Recenzja przedpremierowa
Mąż i nastoletnia pasierbica Anny Kowalskiej umierają w wypadku, a ona dziedziczy pokaźny majątek partnera. Niedługo potem dochodzi do zaginięcia dróżniczki, która nienaumyślnie przyczyniła się do śmierci bliskich Anny. Prowadząca śledztwo podkomisarz Lena Wolska zaczyna przyglądać się Kowalskiej, kobiecie, która jak się okazuje skrywa wiele tajemnic. Anna miała wrogie stosunki z pasierbicą, a jej małżeństwo przeżywało poważny kryzys. Kobieta miała romans z przyjacielem męża, który po zaginięciu dróżniczki oddala się od niej. Annę jednak bardziej martwią informacje na jej temat, które przedostają się do mediów. Informacje stawiające ją w złym świetle, wśród których są i takie sięgające jej młodzieńczych lat. Ponadto kobieta od dłuższego czasu jest obserwowana przez prywatnego detektywa, a na domiar złego dostaje niepokojące wiadomości od anonimowego nadawcy. Wygląda na to, że wszystko sprzysięgło się przeciwko niej, ale może nie bez powodu. Może zasłużyła sobie na los, jaki ją spotyka...
Robert Małecki: jeden z bardziej znanych autorów polskiej literatury kryminalnej. Z wykształcenia politolog i filozof, obecny prezes zarządu Fundacji Kult Kultury, wcześniej realizujący się między innymi jako dziennikarz, a teraz utrzymujący się z pisarstwa. Autor poczytnej trylogii kryminalnej z dziennikarzem Markiem Benerem: „Najgorsze dopiero nadejdzie”, „Porzuć swój strach” i „Koszmary zasną ostatnie”. Tworzył też powieściowy cykl z komisarzem Bernardem Grossem, w skład której dotychczas weszły „Skaza”, „Wada” i „Zadra”. Pisze też opowiadania. Za „Skazę” otrzymał Nagrodę Wielkiego Kalibru. Jest też szczęśliwym zdobywcą nagrody Kryminalnej Piły. Fantazyjnie opakowana „Żałobnica” (okładkę pierwszego wydania zaprojektował Tomasz Majewski. Czwarta Strona/Wydawnictwo Poznańskie, 2020) to thriller psychologiczny zmiksowany z kryminałem ujęty z perspektywy żyjącej w kłamstwie, osaczonej i przeżywającej wewnętrzne katusze kobiety, która mogła dopuścić się najgorszego.
Trzydziestotrzyletnia
piękna jasnowłosa kobieta, Anna Kowalska, powinna przeżywać
żałobę po stracie męża Piotra i nastoletniej pasierbicy Roksany.
I faktycznie wygląda na osobę przygniecioną smutkiem, ale
prawdopodobnie to tylko poza na użytek postronnych obserwatorów.
Robert Małecki odkrywa tytułową postać omawianej powieści
stopniowo – warstwa po warstwie obnaża tajemnice bogatej wdowy,
której chce się ufać, ale... Im więcej się o Kowalskiej
dowiadujemy, tym bardziej utwierdzamy się w przekonaniu, że stara
się ukryć swój udział w zbrodni. I może nawet nie jednej. Robert
Małecki daje pewien wgląd w umysły Anny Kowalskiej. Patetyczną,
drażniąco uduchowioną galopadę myśli podającą w wątpliwość
jej kondycję psychiczną, ale i chłodne planowanie świadczące o
jej wyrachowaniu. Femme fatale? Wiele na to wskazuje.
Narcystyczna osobowość z mroczną przeszłością, która usidliła
bogatego mężczyznę, a gdy między nich weszła jego nastoletnia
córka, wdała się w płomienny romans z jego przyjacielem. A kiedy
jej małżonek i znienawidzona pasierbica ponieśli śmierć w
wypadku stała się nie tak znowu szczęśliwą wyłączną
posiadaczką jego pokaźnego majątku. I nie zamierza dzielić się
nim z wyraźnie o to zabiegającymi rodzicami i siostrą męża. Bo
czemuż miałaby wspomagać finansowo ludzi, którzy nigdy jej nie
akceptowali? Niewykluczone jednak, że wcześniej czy później i tak
będzie musiała rozstać się z majątkiem męża. Jeśli braknie
jej czujności i determinacji, a nie wygląda na to, żeby Kowalska
była osobą łatwo wypuszczającą z rąk dobra, które pozyskała.
Na skutek swoich niecnych poczynań bądź zwykłego przypadku.
Szczęśliwego dla niej zrządzenia losu. Koszmarne sny, które
dręczą naszą wdowę niemal każdej nocy mogą wskazywać na jej
udział w śmierci męża i pasierbicy. Na dodatek istnieją
przesłanki wskazujące na udział Anny w zniknięciu kobiety, którą
mogła winić za śmierć bliskich. Prowadząca śledztwo podkomisarz
Lena Wolska najwyraźniej tak na to patrzy, ale przynajmniej na razie
nie dysponuje twardymi dowodami przeciwko Annie. Krąży więc wokół
niej, ale zdaje się, że nie przykłada się do tego tak mocno, jak
inni. Bo tytułowa postać „Żałobnicy” Małeckiego wie, że
jest obserwowana także przez ludzi spoza kręgów policyjnych.
Prywatny detektyw, dziennikarz i anonim, który podsyła jej
zawoalowane groźby bądź litościwe ostrzeżenia przed jakimś
innym przeciwnikiem. Wielu więc ma jakiś interes w zniszczeniu
Kowalskiej. Sojuszników natomiast boleśnie jej brakuje. Nawet
kochanek, z którym wiązała pewne nadzieje na przyszłość
znacznie ograniczył kontakty z nią. Wyraźnie jej unika od kiedy
policja zaczęła się nią interesować. Czy słusznie? Czy ta coraz
bardziej osamotniona i zapalczywie atakowana przez opinię publiczną
wdowa mogła wejść na zbrodniczą ścieżkę? Wielu internautów i
przynajmniej jeden dziennikarz, jak to zazwyczaj w podobnych
przypadkach bywa, już ją osądzili. A żeby było ciekawiej Anna
nie pierwszy raz zderza się z czymś takim. Z jawnym pogwałceniem
konstytucyjnej zasady domniemania niewinności. Robert Małecki, i
chwała mu za to, pochyla się w „Żałobnicy” nad tym haniebnym
procederem. Krytyczny stosunek do samosądów wybrzmiewa jednakowoż
w odniesieniu przede wszystkim do osoby, która w oczach czytelnika
pewnie nie będzie uchodzić za niewinną ofiarę pomówień i
prześladowań. Tyle że w przeciwieństwie do ludzi lekką ręką
ferujących wyroki na kartach „Żałobnicy”, nie będzie wolny od
wątpliwości. Bo nam dane będzie wejrzeć w umysł Anny i
dokładniej prześledzić jej mniej i bardziej odległą przeszłość.
Zajrzeć za kurtynę utkaną z kłamstw i przemilczeń. Bo prawda nie
zawsze wyzwala.
Robert Małecki skonstruował historię żałobnicy przeplatając jej teraźniejszość z przeszłością. Retrospekcje dotyczą jej pożycia małżeńskiego i zdarzeń zaistniałych tuż po śmierci męża i pasierbicy tytułowej bohaterki bądź antybohaterki powieści oraz czasu, kiedy była jeszcze nastolatką mieszkającą na wsi ze swoją owdowiałą rodzicielką. Wówczas stało się coś, co ukształtowało Annę Kowalską. Coś, co zamieniło ją w wyrachowaną, zimną, nieprzejednaną kobietę, która tylko na pozór jest osobą samowystarczalną. Tak naprawdę dręczy ją samotność. Samotność, którą prawdopodobnie sama sobie zgotowała. Pierwszoplanowa postać w mojej ocenie jest drugim (po finale) najsilniejszym składnikiem tej dość zagadkowej opowieści osadzonej i w konwencji thrillera psychologicznego, i kryminału. Największym wyzwaniem był dla mnie natomiast styl Roberta Małeckiego. Chwilami nazbyt kwiecisty, bombastyczny wręcz, ale dominuje prostota. Pobieżne opisy i dynamiczny rozwój niepozwalający mi należycie wczuć się w coraz cięższe położenie Anny Kowalskiej. Z drugiej strony jeśli zestawić ją z pozostałymi postaciami zaludniającymi „Żałobnicę” można tylko się cieszyć, że Małecki „nie skroił jej na ich podobieństwo”. Dał jej zdecydowanie więcej charakteru, plastyczności, która wprawdzie mogłaby być większa, ale prawdą też jest, że Kowalska to jedyna jednostka wykreowana na potrzeby omawianego utworu, której nie mogę nazwać papierową. Ani jednoznaczną. Zbudowaną z oczywistości, łatwą do zaszufladkowania. Dobra kobieta? Zła kobieta? Trudno to rozstrzygnąć, przynajmniej przez większą cześć trwania lektury. Małeckiemu udało się bowiem „powołać do życia” jednostkę, której z jednej strony nie sposób nie współczuć, ale też łatwo ją potępiać. Chce się co prawda z nią solidaryzować, ale do tego potrzebne jest zaufanie, na które autor nam nie pozwala. Obciążające ją poszlaki w niejednej kryminalnej sprawie zabójstwa i/lub zaginięcia to jedno, ale nie bez znaczenia są też wewnętrzne przeżycia Anny w umownej teraźniejszości. Każące sądzić, że kobieta powoli, acz nieuchronnie popada w szaleństwo. Przez to, czego się dopuściła w mniej i jak się okazuje bardziej odległej przeszłości? Wyrzuty sumienia? To możliwe. Ale równie prawdopodobne jest to, że ta owdowiała kobieta jest ofiarą spisku. Że ktoś z jakiegoś sobie tylko znanego powodu próbuje dokumentnie zniszczyć jej życie. Może nawet więcej niż jedna osoba, bo Anna niewątpliwie mogła narobić sobie wrogów w swoim niedługim, acz intensywnym życiu. Niepozbawionym szczęśliwości, ale też naznaczonym czarnymi kartami, które dopiero teraz wychodzą na światło dzienne. Ku jej przerażeniu, bo to prawdopodobnie oznacza koniec wygodnej, dostatniej egzystencji, którą sobie wywalczyła. Założenie fabularne, pomysł na tę historię, przykuwa uwagę. Nawet jeśli nie preferuje się tak uproszczonych sposobów snucia literackich fikcyjnych opowieści, to z własnego doświadczenia wiem, że burzliwe dzieje Anny Kowalskiej mogą to częściowo rekompensować. A właściwie odsuwać na dalszy plan, bo choć łaknęłam dłuższych i bardziej szczegółowych opisów, choć tęskniłam za dogłębniejszym przedstawieniem postaci, to wciąż narastała we mnie ciekawość tym co w świecie przedstawionym przez Małeckiego już się dokonało i co dopiero nastąpi. A wokół Anny Kowalskiej zadziało się wiele niepokojących rzeczy. Niezbyt może odkrywczych, ale na pewno mocno dramatycznych. Tragicznych. Ale choć zaskakujących i zarazem przygnębiających zwrotów akcji w asortymencie Małeckiego nie zabrakło, to naprawdę miażdżący okaże się dopiero finał. Suma wszystkich tragedii. Coś, co przypuszczam nikomu obdarzonemu choćby szczątkową empatią nie pozwoli odłożyć „Żałobnicy” z lekkim sercem. W spokoju ducha, w emocjonalnym komforcie, bez obracania w myślach tej potwornej sekwencji zdarzeń, z którą przebiegły autor „Żałobnicy” Was zostawi. Książki w moim odbiorze w miarę emocjonującej, jako tako trzymającej w napięciu, intrygującej i nawet mrocznej, ale najlepsze zachowującej na koniec. Książki, która wprawdzie mogłaby być lepiej napisana, ale też nie mam wątpliwości, że taka pogłębiona forma znajdzie więcej zwolenników niż przeciwników, więc nie widzę powodu, dla którego miałabym odradzać miłośnikom literackich thrillerów psychologicznych i//lub kryminałów zorganizowanie sobie spotkania z żałobnicą Anna Kowalską. Na marginesie: autor wspomina tutaj „Misery” Stephena Kinga i mam wrażenie nawiązuje do „Martwego zła” Sama Raimiego – kultowa scena z drzewem.
Kusząca mroczną okładką „Żałobnica” pióra cenionego polskiego pisarza specjalizującego się w kryminałach, Roberta Małeckiego, to powieść może i niezbyt wymagająca, ale potrafiąca zaangażować, nawet jeśli gustuje się w zdecydowanie bardziej drobiazgowych pisarskich warsztatach. Podzielona na kilka nierównomiernie przeplatających się newralgicznych okresów z życia Anny Kowalskiej, tytułowej postaci skrywającej mroczne tajemnice; nieprzewidywalna, dynamicznie rozwijająca się historia o samotności, kłamstwach, prześladowaniach, zbrodni i niewykluczone, że również postępującym szaleństwie. Opowieść o potencjalnych mniej i bardziej oddalonych w czasie grzechach, demonach dręczących rozpaczliwie starającą się wyrwać z zacieśniającej się matni kobietę niewątpliwie mającą doświadczenie w niebezpiecznych gierkach. Ale czy aż tak niebezpiecznych? Sprawdźcie sami jak ważą się losy „czarnej wdowy” w mieszance thrillera psychologicznego i kryminału od Roberta Małeckiego. Śmiało, większość z Was na pewno tego nie pożałuje.
Za książkę (i torbę) bardzo dziękuję wydawnictwu
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz