Stronki na blogu

piątek, 14 maja 2021

A.J. Finn „Kobieta w oknie”

 

Cierpiąca na agorafobię, nadużywająca alkoholu, kiedyś czynna psycholog dziecięca, Anna Fox, mieszka w dużym domu w Nowym Jorku. Suterenę wynajmuje młodemu mężczyźnie, Davidowi Wintersowi, z którym jednak nie łączą jej bliskie stosunki. Większość czasu Anna spędza samotnie, uwięziona we własnym domu. Jakiś czas temu kobieta rozstała się ze swoim mężem Edem, który przejął opiekę nad ich jedynym dzieckiem, ośmioletnią Olivią, a ich kontakty z Anną ograniczają się do rozmów telefonicznych. Jedną z ulubionych rozrywek samotnej kobiety jest obserwowanie ludzi mieszkających w sąsiedztwie. Kiedy do domu naprzeciwko wprowadza się trzyosobowa rodzina Russellów, Anna skupia na nich prawie całą swoją uwagę. Zaprzyjaźnia się z Jane Russell i jej szesnastoletnim synem Ethanem, który najwyraźniej boi się swojego ojca, Alistaira. Niebawem w domu naprzeciwko dochodzi do strasznego wydarzenia, które rozgrywa się na oczach przerażonej Anny.

A.J. Finn to pseudonim literacki Amerykanina Daniela Mallory'ego, a po raz pierwszy wydana w 2018 roku bestsellerowa powieść „Kobieta w oknie” (oryg. „The Woman in the Window”) to jego literacki debiut. Podpisanie tego dzieła wymyślonym nazwiskiem było swego rodzaju zabezpieczeniem: autor uznał, że czułby się niezręcznie w wydawnictwie, w którym pracował, gdyby jego książka się nie sprzedawała. Finn co prawda nie ukrywa swojej sympatii do historii w rodzaju „Milczenia owiec” Thomasa Harrisa - klasycznych thrillerów o seryjnych zabójcach – ale po lekturze „Zaginionej dziewczyny” Gillian Flynn doszedł do wniosku, że jako pisarz lepiej odnajdzie się w tego rodzaju klimatach. To był główny impuls, ale Finn nie ukrywa, że inspirował się też twórczością Agathy Christie, Ruth Ware, Patricii Highsmith i Alfreda Hitchcocka. Nie przyznaje się natomiast do zapożyczeń z „Psychopaty”, filmu w reżyserii Jona Amiela, które najdobitniej wytknięto mu na łamach New Yorkera, w demaskacyjnym artykule na temat kłamstw Daniela Mallory'ego. Kłamał, że zrobił doktorat na Uniwersytecie Oksfordzkim, kłamał, że zdiagnozowano u niego guza mózgu i że jego matka umarła na raka, a brat popełnił samobójstwo. A to tylko niektóre z jego fantastycznych opowieści. W odpowiedzi Mallory wydał oświadczenie, w którym przyznał się do większości zarzutów postawionych mu przez The New Yorker, jako usprawiedliwienie podając chorobę afektywną dwubiegunową, którą podobno u niego rozpoznano.

Przełożony na ekran przez Joego Wrighta (Netflix, 2021 rok) hitowy thriller psychologiczny napisany przez człowieka, który „stworzył nowego siebie”. Patologicznego kłamcy, czy po prostu niezbyt dobrego marketingowca. Tak czy inaczej człowieka, który podawał do wiadomości publicznej fałszywe informacje na swój temat. „Kobieta w oknie” A.J. Finna, powieść rekomendowana między innymi przez Stephena Kinga, opiera się na dobrze znanym fanom gatunku motywie podglądactwa, a ściślej obserwowania sąsiadów z własnego domu. Przykłady: „Okno na podwórze” Alfreda Hitchcocka, częściowo inspirowany nim „Świadek mimo woli” Briana De Palmy, „Niepokój” D.J. Caruso. Dwa pierwsze tytuły i „Powiększenie” Michelangelo Antonioniego A.J. Finn wskazuje w swojej powieści jako te, które w pewnym sensie przekładają się na życie Anny Fox. W największym stopniu, bo tytułowa bohaterka i jednocześnie narratorka „Kobiety w oknie”, miłośniczka starego kina, nie szczędzi nam innych, drobniejszych skojarzeń z kultowymi produkcjami. Ale „Psychopaty” Jona Amiela chyba nie widziała... Co innego „Dziecko Rosemary” Romana Polańskiego. Z czasem Anna Fox w jakimś stopniu utożsamia się z Rosemary Woodhouse. Samotnie tkwiąca w centrum jakiegoś potwornego spisku albo dryfująca w oparach paranoi. Ta uwięziona w czterech ścianach swojego trzypiętrowego domu (plus suterena), stojącego przy do niedawna spokojnej ulicy Nowego Jorku, schorowana kobieta, teoretycznie nie jest wiarygodnym świadkiem. Na pewno nie dla policji, ale mam powody przypuszczać, że zapatrywania czytelników będą zgoda odmienne. Autor „Kobiety w oknie” daje nam co prawda rozliczne dowody na to, że Anna Fox nie jest osobą godną zaufania, ale doświadczenie z tego rodzaju opowieściami podpowiada co innego. Jeśli masz już jakieś rozeznanie w motywie, na którym Finn w największym stopniu oparł swoją przebojową historię, to chcąc nie chcąc, zapewne niezachwianie będziesz trzymał się wersji, w którą z czasem przestanie wierzyć nawet Anna. Świadek mimo woli. Przyznaję, że mimo wszystko tliła się we mnie nadzieja, że Finn obierze inny kierunek. Doprowadzi ten sprawdzony motyw podglądania sąsiadów na bodaj dziewicze terytorium. Na pewno zdecydowanie rzadziej eksploatowane, bo powiedziecie sami: ile znacie opowieści o podglądaczach-domatorach, którzy zobaczyli coś, czego nie było? Nie zdradzę, czy „Kobieta w oknie” zaspokoiła ten mój apetyt na historię osoby, która „się pomyliła”. Której coś się pomieszało. Mieszają się jej na pewno silne leki psychotropowe z alkoholem. Te pierwsze, wbrew zaleceniom swojego psychiatry, Anna przyjmuje nieregularnie – niektóre dawki pomija, inne niebezpiecznie zwiększa – ale za to pilnuje, by organizm był dobrze nawodniony. Winem, którego zawsze ma pod dostatkiem. Ma też pokaźną kolekcję płyt DVD ze starymi, w większości czarno-białymi filmami, przy których spędza prawie każdy wieczór. Za dnia natomiast zwykła szukać rozrywki w sąsiedztwie – podglądając życie innych przez okna swojego nigdy niewietrzonego, można powiedzieć dość szczelnie zamkniętego wielkiego domu – i udzielać porad użytkownikom strony internetowej stworzonej z myślą o osobach, które tak jak Anna, zmagają się z agorafobią. Zespół stresu pourazowego, depresja, zespół lęku napadowego: to też widnieje w historii choroby naszej bohaterki. A cały ten koszmar zaczął się niecały rok temu. Jeszcze przed albo już po odejściu jej męża Eda i ośmioletniej córki Olivii, z którymi utrzymuje wyłącznie kontakt telefoniczny.

Główna bohaterka „Kobiety w oknie” A.J. Finna to ten typ postaci, który przyciąga mimo, powiedzmy, dość trudnego charakteru. Autor nie poszedł na łatwiznę, nie stworzył tutaj portretu pozbawionego jakichkolwiek większych pęknięć, osobowości, praktycznie wypranej z wad, jednostki, której sumienia nic nie obciąża. Anna Fox odkrywa się przed nami powoli – kawałek po kawałku Finn obnaża tę złożoną postać. Ani czarną, ani białą. Taką, której trudno nie współczuć (i to mocno), z którą da się zaprzyjaźnić. Stworzyć silną więź mimo przeszkód, jakie przed nami stawia. Momentami tak jakby odpychała mnie od siebie, nie wkładając w to jednak całej siły. Niezbyt zdecydowanie, niechętnie, w głębi duszy licząc na to, że jednak nie odwrócimy się od niej. Zostaniemy przy niej, choćby tylko dlatego, że tak wielu już odeszło. Anna Fox bardzo potrzebuje bliskości drugiego człowieka, rozpaczliwie się jej domaga. To się czuje, choć czasami każe nam myśleć, że nie zasługuje na naszą sympatię. Że nie jest osobą, o przyjaźń z którą warto zabiegać. Niegodną zaufania, siejącą zniszczenie, a przynajmniej silnie raniącą nawet osoby, które nie są jej obojętne. Rodzinę, przyjaciół, znajomych... sąsiadów? Oskarżenia, które Anna rzuca pod adresem swoich nowych sąsiadów, oczywiście mogą się okazać mocno krzywdzące, ale to raczej wątpliwe. Z otwartymi ramionami przyjęłabym taki obrót spraw, ale rozsądek podpowiadał, żeby trzymać się wersji, że Anna naprawdę widziała... no to, co widziała. Założyć, że Finn będzie trzymał się znanej strategii, że nie wyjdzie poza twardy schemat opowieści o ludziach podglądających z domu sąsiadów. Trochę jednak poeksperymentował. Zapuścił się w rejony, której raczej nie kojarzą się z koncepcją, od której autor „Kobiety w oknie” wyszedł. Nie kojarzą się z motywem spopularyzowanym przez Alfreda Hitchcocka („Okno na podwórze” z 1954 roku), tylko... na przykład z „Psychopatą” Jona Amiela, do zapożyczeń, z którego Finn się jednak nie przyznaje (pytanie: czy można mu wierzyć?) i już w mniejszym stopniu z „Dzieckiem Rosemary” Romana Polańskiego, do czego już się przyznaje. Dodatkową atrakcją jest też motyw, który ma ujawnić się później. W moim przypadku nie zagrało to zgodnie z oczekiwaniami autora – wierzcie lub nie, ale już na początku lektury tę rzecz rozszyfrowałam – wielkiej niespodzianki nie było, ale i tak uważam, że ta historia wzmacnia „Kobietę w oknie”. Przewidywalna, ale skuteczna pod innymi względami. Dostarczycielka innych emocji i co najważniejsze korzystnie wpływająca na naszą relację z czołową postacią tej naprawdę klaustrofobicznej opowieści. Poczucie ciasnoty, zamknięcie na ograniczonej i coraz to mniej bezpiecznej przestrzeni. Poczucie beznadziei, obserwowanie nader smutnego, boleśnie samotnego życia w cichym, dusznym, trochę zaniedbanym domu. Paranoja, narastające szaleństwo w obliczu, jak się wydaje, jak najbardziej realnego zagrożenia. Innymi słowy, choć miałam pewność, że racja jest po stronie tytułowej bohaterki książki, to i tak czułam się jakbym przebywała w umyśle osoby, która obsesyjnie wietrzy spiski tam, gdzie ich nie ma. Paranoja mnie dopadła, i to nieomal tak silna jakiej niezmiennie doświadczam czytając „Dziecko Rosemary” Iry Levina, czy oglądając jego ekranizację w reżyserii Romana Polańskiego. Klimat „Kobiety w oknie” jest po prostu cudowny. Cudowne są emocje, jakich dostarcza, ta, bądźmy szczerzy, nieoryginalna opowieść (na marginesie: swoje robią też stare filmy, które ogląda i rozpamiętuje nasza bohaterka – tak dla atmosfery, jak fabuły, rozwoju akcji w domu, który dla Anny jest zarazem schronieniem, jak więzieniem, potencjalnie śmiertelnie niebezpieczną pułapką). W dużym stopniu przewidywalna – takiego finału się nie spodziewałam, ale nie mogę powiedzieć, że przyjęłam go z satysfakcją: jakieś to takie znajome (nawet wiem, gdzie to widziałam), jakieś takie banalne – ale mająca w sobie to coś. Kusi, nęci, przyciąga, wciąga. I nie kończy się wraz z przeczytaniem ostatniej strony. Zostaje z tobą na dłużej. Wraca jak bumerang, każe o sobie myśleć, wspominać te chwile z nadużywającą alkoholu, uwięzioną w domu przez chorobę, kobietą, która na swoje nieszczęście szukała ucieczki od nudy w podglądaniu sąsiadów. Uciekła od monotonii dnia codziennego, od szarego, wyniszczającego, samotnego życia w realia przypominające filmy, które niemal codziennie z lubością ogląda. Anna Fox wchodzi na niepewny, grząski grunt i nawet nie może mieć pewności, czy to się dzieje naprawdę, czy tylko w jej głowie. W jej niestabilnym, zamroczonym alkoholem i lekami, potwornie umęczonym umyśle, do którego A.J. Finn każe nam wejść naprawdę głęboko.

Kobieta w oknie”: elektryzująca, niepowierzchownie rozpisana, mroczna, pierwsza od A.J. Finna (właściwie Daniela Mallory'ego). Jeden z najgłośniejszych powieściowych debiutów ostatnich lat. Historia co prawda niezbyt świeża, oparta na sprawdzonych pomysłach, ale dająca też coś od siebie. Przewidywalna, ale diabelnie klimatyczna. Po prostu bardzo dobrze się czytająca. Mocno wciągająca, uzależniająca opowieść o kobiecie, która widziała za dużo. To takie moje, subiektywne, podsumowanie tej bestsellerowej powieści, która w 2021 roku doczekała się swojej filmowej wersji. Nie nie wszyscy, oczywiście, się z tymi słowami zgodzą. Ale polecam wszystkim fanom literackich thrillerów psychologicznych. Tak sobie „odważnie” uogólnię.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz