ANNA
MARIA WYBRANIEC, KRZYSZTOF WROŃSKI, WOJCIECH USZOK, KONRAD MOŻDŻEŃ,
TOMASZ SABLIK, PAWEŁ CIEĆWIERZ, JAKUB BIELAWSKI, BARTŁOMIEJ
GRUBICH, RAFAŁ ZIĘBIŃSKI, KAMIL STANISZEK, MACIEJ KRZYWIŃSKI,
SEBASTIAN KRÓLIKOWSKI, ŁUKASZ RADECKI, GRZEGORZ KOPIEC, DAWID
LIPSKI
Nowa
inicjatywa wydawnictwa Vesper. „Grobowiec Tom 1. Zaraza” otwiera
zaplanowany cykl polskich antologii opowiadań grozy, które łączy
z góry narzucony przez wydawców temat. Temat bardzo szeroki, jak
się okazuje. W każdym razie piętnaście nazwisk na polskiej scenie
pisarskiej w pierwszym „Grobowcu” doskonale pokazuje, jak pojemny
jest, skądinąd znany miłośnikom gatunku, motyw zarazy. Do
podobnego wniosku doszedł też pomysłodawca i redaktor „Grobowca.
Zarazy”, pan Jakub Kozłowski, który wita nas w tych obmierzłych
murach krótkim, acz treściwym przedstawieniem procesu wznoszenia
owej mrocznej budowli. Potem głos zabierze popularny pisarz, Łukasz
Orbitowski, który, także w niewielu słowach, powie coś o sobie. O
swojej niesłabnącej miłości do szeroko pojętego horroru. A potem
zacznie się zwiedzanie tytułowego przybytku, od jednego z opowiadań
Anny Marii Wybraniec (będzie jeszcze jeden), który pełni rolę
prologu. Pozostałe teksty rozlokowano w trzech grupach: przeszłość,
teraźniejszość, przyszłość. Makabryczne ilustracje stworzył
mistrz Maciej Kamuda, który zaprojektował także nastrojową
(twardą) okładkę. Smakowita prezentacja, a i treść na tyle
zróżnicowana, że każdy fan literatury grozy powinien znaleźć w
„Grobowcu” coś dla siebie.
Zacznijmy
od moich ulubieńców. Teksty z mojego czterostopniowego podium.
Wspaniała czwórka, na czoło której wysuwa się „Nomen
nominandum”, osadzone w okresie powojennym opowiadanie
Konrada Możdżenia, autora wyśmienitej powieści „Chodź ze mną”
z 2020 roku. Mamy pewną rodzinę, która zostaje przesiedlona do
Wrocławia. Jakiś czas potem jeden z jej członków, młody
mężczyzna, ma wypadek w pracy. Trafia do szpitala, gdzie dzieli
pokój ze starszym człowiekiem, który bredzi o jakiejś zarazie.
Nasz bohater zauważa, że personel tego dość mocno zniszczonego
szpitala patrzy na jego współlokatora z nieskrywaną niechęcią,
choć już jego samego traktują z należytą troską. Starzec z
jednej strony go przeraża, a z drugiej jest obiektem jego
współczucia. Starzec ostrzega go przed straszliwą zarazą, o
której najwyraźniej wie tylko on. Szalony, czy jedyny świadomy
niebezpieczeństwa, które dotarło do miasta? Odpowiedź może Was
nielicho zaskoczyć. Klaustrofobia, paranoja, mrożąca krew w żyłach
zagadka. Obezwładniająca, dusząca aura osnuwająca
unieruchomionego, przykutego do szpitalnego łóżka sympatycznego
bohatera... któremu powoli udziela się szaleństwo tajemniczego
człowieka dzielącego z nim pokój?
Autor
„Kociej mordy”, „Zemsta ma smak czerwieni” i „Pętli”, która
ma ukazać się już wkrótce pod szyldem wydawnictwa Vesper, Kamil
Staniszek, przedstawia nam „Nagłą śmierć”.
Całkiem obszerny tekst o raku toczącym Matkę Naturę.
Chemioterapia już została wdrożona. Wyniszczający proces już się
zaczął, ale to nie wystarczy. Nowotwór jest wyjątkowo złośliwy,
trzeba zatem uderzyć w niego z wyjątkową siłą. Wejść w
kolejną, agresywniejszą, fazę leczenia. Opowieść o
samooczyszczaniu się planety, sukcesywnym pozbywaniu się
zagrożenia, z perspektywy owego zagrożenia. Pieczołowity opis
najprawdopodobniej ostatnich chwil na ekstremalnie, bardziej niż
dotychczas, nieprzyjaznej planecie Ziemia, gdzie prawdziwą wisienką
na torcie, według mnie, jest pewien fatalny w skutkach stosunek
płciowy. Pierwsze słyszę – no cóż za wyobraźnia! Przebieg
dość klasyczny, bez irytujących udziwnień, co prawda z
przewidywalnym zakończeniem, ale pasującym do kontekstu. Bądź co
bądź, właściwym.
„Zaczęło
się od gwiazd” Łukasza Radeckiego, jednego z najbardziej
płodnych polskich pisarzy specjalizujących się w szeroko pojętym
horrorze. Opowieść, która może przypomnieć „Kolor z
przestworzy” H.P. Lovecrafta. Wszystko zaczyna się od czegoś
spadającego z nieba. Na pewnej polskiej wsi, zamieszkałej między
innymi przez czteroosobową rodzinę z klasy średniej. Ojciec, matka
i ich dwie małe córeczki w obliczu wielce zagadkowej i jeszcze
bardziej niebezpiecznej zarazy. Ohydnej zarazy. Mięsiste gore.
Rzecz wyraźnie skłaniająca się w stronę body horroru. Bez
zbędnych kombinacji, po prostej... obłędnie zarośniętej prostej,
po której przechadzają się nagle obcy znajomi. Tak drastycznie
obcy, tak odrażający, i tak boleśnie nieszczęśni, tak
pokrzywdzeni przez okrutny los. Powolny rozpad, zgnilizna tocząca
nie tylko ciała, ale i dusze ludzi uwięzionych w epicentrum
koszmaru, z jakim ludzkość mierzy się po raz pierwszy. I możliwe
że ostatni. Przygnębiająca, odbierana właściwie wszystkim
zmysłami – smród też dociera – opowieść o potwornej
tragedii, jaka dotknęła pewną rodzinę (centrum opowieści), z
którą łatwo nawiązać silną więź. A zatem życzyć im
szczęśliwego finału zmagań z niewyobrażalnym... czymś.
„Co
było, minęło” Bartłomieja Grubicha, autora wydanego w
2019 roku „Biegacza” i zapowiedzianej powieści pt. „Koniec.
Baśń o mieście, w którym zawsze pada deszcz i skończył się
świat”, to opowieść o kobiecie, która zaczyna spotykać się ze
sprawiającym sympatyczne wrażenie mężczyzną, ale niespodziewanie
zostaje uwięziona we własnym mieszkaniu. Wybucha wszak pandemia,
szaleje jakiś nieznanych wirus, a nasza bohaterka pada jego ofiarą.
Przyjemnie zagadkowa to opowieść. Bardzo dobrze napisana,
poprowadzona - płynna narracja, dająca do myślenia końcówka,
plastyczne opisy, ze wskazaniem na skołatane myśli przebywającej
przynajmniej na pozór w ciasnej, zamkniętej przestrzeni, bohaterki.
|
(źródło: https://pl-pl.facebook.com/WydawnictwoVesper/) |
Przechodzimy
do opowiadań, które ustawiłam sobie tuż za podium. Kolejnych
atrakcji, elementów zdecydowanie uświetniających ten zbiór, w
moim poczuciu pracujących na jego korzyść, na podniesienie
ogólnego poziomu „Grobowca Tomu 1. Zarazy”. Zaraz za pudłem
ładna parka. Ona: „Uwęglenie bytu” od Anny Marii
Wybraniec, autorki „Niebo, ptaki i robaki” (świetny tytuł,
swoją drogą). Rzecz o urzędniczce z Bytomia, która ma lekką(?)
obsesją na punkcie tego umierającego miasta. Nasza bohaterka robi
wszystko, co w jej mocy, by tchnąć życie w swój ukochany Bytom.
Zatrzymać proces rozpadu, który wbrew jej wysiłkom wciąż
postępuje. Jest to też opowieść o miłosnym związku, który nie
przetrwał próby, ale oto pojawia się szansa na jego odnowienie.
Wraz z listem od ukochanego. Oryginalna konstrukcja (prawie poezja),
melancholijny nastrój, obrazowe opisy ciężko już oddychającego
miasta, z niespodziewanym akcentem na koniec. Ów akcent mógłby być
jednak ciut mocniejszy.
Teraz
on. Robert Ziębiński - tak, ten sam, który między innymi
sporządził instrukcję obsługi twórczości Stephena Kinga -
wysyła nam „Pocztówkę z wakacji”. Opowieść o
nietracącym nadziei mężczyźnie. Desperacko trzymającym się jej
ostatniej iskierki. Mężczyzna staje oto do, wydaje się, z góry
skazanej na porażkę, zaciekłej walki o życie ukochanej kobiety.
Kobiety, która złapała śmiertelnie niebezpiecznego wirusa.
Kobiety, który prawdopodobnie właśnie dożywa swoich dni na
oddziale zakaźnym w szpitalu, w którym nasz bohater jest dobrze
znany. Rozwija się jak melodramat, słodko-gorzka opowieść o
dobranej parze, która za chwilę może zostać bezpowrotnie
rozdzielona. Szybka, ale wciągająca opowieść z potężnym bum! na
mecie.
A
za plecami tej dwójki, wręcz depczące im po piętach trio
łakomczuchów. Istot żywiących się ludzkim strachem. Moje pierwsze spotkanie z piórem
Wojciecha Uszoka nie należało do szczególnie udanych. Mowa
oczywiście o jego debiutanckiej powieści z roku 2020 pod tytułem
„Manuskrypt”, ale tutaj, w tym mrocznym „Grobowcu” dał mi
zdecydowanie lepszy występ. Tocząca się w odległej przeszłości
„Zaraza”, wydaje się mniej zaraźliwa od innych.
Tytułowy temat zaznacza się bardzo subtelnie, ledwo dostrzegalnie.
Uszok opowiada nam o zarządcy małej miejscowości, który
niechętnie zgadza się wymienić swojego chorego konia na ukochaną
klacz swojego przyjaciela. Na jakiś czas albo na zawsze, w
zależności od rozwoju sytuacji. Tragiczna, smutna, zgrabnie
poprowadzona historia, która jednak mogłaby wypuścić jeszcze
choćby tylko jeden błyskawiczny cios. Tak na dokładkę.
„Recykling”
autorstwa dosyć doświadczonego w literackiej grozie Pawła
Ciećwierza to relacja z niedługiego śledztwa prowadzonego przez
sutenera, któremu gdzieś się zapodziała jedna z podopiecznych.
Dziewiętnastoletnia prostytutka: nie tylko jego pracownica, ale też
bliska przyjaciółka. Skojarzenia z „Trupią otuchą” Dana
Simmonsa dopadły nie tylko mnie i szczerze mówiąc traktuję je
jako wartość dodaną. Są i depresyjne opisy umierającego miasta
(znowu Bytom) – a właściwie jednej dzielnicy. Bród, smród,
ubóstwo, bezprawie, królująca przestępczość. Brakuje tylko
puenty. Jakiegoś bardziej charakterystycznego pierwiastka w tym
„znanym ustroju”.
„Oko
zbielało” Maciejowi Krzywińskiemu („Faith No More.
Królowie życia (i inne nadużycia)”, „Zgniła zieleń: Historia
Carnivore i Type O Negative”). W postapokaliptycznym świecie, w
którym najlepiej urządzili się ludzie z tak zwanych wyższych
sfer. Ludzie mający dostęp do pożywienia. Płacą nim za niedrobne
usługi naszym (anty)bohaterom. Łowczym. Polującym na zarażonych.
Dużo opisów miasta spustoszonego przez zarazę (w istocie to cały
świat), mniej krwawych incydentów, ale te które są zwracają
uwagę – soczysta groteska. To samo zresztą mogę powiedzieć o
zakończeniu. Jest zaskoczenie w tej, bądź co bądź, wyświechtanej
wizji przyszłości.
|
(źródło, zwiastun książki: https://www.facebook.com/WydawnictwoVesper/videos/330592108680800/)
|
Przyszła
pora na opowieści, do których mam ambiwalentny stosunek. Ani złe,
ani dobre. W moim uznaniu utwory po prostu średnie. „Wdowi
Dom” autora wydanego w 2015 roku „Czarnego boga”
(powieściowy debiut), Krzysztofa Wrońskiego, toczy się przed
wiekami i na pewno broni się klimatem. To znaczy przez jakiś czas,
bo tajemnicy, która wkrada się do dworu na głębokiej prowincji
wraz z przybyciem księżnej i jej ludzi, w moim poczuciu, nie udało
się podtrzymać. Żonglować, grać tym pierwiastkiem na tyle
sprawnie, żeby w miejsce zaciekawienia nie weszło znużenie.
Autor
dwóch hitowych powieści „Próby sił” (opublikowanej pod
pseudonimem T.S. Tomson) i „Windy” (niebawem trzecia: „Lęk”),
Tomasz Sablik i jego „Wielka noc”. Opowieść o
młodej kobiecie, która z jakiegoś zagadkowego powodu została
uwięziona we własnym pokoju przez zajmujących to samo mieszkanie
rodziców i brata. Wprawdzie wszystkie postacie są płaskie,
papierowe, ale spotkania z tą dziwną, bardzo podejrzaną rodzinką,
szczerze mówiąc, przyjmowałam z ulgą. Dawały mi upragnione
wytchnienie od drugiego wątku, który między innymi mówi o
przygotowaniach do pewnego napadu (wspomnienie „Nieznajomych”,
głośnego filmowego thrillera wyreżyserowanego przez Bryana
Bertino, sygnalizuje – nie czytaj: gwarantuje – popłynięcie na
fali home invasion): mowa potoczna, sporo wulgaryzmów i
niewiele ponadto – taki tam zapychacz. Jest frapująca tajemnica,
jest i niezłe zamknięcie, ale jest też ciężkostrawny (o sobie
mówię) miszmasz znanych motywów. Podanych prawie beznamiętnie,
trochę na zasadzie kopiuj-wklej. Klisza goni kliszę, która kliszę
pogania.
Jakub
Bielawski, autor między innymi powieści „Dunkel” i – uwaga -
„Ćmy”, swój wkład w „Grobowiec Tom 1. Zarazę”,
zatytułował „Schlesierthal”. Według mnie bardzo
nierówny wkład, bo „dwoma językami” napisany. Pierwszy to
chaotyczny potok słów młodej dziennikarki kierowany do osoby,
której kwestie celowo zostały pominięte. Taka mała zabawa formą.
Szczerze mówiąc, głowa mnie rozbolała od tych łamańców
językowych głównej narratorki, jakąż więc pociechę czerpałam
z poukładanych, piękną polszczyzną spisanych, listów pewnej
emerytowanej nauczycielki, która ma podejrzenie graniczące z
pewnością, że niedawno odziedziczony przez nią wiejski dom jest
nawiedzony. I nie tylko listów. Fabuła może i niespecjalnie
odkrywcza (trochę tak), ale raz, że lubię historie o nawiedzonych,
czy tylko rzekomo nawiedzonych, przez takie czy inne niezwykłe
istoty, a dwa: kiedy trzeba Bielawski potrafi podkręcić emocje.
Uwaga: dom pod napięciem.
Pisarski
debiut Sebastiana Królikowskiego, opowiadanie „Choreomania”,
rozgrywa się w postapokaliptycznych realiach. W świecie
zdziesiątkowanym przez zarazę. Bezimienny bohater jest jednym z
nielicznych, którzy umknęli chorobie. Wciąż jednak muszą się
bardzo pilnować, bo wirus nie śpi. To w zasadzie zapis monotonnych
dni niedługo już osamotnionego człowieka w dojmująco cichym
miejscu (zapachniało mi „Jestem legendą”, ponadczasową
minipowieścią Richarda Mathesona). Rzecz porządnie, starannie
napisana, klimatyczna, ale chciałoby się, żeby więcej się na tym
bezludziu zadziało.
„Kiedyś
wszyscy byliśmy ludźmi”, choć nie takie najgorsze,
najbardziej mnie rozczarowało. Od człowieka, który obdarował mnie
doskonałym „Eksperymentem” opublikowanym w roku 2021 (mniej
więcej dwa lata wcześniej wypuszczono jego debiutancką powieść,
„Czas pokuty”), czyli rzecz jasna Grzegorza Kopca, spodziewałam
się dużo więcej. Z „W cieniu Bangor. Antologii inspirowanej
prozą Stephena Kinga” wiem, że krócej też potrafi. Ale tym
razem oszczędził mi większych podniet. Ot, sztampowa opowieść o
kobiecie, która wraz ze swoim trzyletnim synkiem jest wieziona przed
dwóch żołnierzy na spotkanie z od miesięcy niewidzianym ukochanym
mężczyzną. Wątek ten przeplata się z warstwą zajmowaną przez
nieumarłego, dopiero co powstałego z martwych osobnika, który
rusza na żer. Klimat całkiem mroczny – Kopiec chyba inaczej nie
potrafi, nie żebym narzekała – ale za mało inwencji własnej.
Raz może zaskoczyć, poza tym jednak... typowa opowiastka o
zombiakach.
„Garstka
proszku” Dawida Lipskiego („Jan Peckham i Tomasz z
Akwinu. Spór o jedność formy substancjalnej w człowieku”)
przypomniała mi „Coś za mną chodzi” filmowy horror z tak
zwanej nowej fali w reżyserii Davida Roberta Mitchella. I było to
skojarzenie całkiem przyjemne. Końcówka mocna, naprawdę potworna,
ale wcześniej... wcześniej jest tylko piesza wędrówka
najwyraźniej nieosamotnionego człowieka, którego dopadł jakiś
wirus. I początkowo bardzo zwyczajne wspominki dawnego życia.
Trochę „kanciasty” styl, troszkę za mało treści, jak dla
mnie, ale... plusy w zasadzie już podałam.
Na
koniec wróćmy do początków. Prolog, czyli jedyny tekst, w którym
prawie niczego dla siebie nie znalazłam. A naprawdę bardzo uważanie
się rozglądałam. „Głodna woda” pióra Anny
Marii Wybraniec to fragment żywota pewnego księdza. Można chyba
śmiało powiedzieć, że najgorsze chwile w jego życiu. Tu i teraz,
ale też w niedalekiej przeszłości. Teraźniejszość przeplata się
bowiem z retrospekcjami, sięgającymi pierwszego etapu pandemii.
Globalnej zarazy. Dużo modlitw i niewiele ponadto. Tylko betonoza
(jeden punkt idzie do...) – ludzie wyrzekli się Natury, która,
powinni to wiedzieć, zawsze się odbije.
Dobre,
miejmy nadzieję, jeszcze lepszego początki. Projektu wydawnictwa
Vesper pod nazwą „Grobowiec”. Pierwszy temat „Zaraza”
(następna będzie „Przysługa”), całościowo patrząc,
przebiegł dość gładko. Nie obyło się bez dziur w nawierzchni,
bez wertepów, które jednak większego niebezpieczeństwa nie
stwarzały. Poważniejszych obrażeń nie odniosłam, dojechałam nie
tylko w jednym, niepokancerowanym kawałku, ale i dojechałam z całą
gamą miłych wspomnieć z podróży. Upiornych, makabrycznych,
ponurych wspomnień z przejażdżki po rozległych, wręcz
bezkresnych polach powstałych z połączenia kilkunastu umysłów. Z
wyobraźni mniej i bardziej doświadczonych pisarzy i jednej pisarki.
Naszych, polskich smaków. Wstąpcie więc i Wy do tego mrocznego,
pożądanie obskurnego „Grobowca” w czasach „Zarazy”!
Za
książkę bardzo dziękuję wydawnictwu
Mnie właśnie najbardziej urzekł ten niepozorny debiutant Dawid Lipiński. Opowiadania Bartka i Tomasza też bardo fajne. Reszty jeszcze nie czytałam.
OdpowiedzUsuńilsa