Stronki na blogu

niedziela, 3 kwietnia 2022

Anna Maria Wybraniec „Wilgość”

 

Opublikowana pod intrygującym tytułem „Wilgość”, niedługa, bo licząca sobie tylko trochę ponad dwieście stron, książka pochodzącej ze Śląska, nagradzanej autorki Anny Marii Wybraniec, to drugi zbiór opowiadań w jej pisarskiej karierze, po „Niebo, ptaki i robaki” (Phantom Books, 2020). Jej teksty można też znaleźć między innymi w takich antologiach, jak „Zabawki” i „Żertwa. Antologia słowiańskiego horroru” Wydawnictwa IX, „Dziwne opowieści. Antologia weird fiction” wydawnictwa Dom Horroru oraz w „Grobowcu. Zarazie” wydawnictwa Vesper, które zacieśniło współpracę z kobietą zwaną mistrzynią krótkiej formy przy „Wilgości”, która w całej swojej okazałości pokazała się w roku 2022. Jedenaście opowiadań charakterystycznej (wyższy poziom horroru) pisarki z Katowic, ze słowem wstępu jej kolegi po piórze Wojciecha Guni i czarno-białymi ilustracjami Jana Wojciechowskiego, także projektanta minimalistycznej okładki (oprawa twarda), od której, daję słowo, długo oczu oderwać nie mogłam.

Łyżka horroru nadnaturalnego, szklanka horroru psychologicznego w równych proporcjach zmieszanego z opowieścią egzystencjalną. Wlewamy do gorzkawej społeczno-obyczajowej zawiesiny, starannie mieszamy i... dostajemy coś najwyżej zbliżonego do twórczości Anny Marii Wybraniec. Jej proza tak zwinnie umyka przed gatunkowymi szufladkami, wymyka się wszelkiej klasyfikacji gatunkowej, że nie jestem w stanie – nie wiem, czy ktokolwiek jest – wyraźniej opisać tego niewątpliwie mrocznego obszaru, po jakim porusza się ta zdolna pani. To co ukryte, głęboko zagrzebane w ludzkich umysłach, być może pod wpływem jakichś pierwiastków nie z tego świata – a może bardziej prozaicznych, zupełnie zwyczajnych czynników zewnętrznych – pokazuje się nam w drobnych, niewiele mówiących fragmentach. Martwica umysłu. Martwica otoczenia. Postępująca gangrena wszechrzeczy. Cuchnąca ropna wydzielina wypływająca z ludzkich serc, by spotkać się z bynajmniej nie bardziej apetyczną treścią spulchniającą ziemię na tej życiowej ścieżce ku Wielkiej Niewiadomej. Niebo, Piekło, Nicość...???

Na szczycie nadzwyczajnych schodów z marmuru spotkałam mężczyznę imieniem Dawid. Głównego bohatera opowiadania pod tytułem „Pogrzebek”, który, ku niezadowoleniu swojej żony i rozczarowaniu kilkuletniej córki, wybrał się z matką na pielgrzymkę. Ta brzemienna w skutkach decyzja zapadła praktycznie w ostatniej chwili. Kobiecie miał towarzyszyć mąż, ojciec Dawida, ale tuż przed planowaną wyprawą mężczyzna podupadł na zdrowiu. Dawid chciał dobrze. Jak zwykle. I jak zwykle zadowalając jedną osobę, zawiódł inne. Dawid to postać tragiczna. Nieważne jak bardzo się stara, jego wysiłek nigdy nie przynosi spodziewanych rezultatów. Żaden dobry uczynek nie pozostanie bez kary. Fatalizm. Depresyjna opowieść o człowieku, który, wydaje się, niezasłużenie traci wszystko. Życiowa i pewnie dlatego tak poruszająca (z niepospolitym dodatkiem – akwaria), tak szalenie bolesna opowieść o człowieku nader okrutnie potraktowanym przez los.

Schodek niżej „nadziałam się” na mały tłumek zawodzących postaci. Rozpaczy ciąg dalszy. Ale po kolei, nie wszyscy naraz. Najpierw wysłuchajmy Nataszy. Samotnej kobiety, właściwie gotowej na poważny związek z odpowiednim mężczyzną, ale gdzie takiego znaleźć? „Lanie ołowiu” otwiera makabryczne odkrycie dokonane przez bohaterkę. Potem mamy poandrzejkowe wróżby, motyw luster, a i jakiś stalker najwyraźniej się tutaj przyplątał. Niejasne zagrożenie, podskórna, pulsująca groza, gęsta atmosfera tajemniczości i chwytająca ze serce końcówka, która nie daje jasnych odpowiedzi. Niedopowiedziana historia kobiety, która zgubiła siebie.

We „Włosach Wenus, włosach Tetydy” Anna Maria Wybraniec przedstawia nam dwie kobiety będące w miłosnym związku, ale na życzenie jednej z nich utrzymujący to w tajemnicy. Terasa nie jest jeszcze gotowa na tak zwany coming out, przynajmniej na razie woli podtrzymywać w ludziach przekonanie, że z Marie łączy ją tylko przyjaźń. Teresa robi peruki, a Marie jest jedną z osób, które zatrudnia w swojej coraz bardziej dochodowej firmie. Włosy: obsesja Marie. Zwidy czy włosy faktycznie nagle nabierają życia? Dosłownie. Narastająca paranoja, której po piętach depcze hipotetyczna, całkiem kreatywna (choć nie mogłam oprzeć się skojarzeniom z „Szatańskimi włosami” Grahama Mastertona) nadnaturalna energia włosowata.
W „Drm” pani Wybraniec zabiera nas na upiorny żaglowiec. Czołową postacią jest człowiek nazwany po prostu J., który w tej wyprawie (transport towarów) pełni dwie role: kucharza i medyka. Sny o wielorybie przeplatają się z alarmującymi wypadkami na jawie. Wszystko zaczyna się od spuchniętego palca u nogi jednego z marynarzy. Zagadkowa choroba błyskawicznie postępuje. Ciekawy pomysł na cielesną deformację. Makabryczny ocean zrodzony z niewielu słów. Krótkie, diablo sugestywne, bezlitośnie przemawiające do kompletnie bezbronnej wyobraźni czytelnika, soczyste opisy, jakich myślę nie powstydziłby się żaden szanujący się body horror. Właściwie uważam, że to szlachetniejsze podejście do tego nurtu. Mięsna przekąska pokryta grubą warstwą pleśni i apetyczną zgniłą wisienką:) na deser.

(źródło: https://www.facebook.com/anmariwybraniec/)

Wielka zmiana wymaga ofiar, a my? My zawsze jesteśmy gotowi poświęcić kogoś innego za nasz dobrobyt. Ekonomia symbolicznych ofiar i realnych oprawców. Poświęcenie siebie w imię wyższego dobra, poświęcenie innych w imię naszego dobra.”

Kolejny krąg niebiańskiego piekła Wybraniec. Teksty, które w mojej ocenie niewiele ustępują swoim bezpośrednim poprzednikom. Jeśli zastanawia Was, skąd, u licha, wzięły mi się te marmurowe schody, to zapraszam do lektury „Nefalim”. O kobiecie (Marcelinie) i mężczyźnie (Piotrze), których połączy dziwna przypadłość. Dar albo przekleństwo. Łaska albo niełaska. Czarne plamki w oczach, mroczki, uciążliwe żyjątka, które mają jakiś związek ze schodami, po których w górę i w dół, w górę i w dół, od niepamiętnych czasów chodzą najprawdziwsze anioły. Dziwne, w pozytywnym znaczeniu tego słowa. Co prawda początkowo to opowiadanko było dla mnie ociupinkę męczące, ale zaręczam, że się rozkręciło. Psychoza czy rzeczywistość? Atmosfera jak w sennym koszmarze z objawieniami religijnymi, duchowymi, jako temat przewodni.

Kōdō” to japońska ceremonia zapachów. Przybysze z Polski, Nora, jej partner Kuba, ich kolega Tomek i niejaki pan Zbyszek, decydują się wziąć udział w tej zwykle nieświadczonej turystom usłudze. Czy raczej grze z zapachami. Sztuczka polega na tym, by całkowicie się w nich zatopić. Posłuchać, co mają nam do powiedzenia. Gdzie jest haczyk? Bo gdzieś musi być, czyż nie? Tak czy inaczej, wyśmienity suspens, płynna narracja (wciągająca bestia) i, jak to często w oszałamiających progach Anny Marii Wybraniec, zastanawiające zakończenie.
Wakacje na Kubie, czyli „Kubałówka”. Grupka Polaków zwiedza Hawanę, a my niejako przy okazji penetrujemy pamięć jednej z nich. Wspomnienia z dzieciństwa z kochaną, nader troskliwą babcią. Teraźniejszość dla mnie trochę za mało treściwa, ale rekompensuje to opowieść o zaborczej, zachłannej, szaleńczej miłości z nie tu i nie teraz. Miłości niezamierzenie trującej. Pod dusząco opiekuńczymi skrzydłami kobiety, która pragnie tylko uchronić swoją wnuczkę od życia, którym nie cieszyła się ona. Pomóc jej spełniać swoje, nie jej, marzenia.

Lato szczęśliwych psów” to według mnie opowieść tylko niezła. O prawdopodobnie umierającej kobiecie. Poplątane myśli, religijne uniesienia, przebłyski, jakieś oderwane fragmenty wspomnień, w których ciężko było mi się połapać. I chyba o to chodziło. Zrozumienie, choć nie mogę obiecać, że pełne (to w końcu Anna Maria Wybraniec), przyjdzie na końcu. Tego rozczarowującego, żeby nie rzec zmarnowanego żywota? A może istnienia wyjątkowego, bo namaszczonego przez Tego Który Kroczy Między Chmurami.

Na koniec trzy, a w zasadzie dwa teksty („Głodna woda” w „Grobowcu. Zarazie”, pierwszym tomie planowanego cyklu antologii opowiadań grozy polskich autorów od wydawnictwa Vesper), z którymi jakoś mi się nie poukładało. Wina zapewne leży głównie po mojej stronie. Umysł zbyt ograniczony mam, by pojąć, o co chodzi z tym tygrysem ludojadem i tymi tajemniczymi zaginięciami w cieniu protestów ulicznych, zdaniem czołowej postaci, w absolutnie niesłusznej sprawie. Najpierw tygrys, a zatem historia pod tytułem „Plastynacja”. Miejsce akcji: Indie. Brud, smród, ubóstwo i plastik. Główny bohater: Polak. Młody mężczyzna, który po udanym (dla myśliwych, nie dla zwierzyny) polowaniu na groźnego zwierza, wreszcie spotyka się z niedawno poznaną kobietą, biorącą udział w ambitnym projekcie mającym wspomóc ludzkość w walce ze szkodliwym dla planety, ale i naszych organizmów plastikiem. Odstręczająco-przygnębiający miejski krajobraz to jedyny pozytyw, jaki wypatrzyłam w tej niejasnej podróży... donikąd? Ja w każdym razie dotarłam do ślepej uliczki. Gdzieś musiałam źle skręcić. Może wszędzie, nie wiem.

Z kolei „Marszoretki” skupiają się na mężczyźnie, który utrzymuje się między innymi z drukowania ulotek. Poligrafia. W budynku, w którym działa jego mały biznes, swoje podwoje - jakaś fundację - otwiera enigmatyczna kobieta. I tyle mogę na jej temat powiedzieć. Co się zaś tyczy głównego bohatera, to autorka nie pozostawia nam wątpliwości, że los nie był dla niego zbyt łaskawy. Nieszczęśliwe dzieciństwo, które położyło się cieniem na całym dorosłym życiu. Rozczarowująca egzystencja człowieka żywo zainteresowanego zaginięciami zwłaszcza dzieci. I autentycznie zniesmaczonego działalnością niektórych swoich rodaków. Czyżby świat już do reszty oszalał? Obyczajowa, praktycznie pozbawiona grozy (ja w każdym razie jej nie wyczułam), opowieść, która na początku wprawdzie rozbudziła we mnie jakie takie zainteresowanie, ale ono szybko wyparowało. Nijakie, to pewnie za mocne słowo, ale lepszego nie znajduję na opisanie mojego osobistego odbioru tej cegiełki „Wilgości”.

Dość wyrównany zbiór nieoczywistych opowiadań od nietuzinkowej pisarki, której z całego serca życzę wszystkiego najlepszego na jej nienowej drodze życia. Więcej Anny Marii Wybraniec! Więcej, więcej takiego spojrzenia na horror. Bardzo możliwe, że jedynego w swoim rodzaju. Chyba tak. Prawie na pewno tak. A niech tam, ta pani to prawdziwy unikat w obszernym gronie architektów literatury grozy. To zachęta, ale i ostrzeżenie. W „Wilgości” nie każdemu będzie wygodnie, właściwie to pewnie nikomu nie będzie, bo to nie jest proza, która ma zrobić nam dobrze, podnieść na duchu, rozweselić, ale rzeczony dyskomfort zapewne będzie się objawiał w pożądany i zgoła przeciwny sposób. Wszystko zależy od nastawienia. Spodziewaj się niespodziewanego, a powinno pójść gładko:) Otwórz umysł najszerzej jak się da i licz się z tym, że nie wszystkie Twoje pytania znajdą odpowiedzi. Wątpliwości pozostaną. Specyficzna to proza. Dziwna to proza. Wchodząca tak głęboko, że już pewnie nie wylezie. Utkwiło diabelstwo. Urzekająca bestia z bagna zwanego życiem.

Za książkę bardzo dziękuję wydawnictwu

2 komentarze:

  1. Witam serdecznie ♡
    Rewelacyjna recenzja, jak to miło, że trafiłam na ten blog! Uwielbiam horror, książkę, film grę... ogólnie cały gatunek :) Wygląda na to, że znalazłam kopalnię inspiracji! Dziękuję!
    Pozdrawiam cieplutko ♡

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kłaniam się nisko, dziękuję i również serdecznie pozdrawiam!

      Usuń