Stronki na blogu

wtorek, 15 listopada 2022

„They/Them” (2022)

 

Witajcie na Whistler Camp, w miejscu, które odmieni wasze życie. Odmieni was. Postarają się o to właściciele tego małego raju na ziemi, Owen i Cora Whistlerowie oraz ich pracownicy. Ludzie, których życiowym powołaniem jest naprawianie młodych, straszliwie pogubionych ludzi. Nie lękajcie się, ten obóz konwersyjny różni się od innych. Tutaj nie stosuje się inwazyjnych metod leczenia. Nie straszy ogniem piekielnym, nie odziera z godności. Wszystkich nieheteronormatywnych obozowiczów czekają najlepsze wakacje w ich życiu. W przepięknej leśnej scenerii, w przyjaznej atmosferze starannie podtrzymywanej przez profesjonalnych wychowawców. A to wszystko pod czujnym okiem zamaskowanego zabójcy.

Reżyserski debiut Johna Logana, między innymi scenarzysty „Sweeneya Todda: Demonicznego golibrody z Fleet Street” Tima Burtona i współscenarzysty „Obcego: Przymierza” Ridleya Scotta. Historię spisał sam Logan, pod roboczym tytułem „Whistler Camp” - potem została przemianowana na „Rejoice”, by ostatecznie stać się „They/Them” (czyt. „They slash Them”) - z myślą o zagospodarowaniu według niego zaniedbanego terenu w jego ulubionym podgatunku horroru. Nieuleczalny fan kina grozy od niepamiętnych czasów, któremu już w okresie dorastania najbardziej brakowało w nim osób nieheteronormatywnych – tj. w zdecydowanej większość filmowych przypadków, na jakie nastoletni Logan natrafiał, postaci queerowych nie było wcale, ale drobne wyjątki od tej reguły bardziej go raniły, niż cieszyły. Albo ofiary, albo pole do niewybrednych żartów. Długa działalność w branży filmowej bardziej zniechęcała, niż zachęcała go do wszczęcia jakiegoś własnego projektu. Obserwując przy pracy między innymi takie wielkie gwiazdy na reżyserskim nieboskłonie, jak Martin Scorsese, Ridley Scott, Tim Burton i Sam Mendes, John Logan sporo o reżyserowaniu filmów się nauczył, a już przede wszystkim tego, że to bardzo ciężka praca. Wyzwanie, którego nie miał ochoty podejmować, aż pojawił się Jason Blum, właściciel Blumhouse Productions, amerykańskiej firmy najbardziej parającej się kinem grozy. Blum lekko go popchnął, a wręcz można powiedzieć, że wszczął małą kampanię obliczoną na nakłonienie autora scenariusza gueerowego slashera do zajęcia także krzesła reżyserskiego. Porównywane głównie do „Piątku trzynastego” Seana S. Cunninghama i „God's Law” Herba i Joego Cremerów pierwsze „pełnoprawne” dzieło Johna Logana po raz pierwszy zostało pokazane w lipcu 2022 roku w Los Angeles, na festiwalu filmowym Outfest, organizacji non-profit zorientowanej na środowisko LGBTQIA+, a już w następnym miesiącu obraz „They/Them” został uwolniony w internecie na platformie Peacock.

Tęczowy camp slasher w wesołym miasteczku dla homofobów. Obozie konwersyjnym od pokoleń zarządzanym przez szanowany ród Whistlerów. Przez kogo szanowany, przez tego szanowany. Rodzice młodych bohaterów „They/Them” Johna Logana najwyraźniej mają pełne zaufanie do charyzmatycznego Owena Whistlera i jego małego zespołu. A przynajmniej na tyle duże, by powierzyć mu swoje rozczarowujące latorośle. Pokolenie Z w całym „przerażającym” kształcie. Ofiary przeklętego liberalizmu, największej zarazy w całej historii ludzkości. Tęczowa propaganda skutecznie mieszająca w głowach bezbronnym boskim stworzeniom. Zgniły Zachód gorszy od faszyzmu. Ale na szczęście są jeszcze tacy ludzie jak Owen i Cora Whistlerowie, niezłomni rycerze potrafiący odkręcić to, co wysłannicy Rogatego zakręcili. Mają panaceum na nieheteronormatywność. Bo homoseksualizm, transseksualizm i inne „wynalazki Zgniłego Zachodu” to choroby, w dodatku takie, które nietrudno zwalczyć. Trzeba tylko chcieć. Chcieć stać się kimś. Kevin Bacon był pierwszym i jak się okazało ostatnim wyborem Johna Logana do roli Owena Whistlera. „They/Them” łączy coś w rodzaju duchowego związku z kultowym „Piątkiem trzynastego” Seana S. Cunninghama, gdzie Bacon miał jeden ze swoich pierwszych filmowych występów. Reżyser i scenarzysta nazwał to „wisienką na torcie”, ale ten fakt nie odegrał żadnej roli w wyborze właśnie tego aktora. Logan potrzebował kogoś, kto w mgnieniu oka potrafi przeistaczać się z misia w węża, z sympatycznego, czarującego osobnika w jadowite stworzenie z morderczym błyskiem w oku. A według niego Kevin Bacon na tym polu spisuje się wprost wyśmienicie. Prawdziwy ekspert od błyskawicznego zmieniania masek. À propos masek. John Logan dokładnie rzecz omówił z Tonym Gardnerem, zdolnym twórcą efektów specjalnych. Zgadzali się co do tego, że przykrycie twarzy tutejszego mordercy powinno być nie tylko upiorne, ale i symboliczne. UWAGA SPOILER Odbicie charakteru, odzwierciedlenie roztrzaskanej psychiki, przepołowionego ducha: jedna połowa twarzy spokojna i pogodna, a druga niepokojąca KONIEC SPOILERA. I odbicie scenerii, którą ta tajemnicza zmora właśnie nawiedziła: maskę wykonano z drewna. Jak to określił John Logan, nie jest to tak elegancki ubiór jak choćby w kultowej slasherowej serii „Krzyk”. Inny styl, inna tekstura. Chropawa, makabryczna, smutna. W szybkich krótkich ujęciach wyglądała mi zupełnie jak ulubiona maska Jasona Voorheesa, ale po dokładniejszych oględzinach zrozumiałam, że uległam nieprawdopodobnemu złudzeniu. Przypadek? Nie sądzę. Myślę, że to była świadoma gra z widzem, który choćby raz w życiu odwiedził Camp Crystal Lake. Wystarczy spojrzeć na bramę wjazdową, czy jak kto woli drewnianą konstrukcję z nazwą i rzekomym mottem pseudoterapeutycznego leśnego ośrodka Whistlerów, by porzucić wątpliwości. Ale na wszelki wypadek w scenariusz uwzględniono jedną wypowiedź na temat niesławnego Jasona. „They/Them” z jednej strony wydaje się być jak najgorszą propozycją dla osób uprzedzonych do LGBTQIA i innych takich, ale z drugiej mam podejrzenie graniczące z pewnością, że to miejsce wprost skrojone pod wymagania przynajmniej niektórych z nich. Czułam się jak w mokrym śnie najzagorzalszych homofobów. Nie, to nie sen. Tak zwana terapia konwersyjna to autentyczna metoda szkodzenia, oj przepraszam, leczenia niesłusznych orientacji seksualnych. Słuszny jest tylko heteroseksualizm; jedyny dopuszczalny model przez jakąś część globalnej populacji.

Powitalne przemówienie Owena Whistlera to coś w rodzaju środka na odstresowanie. Odkłamywanie mitów na temat terapii konwersyjnej. Ciepły człowiek, który naprawdę rozumie i potrafi zwalczyć problemy młodych ludzi z seksualnością. Okaże im szacunek, jakiego zapewne nie zaznali we własnych czterech ścianach. Sprawi, że pokochają siebie. Takich, jakimi są? Prędzej takich, jakimi chcąc ich widzieć inni. Na przykład ich rodzice, których nadzieje sromotnie zawiedli. Jordan, osoba niebinarna i transseksualna (w tej przekonującej kreacji Theo Germaine, który w rzeczywistości też jest transseksualistą), czołowa pozytywna postać „They/Them” Johna Logana, najwyraźniej nie daje się zwieść tym gładkim słówkom. W każdym razie nie opuszcza gardy, zachowuje czujność w kontaktach właściwie ze wszystkimi pracownikami Whistler Camp. Z „dobrym wujaszkiem”, „złą ciotką”, narcystycznym mięśniakiem, „jego” zołzowatą Barbie, a nawet z wrażliwą pielęgniarką. Sęk w tym, że Jordan nie żyje w zgodzie z samym sobą. Nie jest wyemancypowany, a niewykluczone, że Owen i spółka faktycznie potrafią go wspomóc w osiągnięciu tego celu. Może powinien dać im szansę? Czy Jordan przypadkiem nie dokonuje swoistego autosabotażu? Rozmowa z doktor Corą najbardziej da mu do myślenia. Jestem nikim na własne życzenie. A zatem to był wybór? Nie, tak, może. Ten mętlik w głowie może rozwiązać utwór z repertuaru Pink. Scenka jak z taniego musicalu, jeden z najbardziej krytykowanych elementów „They/Them”. A mnie oczarował. Zabawny, ale i ładnie wpasowany w koncepcję spontaniczny występ we wspólnej sypialni (nie tylko) chłopców. Wszystkie domki są drewniane, ale obozowicze mają zdecydowanie mniej prywatności od opiekunów obozu. Co prawda nie wszyscy zapalili się do tego pomysłu, ale reżyser uparł się, aby zarówno w sypialni chłopców, jak i dziewcząt zamontować więcej szkła. Tak żeby widzowie czuli się trochę jak w akwarium i oczywiście mieli oko na mroczny las, po którym najpewniej cały czas krąży zamaskowany intruz. Niełatwo było kręcić w takich warunkach, co przyznał John Logan, ale moim zdaniem wysiłek się opłacił. Przeżyłam naprawdę niekomfortowe chwile w tych bezwstydnie odkrytych wnętrzach. Nie wiem co gorsze: zero intymności, stale na widoku pracowników Whistler Camp czy nieodstępujące mnie przekonanie, że już zaraz, już za chwilę za oknem zmaterializuje się opętany żądzą mordu człowiek w upiornej masce? Powiedziałabym, że „They/Them” ma wszystko, czego szukam w kinie slash, gdyby nie jeden szczegół. Ot, bagatela – długo przyszło mi czekać na zagęszczenie ruchów przez tego, który nieśpiesznie (a jakże!) kroczy po tym już i tak mało gościnnym terenie. Nie powiem, z otwartymi ramionami przyjmowałam jego nieśmiałe wejścia (najwięcej niewidzialnych mrówek przebiegło mi po plecach podczas przymusowego nocowania naszych obozowiczów bezpośrednio pod rozłożystymi koronami drzew, na gołej ziemi, gdzie musi aż roić się od robactwa), ale myślę, że środkowa partia nie ucierpiałaby, gdyby nieco szczodrzej pochlapać ją sztuczną krwią. Dodać choć jedno zabójstwo, tak dla rozruszania towarzystwa:) jeśli już nie tego na ekranie, to chociaż bezsilnych obserwatorów nieubłaganie postępującego koszmaru w odizolowanym zielonym zakątku, w którym rzecz jasna nie mogło też zabraknąć, nazwijmy to, młodszego braciszka Crystal Lake. Ani to szczególnie kreatywne, ani nadzwyczaj drastyczne - kamera ma frustrujący zwyczaj uciekania z miejsc właśnie dokonujących się zbrodni. Śmierć często przychodzi poza kadrem, a na pocieszenie, jakkolwiek dziwnie to brzmi, dostajemy nie tak znowu wstrętne zdjęcia zakrwawionych, upiornie bladych, mogłabym przysiąc, że przeraźliwie zimnych zwłok. Kto zobaczy ten na pewno odgadnie, która z tych w zamierzeniu odrażających ekspozycji zrobiła na mnie największe wrażenie. Niepokojąca inscenizacja. „They/Them” Johna Logana w mojej ocenie lepiej się spisuje w przestrzeni społeczno-obyczajowej. Do tego zgrabne operowanie światłem i cieniem, cierpliwe i konsekwentne intensyfikowanie napięcia w zwodniczo bajecznym krajobrazie. Podskórna obawa, która na wierzch wypełza głównie nocą, ale tak naprawdę nawet w pełnym świetle dziennym ciężko mi się tutaj oddychało. Po namyśle chyba mogę ekipie od „They/Them” wybaczyć ostrożne przemykanie na palcach po szkarłatnej glebie, asekuranckie obchodzenie się ze zbukiem zwanym gore. A postacie? Też powyżej oczekiwań. Zauważyłam, że ostatnio idzie ku lepszemu, ale ten podgatunek horroru jeszcze nie zdążył przyzwyczaić mnie do tak bliskich spotkań z ludźmi. Suchych informacji niewiele, żadne tam wyczerpujące biografie – halo, to nadal slasher – ale to już nie są te papierowe sylwetki, z których ten nurt horroru (nie)słynie. Nie tak zdystansowane spojrzenie na ludność danego świata przedstawionego. Intymniej.

Skoro jest tak dobry, to dlaczego mówią, że jest tak zły? Pierwsze reżyserskie osiągnięcie Johna Logana, amerykański camp slasher „They/Them” nie zaskarbił sobie wielu sympatyków. Można śmiało powiedzieć, że póki co zbiera potężne cięgi od publiki. Jest i trochę przychylnych spojrzeń, ale właśnie tylko trochę. Najbardziej znienawidzony tegoroczny film grozy? Istnieje takie niebezpieczeństwo. A ja jak zwykle w mniejszości. Pogratulowałam sobie wyboru i nabrałam ogromnego apetytu na kolejne gatunkowe owoce Johna Logana. Nie, to nie jest żart.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz