Alex Mosher, chłopiec mieszkający wraz z rodzicami w bloku mieszkalnym w Nowym Jorku, pewnego wieczora rozzłoszczony ukradkiem wychodzi z mieszkania. Zamierza zniszczyć zeszyty ze strasznymi historiami jego autorstwa, ale jego uwagę przyciąga jedno z mieszkań, w którym na pierwszy rzut oka nikogo nie ma. Alex wchodzi do środka i po chwili jakimś sposobem przenosi się do staroświecko urządzonego domu należącego do wiedźmy imieniem Natacha. Słysząc o jego pasji, kobieta daruje mu życie, ale odtąd chłopiec każdego wieczora będzie musiał czytać jej jedną ze swoich historii. Dnie ma spędzać na pisaniu. W przeciwnym wypadku czeka go los gorszy od śmierci. Alex nie jest jedynym więźniem czarownicy. Jest też dziewczynka o imieniu Yasmin, która przebywa tutaj od kilku lat, a do jej głównych zadań należy przyrządzanie posiłków dla Natachy oraz dbanie o jej magiczny ogród. Poza tym wiedźma ma kotkę, Lenore, która dla niej szpieguje.
Horror dla dzieci, czy jak kto woli horror familijny od Davida Yarovesky'ego, twórcy „The Hive” (2014) i „Brightburn: Syna ciemności” (2019), który ukazał się na Netfliksie we wrześniu 2021 roku. Scenariusz napisał duet odpowiedzialny między innymi za scenariusz „Topieliska. Klątwy La Llorony” w reżyserii Michaela Chavesa, Mikki Daughtry i Tobias Iaconis, a opierali się na skierowanej przede wszystkim do młodszych czytelników, pierwotnie wydanej w 2018 roku, powieści amerykańskiego pisarza J.A. White'a, pod tym samym tytułem: „Nightbooks” (pol. „Straszne historie”). Książka nie była znana Davidowi Yarovesky'emu przed zaangażowaniem się w ten projekt, ale już na planie zawsze miał ją przy sobie – w czasie prac nad jej filmową wersją, była dla niego czymś w rodzaju biblii. Swoje „Straszne historie” Yarovesky nazwał listem miłosnym od starego dziwaka do następnego pokolenia dziwaków. Od długoletniego miłośnika horrorów dla osób, które dopiero odkrywają, albo mają to jeszcze przed sobą, swoją pasję do tego gatunku. Yarovesky ma nadzieję, że gdy już odnajdą w sobie tę miłość, to już nigdy nikomu nie pozwolą jej sobie odebrać. Dla niego to jedna z najsmutniejszych ewentualności: „ktoś ma w sobie całą tę pasję, ekscytację i magię, a świat to wytłumi”.
Tim Burton i Danny Elfman: według Davida Yarovesky'ego (i pewnie nie tylko jego) ci panowie wytyczyli jeden z najczęściej obieranych kierunków w kinie fantasy, czasami z domieszką horroru. Wykształcili chwytliwą formę, klimat, specyfikę. Ducha, który od wielu lat jest przywoływany przez innych filmowców. Reżyser „Strasznych historii” chciał stworzyć coś innego. Nie iść tym mocno wydeptanym szlakiem przetartym przez Burtona i Elfmana. Yarovesky nie ukrywa, że ich filmy były dla niego ważne w okresie dorastania, ale nie chce się na nich wzorować. Zależy mu na tym, by robić coś swojego, prawdziwego dla niego, odzwierciedlającego jego osobowość. Najwyraźniej marzy mu się również przejęcie pałeczki po R.L. Stine'u:) A właściwie kontynuowanie jego (i nie tylko jego) idei w branży filmowej. Horrorów tworzonych z myślą o najmłodszych, mam wrażenie, w dzisiejszych czasach powstaje mniej niż kiedyś. A jeśli chcemy, żeby ten gatunek przetrwał (a chcemy, prawda?), jeśli zależy nam na tym, by jego oglądalność przynajmniej utrzymywała się na dotychczasowym poziomie, to takie produkcje jak „Straszne historie” na pewno w tym pomogą. Małymi kroczkami... do nieba. Poprzednie pokolenia (pomijam takich szczęściarzy jak ja, którym jeśli chodzi o horror nie narzucano żadnych ograniczeń) miały takie seriale jak „Gęsia skórka” (1995-1998) i „Czy boisz się ciemności?” (1990-2000) oraz choćby takie filmy pełnometrażowe jak „Gremliny rozrabiają” (1984), „Critters” (1986) czy „Karzeł” (1993). Dzisiejsze dzieciaczki dostają natomiast coś takiego jak „Straszne historie”. Od człowieka, który w swoim życiu niejeden horror obejrzał, od wielkiego miłośnika gatunku, Davida Yarovesky'ego. A jednym z producentów Sam Raimi, który dawno, dawno temu obdarował nas genialnym „Martwym złem” (tak, dołożył też „Martwe zło 2” i „Armię ciemności”), i który możliwe, że doradził co nieco „kierownikowi tego zamieszania”. Na przykład białe oczy, którymi Raimi straszył (mnie na pewno) „w swojej” lichej leśnej chatce, gdzie mimowolnie przywołano jakieś zło. Martwe zło. Jak na film dozwolony od lat siedmiu – w Polsce – niektóre momenty są zaskakująco mocne. Może „mocne” to, hehe, za mocne słowo, ale i tak nastawiłam się na coś lżejszego. A tu wymioty, gadanie o jedzeniu dzieci, już nie wspominając o tych „przeklętych” białych oczach, które w kinie grozy zawsze na mnie działają. Się więc zlękłam na tym horrorze dla dzieci. Raz czy dwa. Przyjemnym zaskoczeniem były też dla mnie próby wykrzesania z tego większego napięcia. Chwile poprzedzające spodziewane ataki na „niesfornych” nieletnich bohaterów tej zwariowanej opowieści. Wolne wejścia, przypuszczalnie, odczuwalnie, w mordercze ramiona wiedźmy Natachy. Według mnie trochę przedobrzonej – coś jak przerysowana wersja czarownic z powszechnie znanych bajek. O których też będzie. Ze wskazaniem na jedną. Jedną z najmroczniejszych, najupiorniejszych, najbrutalniejszych. Przynajmniej okiem niektórych szkrabów. Nie sądzę, żeby ta niezbyt przekonująca mnie kreacja była jakimś wypadkiem przy pracy, żeby były to jakieś niedociągnięcia ze strony Krysten Ritter, której powierzono tę, uważam, nadmiernie „kolorową” postać. Obstawiam, że tak właśnie miało być, że owe przejaskrawienia były zamierzone. Taka po prostu była wizja reżysera. Właśnie o takie indywiduum zabiegał. Czarownica inna niż wszystkie. Bardziej, hmm, ekscentryczna od swoich koleżanek.
(źródło: https://www.youtube.com/watch?v=IemClkFnzxU)
Odprężająca rozrywka te „Straszne historie” Davida Yarovesky'ego. Horror dla (prawie) całej rodziny oparty na powieści J.A. White'a. W zasadzie pół horror, pół fantasy, który bawi i uczy. Bądź sobą, nawet, gdy innym to przeszkadza (o ile nie łamiesz prawa, rzecz jasna). Nie porzucaj swojej pasji. Nie pozwól ludziom odebrać sobie tego, co kochasz. Jeśli nazywają cię „innym”, jeśli mają cię za cudaka, dziwoląga, to bądź z tego dumny. I tyczy się to nawet czegoś tak „nienormalnego” jak zamiłowanie do strasznych historii. Pielęgnuj je w sobie, pozwól by przekształciło się w niegroźną obsesję. Gdy podrośniesz pewnie nie raz nazwą cię psychopatą czy sadystą – tylko dlatego, że kochasz horrory – ale nie przejmuj się tym. Trzymaj się tego, a ludzie niech mówią, co chcą. „Straszne historie” to faktycznie list miłosny starego horrorowego wyjadacza do „aspirujących” fanów gatunku. Prosta, zwiewna historia dla młodszych, ale jak widać na moim przykładzie, też i starszych osób, którzy po prostu kochają ten gatunek. I tych, którzy jeszcze nie wiedzą, że ta miłość jest w nich. Chcesz się przekonać? Zacznij może od „Strasznych historii”. Jak się nie ułoży, to spróbuj czegoś innego. Nie kończ na tym, daj sobie jeszcze szansę. Obudź w sobie pasję do horroru, bądź „nienormalny”. Bo w tym gronie jest naprawdę fajnie.
Pewnie sprawdzę, ale mam pewne wątpliwości po tych wszystkich młodzieżowych horrorach typu trylogia "Fear Street" i "Upiornych opowieściach po zmroku" :)
OdpowiedzUsuńBędzie recenzja "W lesie dziś nie zaśnie nikt 2"? :D
Serio, "Ulica Strachu" Ci nie podeszła? Nawet dwójka? :)
Usuń"Straszne historie" jeszcze lżejsze od "Ulicy Strachu". Horror (też) dla dzieciaczków. A co do "W lesie dziś nie zaśnie nikt 2", to ja nawet jedynki nie widziałam, więc nie ma szans na recenzję...