Stronki na blogu

wtorek, 15 czerwca 2021

Grzegorz Kopiec „Eksperyment”

 

Rok 2013. Fani literatury grozy z Lublińca, Adam Kobylarski i Franciszek Zięcina oraz dziewczyna tego drugiego Joanna Jagielska, przybywają na krakowski konwent, żeby spotkać się ze swoimi ulubionymi pisarzami. I niedługo potem wszelki słuch po nich ginie. Policyjne śledztwo nie przynosi spodziewanych rezultatów, rodzice chłopców wynajmują więc prywatnego detektywa, Michała Majera. Mężczyzna natrafia na obiecujący trop, ale zanim spróbuje bliżej się mu przyjrzeć, kontaktuje się z nim policjantka z Paryża, Christine Benoit, która ma powody przypuszczać, że niedawne zaginięcie jej bratanka ma związek ze sprawą, którą aktualnie zajmuje się Majer. Okoliczności, jakie pojawiają się wkrótce po tym telefonie zmuszają lublinieckiego detektywa do kontynuowania śledztwa we Francji.

Grzegorz Kopiec: absolwent Politechniki Częstochowskiej na Wydziale Inżynierii Mechanicznej i Informatyki, miłośnik twórczości Edgara Allana Poego, Stephena Kinga i Jacka Ketchuma, uhonorowany Nagrodą Burmistrza Miasta swojego rodzinnego Lublińca w dziedzinie kultury. Jego opowiadania były publikowane między innymi na łamach „Histerii”, „Grabarza Polskiego” i „Bramy”, uświetniły też rozliczne książkowe antologie, na przykład: „Słowiańskie koszmary” (2017), „Krwawnik 2. Opowiadania z pozornie martwej strefy” (2016), „Dreszcze” (2016) i „W cieniu Bangor. Antologię inspirowaną prozą Stephena Kinga” (2020). Debiutancka powieść Kopca, „Czas pokuty”, wyszła w 2019 roku nakładem wydawnictwa JanKa, a następnie pisarz zawiązał współpracę z wydawnictwem Vesper, której pierwszym owocem jest, na polski rynek wpuszczona w maju 2021 roku, powieść „Eksperyment”. Połączenie horroru nadnaturalnego i ekstremalnego oraz prozy detektywistycznej.

Jessy” Grzegorza Kopca, opowiadanie odnalezione w antologii „W cieniu Bangor”, moje pierwsze spotkanie z jego twórczością, było tak diabelnie dobre, że z najwyższą ochotą zasiadłam do lektury drugiej opublikowanej powieści tego pana („Czas pokuty” mam do nadrobienia). Szczerze mówiąc, „Eksperyment” był najbardziej wyczekiwaną przeze mnie tegoroczną nowością literacką, a teraz, po skończonej lekturze, z całym przekonaniem stwierdzam, że to jak na razie mój najpoważniejszy kandydat na Horror Roku. Ciężko będzie to przebić, oj ciężko. Mniej więcej pięćset stron w mrocznym twardym opakowaniu zaprojektowanym przez Dawida Boldysa, który stworzył też przykuwające wzrok ilustracje zamieszczone w bezdennej gardzieli tego fenomenalnego produktu. Produktu, który swój początek wziął, jak się wydaje, w bezgranicznej, nieskończonej wyobraźni polskiego autora specjalizującego się w horrorze. Szeroko pojętym horrorze. Znajdziemy w „Eksperymencie” Kopca zarówno odrażające tortury, które mogą nasuwać skojarzenia z „Hostelami” Eliego Rotha (wkład Scotta Spiegela, mierną trzecią odsłonę tego głośnego cyklu, pozwolę sobie pominąć) – no może niekoniecznie sam przebieg tortur, ale ich częściowa obudowa, rama, pod którą ukrywa się coś niewiarygodnego – jak i klimat niesamowitości, na który osobiście najbardziej liczyłam. Opowiadanie Kopca z antologii inspirowanej twórczością Stephena Kinga, „W cieniu Bangor”, nie pozostawiło mi wątpliwości, że to jeden z tych nielicznych żyjących pisarzy, który do perfekcji opanował niełatwą sztukę kreowania rzeczywistości, w której dosłownie wszystko może się wydarzyć. Rzeczywistości, którą ja zwykłam nazywać Strefą Mroku. Rzeczywistości płynnej, swobodnie i groźnie się odkształcającej, wypaczającej. W świecie przedstawionym przez Grzegorza Kopca na kartach „Eksperymentu” nie obowiązują znane nam prawa fizyki. Nie w tym świecie, który nieproszony wnika w zwyczajną, twardą rzeczywistość bohaterów książki. Narracja jest rozproszona; akcja biegnie po kilku torach, które krążą wokół jednego tematu. W sumie przez cały czas przyjmuje się to bardziej jako jedną, spójną i tylko na pozór oczywistą, przewidywalną całość Nie przyglądamy się paru oderwanym od pni gałęziom, które w domyśle dopiero pod koniec zostaną sklejone. Nie, na tym morzu nie dryfujemy bezwładnie, nie musimy szukać punktów zaczepienia w tym stopniowo, powoli zyskującym na niezwykłości, fascynującym świecie, w którym króluje (nie)ludzka przemoc. Po dość długim, drastycznym, ale i nie można powiedzieć, że szafującym obrzydliwościami, elementami gore, prologu (czyżby delikatna inspiracja legendarną „Dziewczyną z sąsiedztwa” Jacka Ketchuma?), poznajemy i to całkiem dobrze, troje młodych ludzi, Adama Kobylarskiego, jego najlepszego przyjaciela Franciszka Zięcinę i dziewczynę tego ostatniego Joannę Jagielską, jedyną osobę w tym gronie, która nie interesuje się literaturą grozy. Jej towarzysze są bezgraniczne zakochani w prozatorskim horrorze, dlatego też postanowili wykorzystać właśnie nadarzającą się okazję do spotkania ze swoimi ulubionymi pisarzami. Słyszeliście o Kfasonie? Dorocznym Krakowskim Festiwalu Grozy? Jeśli nie, to teraz usłyszycie, bo Grzegorz Kopiec promuje to wydarzenia w swoim powieściowym, nie boję się użyć tego słowa, arcydziele. Choć może w trochę przewrotny sposób... Tak czy inaczej młodzi fani literackiego horroru z Lublińca docierają na krakowski konwent, ale z niego nie wracają. Ta informacja wypływa na następnej stacji, w przestrzeni reprezentowanej przez trzydziestoparoletniego prywatnego detektywa Michała Majera, wynajętego przez rodziców zaginionych młodzieńców (matka Joanny nie wykazuje większego zainteresowania jej losem), gdy policyjne śledztwo grzęźnie w martwym punkcie. Tego, czego nie dokonała polska policja, może dokonać młody, acz mający na koncie sporo sukcesów, detektyw współpracujący z mundurowymi z Lublińca, w którym sam też mieszka. I który niebawem zawiąże współpracę z policjantką z Paryża, charakterną Christine Benoit, która niedawno, na własną rękę, rozpoczęła desperackie poszukiwania swojego siostrzeńca. Miłośnika literatury grozy...

(źródło: https://www.facebook.com/Grzegorz-Kopiec-Literacko-184961058227928/)
Mało? W takim razie poznajcie dziennikarkę lokalnej (krakowskiej) telewizji, Magdalenę Wąsat, w której odnaleźć można niektóre denerwujące cechy tego zawodowego środowiska. Kiedyś to byli dziennikarze. Nie to co teraz. Bardziej celebryci niż dziennikarze... Oczywiście uogólniam, bo w Polsce można jeszcze odnaleźć jakichś pojedynczych przedstawicieli czwartej władzy, którym daleko do pani Wąsat. Najbardziej skupionej na promowaniu samej siebie, w czym naturalnie pomagają jej portale społecznościowe, od których jest uzależniona. A teraz rozpala się w niej kolejna pasja. Wielkimi krokami zbliżające się literackie wydarzenie pod intrygującą nazwą Kfason, które Magda ma relacjonować dla telewizji, w której pracuje - ciesząc się największymi względami swojego przełożonego, ponieważ to właśnie jej program ma największą oglądalność - zachęca dziennikarkę do zapoznania się, w ramach przygotowań, z utworami wybranych pisarzy zaproszonych na tę imprezę. Duży błąd. Lepiej byłoby trzymać się od tej „przeklętej prozy” z dala. Lepiej byłoby jak ognia unikać mrocznej strony beletrystyki. Nie zakochiwać się w literackim horrorze. Bo właśnie ta niespodziewana miłość wiedzie Magdalenę ku czemuś groźnemu. To dość zastanawiające, mające w sobie coś magicznego, nienormalnego(?), nagłe, całkowite przywiązanie, właściwie uzależnienie od mrożącej krew w żyłach – na pewno Magdalenie – prozy rodzimych i zagranicznych autorów. Nadal mało? Spokojnie, na tych osiach fabularnych (trzech, bo będziemy też podglądać „zaginionych w akcji”) się nie kończy. Co jakiś czas, dużo rzadziej, autor wrzuca już nieporównanie bardziej enigmatyczne fragmenty z życia... innych. Przechodzimy przez barykadę i przyglądamy się alarmującym działaniom ludzi, których tożsamości możemy się tylko domyślać (tak, zapewne bez trudu odkryjecie niektóre z nich, ale czy wszystkie? Szczerze wątpię). Działaniom ukierunkowanym na to, czego byliśmy już świadkami. Organizacji tego, co częściowo, właściwie w maleńkim fragmencie, już dawno się przed nami odkryło. Posunięcie może i trochę ryzykowne, ale w mojej ocenie się opłaciło. Obnażenie, i to już na starcie, ułamka tajemnicy, wprost wyśmienicie mnie uwarunkowało. Wiedza o mękach przewidzianych dla nieszczęsnych wybrańców tylko wzmagała napięcie. Bo tak to poprowadzono. Bo Grzegorz Kopiec bez widocznego trudu, niby od niechcenia, potrafi zbudować, o jakże nieznośny, suspens. Położyć czytelnika na rozżarzonych węglach, a potem już tylko dociskać. Z coraz większą siłą wpychać wykrzywioną w grymasie przerażania, może nawet obrzydzenia (niedoświadczonych w prozie ekstremalnej odbiorców „Eksperymentu” wstręt bardzo możliwe, że niejednokrotnie ogarnie, i jest to zabieg jak najbardziej zamierzony, to jedna z reakcji, na których autorowi niewątpliwie zależało), twarz biednego czytelnika w (nie)przyjemnie gorące podłoże, z którego uciec niepodobna. Zaryzykuję stwierdzenie, że nawet nie będziecie tego chcieli. Na zawsze zostać w tym upiornym, nadzwyczajnym świecie! Takie marzenie autor „Eksperymentu” we mnie rozpalił. Z taką mocą rozniecił ten bezcenny ogień, że teraz pytam: jak żyć? Niewyspana (tak, Panie Kopiec, przez Pana drastycznie skróciłam czas snu), boleśnie wyrwana z plastycznego, idealnie odmalowanego, pociągająco mrocznego, świata nie-do-wiary, którym wypadałoby pochwalić się innym narodom. Wypuścić „Eksperyment” w szeroki świat, pozwolić mu wyfrunąć z gniazda, bo to na pewno się opłaci. Poza tym to trochę egoistyczne trzymać taki pisarski skarb tylko na swoim, krajowym, podwórku;) Trzeba jeszcze dodać, że Kopiec w swojej drugiej, całkiem obszernej powieści eksperymentuje też trochę ze światem snu: materia wyśniona w jakiś zagadkowy, niesprecyzowany sposób splata się z życiem na jawie, które poza tym, jak już wspomniano, stapia się ze strefą jaką znamy co najwyżej z książek i filmów. Autor wplata też w fabułę autentyczne postaci, co nas prowadzi do... do czegoś, co w niektórych może rozbudzić ambiwalentne odczucia, przynajmniej do czasu rozjaśnienia całości. Przybliżenia wszystkich szczegółów, bądź co bądź, pomysłowej intrygi wytrwale rozpracowywanej przez prywatnego detektywa z Polski i policjantkę z Francji. Oszałamiająco tajemnicze miejsce; niepojęte zjawiska zachodzące w otoczeniu zdezorientowanych protagonistów; katusze przeżywane przez nic nierozumiejących, starannie wybranych nieszczęśników; zakapturzone postacie działające w imię jakichś wyższych, przynajmniej w swoim mniemaniu, celów; frapujące sny; efektywne zderzenia fikcji z rzeczywistością. I zaskakujące zwroty akcji. I gęsta, przygniatająca atmosfera zdefiniowanego, ale i niedookreślonego, nadnaturalnego niebezpieczeństwa. I skąpana we krwi klaustrofobiczna pułapka. I trzymające w napięciu, interesujące śledztwo prowadzone przez ciekawe, niepowierzchownie przedstawione osobowości. To samo zresztą można powiedzieć o wszystkich ważniejszych postaciach. I w ogóle o całym tym świecie przedstawionym. „Eksperyment” to w mojej ocenie horror idealny. Dzieło kompletne.

Mamy to! Mamy kolejne mistrzowskie pióro na polskim podwórku. Kolejnego wspaniale rokującego powieściopisarza, specjalistę od grozy wszelakiej. Tak czułam, że „Eksperyment” od Grzegorza Kopca to będzie Coś. Najbardziej wyczekiwana przeze mnie tegoroczna publikacja i zero rozczarowania. Wręcz przeciwnie: wiele sobie obiecywałam, ale bez przesady. Żeby aż tak? Nie, na tak wysoką jakość to bym się nie odważyła nastawiać. Z doświadczenia wiem, że mniej mi potrzeba do pełnego zadowolenia. Powiedzieć więc, że zachłysnęłam się tym dziełem, to nie powiedzieć nic. Zachwyt? Mało. Ekstaza? Bliżej, ale to też jeszcze nie to. Brakuje mi słów do oddania tego doświadczenia. W każdym razie „Eksperyment” dopisuję do nieobszernej listy moich ulubionych polskich powieści grozy, a pana Grzegorza Kopca do listy osób najpilniej śledzonych:)

Za książkę bardzo dziękuję wydawnictwu


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz