Stronki na blogu

niedziela, 13 czerwca 2021

„Obecność 3: Na rozkaz diabła” (2021)

 

W 1981 roku w mieście Brookfield w stanie Connecticut demonolodzy Ed i Lorraine Warrenowie dokumentują egzorcyzm ośmioletniego Davida Glatzela. W pewnym momencie interweniuje chłopak jego siostry Debbie, Arne Cheyenne Johnson, oferując demonowi swoje ciało. Ed doznaje ataku serca, ale zanim straci przytomność, zauważa, że nadnaturalny wróg skorzystał z propozycji młodego mężczyzny. Demonolog trafia do szpitala, a życie Debbie, Arnego i Davida na pozór wraca do normalności. Po wybudzeniu się ze śpiączki Ed natychmiast informuje Lorraine, że demon, który dręczył Davida teraz posiadł ciało Arnego. Lorraine próbuje zapobiec spodziewanej tragedii, ale jest już za późno: ginie człowiek, a Arnemu zostaje przedstawiony zarzut zabójstwa. Za radą Eda i Lorraine obrończyni Johnsona domaga się uniewinnienia swojego klienta argumentując wniosek opętaniem przez demona. To pierwszy taki przypadek w Stanach Zjednoczonych, ale żeby oskarżony miał jakąś szansę, doświadczeni demonolodzy muszą pozyskać dowody, które przekonają ławę przysięgłych do jego wersji wydarzeń.

Długo wyczekiwana kontynuacja „Obecności” i „Obecności 2” Jamesa Wana i zarazem ósma filmowa cegiełka franczyzy funkcjonującej pod nazwą „The Conjuring Universe”. Twórca poprzednich części „Obecności”, z powodu innych zobowiązań, nie mógł podjąć się reżyserowania tej produkcji, ale namaścił Michaela Chavesa, ponieważ zaimponował mu on swoją pracą nad „Topieliskiem. Klątwą La Llorony” z 2019 roku, jednego z horrorów wchodzących w skład „The Conjuring Universe”. Scenariusz „Obecności 3: Na rozkaz diabła” (oryg. „Conjuring 3: The Devil Made Me Do It”) napisał natomiast David Leslie Johnson-McGoldrick, scenarzysta między innymi „Sieroty” (2009), „Dziewczyny w czerwonej pelerynie” (2011) i współscenarzysta „Obecności 2”, historię obmyślając wspólnie z Jamesem Wanem i w oparciu o autentyczną sprawę z lat 80-tych XX wieku – oskarżony o zabójstwo Alana Bono, Arne Cheyenne Johnson do obrony w sądzie wykorzystał argument opętania przez demona. W sprawę zaangażowani byli znani demonolodzy, małżeństwo Ed i Lorraine Warrenowie. Gerald Brittle z pomocą Lorraine (i tego już w filmie nie zobaczymy) opisał ten przypadek w książce zatytułowanej „The Devil in Connecticut”, pierwotnie wydanej w 1983 roku, która bardzo nie spodobała się rodzinie Glatzelów. Z wyjątkiem Debbie Glatzel, która przez cały czas wierzyła w opętanie swojego ukochanego przez demoniczną istotę. David Glatzel i jego brat Carl Jr. oskarżyli autora i wydawców „The Devil in Connecticut” o zniesławienie, nadużycie i celowe dokładnie im cierpienia emocjonalnego. Carl Glatzel stwierdził, że historia opętania Arnego Johnsona była mistyfikacją wymyśloną przez Warrenów, że samozwańczy demonolodzy wykorzystali do własnych celów chorobę psychiczną jego brata, Davida, którego na dodatek w problematycznej książce przedstawiono (w jego interpretacji) w złym świetle, ponieważ nie wierzył w teorię Warrenów na temat swojego przypadku. „Obecność 3: Na rozkaz diabła” to drugi film fabularny oparty na tej głośnej historii – pierwszy był „The Demon Murder Case” (pol. „Morderczy demon”), horror telewizyjny w reżyserii Williama Hale'a. Budżet trzeciej części „Obecności” oszacowano na około trzydzieści dziewięć milionów dolarów, a film kręcono w Atlancie w stanie Georgia. Premierę zaplanowano na rok 2020, ale na ekrany kin film wszedł dopiero w drugim kwartale roku 2021 roku. Powód? Oczywiście pandemia COVID-19.

Twórca „Topieliska. Klątwy La Llorony” bierze się za „Obecność”. Czy to mogło się udać? Ojciec franczyzy „The Conjuring Universe”, James Wan, nie miał wątpliwości, że tak. Że Michael Chaves, czuje ten mroczny świat jak mało kto, co według niego udowodnił we wspomnianym „Topielisku”. Dla mnie natomiast poprzednie pełnometrażowe dzieło Chavesa było głównym powodem do obaw o „Obecność 3: Na rozkaz diabła”. Pocieszała mnie jednak informacja, że James Wan czuwa nad tym projektem - jeden z producentów filmu i doradca przynajmniej scenarzysty Davida Lesliego Johnsona-McGoldricka oraz reżysera. W tym była nadzieja i przez chwilę naprawdę wydawało mi się, że ten seans dostarczy mi, może już niekoniecznie tak dobrej rozrywki jak poprzednie odsłony serii, ale jakiejś dostarczy. Zaczynamy od motywu, który zwykle następuje na końcu, czyli od egzorcyzmów przeprowadzanych tym razem na ośmioletnim chłopcu, Davidzie Glatzelu. Mamy rok 1981, jesteśmy w mieście Brookfield w stanie Connecticut i przyglądamy się „wybuchowym” zmaganiom z demoniczną istotą tkwiącą w ciele małego chłopca, który w pewnym momencie wygina swoje ciało pod nieprawdopodobnymi kątami. I nie jest to efekt komputerowy, nim wspomożono się jedynie do „podmianki głowy” (wklejenie głowy Juliana Hilliarda, odtwórcy roli Davida w odpowiednie miejsca) – cała reszta, to wyśmienity popis zaledwie dwunastoletniej akrobatki. W tym pierwszym „rozdziale” „Obecności 3” znajdziemy też wyraźny hołd dla „Egzorcysty” Williama Friedkina: ksiądz po wyjściu z samochodu spoglądający na mroczny dom wyrastający tuż przed nim. Michael Chaves chciał, żeby ta odsłona popularnego cyklu horrorów nadprzyrodzonych była swego rodzaju listem miłosnym do niektórych kultowych filmów grozy, a najczęściej, wedle jego słów, korespondowano tutaj z „Zemstą po latach” Petera Medaka. Otwarcie „Obecności 3” (które potem robi się nieomal nieznośnie efekciarskie – eh ten huragan) to prognostyk jednego z głównych założeń filmowców. Tym razem miało być przewrotnie. Dość już tych nawiedzonych domów, dość klasycznych opętań jednostek przez jakąś demoniczną istotę, dość standardowych egzorcyzmów na koniec. Teraz będzie nieprzewidywalnie... bardziej w stylu „Z Archiwum X”. Jeśli komuś dotychczas nie przyszło na myśl łączyć Eda i Lorraine Warrenów z Foxem Mulderem i Daną Scully, to teraz jest na to szansa. Ten trop w wypowiedziach dla mediów podsunął sam Michael Chaves, ale naprawdę nie potrzebowałam jego wskazówek, żeby w myślach wiązać naszych dzielnych demonologów z tamtym kultowym duetem. Oprawa wizualna, otoczka vintage nie zawodzi. Klimat lat 80-tych XX wieku przywoływany przez ekipę „Obecności 3”, na moje oko, pokrywa się z atmosferą wypracowaną w poprzednich cegiełkach „Obecności”. Oprawa praktycznie ta sama, ale w moim odczuciu niewiele z tego wynika. W przeciwieństwie do Jamesa Wana, Michael Chaves nie poświęca zbyt wiele uwagi budowaniu napięcia. W każdym razie twórcy „Obecności 3” narzucili sobie dużo większy pośpiech. Bo tyle rzeczy trzeba było pokazać... Oj, czego tu nie ma? Opętanie przed demoniczną istotę, UWAGA SPOILER klątwa, a więc i przeklęte przedmioty i okultystyczne rytuały, a więc i satanistka, która oczywiście zaprzedała duszę piekielnej jednostce, zombie KONIEC SPOILERA, magiczny pył i wiadomo, nieodłączne wizje Lorraine Warren, którym poświęcono więcej miejsca niż w poprzednich odsłonach. Czekałam jeszcze na kosmitów.

Skrótowy opis fabuły „Obecności 3” kazał mi przygotować się na swego rodzaju powtórkę z
„Egzorcyzmów Emily Rose” Scotta Derricksona. Na „uczestniczenie” w rozprawie sądowej, w której podniesiono kwestię opętania przez, tym razem tylko jedną, demoniczną istotę. Szczerze mówiąc, to bym wolała. Zamiast rozpędzonych do granic możliwości perypetii Eda i Lorraine Warrenów, przeplatanych udręką przebywającego w areszcie, oczekującego na werdykt ławy przysięgłych, Arnego Johnsona - przekonująca kreacja Ruairiego O'Connora, któremu partneruje Sarah Catherine Hook, jako Debbie Glatzel, która jeszcze mocniej przykuła moją uwagę. Aż pożałowałam, że nie poszerzono jej roli. Ale za to uwielbiana przeze mnie Vera Farmiga dostała trochę większe pole do popisu niż w poprzednich odsłonach „Obecności”. Nie mogę powiedzieć, że nareszcie wyszła z cienia Patricka Wilsona, czyli filmowego Eda Warrena, bo raczej nigdy w nim nie była, ale trudno nie zauważyć, że w tej części jej niezwykłe zdolności potraktowano z większym rozmachem. W tym śledztwie dar albo przekleństwo Lorraine (różnie można na to patrzeć, ona sama jednak uważa, że to podarunek od samego Boga Wszechmogącego) właściwie jest elementem kluczowym. Bez niego bohaterowie zapewne nie odkryliby tego, co ku mojemu rozczarowaniu (to jedna z tych rzeczy, która ma zaskoczyć fanów serii), potem odkryli. Dla mnie „Obecności 3: Na rozkaz diabła” Michaela Chavesa jest kolejnym dowodem, że odstępstwa od reguł, silenie się na coś innego, zwykle bardziej ciągnie w dół niż w górę. W każdym razie do mojego serca zdecydowanie nie jest to najlepsza droga – z takich filmowych spotkań częściej wychodzę poturbowana niż podbudowana. Wolę prostotę poprzednich historii (mowa o samych tekstach), można powiedzieć bardziej klasyczne podejście do nadnaturalności, do materii paranormalnej od tego... pomieszania z poplątaniem. W sumie stawiając scenariusz Davida Lesliego Johnsona-McGoldricka na szerszym płótnie, wybiegając wzrokiem poza markę „Obecności”, to najpewniej dojdzie się do wniosku, że ani to zbyt skomplikowane, ani tym bardziej wyszukane. Motywy, jakie przewijają się w omawianej produkcji to już tradycja. Tak zresztą miało być i absolutnie nie czyniłabym z tego zarzutu, gdyby było... po staremu. Nie, co do zasady, bo żeby było jak było, selekcja „pomysłów” pewnie byłaby niesmutną - nie dla mnie - koniecznością. Michael Chaves obiecywał solidną podstawę familijną, zadowalający wgląd w codzienność kolejnej rodziny zderzającej się z nieznanym. Zmagającej się z jakąś złowrogą tytułową obecnością. Istotą, siłą, przynależącą do innego, straszliwego świata. Nie mogę powiedzieć, że reżyser „Obecności 3” słowa nie dotrzymał, ale w swojej naiwności liczyłam na „rodzinny portret” rozmiarami, jakością zbliżony do portretu Perronów (których w tutejszym scenariuszu wspomniano) i Hodgsonów. A tu przebieżka i po sprawie. I przenosi się za kratki nasz nieszczęsny Arne Cheyenne Johnson, młody mężczyzna bez pamięci i z wzajemnością zakochany w Debbie Glatzel, starszej siostrze chłopca, którego Arne z ogromnym poświęceniem uwolnił od demonicznej istoty, która parę miesięcy wcześniej zagnieździła się w jego ciele. I już rozpoczyna się pogoń znanych wojowników bożych, demonologów współpracujących z Kościołem, za dowodami świadczącymi na korzyść młodzieńca, któremu przedstawiono zarzut zabójstwa, za co grozi mu – tego domaga się prokuratura – kara śmierci. Lorraine i Ed Warrenowie wierzą, że ocalić może go jedynie prawda. A prawda jest taka, że to nie Arne tylko demon, który przejął władzę nad jego ciałem dopuścił się zarzucanej Johnsonowi zbrodni. Sprawa wydaje im się oczywista, ale poszukując czegoś, czegokolwiek, co przekonałoby ławę przysięgłych do wersji przedstawionej przez pełnomocniczkę Arnego, natrafiają na coś, co zmusza ich do zmiany postrzegania sprawy, w którą zaangażowali się jeszcze przed zatrzymaniem Johnsona. Mamy w „Obecności 3” mnóstwo zawsze nieskutecznego, w moim poczuciu niezmiennie błędnie wyliczonego w czasie, buu! Najgorsze było jednak to, że żadna z tych i innych sekwencji „straszących” nie była poprzedzana staranniejszym, dłuższym budowaniem napięcia. Nie ma tutaj większej dbałości o odpowiednie podłoże emocjonalne, nie czułam tego dreszczyku, jaki znajduję w pierwszej i drugiej części „Obecności”. I poza wspomnianym wyginaniem ciała opętanego chłopca (przez nieopętaną dziewczynkę) właściwie nie wypatrzyłam tutaj niczego godnego zapamiętania. Może poza jedną akcją (wcieloną do trailera, zajawki filmu pokazywanej również w telewizji) z Johnsonem i przemawiającą do niego widmową postacią, sfinalizowaną atakiem przez dość upiorną postać. Może. Tak czy inaczej, miło było popatrzeć na Verę Farmigę. Zresztą na Patricka Wilsona również. Dobrą decyzją było też wykorzystanie archiwalnego nagrania (zdjęcia też są) w sekcji końcowej. Niektórzy mogą się zlęknąć wsłuchując się w ten autentyczny zapis egzorcyzmu odprawianego na małym chłopcu.

Nie moja bajka niestety, ta „Obecność 3: Na rozkaz diabła”, drugie reżyserskie wejście Michaela Chavesa w franczyzę funkcjonującą pod nazwą „The Conjuring Universe”, po moim zdaniem nieudanym „Topielisku. Klątwie La Llorony”. Co prawda spodziewałam się więcej niemile widzianych (mówię o sobie) efektów komputerowych, ale za to dostałam więcej niż „ustawa przewiduje” prymitywnych jumperów. I „poszarpaną”, fragmentaryczną narrację – skaczemy to tu, to tam – oraz takie pomieszanie koncepcji, dobrze znanych fanom gatunku składników, że na mnie odniosło to skutek odwrotny do zamierzonego. Paradoksalnie zamiast wzbogacać fabułę, takie nagromadzenie sprawdzonych motywów tak jakby odzierało ten film z treści. Jakby brakło pomysłu na tę historię. Chwytamy się wszystkiego, co się nawinie, miast szukać niekoniecznie oryginalnego, niekoniecznie zawiłego, ale chociaż skrupulatnie położonego toru, po którym moglibyśmy bez narzucania szaleńczego tempa, poprowadzić naszych kochanych Warrenów. Mniej znaczy więcej, co dobitnie pokazały (przynajmniej jeśli chodzi o samą treść) poprzednie dwie odsłony „Obecności” nakręcone pod dyrekcją Jamesa Wana. Oprawa wizualna, aktorstwo i... niewiele więcej dla siebie w tym trzecim spotkaniu z jakąś wrogą obecnością, znalazłam. Ale film i tak skazany jest na sukces, więc... więc muszę się porządnie przygotować, uzbroić mentalnie, na spotkanie z „Obecnością 4”, bo nie mam najmniejszych wątpliwości, że ciąg dalszy nastąpi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz