Mieszkający
w Naperville w stanie Illinois Scott Belvedere otrzymuje wiadomość,
że odziedziczył po swoim stryjecznym dziadku, Maximilianie
Belvederze, Zajazd pod Rodowym Drzewem w Rannakin w Virginii.
Mężczyzna postanawia obejrzeć nieruchomość zanim podejmie
decyzję o jej ewentualnej sprzedaży. Usytuowany na wzgórzach w
leśnym otoczeniu zajazd zwraca uwagę przede wszystkim ogromnym
drzewem wyrastającym ze środka budynku, z którego, jak się
okazuje, pracujący i mieszkający w tym obiekcie ludzie czerpią
soki podobno mające cudowne właściwości. Zarządczyni zajazdu,
starsza kobieta imieniem Ellen, pokrótce przedstawia Scottowi
historię jego rodziny, od wieków związanej z, jak go nazywają,
Rodowym Drzewem. Przedstawia go też innym mieszkańcom zajazdu,
wśród których jest też jej młoda córka, Caroline, nieukrywająca
swojego zainteresowania jego osobą. Caroline nie jest jedyną
kobietą w tym gronie zabiegającą o jego względy. Nowy właściciel
Zajazdu pod Rodowym Drzewem z zaskoczeniem, ale i przyjemnością
przyjmuje zaloty kobiet, które bez wątpienia mają bardzo swobodny
stosunek do seksu. W międzyczasie dokonując coraz to bardziej
niepokojących odkryć na terenie swojej nowej posiadłości.
John Everson nie jest wprawdzie autorem literatury ekstremalnej takiego kalibru jak Clive Barker, czy Edward Lee. Powiedziałabym, że w hierarchii rozpoznawalności bliżej mu do Bentleya Little'a, autora między innymi „Dominium”, „Instynktu śmierci” i „Pociągu upiorów”. Niemniej to właśnie John Everson jest autorem najbardziej bluźnierczego utworu, z jakim się spotkałam – opowiadania „Maryja”, zamieszczonego w zbiorze „Igły i grzechy” - więc nie mam wątpliwości, że zadatki na jednego z największych szokerów w historii światowej literatury posiada. Ale akurat w „Drzewie rodowym” pokazuje swoje łagodniejsze oblicze artystyczne. Przeżycia Scotta Belvedere'a w Zajeździe pod Rodowym Drzewem głównie zasadzają się na niestety niezbyt skutecznie budowanej tajemniczości oraz... seksie. Naszemu bohaterowi poszczęściło się na tej jego nowej drodze życia. W Appalachach nieoczekiwanie znalazł to, czego w takim nadmiarze nigdy wcześniej nie zaznawał. Mnóstwo seksu i to z różnymi osobami. Tak, z jego perspektywy to może jawić się niczym istny raj, natomiast z punktu widzenia czytelnika bardziej będzie to wyglądać niczym pierwszy etap podróży ku zatraceniu. Być może śmierci, ale niekoniecznie. Nie mniej prawdopodobne jest to, że uciechy cielesne to jeden ze sposobów przekonywania go do zamieszkania w Zajeździe pod Rodowym Drzewem. Porzucenia swojego życia w okolicach Chicago i przyjęcia odpowiedzialność za ten rozpasany obiekt od wieków należący do jego rodziny. Scott jest ostatnim w linii prostej członkiem dumnego rodu Belvedere. Rodu, który dawno temu w zbrodniczy sposób wszedł w posiadanie ogromnego drzewa, które wiele daje, ale jak wie chyba każdy miłośnik horrorów, wszystko na tym świecie ma swoją cenę. Łatwo więc założyć, że i Rodowe Drzewo ma jakieś wymagania względem osób, które tak hojnie obdarowuje. Że oczekuje czegoś w zamian. Tym czymś może być stała obecność prawowitego dziedzica Belvedere'ów, ale nie można wykluczyć, że problem jest trochę bardziej złożony. Bez względu jednak na to, jakie przeznaczenie przewidziano dla Scotta, jego pobyt w tej nie tak znowu spokojnej okolicy trudno nazwać drogą przez mękę. To z czasem najprawdopodobniej ulegnie drastycznej zmianie, ale póki co czołowy bohater powieści głównie korzysta ze wszelkich dobrodziejstw tego miejsca. Z darów Drzewa i trzech pięknych kobiet, które nie tyle rywalizują o jego serce (albo raczej penisa), ile wspaniałomyślnie się nim dzielą. Scott jest traktowany niczym towar przechodni – kawał mięsa, którym wiecznie nienasycone kobiety na zmianę sobie dogadzają. Nie zaniedbując jednak przy tym jego potrzeb. Innymi słowy: seks, seks i jeszcze więcej seksu... Skłamałabym jednak twierdząc, że „Drzewo rodowe” tylko do coraz to bardziej wyuzdanych igraszek się sprowadza. Everson rozwija również wątek złowrogich tajemnic rodzinnych, skoncentrowanych na wyjątkowym drzewie, skupiając się przy tym między innymi na wielce podejrzanych zachowaniach podwładnych Scotta. Właściwie to całą niewielką ludność miasteczka Rannakin, zdaje się łączyć jakaś niepojęta, ale najpewniej niebezpieczna zależność. Scott ewidentnie znajduje się poza kręgiem wtajemniczonych. Wprawdzie podzielono się z nim wiedzą (albo ślepą wiarą) na temat niezwykłych właściwości Drzewa rodu Belvedere, ale wiele wskazuje na to, że więcej przemilczano. Scott co jakiś czas będzie natrafiał na niepokojące fragmenty tej układanki, jednak zadanie połączenia tego w spójną całość przynajmniej przez jakiś czas nie będzie dla niego priorytetem. Jego uwagę od alarmujących sygnałów będą odciągać trzy ponętne kobiety, z których tylko jedna zdaje się patrzeć na niego z prawdziwym uczuciem. Najmłodsza mieszkanka Zajazdu pod Rodowym Drzewem, Caroline, córka od dziesiątek lat z maksymalnym oddaniem opiekującej się tym miejscem Ellen. Scott także czuje do niej coś więcej, niż tylko pociąg fizyczny. Tutaj najwyraźniej wykluwa się czysta miłość. Ale to nie powstrzymuje Scotta przed korzystaniem z nachalnych ofert pozostałych dwóch kobiet. Jego wola bowiem nie jest tak do końca wolna – coś ma na niego wpływ. Coś, czego Everson nie ukrywa. Czyni jednak pewne próby zaciemnienia przed czytelnikiem innych składowych tej nieskomplikowanej, acz całkiem klimatycznej historii. Ale myślę, że nie znajdzie się wielu odbiorców „Rodowego Drzewa”, które oddadzą autorowi efektywność na tym polu. Niespodzianki co najwyżej można się spodziewać w dalszej części powieści. Nie tak znowu makabrycznej, jak można się spodziewać po horrorze ekstremalnym, ale to nic, bo broni się interesującą koncepcją. We wprawnych reżyserskich rękach pewnie niezgorszy film by z tego wyszedł – w sumie „Drzewo rodowe” to prawie gotowy scenariusz horroru nadnaturalnego, lekko podlanego posoką. Co nie znaczy, że Everson posługuje się niedostatecznie opisowym, suchym stylem. Mimo swoich niewielkich gabarytów (trochę ponad dwieście stron) akcja nie rozwija się w zawrotnym tempie i tym bardziej nie przy zaniedbaniu mrocznej, zgniłej atmosfery nieuchronnie zbliżającego się śmiertelnego zagrożenia. Czegoś nieczystego ukrywającego się w przepięknym górskim krajobrazie. Tak przewidywalna to powieść, a trzymająca w takiej niepewności. Bo mimo tych wszystkich nader jasnych wskazówek, co do rozwoju tej historii, tak naprawdę nie wiemy jak to się skończy dla Scotta. Dającego się lubić gościa, który raczej nie ze świadomego wyboru znalazł się na życiowym rozdrożu. Prze ku przepaści, w której czeka na niego niespodziewany... wróg? A może najwspanialszy przyjaciel?
https://inverso.pl/ |
Świetny blog! Nareszcie wiem gdzie szukać ciekawych filmów ponieważ od pewnego czasu mam z tym problem :( Niestety Netflix świeci pustkami jeśli chodzi o dobre filmy.
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o ten film napewno go nie obejrzę gdyż nie przepadam za nadmiernymi scenami seksu w jakimkolwiek filmie ale inne z pewnością tak :)
Pozdrawiam :)
Ale tu chodzi o książkę a nie o film.....
OdpowiedzUsuń