Stronki na blogu

niedziela, 24 kwietnia 2022

„Slapface” (2021)

 

Od śmierci rodziców Lucas i jego starszy brat Tom mieszkają sami w domu w lesie. Jedyną przyjaciółką Lucasa jest jego rówieśniczka Moriah, która jednak najwięcej czasu spędza z bliźniaczkami dokuczającymi jej sekretnemu koledze. Lucas sprawia problemy wychowawcze, a jedynym sposobem na zdyscyplinowanie chłopca stosowanym przez jego prawnego opiekuna, Toma, jest tak zwana gra w plaskacza: wzajemne uderzanie się po twarzy otwartymi dłońmi. Nowej dziewczynie Toma, Annie, nie podoba się jego podejście do młodszego brata. Dziewczyna próbuje dotrzeć do Lucasa inną drogą, z czasem nabierając przeświadczenia, że problem chłopaka jest dużo większy, niż wszystkim się wydaje. Tymczasem Lucas podtrzymuje swoją nową znajomość z potężną istotą mieszkającą w lesie. Chłopak nie ma wątpliwości, że to legendarna wiedźma Virago, która stara się go chronić. W drastyczny sposób wstawia się za swoim małym przyjacielem.

Slapface” to niskobudżetowy amerykański horror nadnaturalny/psychologiczny w reżyserii i na podstawie scenariusza Jeremiaha Kippa, którego zainspirowało własne dzieciństwo i jego miłość do potworów. Jego ulubionym filmowym monstrum jest tytułowa istota z „Coś” Johna Carpentera, trochę remake'u „”Istoty z innego świata” Christiana Nyby'ego i Howarda Hawksa, bardziej readaptacji noweli Johna W. Campbella „Who Goes There”, która potem przerodziła się w minipowieść, w Polsce wydaną pt. „Coś”. Szczególne miejsce w sercu Kippa zajmuje też przepełniona tęsknotą, na poły romantyczna (Kipp nazwał to rozproszonym romantyzmem) kreacja Tony'ego Todda, w kultowym obrazie Bernarda Rose'a pt. „Candyman”, opartym na opowiadaniu Clive'a Barkera „Zakazany” zamieszczonym w piątym tomie „Ksiąg krwi” oraz potwór Frankensteina w wykonaniu Borisa Karloffa, Seth Brundle z „Muchy” Davida Cronenerberga, readaptacji opowiadania George'a Langelaana i stworzenia z „Labiryntu fauna” Guillermo del Toro, wykreowane przez Douga Jonesa. Wiedźma Virago ze „Slapface” najwięcej zawdzięcza jednak baśniom braci Grimm. Kipp nazwał to przeniesieniem archetypu z bajki do surowej trójwymiarowej rzeczywistości. Scenariusz pełnometrażowej wersji „Slapface” powstał przed wejściem na ekrany kin takich obrazów jak „Babadook” Jennifer Kent i „Dziedzictwo. Hereditary” Ariego Astera, które to według Jeremiaha Kippa utorowały drogę horrorom opartym na postaciach i wydajności. W ocenie Kippa wcześniej trudniej było pozyskać budżet dla takich historii, o czym przekonał się próbując przeforsować swój projekt o czarownicy z lasu i jej młodym przyjacielu. Nakręcił więc kilkuminutowy obraz pod tym samym tytułem, który został wydany w 2018 roku, tym sposobem zwracając uwagę Mike'a Manninga i Joego Benedetto – główni producenci pełnometrażowej wersji „Slapface” (ostateczna wersja scenariusza trochę różni się od pierwszej). Manning dołączył też do obsady aktorskiej: starszy brat i opiekun prawny pierwszoplanowej postaci. Film kręcono między innymi w Umbra Sound Stages w Newburgh w stanie Nowy Jork oraz w Hudson Valley w 2019 roku. Najpierw był pokazywany wyłącznie na festiwalach filmowych, począwszy od marca 2021 roku (Cinequest Film Festival w Stanach Zjednoczonych), a w lutym 2022 roku ruszyła dystrybucja internetowa (Shudder). Do Polski „Slapface” „przyleciał” w kwietniu 2022 roku na skrzydłach CDA Premium.

Najpierw była bryzą, potem była drzewem, potem była wiedźmą.”

Choć Jeremiah Kipp nadał imię swojej wiedźmie (Virago) w napisach końcowych została wymieniona - a raczej został wymieniony, ta rola dostała się bowiem mężczyźnie, Lukasowi Hasselowi, który wystąpił też w krótkometrażowym wydaniu „Slapface”, w tym samym charakterze - po prostu jako The Monster. Kipp uznał, że to lepiej zobrazuje naturę tej postaci, ale podejrzewa, że na jego decyzję jakiś wpływ miał The Shape (pol. Kształt) Johna Carpentera, szerzej znany jako Michael Myers. Gdzieś w głowie mogła otworzyć mu się ta zapadka, z czego podczas układania planszy końcowej nawet nie zdawał sobie sprawy. Kippa najbardziej jednak ucieszyłoby, gdyby jego potwór w świadomości widzów zapisał się jako Slapface (w takim razie dlaczego na liście płac nie wklepał takiego imienia?), co w jego świecie przedstawionym pełni inną funkcję. Slapface to nazwa swego rodzaju gry, pełniącej podwójną rolę. Kara za różne przewinienia Lucasa (przyzwoita kreacja Augusta Maturo, którego fani kina grozy mogą znać choćby z „Zakonnicy” Corina Hardy'ego), ale też sposób na zacieśnianie braterskiej więzi. Dziwnie to brzmi w kontekście wymieniania się uderzeniami w twarz, ale Tom (intrygujący występ Mike'a Manninga) najwyraźniej wychodzi z założenia, że to najlepszy sposób na docieranie się z najbliższą mu osobą. Lepszego nie potrafi wymyślić. Może dlatego, że on w dzieciństwie przeżywał to samo. Tak go wychowano (grzechy ojca chłopców?). Tak czy inaczej, opowiadając o przemocy domowej w „Slapface”, Kipp nie szedł po linii najmniejszego oporu. To sprawa bardziej skomplikowana. Toksyczna miłość, z naciskiem na miłość. Tom nie jest jednym z tych burzycieli ogniska domowego, który czerpie jakąś perwersyjną przyjemność z dręczenia słabszego członka rodziny. Nie jest też jednym z tych, który w ten chory sposób rozładowuje emocje, który znalazł sobie niezawodną metodę na odstresowanie się, przejściowe uwolnienie od nagromadzonej wściekłości. Niewykluczone, że jest wściekły, właściwie nie miałam wątpliwości, że starszy brat chowa urazę, ale bardziej wyglądało mi na to, że gniewa się na opatrzność, a nie chłopca, którego wziął pod swoje niezbyt opiekuńcze skrzydła po śmierci ich rodziców. Tak, Tom zdecydowanie nie sprawdza się w roli rodzica czy, jak kto woli, prawnego opiekuna małoletniej osoby. Podejrzewam, że jego postawa względem Lucasa będzie różnie odbierana. Jedni mogą uznać, że starszego brata mało obchodzi obecny, ale i przyszły los młodszego. Nie tylko nie poświęca mu tyle czasu, ile powinien, ale i nie wykazuje chęci poprawy. Trudno oprzeć się wrażeniu, że jedyną inicjatywą, z jaką Tom wychodzi do tego samotnego, pogubionego chłopca jest wstrętna gra, którą bracia nazywają Slapface (pol. Plaskacz). Wstrętna na pewno, ale w ten kontrowersyjny sposób twórcy dają nam też do zrozumienia, że Lucas nie jest Tomowi obojętny. Poprzez bicie pokazuje, że mu zależy? Tak mi to wyglądało. Tom w moich oczach chciał stworzyć dobrą relację ze swoim podopiecznym, pragnął być tak zwanym dobrym rodzicem dla swojego brata, ale kompletnie nie wiedział, jak się do tego zabrać. Zagubiony, podobnie jak Lucas. Obaj zdawali się błądzić w trującej mgle. Mgła rodzicielstwa oraz mgła złego wychowania i potencjalnie zgubnej znajomości. Znajomości z antybohaterką miejscowych legend. Staruszką w łachmanach (filmowcy, być może przez niedostatki finansowe, z jej twarzą wyczyniają podobne rzeczy, co na przykład ekipa pracująca nad pierwszym „Koszmarem z ulicy Wiązów” w reżyserii Wesa Cravena - słabo widoczna, przysłonięta woalem ciemności, ale to, co udało mi się wypatrzeć bardzo mi się podobało; Baba-Jaga, jak się patrzy), którą Lucas po raz pierwszy spotyka w opuszczonym dużym budynku w głębi lasu. Wszystko wskazuje na to, że kobieta, którą chłopiec natychmiast demaskuje jako wiedźmę Virago, wybrała sobie tę zaniedbaną nieruchomość na swoje gniazdo. To jej dom, a lasy rozciągające się dookoła to jej podwórko. Miejsce żerowania nieboskiego stworzenia, które jakby urwało się z „Jasia i Małgosi” braci Grimm? A może zwyczajna, mocno posunięta w latach, nieszczęsna kobiecina, której długoletnią samotność rozprasza tak zwane trudne dziecko? Jest jeszcze jedna możliwość, nie mniej, a może nawet bardziej niepokojąca od pierwszej. Bez względu na odpowiedź (która, miałam nadzieję, nie padnie, nie domknie się ta furtka wychodząca na pole obsiane przynajmniej dwiema interpretacjami), „Slapface” Jeremiaha Kippa, uważam, nie jest najlepszą propozycją dla ludzi szukających standardowego straszaka. Jednego z tych wynalazków XXI wieku, który raz po raz będzie robił „buu!”.

Jeremiah Kipp w swoich wypowiedziach medialnych na temat „Slapface” dawał jasno do zrozumienia, że to historia mocno skoncentrowana na postaciach. Więcej: sugerował, że to tak zwany art horror (horror podwyższony). Art horror z niżej półki, tak ja bym to określiła. I wcale nie uważam, że największym problem był tutaj niski budżet. Od strony technicznej „Slapface” tak naprawdę w moich oczach bronił się bardziej niż od strony tekstowej. Interesujący zarys fabuły, ciekawa koncepcja, ale trochę rozczarowujące wypełnienie. Wydaje mi się, a właściwie jestem pewna, że twórcy nie wykorzystali całego potencjału drzemiącego w postaciach. Nie tylko w Lucasie i Tomie, ale też, a może nawet przede wszystkim, w Annie (przekonujący pokaz Libe Barer), sympatycznej nowej lokatorce domku w lesie należącego do dwóch braci, Moriah (Mirabelle Lee, która też, moim zdaniem, nie zaniża poziomu obsady) i złym bliźniaczkom, które tak jak Virago, swoje pochodzenie mogą zawdzięczać znanej baśni. „Kopciuszek”? Annę Tom poznaje w barze, w którym tak marginesie często przesiaduje (młodzieniec jest na najlepszej drodze do wpadnięcia w alkoholizm, o ile już się nie uzależnił, trudno powiedzieć), i nie mija dużo czasu (przynajmniej nie dla nas), jak dziewczyna wprowadza się do domu w lesie, który w domyśle przypadł jego i jego bratu w spadku po rodzicach. Anna będzie próbowała przeforsować inny model wychowawczy od tego, który wdrożył jej nowy chłopak w stosunku do swojego młodszego brata. Przekonać Toma do tak zwanego bezstresowego wychowania. Rozmawiać z Lucasem, tłumaczyć i łagodnie zachęcać do zwierzeń. Krótko: stworzyć ciepły, miły, przyjazny, a nawet pełen miłości kącik, do którego zawsze chętnie będzie wracał. Po swoich leśnych przygodach, o których z entuzjazmem opowie swoim zaufanym opiekunom. Tom nie jest jednak przekonany do tego pomysłu Anny. Delikatnie rzecz ujmując. Ten młody mężczyzna najwyraźniej zdaje sobie sprawę z tego, że nie spełnia się w roli rodzica, ale zamiast skorzystać z dobrych rad swojej dziewczyny, zamiast przyjąć jej pomoc, odbiera to bardziej jako bezprawne wkraczanie na jego terytorium. To jego brat, to on jest jego prawnym opiekunem i nie pozwoli, żeby jakaś przybłęda go pouczała. Może za ostro z tą przybłędą. Tom raczej tak o niej nie myśli, prawdopodobnie zdążył już zakochać się w Annie, a zatem nie miałby nic przeciwko, gdyby została w jego skromnym lokum otoczonym gęstym lasem, po którym przechadza się wiedźma. O czym, przynajmniej przez jakiś czas, wie tylko Lucas. Anna może zostać, Tom chciałby, żeby została, ale też życzyłby sobie, żeby nie wtrącała się w sprawy braci. Relacja Lucasa z Moriah jeszcze bardziej mnie zaciekawiła. Jeremiah Kipp powiedział, że dziewczyna zachowuje się trochę tak, jakby miała zakazany romans. Była w związku z kimś innym, a na boku spotykała się ze swoją większą miłością. Moriah gra przed swoimi przyjaciółkami, złośliwymi bliźniaczkami, które nie przepuszczą żadnej okazji, żeby dokuczyć Lucasowi. A ona w ich towarzystwie udaje, że ma taki sam stosunek do niego. A nawet więcej, że jest ofiarą jego prześladowań. Oba te wątki – dziewczyńska banda i Anna – w moim odczuciu aż prosiły się o większą uwagę twórców. Sporo powiedziano/pokazano, ale i tak pozostał niedosyt. Być może wyczułam w nich świeżość, która nie została w całości wydobyta. Mogły być zwalające z nóg podmuchy, a została tylko niezbyt orzeźwiająca, delikatna bryza. Całkiem klimatyczna. Zdjęcia Dominicka Sivilliego i muzyka Barry J. Neely'ego wprawiły mnie w stosownie minorowy (nie, nie stosownie, bo spokojnie można by to podkręcić, tego w każdym razie bym sobie życzyła) nastrój. Dość ciężko się oddychało w tym groźnym lesie, nie najłatwiej się poruszało, powiedzmy z nie najspokojniejszym sercem, w tym gęstym powietrzu, niby smogu. W tym odorze buchającym z ust najprawdziwszej wiedźmy albo czegoś/kogoś innego.

Nie ma się czego bać, ale materiał do jakichś głębszych przemyśleń może się nawinąć w tym Plaskaczu, tj. „Slapface” w reżyserii i na podstawie scenariusza Jeremiaha Kippa. Ściślej w pełnometrażowym wydaniu tej historii, bo jest jeszcze shorcik z 2018 roku. Na pewno nie jest to jeden z tych lekkich, niezobowiązujących horrorów, jakby odrysowanych od jednej kalki. Niepospolite podejście do opowieści o dziecku, które spotyka potwora. Nietradycyjne podejście do opowieści o wiedźmie. Wiedźmie osiadłej w jednym z amerykańskich lasów (i to nie jest wiedźma z Blair, o nie, nie), której można zarzucić wiele, ale na pewno nie to, że w razie niebezpieczeństwa pozostawia swoich przyjaciół samym sobie. Zawsze możesz na nią liczyć, nawet jeśli tego nie chcesz. Przyjaźń na śmierć i życie. Coś dla zwolenników tak zwanej nowej fali kina grozy. Pod warunkiem, że potrafią zadowolić się też dokonaniami skromniejszymi, mniej intensywnymi od „Babadooka” Jennifer Kent, „Dziedzictwa. Hereditary”, tym bardziej „Midsommar. W biały dzień” Ariego Astera i pozostałymi co bardziej rozchwytywanymi owocami z tej gałęzi filmowego horroru.

4 komentarze:

  1. Zupełnie nie w związku z tym konkretnym wpisem, ale chciałam ci dziewczyno napisać - robisz świetną robotę. I od roku, odkąd cię odkryłam, zadziwia mnie brak aktywności w komentarzach, nie mogę tego pojąć. Kocham horrory w piśmie i w filmie, od dzieciaka, myślę że tak jak niemal każdy kto do ciebie trafia, ale nie wiem o co chodzi z takim brakiem ruchu i POCHWAŁ które powinnaś otrzymać za naprawdę fajne, głębokie w analizie a lekkie w odbiorze materiały, czemu nie masz patronite'a? Dobra, bo zaczynam wychodzić na psychofankę, ale chciałabym ci podsyłać mailowo trochę własnych autokolonoskopicznych poleceń czy rozważań, jeśli mogę. Jeśli nie czytałaś "Hex" ani "Pustek" to koniecznie, do zeżarcia. Anyway, dzięki za to, że dla nas piszesz, może po prostu fani horrorów nie bardzo lubią się socjalizować, stąd taki niezasłużenie mierny odzew :D pozdrowienia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nigdy nie wiem, jak odnieść się do komplementów - nie potrafię ich przyjmować - więc poprzestanę na wielkim, soczystym dziękuję.
      Jeśli masz na myśli "Hex" Thomasa Olde Heuvelta, to czytałam, nawet recenzowałam;) http://horror-buffy1977.blogspot.com/2017/10/thomas-olde-heuvelt-hex.html
      "Pustek" nie kojarzę, podrzuć nazwisko autora/autorki jak możesz, to będzie mi łatwiej znaleźć.
      Pozdrawiam gorąco i jeszcze raz dziękuję ślicznie!

      Usuń
    2. Andrew Michael Hurley :) Nawet nie pomyślałam, że znasz Hex, zaraz przeczytam reckę, ale już widzę, że króóótka ;), ale widzę w niej "Grajka" który mnie mocno ruszył, więc tym bardziej przeczytam, i...powiew grozy...zrecenzuję, ale tylko w głowie, pisząc wcześniej rzuciłam dwa tytuły mało popularne, a jeśli omawiane to niesprawiedliwie, przez pryzmat narratorów - nastolatków - więc tak buńczucznie założyłam, że nie znasz, chociaż we wpisach poruszasz rzeczywiście całe spectrum czasowe i gatunkowe. Nota bene "Hex" ma wg wywiadu z autorem zupełnie inne zakończenie w oryginalnej (niderlandzkiej?) wersji językowej. Pustki dopadnij, bardzo trącące brytyjskością, ale w dobrym wydaniu. Odezwę się na maila, jak trafi mi się trochę czasu, a Ty dziewczyno piszpiszpisz i komplementy przyjmuj. Cudnej majówki

      Usuń
    3. Dzięki wielkie za wszystkie miłe słowa i namiar na "Pustki". Przegapiłam tę pozycję, ale dobrze się zapowiada, więc już poleciało na listę zakupową;)
      Pozdrawiam i również wspaniałej majówki życzę!

      Usuń