W
marcu 2008 roku w górskim miasteczku Sagas w Sabaudii dochodzi do
zaginięcia siedemnastoletniej Julie Moscato, córki żandarma i
pielęgniarki domowej. Miesiąc później zaangażowany w śledztwo
ojciec domniemanej ofiary porwania, Gabriel Moscato, zjawia się w
hotelu Falaise nieopodal Sagas w celu sprawdzenia listy gości.
Pracuje w pokoju numer dwadzieścia dziewięć, gdzie w końcu morzy
go sen. W nocy Gabriela budzi deszcz martwych ptaków, a rano wstaje
jako zupełnie inna osoba w pokoju numer siedem. I dowiaduje się, że
jest listopad 2020 roku, a jego jego jedyna córka nadal ma status
osoby zaginionej. Tymczasem w innej części miasta zostają
odnalezione zwłoki tajemniczej kobiety, która ponad wszelką
wątpliwość została zamordowana w noc spadających ptaków. Sprawę
prowadzi oficer wydziału kryminalnego brygady terytorialnej w Sagas,
kapitan Paul Lacroix, wieloletni przyjaciel Gabriela Moscato, z
jakiegoś powodu wrogo nastawiony do zdesperowanego ojca. Byłego
żandarma, który najwyraźniej, w przeciwieństwie do organów
ścigania, przez ostatnie dwanaście lat nie ustawał w wysiłkach na
rzecz odnalezienia swojego ukochanego dziecka.
|
Okładka książki. „Zdarzyło
się dwa razy”, Czarna Owca 2023
|
„Zdarzyło
się dwa razy” (oryg. „Il était deux fois”), książka, która
swoją światową premierę miała w roku 2020, to czwarty wydany w
Polsce - w 2023 roku przez wydawnictwo Czarna Owca - utwór Francka
Thillieza, jednego z najlepiej sprzedających się współczesnych
francuskich powieściopisarzy, działającego też w branży filmowej
w charakterze scenarzysty. Urodzonego w Annecy absolwenta Institut
supérieur de l'électronique et du numérique w Lille - po
zakończeniu edukacji przez jakiś czas pracującego w wyuczonym
zawodzie (inżynier nowych technologii). Specjalizujący się w
kryminałach i thrillerach autor między innymi powieściowej serii z
komisarzem Franckiem Sharko, który w swojej twórczości ma w
zwyczaju czynić ukłony w stronę mrocznych dokonań innych
artystów. W „Manuskrypcie niedokończonym” (oryg. „Le
manuscrit inachevé”), powieści pierwotnie wydanej w 2018 roku
(pierwsza polska edycja: Czarna Owca 2022) i powiązanej ze „Zdarzyło
się dwa razy” , Franck Thilliez złożył hołd między innymi
Stephenowi Kingowi, Agathcie Christie, Arthurowi Conan Doyle'owi i
Maurice'owi Leblancowi. W 2022 roku na francuskim rynku wydawniczym
pojawiła się kolejna odsłona tego luźnego cyklu Thillieza,
powieść „Labyrinthes”.
„Kiedy
człowiek wszystko stracił, często zatraca też samego siebie.”
Według
Francka Thillieza znajomość „Manuskryptu niedokończonego” nie
jest wymagana w kontakcie ze „Zdarzyło się dwa razy”. W
przestrzeni publicznej porównał to do „Lśnienia” Stanleya
Kubricka, filmowej adaptacji powieści Stephena Kinga (ten tytuł
zresztą przewinie się też przez nieludzko poplątaną
rzeczywistość Gabriela Moscato), gdzie też ukryto rożne symbole,
ich odnalezienie i właściwe odczytanie zdaniem Thillieza nie jest
jednak czymś bez czego nie można się obyć. Z drugiej strony
Thilliez nie ukrywał, że dla osób mających za sobą lekturę
„Manuskryptu niedokończonego” przygotował dodatkowe atrakcje. A
największa czeka na nich na końcu „Zdarzyło się dwa razy”,
mrocznego thrillera, który na polskim rynku wydawniczym zadebiutował
w hipnotycznej, stylowej miękkiej okładce zaprojektowanej przez
Magdę Kuc i w solidnym (w każdym razie dobrze się czytającym)
tłumaczeniu Moniki Szewc-Osieckiej. Nie czytałam „Manuskryptu
niedokończonego”, poszłam więc za radą autora - zawartą w
posłowiu – i powściągnęłam chęć przeczytania ostatnich stron
niniejszej publikacji. Chwilowo, bo naprawdę nie mam zamiaru długo
odwlekać spotkania z „Manuskryptem niedokończonym” aka
„Niedokończonym rękopisem”. „Zdarzyło się dwa razy” to
nie jest zwykła opowieść o porwaniu, tj. twardo osadzona w
konwencji, podejrzewam, doskonale znanej miłośnikom kryminałów
i/lub thrillerów psychologicznych. Zaczynamy w Strefie Mroku, a
potem skóra jeszcze bardziej cierpnie. Niepowstrzymanie zmierzamy w
stronę ostatecznego koszmaru, okrucieństwa nie do przyjęcia.
Totalnego bestialstwa. Pierwszy przystanek: fikcyjna niewielka
miejscowość w Górnej Sabaudii, depresyjne miasteczko Sagas w
dolinie Arve, którego architekt tego miejsca, rzecz jasna Franck
Thilliez, nie nazwałby wymarzonym miejscem dla turystów. Zalega tu
bowiem nader ciężka atmosfera, do czego w jakimś stopniu na pewno
przyczynia się ogromne więzienie, które przypomniało mi Dom
Marstenów z „Miasteczka Salem” Stephena Kinga - coś w rodzaju
wstrętnego pomnika Sagas, jakby górującego nad tym nieszczęsnym
mini miastem; pomnika okrutnie szpecącego górski krajobraz – ale
największym odstraszaczem najprawdopodobniej jest tak zwane zjawisko
czarnej śmierci. Niefortunne ukształtowanie terenu: duża
wilgotność powietrza i nadzwyczaj rzadkie przebijanie się promieni
słonecznych niewątpliwie energicznie pracują na złą sławę
Sagas, miasteczka z wybitnie wysokim wskaźnikiem samobójstw. W 2008
roku ten duszny zakątek Francji – na dobrą sprawę malowniczy,
aczkolwiek obłożony swego rodzaju klątwą – nawiedza inne
nieszczęście. Domniemane porwanie podczas rowerowej przejażdżki
leśną drogą. Siedemnastoletnia Julie Moscato, jedyne dziecko
oficera tutejszego wydziału kryminalnego Gabriela i pielęgniarki
domowej Corinne, regularnie urządzała sobie takie wypady, ale
miesiąc przed fatalnym przebudzeniem głównego bohatera „Zdarzyło
się dwa razy” w ponurym hotelu Falaise w Alpach Sabaudzkich,
dziewczyna nie wróciła do domu. Genialne wprowadzenie w niekrótką
historię pewnego porwania. Nadnaturalny horror wdzierający się w
thriller. Atmosfera niesamowitości, którą pięknie podsyca nocny
deszcz martwych ptaków. Przypomina hibernację, to osobliwe
zdarzenie w Falaise. W sumie autor nie każe nam długo czekać na
wyjaśnienie przypadku Gabriela Moscato, bestialsko okradzionego
ojca, który przespał(?) dwanaście lat. W jedną noc z zasłużonego
członka wydziału kryminalnego brygady terytorialnej w Sagas
zamienił się w persona non grata, bezczelnego intruza w miasteczku,
w którym się wychował i uwił własne gniazdko rodzinne. Od kiedy
Gabriel sięga pamięcią jego najlepszym przyjacielem był Paul
Lacroix, kolega z piaskownicy, szkolnej ławy i pracy, który w
odróżnieniu od wybitnie zagubionego, naturalnie mocno
zdezorientowanego Moscato, nadal pracuje w Żandarmerii Narodowej. Z
jakiegoś nieznanego Gabrielowi powodu, Paul nie chce mieć z nim nic
wspólnego. Stary przyjaciel i zaufany zawodowy partner w jedną noc
przekształcił się w człowieka straszliwie zagniewanego. Wróg,
który kiedyś był oddanym sojusznikiem? Jedno jest pewne: oficjalne
śledztwo w sprawie zaginięcia Julie Moscato zostało przerwane lata
temu. Niemniej wszystko wskazuje na to, że przynajmniej jeden
człowiek nigdy nie odpuścił. Z naciskiem na „przynajmniej”.
|
Okładka książki. „Il était deux fois”, Fleuve Editions 2020
|
Turpizm.
Xiphopagus. Palindrom. Kryminalny rebus Franka Thillieza. Ale
najpierw spadające ptaki, Jane Doe i Walter Guffin. Po świecie
przedstawionym w „Zdarzyło się dwa razy” oprowadzają nas
głównie Gabriel Moscato i Paul Lacroix. „Marty McFly z Powrotu
do przyszłości” (porównanie poczynione przez autora książki)
podąża swoim śladem. W niecodziennym stylu wraca do punku wyjścia.
Dwukrotne nieoficjalne śledztwo byłego żandarma. Wybuchowego
gościa z Sagas w dolinie Arve. Dziury zabitej dechami, w której
dusiła się pewna ambitna siedemnastolatka, jak wielu jej
rówieśników, niecierpliwie wyczekująca wyjazdu na studia –
pierwsza okazja do wyrwania się z tej przygnębiającej mieściny.
Jej najlepsza przyjaciółka Louise Lacroix pewnie też miała takie
plany, ale koniec końców dołączyła do miejscowego zespołu
śledczego. W nowej rzeczywistości Gabriela Moscato, dwanaście lat
po domniemanym porwaniu Julie, Louise pracuje w tym samym wydziale
kryminalnym, w którym jeszcze przed chwilą (w subiektywnym
odczuciu) i on pracował. Żandarm wyklęty. Zespołem od jakiegoś
czasu kieruje kapitan Paul Lacroix, na oko Gabriela wypalony
gliniarz, który pokornie zarzucił podobno najważniejsze śledztwo
w jego karierze. Podwójna zdrada przyjaciela... który pewnie nie
bez powodu, jak to się mówi, traktuje Gabriela jak trędowatego.
Pozory oczywiście mogą mylić, ale tak czy owak, słusznie zawzięty
ojciec, nie widząc innego wyjścia, zasięgnie języka u tej
śmiertelnie obrażonej istoty. Może nawet wciągnie dawnego kolegę
w swoją sekretną działalność. Sekretną dla niego, ale zgodnie z
przewidywaniami w najbliższej przyszłości niepoddającego się
ojca przewiną się ludzie, których nie kojarzy, ale oni kojarzą
jego. Nieznajomi znajomi. Kolejny rebus: łańcuszek z zawieszką w
kształcie książki, Wanda Gerschwitz (tutaj wskazówka ode mnie:
„Halloween” Johna Carpentera), szary ford, dziennik z zagadkami,
wakacyjna przygoda, domek do wynajęcia, szantaż. Wszystkie drogi
prowadzą do hotelu Falaise? W końcu tam doszło do Zdarzenia, nie
M. Nighta Shyamalana, ale śmiem przypuszczać, że ów filmowiec nie
pogardziłby i taką koncepcją. Tam życie Gabriela Moscato
wywróciło się do góry nogami. Przerażająca sytuacja, ale nie
tak jak utrata dziecka. Nie dla potwornie sponiewieranego
protagonisty „Zdarzyło się dwa razy”, jednego z francuskich
mistrzów współczesnej literatury kryminalnej. Bohater tragiczny,
któremu z całego serca życzyłam odnalezienia jego Graala.
Najbardziej upragnionej ostatniej stacji jego wybitnie długiej drogi
krzyżowej. Czyli łaknęłam happy endu – nieczęsto mi się to
zdarza, jeśli chodzi o fikcyjne historie, tym bardziej więc
doceniam moc oddziaływania biednej postaci stworzonej przez
bezkompromisowego literata. Właściwie wszystko we mnie – poza
sercem – krzyczało, że najlepszym rozwiązaniem tej niemożliwie
poplątanej, sprytnie złożonej intrygi, jest odmówienie
najwytrwalszemu szachiście nagrody głównej. Bo jakie jest
prawdopodobieństwo, że Julie gdzieś tam żyje? Nikłe. Ale na
pewno gdzieś tam żyje ktoś, kto mógłby naprowadzić
zrozpaczonego rodzica na rozwiązanie tej przeklętej zagadki. Może
tajemniczy palindromista? W zasadzie dla mnie najmniej sekretny
element tej wymagającej układanki; w większości nieprzewidywalnej
i dość wstrętnej (to komplement) opowieści na zepsucie humoru.
Niepodnosząca na duchu, żeby nie powiedzieć trująca historia,
zaryzykuję twierdzenie, że wnikliwego obserwatora prawdziwego,
nietelewizyjnego, świata. Tak mrocznego, że aż odechciewa się
żyć. Drapieżnego, egoistycznego, wyzutego z nadziei. Pożywka dla
skrajnych pesymistów? Kubeł zimnej wody dla optymistów? A może
bezwstydne, nieakceptowalne demonizowanie cywilizacji? Przekraczanie
granic dobrego smaku (także na terenie Polski) w oburzająco
wydumanym, rażąco nieprawdziwym świecie? Chciałabym mieć takie
przekonanie. Wierzyć, że takie rzeczy nie mają prawa zdarzyć się
choćby raz. Frank Thilliez co prawda nie ucieka od drastycznych
opisów, ale sympatycy tak zwanej prozy ekstremalnej i/lub kina gore
zapewne nie nazwą tego wystawną krwawą ucztą. Bo mam nadzieję,
że drogi przynajmniej niektórych z nich przetną się ze „Zdarzyło
się dwa razy” Francka Thillieza, pozycją nieepatującą krwawą
makabrą, bezsensowną przemocą. Gorzej: ta przemoc ma „sens”.
Wstrętnie pokręcony, chory, perwersyjnie kreatywny rzekomo wyższy
cel. Przyjemne z NIEpożytecznym.
Okropna
rzecz. Okropnie dobra. Olśniewające szkaradzieństwo Francka
Thillieza, poczytnego francuskiego powieściopisarza i scenarzysty,
które, podejrzewam, lepiej brać po jego „Manuskrypcie
niedokończonym”. Napisała osoba, dla której „Zdarzyło się
dwa razy” było pierwszym, i co istotniejsze nadspodziewanie
udanym, spotkaniem z literacką twórczością tego zdolnego pana.
Zachwycona i rozżalona. Zła na siebie za niezadanie sobie trudu
pochylenia się nad „Niedokończonym rękopisem” ze „Zdarzyło
się dwa razy” przed zanurzeniem się w gehennę ojca
„podróżującego w czasie”. Ale chyba da się to naprawić? Tak
czy inaczej, spróbuję. Taki przymus po tej druzgocącej opowieści
o miłości i śmierci.
Za
książkę bardzo dziękuję wydawnictwu
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz