Marie Aldrich zostaje wezwana na wyspę Lone Palm z powodu zdewastowania nagrobka jej matki przez niezidentyfikowanego sprawcę i niezwłocznie udaje się tam z niejakim George'em Darrowem. Przed wjazdem na wyspę zostają poinformowani, że w związku z końcem sezonu most niedługo zostanie podniesiony, co uniemożliwi wydostanie się z tego miejsca drogą lądową. Jako że Marie i George nie zamierzają zostać na Lone Palm do wiosny, muszą działać szybko. Poszukiwania dozorcy cmentarza, człowieka, który podobno czeka na dyspozycje Marie odnośnie nagrobka jej rodzicielki, niespodziewanie się przeciągają. Napotkani mieszkańcy nie potrafią albo nie chcą im pomóc. A przybysze nie mogą czuć się bezpiecznie w ich towarzystwie. Na pewno nie Marie, kobieta, która dopiero teraz zaczyna wierzyć w dziwne opowieści jej matki na temat Lone Palm.
Mickey Keating, twórca między innymi „Pod” (2015), „Darling” (2015) i „Parku makabry” (2016), dorastał na Florydzie, poza sezonem zwykle spacerując po wyludnionych plażach. Wyznał, że było w tym coś przerażającego. Te samotne wyprawy mocno utkwiły mu w pamięci, być może głównie dlatego, że bezludne plaże w jego oczach mają tę specyficzną atmosferę opowieści południowogotyckich, które wprost uwielbia. Tak czy inaczej, zawsze widział w tym ogromny potencjał na film. Można więc powiedzieć, że pomysł na „Poza sezonem” (oryg. „Offseason”) wykiełkował w jego głowie już w okresie dorastania. Scenariusz napisał sam, sam też podjął się reżyserii. Utrzymanego w klimacie niesamowitości, podpatrzonym w prozie Howarda Phillipsa Lovecrafta, w szczególności w opowiadaniu „Widmo nad Innsmouth” i kultowym serialu „Strefa mroku”, folk horroru, którego akcję osadził na niewielkiej wyspie. Pierwszy pokaz tego klimatycznego widowiska odbył się w marcu 2021 roku na South by Southwest Film Festival, a szerszą dystrybucję w jego rodzimych Stanach Zjednoczonych rozpoczęto niemal równo rok później, na platformie Shudder. Pierwszym większym dystrybutorem „Poza sezonem” na terenie Polski został portal CDA Premium, który na swoje serwery wpuścił go 15 maja 2022 roku.
Dla jednych skrzyżowanie „Kultu” Robina Hardy'ego i opowiadania Shirley Jackson pt. „Loteria”. Dla innych bardziej „Mgła” Johna Carpentera i/lub „Silent Hill” Christophe'a Gansa. A „Uwolnienie” aka „Wybawienie” Johna Boormana? Mickey Keating raczej nie chciałby, żeby widzowie kojarzyli jego „Poza sezonem” z tym ostatnim. Według niego świat jest już w zupełnie innym punkcie – to, co brzmiało wiarygodnie w latach 70-tych XX wieku, niekoniecznie przekona współczesnych odbiorców. W każdym razie uznał, że taka kreacja lokalnej społeczności, jak u Boormana, trochę się zdezaktualizowała. Dzisiaj prędzej zabiega się o turystów, niż robi wszystko by się ich pozbyć. W ten czy inny sposób. Mieszkańcy Little Tall... to jest Lone Palm, z otwartymi ramionami witają turystów w swoich skromnych progach. Ale tylko w sezonie. Mieszkający w Nowym Jorku, Marie Aldrich i George Darrow, w pierwszym rozdziale (Keating zastosował ten mniej filmowy, bardziej książkowy podział - są nawet plansze tytułowe) przybywają do tego nieboskiego miejsca w przededniu kilkumiesięcznej izolacji wyspiarzy, która nie jest niczym nowym. Najnowsi przybysze nie byli na to przygotowani, ale wśród tubylców niewątpliwie nie znajdzie się ani jednej osoby, która przyjęłaby wiadomość o odcięciu tego miejsca od reszty świata na cały okres zimowy z porównywalnym zaskoczeniem. Uświęcona tradycja czy bardziej przymus? Jedno mogę powiedzieć z całą stanowczością: Lone Palm to jedno z najupiorniejszych miejsc, jakie w ostatnich latach „odwiedziłam” (na ekranie). Nie mogłam oprzeć się poczuciu (które umocniły „niedzisiejsze” napisy końcowe), że Mickey Keating nie szedł z duchem czasu tylko uparcie patrzył wstecz. Od początku czułam się trochę jak podróżniczka w czasie. Jakby Marie i niejaki George (nie jestem pewna, co łączy tych dwoje; miłość? przyjaźń?), przyzwoicie odegrani przez Jocelin Donahue i Joego Swanberga, znaleźli się nie tylko w innym miejscu, ale i w innym czasie. Most to granica pomiędzy teraz i kiedyś. Most to granica pomiędzy światami? Wymiarami? W sezonie życie na tej przeklętej wyspie ponad wszelką wątpliwość biegnie zupełnie zwyczajnym torem. A przynajmniej na pozór wszystko jest jak najzupełniej normalne. Turyści nie maja powodów do niepokoju. Ale główna bohaterka „Poza sezonem” odpowiedziała na wezwanie dozorcy cmentarza na Lone Palm, w mniej dogodnym, przynajmniej dla nietutejszych, momencie. Lone Palm w dużym stopniu pokrywa się z moimi wyobrażeniami Lovecraftowskiego Innsmouth, przybrzeżnej mieściny pełnej wielce podejrzanych – bardzo delikatnie mówiąc – stworzeń. Przygniatająca atmosfera niesamowitości. Groźba wisząca w powietrzu. Tak nisko zawieszona, że aż czuć jej nieziemski odór. Straszliwy fetor wnikający w każdą komórkę bezbronnego organizmu. W tej mgle trudno się oddycha. W tych wszędobylskich oparach (nie)znanego ukrywają się jakieś potworności nie z tego świata. Witamy w Strefie Mroku! „Porzućcie wszelką nadzieję wy wszyscy, którzy tu wchodzicie”. Zostałeś ostrzeżony. Mickey Keating i jego ekipa nie zostawiają złudzeń. Widz od początku ma mieć absolutność pewność, że to złe miejsce jest. Ta mgła, ta upiorna mgła, te przeraźliwe dźwięki... Tak zwana stara szkoła straszenia. Podskórny niepokój. Niedookreślone zagrożenie. Niewygodna tajemnica. Brudne sekrety w pewnym sensie utrwalone w powietrzu. Ścieżka dźwiękowa - fenomenalna robota debiutującego kompozytora filmowego Shayfera Jamesa – w „Poza sezonem” jest równorzędnym partnerem dla stylowych, wybornie klimatycznych zdjęć Maca Fiskena. Z takim zjawiskiem zdecydowaniem częściej spotykam się w XX-wiecznym kinie grozy (zresztą nie tylko grozy). Współcześni filmowcy efekty dźwiękowe, uważam, szczególnie upodobali sobie jako integralną część mechanizmu, któremu nadano dumnie brzmiącą nazwę jump scare, a którą ja wolę nazywać jump scenkami. Albo efektem „buu!”. W „Poza sezonem” takich „stresujących momentów” raczej nie uświadczymy. Nie bawimy się w „buu!”, próbujemy czegoś trudniejszego. Mickey Keating i jego zespół skompletowany na potrzeby „Poza sezonem”, postarali się rozgryźć dużo twardszy orzech. Trzymać w kleszczach strachu. Na jednych zadziała, na innych nie, wiadomo, ale intencje twórców przynajmniej dla mnie były doskonale czytelne. Nie idziemy po linii najmniejszego oporu, nie gonimy za aktualnymi trendami. Czysty strach, a nie jakieś tanie zaskoczenia.
„Poza sezonem” Mickeya Keatinga to propozycja dla zwolenników starych metod komunikacji z fanami horroru. Mniej dosadności, mnóstwo mgły. Z naciskiem na klimat, z wypięciem na aktualne trendy. Prosta, może nawet odrobinkę naiwna, opowieść, na której raczej nie poskaczecie. Czekają Was albo pożądane niewygody, albo niezasłużone wakacje w wyjątkowo nudnym miejscu. Myślę, że zdania będą podzielone. I mocno wątpię w przewagę zachwyconych. Może kiedyś... Ja też tak do końca przekonana do tej grozowej oferty nie jestem. Oprawa audiowizualna, jak dla mnie wyborna, ale scenariusz mógł być znacznie lepszy. Fabuła ani czterech liter, ani niczego innego mi nie urwała.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz