Od śmierci męża Holly samotnie wychowuje dwie obecnie nastoletnie córki, Betsey i młodszą Isabelle. Betsey wkrótce ma wyjechać na studia, ale nie wybrała jeszcze uczelni. Podczas domowej imprezy w gronie znajomych ze szkoły, dziewczyna zwraca uwagę na Krwawy Księżyc. W transie zagłębia się w pobliski las, a wychodzi odmieniona. Często traci kontakt z rzeczywistością i opowiada niestworzone rzeczy. Jej matkę najbardziej jednak martwi to, że odmawia posiłków. Nie przyjmuje żadnych pokarmów, ale z czasem Holly upewnia się, że nie traci na wadze. Po wykluczeniu innych opcji, lekarze doradzają konsultację z psychiatrą, ale Holly ma wątpliwości. Holly zaczyna wierzyć, że za rzekomą chorobą jej starszej córki kryje się coś większego. Holly zaczyna wierzyć w niepokojące opowieści Betsey. Wyjątkowej dziewczyny.
Brytyjski thriller psychologiczny/art horror w reżyserii debiutującej w pełnym metrażu szkockiej twórczyni Ruth Paxton i na podstawie scenariusza Justina Bulla. Pracując nad „Naznaczoną” (oryg. „A Banquet”) - główne zdjęcia zakończyły się na początku września 2020 roku – historią, która została przedstawiona Paxton jako skrzyżowanie „Dziecka Rosemary” Romana Polańskiego i „Dziedzictwa. Hereditary” Ariego Astera (co rozbudziło w niej zainteresowanie tym projektem, ponieważ jest wielką miłośniczką tych produkcji), reżyserka inspirowała się twórczością między innymi Roberta Eggersa, Darrena Aronofsky'ego i właśnie Ariego Astera. Wpływ na „Naznaczoną” miały też „Antychryst” i „Melancholia” Larsa von Triera i prace szkockiego artysty Kena Currie. W grudniu 2020 roku prawa do dystrybucji „A Banquet” na terenie Ameryki Północnej zakupiła firma IFC Midnight, a pierwszy pokaz filmu odbył się dopiero we wrześniu 2021 roku na Międzynarodowym Festiwalu Filmowym w Toronto. W pierwszym kwartale 2022 roku został wpuszczony do wybranych kin i na platformy VOD.
Nowa fala kina grozy. I wszystko jasne. Powolny – bardzo powolny – klimatyczny obraz stworzony pod kierownictwem twórczyni między innymi wyróżnionego na Londyńskim Festiwalu Filmowym krótkometrażowego filmiku pod tytułem „Pulse” (2014). Horror? Dramat? Thriller psychologiczny? Z wypowiedzi Ruth Paxton wnioskuję, że ona sama skłania się ku pierwszemu z wymienionych gatunków. „Współczesny horror transcendentalny”- tak to ujęła. A właściwie widowisko silnie zainspirowane uwielbianymi przez nią produkcjami, które częściej definiuje się jako art horrory (arthouse horror). Horrory podwyższone. Mnie jednak bardziej „Naznaczona” podpada pod thriller psychologiczny. Tak w każdym razie odbierałam ten intrygujący, oszczędny w środkach, stosownie mroczny „spektakl”... dla entuzjastów ślamazarnych historyjek:) Za zdjęcia odpowiada David Liddell, można powiedzieć stały współpracownik Ruth Paxton (krótki metraż). Niesamowicie intensywne – niedookreślona groźba, tajemniczość, jakaś nadnaturalna energia zaklęta niewykluczone, że w bardziej przyziemnym niebezpieczeństwie – obrazki z eskalującego koszmaru dnia powszedniego niepośledniej rodziny, nierzadko wzmacniane złowieszczymi dźwiękami wygrywanymi przez CJ Mirrę, z którym Paxton też już miała okazję pracować. W oprawie muzycznej w mojej ocenia najbardziej efektownie wypada utrzymana w melancholijnej, wręcz depresyjnej tonacji kompozycja, która, uważam, powinna wybrzmiewać częściej. Dużo częściej. W tle tych niecodziennych zmagań w domowym zaciszu. Czy raczej chaosie. Film otwiera tragiczne wydarzenie z przeszłości. Nieodwracalna strata. Śmierć w rodzinie. Holly (bardzo dobry występ Sienny Guillory, którą jednakże w moich oczach odrobinę przyćmiła Jessica Alexander jako Betsey – dostało się jej większe pole do popisu, wdzięczniejsza, ale i bardziej wymagająca, trudniejsza rola. Najmłodsza członkini tego nieszczęsnego rodu, odegrana przez Ruby Stokes, też mnie przekonała, choć pod pewnym względem miała najtrudniej: wykazać się w takim towarzystwie, to znaczy przy tak skrojonych postaciach) musiała zorganizować swoje życie na nowo. Odnaleźć się w roli samotnej matki. Dziewczynek, które też bardzo cierpiały, które tak naprawdę nigdy, co zrozumiałe, nie przestały tęsknić za ukochanym ojcem. Przy naszym pierwszym spotkaniu z Betsey i Isabelle wszystko wskazuje jednak na to, że u każdej z nich ta rana zdążyła się podgoić. Czas zrobił swoje. Tęsknota nadal im doskwiera, i możliwe, że tak będzie już zawsze, ale czarna rozpacz najwyraźniej już dawno minęła. Na tyle, by planować swoją przyszłość. A przynajmniej rozmyślać nad kierunkiem odpowiednim dla siebie. Gdyby na początku tej filmowej drogi spytać Isabelle, czym chce się zajmować po zakończeniu nauki, to najpewniej bez wahania odpowiedziałaby, że poświęci się swojej pasji, czyli łyżwiarstwem figurowym. Z kolei jej starsza siostra Betsey, najzwyczajniej nie wie, co chciałaby robić w życiu. Niby wybiera się na studia, ale w przeciwieństwie do wielu swoich rówieśników, nie zaczęła jeszcze ubiegać się o miejsce w ani jednej uczelni. Nawet jeśli jej matkę to przeciągające się niezdecydowanie córki niepokoi, to nie daje tego po sobie poznać. Nie pogania córki, nie naciska. Ale dziewczyna i tak się tym zadręcza. Nie wie, co zrobić. Jest w kropce. I wtedy z wątpliwej jakości odsieczą przychodzi jej Krwawy Księżyc. Od tego momentu sytuacja staje się niejasna. Scenariusz podsuwa widzom trzy możliwości. Choroba, zjawisko nadprzyrodzone albo zwykły teatr. Holly początkowo skłania się ku tej pierwszej wersji, a babcia dziewczyn (przyzwoita kreacja Lindsay Duncan) ku tej ostatniej. Tylko Betsey zdaje się nie mieć wątpliwości. Tylko ona twardo trzyma się swojego stanowiska. Dobrze, na początku jest trochę skołowana, a przynajmniej sprawia wrażenie nieco zagubionej w tej zupełnie nowej dla niej, niezwykłej sytuacji, ale jej potencjalna uprzywilejowana pozycja, sprawia, że w przeciwieństwie do swoich bliskich szybko przestaje się nad tym głowić. Nie musi już szukać wyjaśnień, bo jak twierdzi, prawda została jej objawiona. Przez jakąś siłę wyższą. Betsey została wybrana. Albo opętana. Jedno jest pewne: Holly nie jest odporna „na to szaleństwo”. Holly ulega czy to sile perswazji chorej lub zupełnie zdrowej dziewczyny, czy jakiejś nadnaturalnej istocie ukrytej w jej ciele lub innej niezwyczajnej sile, która obserwuje to wszystko z góry. Patrzy, czeka na nieuniknione, ale bynajmniej nie z założonymi rękami.
Ruth Paxton wyznała, że wśród rzeczy, które skłoniły ją do zaangażowania się w ten projekt była scena z groszkiem. Właściwie to była kropla, która przelała czarę słodyczy. Przeczytała raz i klamka zapadła. Kolacja w domu Holly już po zagadkowym incydencie z czerwonym Księżycem. Rozpaczliwe próby przełamania oporu niejedzącej dziewczyny. Metoda małych kroczków. Nie ukrywam, że na ten widok coś się we mnie burzyło. Na pewno nie czułam się komfortowo patrząc na bezsprzecznie kochającą matkę, która chcąc ratować swoje dziecko, chwyta się brzytwy. Sposób w jaki Holly w tym momencie traktuje Betsey... Okrucieństwo do przyjęcia. Chcę przez to powiedzieć, że ta bezwzględność w stosunku do odmawiającej przyjęcia pokarmu córki wzbudzała we mnie mieszane odczucia. Rozumiałam, nie miałam najmniejszych wątpliwości, że dla Holly ta sytuacja jest jeszcze bardziej przykra, bolesna niż dla Betsey, że czyni to z miłości i z braku innych pomysłów, niemniej do głosu doszedł też jakiś potępieńczy głosik. Próbowałam mu wytłumaczyć, że Holly czyni to z ciężkim sercem, kierowana naturalną matczyną potrzebą ratowania swojej tonącej latorośli, ale te argumenty do tego małego diabelstwa nie przemawiały. Nie do końca. Byłam skołowana. Skonfundowana. Chyba nawet bardziej niż później. Kiedy upór Holly, by wydobyć Betsey z tego zagadkowego bagna, w jakim ugrzęzła po pierwszym uważnym spojrzeniu na Krwawy Księżyc (czyżby?), zaczął słabnąć. Mijają dni, z dziewczyną jest coraz gorzej, a jej matka jakby pogodziła się z tą sytuacją. W każdym razie nie stosuje się do wytycznych lekarzy, którzy dokładnie zbadali niejedzącą, ale i jakimś cudem nietracącą na wadze nastolatkę i zawyrokowali, że tutaj potrzebny jest psychiatra. A jeszcze lepiej pobyt w zakładzie zamkniętym. Babcia Betsey i Isabelle próbuje przemówić Holly do rozsądku. Przekonać, że droga, którą wybrała przynosi więcej szkody niż pożytku nie tylko jej starszej córce, ale i młodszej. Nie wspominając już o niej samej, kobiecie, która przypuszczalnie (tylko przypuszczalnie) została w pewnym sensie zarażona szaleństwem swojej córki. Zgubny wpływ czerwonego Księżyca być może odbijającego się w oczach udręczonej młodej osoby, która czeka, a przynajmniej takie wrażenie stara się wywrzeć na swoich bliskich, na odegranie roli, która jest jej pisana. Przeznaczenie. Coś, na co nie miała żadnego wpływu. Przymus, nie świadomy wybór. „Naznaczona” Ruth Paxton to poruszająca, dość ciężka opowieść o tak wielkiej macierzyńskiej miłości, że aż zakrawającej na coś anormalnego. Niezdrowego. Obserwacje babci Betsey i Isabelle, trudno uznać za nietrafione. To może się zmienić, ale wydaje mi się, że jakaś część odbiorców przynajmniej na początku w duchu będzie prosić Holly, żeby usłuchała tej starszej kobiety. Która opowie nam przerażającą historię, japońską legendę, na motywach, której ekipa „Naznaczonej” zbuduje według mnie najmocniejszą, „najsoczystszą” sekwencję w tym klimatycznym widowisku. Ukłonik w stronę body horroru. UWAGA SPOILER Trudno oprzeć się skojarzeniom z pewnym filmem Jamesa Wana KONIEC SPOILERA. Ruth Paxton zauważyła jednak, że najbardziej skrajne reakcje budzi akcja z wymiocinami. Dłonią po dopiero co zabrudzonej, zapewne niepięknie pachnącej szybie. W gruncie rzeczy to prosta opowieść – Justin Bull, ani nikt inny po nim, nie wprowadził jakichś większych komplikacji w scenariusz „Naznaczonej”. Nie przewiduję również wielu zachwytów nad świeżością tej koncepcji. Pomysł był, ale nie mogę oprzeć się poczuciu, że gdzieś to już widziałam, w niejednym obrazie (dobrze, najbardziej na myśl nasuwała mi się „Krew pelikana" Katrin Gebbe, a jeden moment jakby żywcem wyjęty z „Egzorcyzmów Emily Rose" Scotta Derricksona) – zbudowany ze sprawdzonych składników, naturalnie podanych na innych talerzach, inaczej pozlepianych i na pewno nie w psychodelicznym świetle nieporuszonego pana Księżyca. Napisałam, że nie ma tutaj większych komplikacji, ale to wymaga doprecyzowania. Dla niektórych wszak sytuacja może się aż zanadto skomplikować w ostatniej partii tej naprawdę nieśpiesznie – co mnie akurat cieszyło – poprowadzonej psychodramy. W najlepszym wypadku nieczytelna, a w najgorszym niespójna. Ale jestem też pewna, że znajdą się również osoby, które pochwalą twórców i za tę decyzję. A ja... nie wiem. Z jednej strony uwielbiam takie zakończenia, a z drugiej tak sobie myślę, czy akurat dla tej historii nie byłoby lepsze zrezygnowanie z tych kilkudziesięciu sekund tuż przed napisami końcowymi? UWAGA SPOILER Z wypowiedzi Ruth Paxton wnoszę, że nie planowała zostawiać otwartej furtki, że dla niej zakończenie było jasne. Podnoszące na duchu – w takim nastroju chciała zostawić wszystkich uczestników tej żmudnej wycieczki KONIEC SPOILERA.
Pierwszy pełnometrażowy obraz w reżyserskiej karierze Ruth Paxton może mocno rozminąć się z oczekiwaniami sporej części głównej grupy, do której ten obraz jest kierowany. Mówili, że horror, ale wyszedł bardziej thriller psychologiczny z elementami horroru. Nie tak znowu drobnymi, bo miłośnicy gatunku zapewne zauważą, że klimat buduje się jak w rasowym horrorze. Jest i trochę – naprawdę niewiele – ostrzejszych, wizualnych, skrętów na to gatunkowe terytorium, ale myślę, że lepiej nastawić się na dreszczowiec, czy nawet dramat rodzinny. Mroczniejszy dramat. Tak czy inaczej, będzie powoli. Bardzo powoli. I intensywnie. W każdym razie dla mnie ta tutaj „Naznaczona” okazała się nie lada intensywnym doznaniem.
Obejrzałam go parę dni temu i uważam, że nie jest to dobry film. Masz racje nie jest to horror.
OdpowiedzUsuń