Stronki na blogu

poniedziałek, 4 grudnia 2023

Ellery Lloyd „Klub”

 
Firma Home Group zarządzana przez narcystycznego Neda Grooma posiada kilkanaście modnych klubów w różnych zakątkach świata, ale największe nadzieje kierownictwo wiąże z Island Home, luksusowym kurortem u wybrzeży Anglii długo szykowanym na weekend inauguracyjny. Trzydniowe przyjęcie w okresie halloweenowym, na które zaproszono starannie wyselekcjonowanych członków elitarnego klubu Home, skupiającego sławnych i bogatych. Wielu dałoby się pokroić za udział w tym wydarzeniu, a zwykłej dziewczynie z Londynu, Jess Wilson, udaje się zdobyć posadę kierowniczki działu sprzątania praktycznie w przededniu imprezy inauguracyjnej na niewielkiej wyspie. Imprezy dla elity, z której nie wszyscy wyjdą żywi.

Okładka książki. „Klub”, Czwarta Strona 2023

Druga wspólna powieść małżeństwa mieszkającego w Londynie, Collette Lyons i Paula Vlitosa, publikującego pod pseudonimem Ellery Lloyd. Mężczyzna na rynku literackim zadebiutował w 2007 roku powieścią „Welcome To The Working Week” - samodzielną twórczość podpisuje prawdziwym nazwiskiem – a ponadto prowadzi program edukacyjny (literatura angielska i kreatywne pisanie) na University of Surrey. Kobieta była dziennikarką i redaktorką, dyrektorką ds. treści w brytyjskim magazynie Elle i dyrektorką redakcyjną w Soho House. Jej teksty ukazywały się w takich pismach, jak „The Guardian”, „The Daily Telegraph” oraz „The Sunday Times”. Pierwsza powieść Ellery Lloyd - thriller „People Like Here” (pol. „Influencerka”) - pojawiła się w roku 2021 i została wybrana przez Richard and Judy Book Club. W kolejnym roku swoją światową premierę miał dreszczowiec „The Club” (pol. „Klub”), wybrany przez Reese Witherspoon Book Club. Pierwsza polskojęzyczna edycja tego drugiego pokazała się w roku 2023 w wyniku działalności wydawnictwa Czwarta Strona. W miękkiej okładce zaprojektowanej przez Magdę Bloch i tłumaczeniu Piotra Grzegorzewskiego.

Lockdownowa powieść - jak lubi żartować Paul Vlitos - Berta i Erniego z Ulicy Sezamkowej. Tak zwana zagadka zamkniętego pokoju zainspirowana autentyczną izolacją społeczną tłumaczoną walką ze śmiercionośnym wirusem. Większy wpływ na fabułę „Klubu” mogły mieć jednak osobiste doświadczenia Collette Lyons, miłośniczki twórczości Gillian Flynn, bodaj najbardziej kojarzonej z bestsellerową „Zaginioną dziewczyną” (2012), przeniesioną na ekran przez Davida Finchera. No, może nie tyle praktyka, ile teoria – wiedza nabyta podczas hotelarskiej i klubowej przygody zawodowej, atmosfera panująca w ekskluzywnych ośrodkach wypoczynkowych. Ludność „Klubu” i zbrodnie dokonane w tym świecie przedstawionym to już czysta fikcja. Nie dokonywane, tylko dokonane, bo główna oś fabularna bardziej przypomina płaszczyznę retrospekcyjną aniżeli umowną teraźniejszość. Za sprawą „materiałów prasowych”, obszernego artykułu (wszystko wskazuje na to, że czytelnikom „Klubu” Ellery Lloyd udostępniono jedynie fragmenty), który ukazał się (oczywiście nie w prawdziwym świecie) w „Vanity Fair” niedługo po makabrycznym weekendzie na malej wyspie zagospodarowanej przez firmę Home Group, której dyrektorem generalnym jest (był?) Ned Groom, nader przedsiębiorcza jednostka z ewidentnym Kompleksem Boga. Nieobliczalny narcyz traktujący życie jak podniecającą grę, w której jest niedoścignionym mistrzem. Wyjątki z gorącego dodatku do znanego brytyjskiego magazynu uprzedzają fakty (sztuczka, z której korzysta choćby Stephen King: prosty przepis na suspens), objaśniają i nade wszystko dają szerszy kontekst. Spadkobierca zdecydowanej większości udziałów w modnym, ale niezbyt dochodowym londyńskim lokalu wcześniej prowadzonym przez jego dziadka, Ned Groom, z czasem przekształcił rodzinną markę w prawdziwe imperium. Otworzył w sumie jedenaście luksusowych klubów nie tylko w Wielkiej Brytanii, a wisienką na torcie ma być wyspiarski kurort u wybrzeży Anglii, niedaleko stolicy, ale bezpośrednio sąsiadujący z wioską Littlesea – mała społeczność bardzo niezadowolona z tutejszej inwestycji krwiożerczego kapitalisty. Island Home, najnowsze zacisze sław. Wystawne domki i górująca nad nimi Rezydencja, wzniesiona w XVIII wieku przepastna budowla w stylu elżbietańskim, sprzedana braciom Groom przez starsze małżeństwo (w pakiecie z gruntem, z nieużytkami dookoła zabytkowej nieruchomości, naturalnie z wyłączeniem odgrodzonej części nienależącej do nich). Bo ich jest dwóch, przy czym młodszy Adam, posiada zaledwie dziesięć procent udziałów w Home Group, ale nawet gdyby dziadek przepisał mu więcej, to i tak pewnie podporządkowałby się charyzmatycznemu Nedowi. Tak było od kiedy Adam sięga pamięcią, jednakże jego żona Laura przed tym feralnym weekendem postawiła mu ultimatum: albo ona, albo Ned. Kobieta ma już dość „trzymania na smyczy” jej życiowego wybranka, spełniania przez młodszego Grooma zachcianek starszego. Nie chodzi jej o zerwanie kontaktu z Nedem, tylko z jego firmą. Adam, dyrektor do spraw projektów specjalnych w Home Group, mógłby założyć własną działalność gospodarczą – coś skromniejszego, na przykład pub – zamiast trwać w tej toksycznej niby spółce. Marzenie nie tylko Laury, ale i jej męża, popychadła, wiecznego „chłopca do bicia” sadystycznego czarusia. Najbardziej pożądanego przyjaciela celebrytów? Annie Spark, dyrektorka działu członkowskiego w imperium Neda, należąca do wyjątkowo wąskiego grona pracowników Home z długim stażem – i nosząca się jak Effie Trinket z „Igrzysk śmierci” Suzanne Collins – nie używa tego słowa. Kiedyś brzmiało dumnie, ale z czasem zyskało pejoratywny wydźwięk. Obecnie celebrytami nazywa się też znanych nieutalentowanych, a Annie obraca się w zacniejszych kręgach. Na bieżąco aktualizuje listę aktywnych członków klubu Home (reszta siedzi w długiej poczekalni), czyli mogących korzystać z szykownych enklaw prywatności wymyślonych przez wybuchowego Neda Grooma. Wielka rodzina dysfunkcyjna założona przez niebezpiecznie kreatywnego dziedzica.

Okładka książki. „The Club”, Mantle/Harper 2022

Po zabójczej wyspie Ellery Lloyd oprowadzają: kierowniczka działu sprzątania Jess Wilson, osobista asystentka dyrektora generalnego Nicola 'Nikki' Hayes, dyrektorka działu członkowskiego Annie Spark oraz dyrektor do spraw projektów specjalnych i udziałowiec Adam Groom. Komplet długodystansowych pracowników Home Group (prezesa nie liczymy) plus świeże spojrzenie kobiety nienawykłej do takich luksusów. Przedstawicielka klasy robotniczej, doświadczenie zawodowe zbierająca w londyńskich hotelach, panna Wilson, nie może uwierzyć w swoje szczęście, gdy zostaje przyjęta do globalnej sieci elitarnych klubów. Zostaje rzucona na głęboką wodę – zapewnia, że nie zna lepszego sposobu wdrażania się w dane zajęcie – bo nie dość, że nie ma czasu na przeprowadzenie należytego szkolenia, to na dodatek świeżo zatrudniona kierowniczka konserwatorów powierzchni płaskich Island Home, ma zacząć od największej imprezy w historii Home Group: długo wyczekiwanego otwarcia wyspiarskiego kurortu, niedostępnego dla „zwykłych śmiertelników”. Olimp idoli. Przywitany przez imponująco pewną siebie kobietę, niebojący się wyzwań, ambitny narybek Home, który dostał większą szansę niż może się wydawać. Tego pierwszego dnia na przeklętej wyspie Jess z niekłamanym podziwem patrzy na Annie. Normalnie najmocniej wyróżniającą się strojem ... i żałosnym nadskakiwaniem gościom. Nie wspominając już o szefie. Tak ją widzi Nikki Hayes – i najprawdopodobniej nie jest to jednostkowa opinia na temat Annie Spark – najwyraźniej ulubiona pracownica Neda Grooma. Nie dyskutuje, tylko natychmiast wykonuje i co najważniejsze nie próbuje przypisywać sobie jego zasług. Nikki na tyle długo pracuje w Home Group, by wiedzieć, że nawet własne prace należy podpisywać imieniem i nazwiskiem prezesa. W przeciwnym razie wylecisz z hukiem z tej patologicznej „rodziny”. Od samego początku wiadomo, że niektórzy nie przeżyją inauguracji Island Home. Mało tego, autorzy „Klubu” nie zwlekają z ujawnieniem tożsamości jednej z ofiar, a przynajmniej osoby zaginionej. To może być jedyny poszkodowany – albo sprawca – nie zmienia to jednak faktu, że to nadzwyczaj smakowity kąsek dla dziennikarzy i internetowych detektywów. Gruba sprawa, bo z różowego firmamentu, a nie szarej ziemi. Nie byłabym sobą, gdybym nie doceniła szczerej recenzji podobno cywilizacji rozwiniętej. Czyli takiej, w której wszyscy są wybitnymi znawcami wszystkich możliwych (niemożliwych też) tematów. („Nagle każdy użytkownik Twittera stał się ekspertem od systemów bezpieczeństwa elektrycznego land rovera defendera 2020, a każdy na Facebooku – od prądów i pływów u ujścia rzeki Blackwater”). Czyli takiej, w której „domorośli detektywi z internetu” mają niezłą zabawę z tragedii bliźnich. „Zapominają, że jesteś człowiekiem, który opłakuje swoich przyjaciół, realną osobą borykającą się z traumą, kimś, kto wbrew zdrowemu rozsądkowi googluje informacje na swój temat […] A może nie. Może wcale nie zapominają. Może kręci ich to, że to widzisz, że cię to boli, to cały sens ich...”. Radosne kopanie leżących. Przeżywasz żałobę, a wszystkowiedzący, nieomylni, idealni wirtualni sędziowie mówią ci, że to twoja wina. Czasami poprzestają na niewybrednych żartach ze śmierci także dzieci i to oni w tej naszej iście orwellowskiej rzeczywiści są posiadaczami najtwardszych kręgosłupów moralnych. A przynajmniej na takich zwykli kreować się najzjadliwsi komentatorzy wydarzeń bieżących. Najgorzej mają osoby publiczne? Tak czy inaczej, w „Klubie” na internetową wokandę właśnie trafiła kryminalna zagadka gwiazdorskiego kurortu na wyspie. Najnowszego azylu ludzi ze świecznika, desperacko szukających wytchnienia od wszędobylskich kamer. Wielu oddałoby wszystko, by się z nimi zamienić, ale autorzy „Klubu” nie są zainteresowani podsycaniem tego dla większości nieosiągalnego marzenia – prędzej gaszeniem. Annie Spark wspomina strasznych nudziarzy, wspaniałe życiorysy tak naprawdę nijakich ludzi, niemających wiele do powiedzenia, niepamiętających interesujących anegdot i nieprzejawiających ciekawych dziwactw. Narkomanów, alkoholików, drapieżców seksualnych, egoistów i obywateli skrajnie niezaradnych, mających ludzi od wszystkiego. Ubiorą, wykąpią, nakarmią, nawet wypowiedzą się w ich imieniu. Naturalnie są wyjątki, ale generalnie rzecz biorąc w show biznesie łatwo o nieliche cofnięcie w rozwoju. Nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że niemal wszyscy proszeni goście mogą pozazdrościć dojrzałości siedmioletniej „pasażerce na gapę”. Zresztą nie tylko goście, bo wystarczy spojrzeć na strzelającego fochy właściciela tej luksusowej piaskownicy. Brudne sekrety nieciekawych ludzi, które stopniowo będą się odsłaniać przed tą największą tragedią. W gruncie rzeczy nieznaną katastrofą, która ponad wszelką wątpliwość zbliża się do niepodzielnego królestwa Neda Grooma. Sprawdzona sceneria klaustrofobiczna. Chwytliwe miejsce akcji i intrygujące postacie prowadzące. Nieoczywiste, dynamiczne i zaskakująco (bo stosunkowo niedługa to opowieść) szczegółowe portrety psychologiczne. Towarzystwo zamaskowane i jatka zmyślnie (suspens) zapowiadana. Potężnych niespodzianek w „Klubie” Ellery Lloyd nie uświadczyłam, ale niewątpliwie wsiąkłam. Urzekł mnie klimat, urzekły tajemnice.

Zabójczy weekend na nieprzyzwoicie wyszykowanej wyspie. Cuchnące wysokie progi. Rajski „Klub” Ellery Lloyd (właściwie Collette Lyons i Paul Vlitos). Zamierzenie niewesoła, według mnie godna uwagi, zabawa w rzekomo doborowym towarzystwie. Brudy pod czerwonym dywanem. Fałszywi bogowie bez botoksu. Stylowy kryminalny thriller psychologiczny, który może zabić Wasze marzenia:) Sława jest przereklamowana, a w elitarnych klubach przewijają się iście dantejskie sceny. Prestiżowe lokale czy zwykłe meliny? Oto jest pytanie.

Za książkę bardzo dziękuję wydawnictwu


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz