Stronki na blogu

niedziela, 7 listopada 2021

Grady Hendrix „Poradnik zabójców wampirów klubu książki z południa”

 

Lata 80-te i 90-te XX wieku. Patricia Campbell jest wiecznie zaganianą gospodynią domową, mieszkającą w Old Village, spokojnej okolicy na przedmieściach Mt. Pleasant w Karolinie Południowej, wraz z mężem, psychiatrą Carterem oraz dwójką dzieci, Korey i Carterem Juniorem zwanym Blue. Jest też zapaloną czytelniczką mrocznej literatury, podobnie jak pozostałe członkinie nieformalnego klubu książki gospodyń domowych, do którego należy: Kitty Scruggs, Slick Paley. Grace Cavanaugh i Maryellen. I jedyną osobą w Old Village, która nabiera przekonania, że jej nowy sąsiad, James Harris, jest odpowiedzialny za makabryczne wydarzenia, do których dochodzi w okolicy. Kobieta stara się zaangażować swoje przyjaciółki z klubu książki w tę sprawę, ale nie mówi im, że tak naprawdę podejrzewa, że James Harris jest wampirem.

Po raz pierwszy wydana w 2020 roku powieść autora między innymi „Horrorstör”, „Sprzedaliśmy dusze” i „Mojej przyjaciółki opętanej”, Amerykanina Grady'ego Hendrixa, która w pewnym sensie jest wypadkową tej ostatniej. „Poradnik zabójców wampirów klubu książki z południa” (oryg. „The Southern Book Club's Guide to Slaying Vampires”) nie jest sequelem „Mojej przyjaciółki opętanej”, ale łączy je miejsce akcji: Charleston i jego okolice, gdzie notabene Grady Hendrix się wychował. Co istotniejsze, „Poradnik zabójców wampirów...” wziął się z chęci autora do niejako stanięcia tym razem „po drugiej stronie barykady”. Obrania perspektywy tych, którzy w „Mojej przyjaciółce opętanej” nie zaskarbili sobie wielkiej sympatii czytelników. Tam patrzyliśmy oczami nastolatków, a tutaj towarzyszymy (nie ich, innym) rodzicom. Podczas prac nad „Poradnikiem zabójców wampirów...” Hendrixowi towarzyszyły dwa utwory Shirley Jackson: „Life Among the Savages” oraz „Raising Demons”, ale jak zwykle najbardziej pomocne były jego osobiste obserwacje rzeczywistości. „Brakuje mi wyobraźni, więc mogę pisać tylko o świecie, który widzę wokół mnie” - stwierdził w jednym z wywiadów. Prawa do sfilmowania „Poradnika zabójców wampirów...” zostały już sprzedane i prawdopodobnie będzie z tego serial.

Grady Hendrix specjalizuje się w horrorze, który zwykł urozmaicać akcentami komediowymi. Histerycznym, wisielczym humorem. Co nie bierze się znikąd. Zapytany o źródła humorystycznych akcentów zawartych w „Poradniku zabójców wampirów klubu książki z południa”, Hendrix odpowiedział, że zawsze pisze o tym, co widzi wokół siebie. A świat, w którym tak naprawdę nam wszystkim przyszło żyć „jest w równym stopniu zabawny, co tragiczny i przerażający”. Przykład? Pandemia COVID-19. Grady Hendrix stwierdził, że każdy, kto zechce przedstawić rzetelną relację z tego okresu, będzie musiał wspomnieć też o gromadzeniu papieru toaletowego. „Ten pomysł, że globalna pandemia ma coś wspólnego z naszymi tyłkami i potrzebujemy papieru toaletowego, aby się przed nią obronić, jest jednocześnie zabawny, tragiczny i przerażający”. Prawdziwe życie według Hendrixa to mieszanka horroru i komedii. „Poradnik zabójców wampirów...” to moje trzecie spotkanie z jego prozą (wcześniej były „Sprzedaliśmy dusze” i „Moja przyjaciółka opętana”) i śmiem stwierdzić, że akcentów humorystycznych jest tutaj najmniej. Zaskakujące, zważywszy, że to opowieść o gospodyniach domowych stających do walki z najprawdziwszym potworem. Kreaturą, której najbliżej do wampira. Prawdę mówiąc jedyny atak głośnego śmiechu, dopadł mnie pod koniec rozmowy tytułowego klubu książki na temat hipisów. Amerykańskie przedmieście zdominowane przez klasę średnią. Przytulne domki, zadbane trawniki, wypieszczone rabaty kwiatowe. Cisza, spokój, bezpieczeństwo i dla większości satysfakcjonująca rutyna. Jutro jest praktycznie takie samo jak wczoraj. W kółko to samo, a jedyna nadzieja na co bardziej ekscytujące momenty, w książkach. Główna bohatera „Poradnika zabójców wampirów...”, Patricia Campbell, w nich szuka ucieczki od monotonni dnia codziennego. Silniejszych emocji, których od dłuższego czasu nie zaznaje w życiu. Pozostałym członkinią małego klubu książki z Old Village, w przeciwieństwie do niej, nie tęskno za sensacjami w życiu codziennym. Patricia z jednej strony przyznaje im rację – faktycznie niefajnie byłoby, gdyby jej życie zaczęło przypominać mroczną prozę, w jaką celuje ich klubik – ale gdzieś w głębi ducha tli się w niej przekonanie, że odrobinka ekscytacji nikomu by nie zaszkodziła. Przydałoby się jakieś ożywienie w tej straszliwie nudnej dzielnicy. Niedługie wprowadzenie do „Poradnika zabójców wampirów...” jest datowane na końcówkę lat 80-tych XX wieku, a potem wskakujemy w ostatnią dekadę tego stulecia. Zdecydowaną większość czasu spędzimy więc w latach 90-tych XX wieku, głównie u boku Patricii Campbell, matki dwóch dzieci i żony szanowanego psychiatry, który zgodnie z tutejszym zwyczajem, traktuje swoją małżonkę protekcjonalnie. Umniejsza jej rolę w rodzinie. Na każdym kroku daje jej do zrozumienia, że to on stanowi filar ich mikrokosmosu. A ona... Cóż, ona nie robi nic, poza czytaniem głupkowatych książeczek i plotkowaniem z sąsiadkami. W przedmowie do „Poradnika zabójców wampirów...” Grady Hendrix wspomina swoją mamę – kobietę, która jak zrozumiał dopiero po latach, gdy dorósł, dwoiła się i troiła, dla swoich najbliższych. By zapewnić swoim dzieciom jak najlepszy byt. Patricia Campbell to bohaterka dnia codziennego, która swój żywot z pewnością zawdzięcza rodzicielce autora tej wspaniałej książki. Jednej z najlepszych powieści o wampirach (tak naprawdę to wampirze, czy tam czymś, o przepraszam, kimś podobnym), jaką w swoim życiu przeczytałam.

Jeśli czegoś się nauczyłyśmy z tych wszystkich książek, które tu czytamy, to tego, że paranoja popłaca.”

Pierwsze polskie wydanie „Poradnika zabójców wampirów klubu książki z południa”, z 2021 roku, przygotowało wydawnictwo Vesper. I to już powinno mówić wszystko, ale gwoli obowiązku: twarda oprawa z dość zabawną grafiką na froncie, autorstwa niedoścignionego Macieja Kamudy, który przygotował dla nas też upiorne ilustracje porozkładane we wnętrzu tego, na oko, potężnego tomiszcza – tylko nieco ponad pięćset stron, ale tak grubych, że powieść wydaje się dłuższa. Nieco ponad pięćset stron doskonałej zabawy! Stosownie mrocznej, ździebko paranoicznej, umiarkowanie krwawej i dziwnie relaksującej opowieści będącej swoistym skrzyżowaniem „Postrachu nocy” Toma Holland, „Draculi” Brama Stokera, „Miasteczka Salem” Stephena Kinga, „Bestii obok mnie” Ann Rule i... serialu „Gotowe na wszystko”. Skąpanym w sosie własnym chefa Grady'ego Hendrixa. Działy, księgi, z których składa się „Poradnik zabójców wampirów...”, dostały tytuły utworów omawianych przez w sumie trzy kluby czytelnicze z Old Village (wyjątek może tutaj stanowić „Psychoza” Roberta Blocha). Książki miesiąca, a wśród nich kultowe „Helter Skelter” Vincenta Bugliosiego i Curta Gentry'ego i wspomniana już „Bestia obok mnie” Ann Rule, które w jakimś ułamku pokrywają się z rzeczywistością naszych dzielnych pań z Południa Stanów Zjednoczonych. Tak to najwyraźniej widzi główna bohaterka książki. Wniosek nasuwa się sam przez się: znudzona gospodyni domowa przedawkowała makabryczną literaturę. Powieści całkowicie fikcyjne, ale i takie, które podyktowała pani Rzeczywistość (true crime). Patricia Campbell z tęsknoty za większymi wrażeniami w życiu codziennym, zaczęła przekładać swoje lektury na rzeczywistość. Doszukiwać się związków tam, gdzie ich nie ma. Jeśli jednak ona stopniowo traci zdolność racjonalnego myślenia, coraz to bardziej odrywa się od rzeczywistości, to uczciwie trzeba przyznać, że z nami jest podobnie. W każdym razie Hendrix daje nam mocne powody, by ufać oglądowi sytuacji jego bohaterki. Myśli odbiorcy mogą wprawdzie biec inną drogą, ale zasadniczo autor nie robi praktycznie nic, by podważyć teorie, jakie z czasem rodzą się w głowie Patricii. Sprawa bardziej dla Abrahama Van Helsinga niż Cartera Campbella. Bardziej dla wykwalifikowanego (są tacy?) łowcy wampirów aniżeli psychiatry. A już na pewno nie takiego pożal się Boże doktorka, jak pyszałkowaty, apodyktyczny małżonek protagonistki „Poradnika zabójców wampirów...”. Człowiek ten ewidentnie stosuje przemoc psychiczną wobec matki swoich dzieci. Przynieś, wynieś, pozamiataj, a w nagrodę powiem ci, jak bezdennie głupia, jak dziecinna i jak kompletnie nieprzydatna jesteś. Ja: pan na włościach, ty: kiepska służąca. Co więcej, okazuje się, że w Old Village, tej rzekomej krainie szczęśliwości, takie podejście do płci żeńskiej nie jest żadnym ewenementem. Prawie we wszystkich domach niepodzielną władzę sprawują mężczyźni. To im przynależne jest ostatnie słowo w każdej sprawie. Pod warunkiem że raczą się nią zainteresować. Bo przecież jedyni żywiciele rodziny nie będą zniżać się do poziomu swoich żon i wykazywać szczerego zainteresowania samopoczuciem własnych dzieci. Jak pojawi się większy problem wychowawczy, to natychmiast zainterweniują, a całą resztę zostawiają swoim „leniwym” małżonkom.

Old Village jakby zatrzymało się w innej epoce - może lata 50-te XX wieku? - jak gdyby rewolucja obyczajowa sprytnie ominęła ten obszar Stanów Zjednoczonych. To w końcu Południe – tu kobiety znają swoje miejsce i żaden nawiedzony liberał tego nie zmieni. No to może wędrowiec „bez przeszłości”, przystojny „kowboj”, który stroni od światła słonecznego i nie przestąpi progu żadnego domu, dopóki nie zostanie zaproszony. Kulturalny młody człowiek... Tylko jeśli nie zna się historii o wampirach. To, co inni mogą odbierać za przejaw dobrego wychowania i godnych współczucia problemów zdrowotnych, osoby jako tako zorientowane w nurcie wampirycznym, tylko utwierdzi w przekonaniu, że James Harris to istota, której należy się wystrzegać. Jeśli komuś wydaje się, że ma kłopotliwego sąsiada, to powinien poznać Jamesa Harrisa. Przybysza znikąd, za sprawą którego Old Village zmieni się nie do poznania. Materializm, egoizm, rozwiązłość seksualna, zwykła ludzka podłość, obojętność na krzywdę innych, nawet na śmierć dzieci (skąd ja to znam?). Chciałabym móc powiedzieć, że Harris posiada jakąś nadzwyczajną moc, którą wykorzystuje przeciwko poczciwym ludziom. Najprościej rzecz ujmując: dobro przeistacza w zło. Hedonizm. Bezduszność. Dbanie wyłącznie o swój interes, o swoje potrzeby, choćby kosztem życia niewinnych istot. Nic nie widzę, nic nie słyszę oprócz mamony. Kasa ponad wszystko. Taki jest świat, w którym nie ma takich Jamesów Harrisów, jak w rzeczonej niebywale wciągającej powieści znawcy gatunku, Grady'ego Hendrixa. Wielkiego miłośnika szeroko pojętego horroru, który śle tutaj coś w rodzaju listów miłosnych do utworów swoich kolegów i koleżanek po piórze. „Poradnik zabójców wampirów...” w niezwykle interesujący, fascynujący sposób nawiązuje do innych dzieł. Pomysły Hendrixa przepięknie korespondują z niektórymi zapewne ważnymi dla niego książkami (o „Postrachu nocy” Toma Hollanda co prawda nie wspomina, ale kto oglądał, ten pewnie z miejsca skojarzy) zarówno non fiction, jak tylko fiction. Klimat małego amerykańskiego miasteczka – właściwie przedmieścia – trochę jak u Stephena Kinga, a biorąc pod uwagę tematykę, wzrok najbardziej skupia się na „Miasteczku Salem”. Jeszcze zanim zrobi to Hendrix. Tak samo może być z „Draculą” Brama Stokera – jest spora szansa, że uprzedzicie autora w tym połączeniu. Niemniej nie sądzę, że wielu potraktuje tę mroczną wyprawę jako swego rodzaju powtórkę z rozrywki. Powtórzenie materiału, bezrefleksyjne powielanie sprawdzonych motywów, odwoływanie się do rzeczy znanych (na przykład biografii Charlesa Mansona i Teda Bundy'ego). Hendrixowi na pewno nie zbrakło inwencji podczas budowania tej mocno trzymającej w napięciu historii o gospodyni domowej, która kładzie na szali całe swoje, bądź co bądź, niezbyt szczęśliwe, życie. I powoli traci zmysły. A przynajmniej takie szepty prawdopodobnie obiegają tę pocztówkową dzielnicę, gdzie diabeł mówi dzień dobry, gdy Patricia Campbell zaczyna „swoje szaleństwa”. Co jak co, ale poczta pantoflowa w tym miejscu dzieła niezawodnie. A cała nadzieja w nieludzko zapracowanych gospodyniach domowych, które odpoczywają przy mrożących krew w żyłach, brutalnych książkach. Całe szczęście, bo w przeciwnym wypadku pewnie nie wypatrzyłyby... bestii obok siebie. Wielkie dzięki Ann! À propos podziękowań: chyba nikt nie robi tego tak, jak Grady Hendrix.

Grady Hendrix w genialnej formie! „Poradnik zabójców wampirów klubu książki z południa” to dzieło, które bez najmniejszych oporów polecam absolutnie wszystkim fanom literatury grozy. Tak miłośnikom utworów w dużej mierze zdających się na klimat, historii skąpanych w mrocznej, groźnej, paranoicznej atmosferze, jak amatorom bardziej ekstremalnych doznań. Podskórny lęk polany krwią i cuchnącą mazią. Mniam! Nie taka znowu dowcipna, jak mogłoby się wydawać, opowieść o nie takich znowu nieustraszonych gospodyniach domowych z amerykańskiego przedmieścia, które spróbują pokrzyżować szyki wrednemu sąsiadowi, który najwyraźniej jest wampirem. Albo czymś w tym rodzaju. Tak czy inaczej, trzeba go powstrzymać, a kto zrobi to lepiej od perfekcyjnych pań domu, które pasjami czytają makabrycznej książki? Van Helsing może się schować:)

Za książkę bardzo dziękuję wydawnictwu

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz