnie jak w życiu:
staramy się przeżyć przy akompaniamencie medialnych wojenek
toczonych na właściwie każdym możliwym polu. W teorii to ma
poprawić komfort naszego życia, ale powiedzcie sami: czy nie
czujecie się aby trochę tak, jak Crystal? Wy tu uprawiacie istny
survival, każdego dnia walczycie o życie, a inni tylko stoją i
gadają. To znaczy ci, którzy naprawdę wiedzą co jest dla Was
najlepsze. Główna bohaterka „Polowania” płynie po morzu
absurdu, starając się nie stracić cierpliwości do tych wszystkich
domorosłych filozofów, którym zdaje się bardziej zależeć na
tym, by przekonać innych do swoich racji, niż na wyjściu cało z
tego stosunkowo krwawego polowania. Jak na thriller ujęć gore
jest całkiem sporo, ale kamera nieczęsto zatrzymuje się na
broczących posoką obrażeniach zadawanych tak ludziom uchodzącym
za zwierzynę, jak osobom brzydko bawiącym się w łowców. Jak to
zwykle w tego rodzaju filmach bywa, role będą się odwracać –
zwierzyna awansuje na myśliwego. Ale myśliwi bynajmniej nie
odpuszczą. Nie będą stać i czekać na śmierć tylko... Tempo
jest doprawdy zawrotne. Postacie w większości papierowe. I na
dodatek, jeśli zabrać sarkazm i ironię, zamknąć na chwilę oczy
na tę żartobliwą płaszczyznę, którą zainspirowało samo życie,
to pozostaje zwykła rąbanka oparta na dość często poruszanym w
kinie motywie. Klasyczne polowanie na ludzi, które... wciąga. To
prawda, że generalnie nie przepadam za tak dynamicznymi
scenariuszami. To prawda, że wolę survivale kładące dużo
większy nacisk na duszący klimat głuszy najeżonej
niebezpieczeństwami. I wreszcie, to prawda, że lubię najpierw
choćby pokrótce poznać bohaterów, również tych, którzy bez
wątpienia wkrótce poniosą śmierć. Ale prawdą jest też to, że
dałam się ponieść takiej fali, jakiej w kinie grozy raczej nie
poszukuję. Plastikowe zdjęcia, wartka akcji, wydmuszki zamiast
pełnokrwistych postaci (poza Crystal i również w widowiskowym
stylu wykreowaną przez Hilary Swank Atheną), niewiele zbliżeń na
makabryczne efekty specjalne, które na dodatek maksymalnej
wiarygodności nie zachowują i oczywiście stara śpiewka z
polowaniem na ludzi – to wszystko powinno mnie odrzucać, ale ani
się obejrzałam, a już obiema nogami tkwiłam w tym wariackim
świecie przedstawionym. Świecie, który już na początku daje się
poznać, jako taki, w którym dosłownie każdy może zginąć, w
absolutnie każdej sekundzie. Nawet postacie, które wydają się
zajmować pierwszy plan. Niby oderwanie od konwencji, ale też nie do
końca, bo współczesne kino grozy (horrory, thrillery) bynajmniej
takich sztuczek nie unika. Inna sprawa z kobietą, którą najpierw
pokazuje się nam wyłącznie od tyłu – jedyne usprawiedliwienie
dla tego zabiegu upatruję w tym, że w wybranych momencie chciano
zaskoczyć widza wielką gwiazdą w obsadzie. Z drugiej strony w
takim przypadku promocja filmu wyglądałaby chyba inaczej... W
każdym razie finalny pojedynek rozegrano w iście spektakularnym
stylu. Rzadko coś takiego mam okazję na ekranie zobaczyć, a przy
tym tak przednio się bawić (jakkolwiek dziwnie to w tym konkretnym
przypadku brzmi). I teraz weź tu zadrzyj z kobietą!
„Polowanie”
Craiga Zobela kinematograficznym kamieniem milowym z pewnością nie
jest. Żadne to wielkie dzieło, żadne wybitne osiągnięcie, żadna
tam niezapomniana opowieść, ani realizatorska perła w morzu
nijakości. Nic nadzwyczajnego, nic dostatecznie klimatycznego ani
wiele wnoszącego i do kina grozy, i do kina akcji. A tak pięknie,
przynajmniej w moim przypadku, zadziałało. Czysta rozrywka, o
której zapewne długo pamiętać nie będę, ale grunt, że się
trochę rozerwałam. Na tym polowaniu. Na ludzi. Więc tego...
Fajny, bardzo się nam się podobał. Hilary Swank zaskakująco dobrze wygląda.
OdpowiedzUsuń