Crossways
Security to doskonale prosperująca dwuosobowa działalność
gospodarcza ukierunkowana na testowanie systemów zabezpieczeń i
założona przez młode małżeństwo, odpowiadającą za część
fizyczną Jacinthę 'Jack' Cross i zajmującego się materią cyfrową
Gabriela Medwaya. Szczęśliwe małżeństwo nieodwracalnie
zniszczone tuż po zakończeniu jednej z akcji zdolnych pen-testerów:
po owocnym włamaniu do siedziby dużej firmy jednego ze
zleceniodawców, tradycyjnie przeprowadzonym przez Jack, korzystającą
z instrukcji na bieżąco przekazywanych przez genialnego hakera i
troskliwego partnera. Zamordowanego we własnym domu Gabe'a. Sprawę
prowadzi detektyw Habiba Malik z londyńskiego wydziału
dochodzeniowo-śledczego, której partneruje niedoświadczony
detektyw Alex Miles, a jedyną podejrzaną jest żona ofiary.
Zdruzgotana kobieta początkowo współpracująca z organami ścigania
w złudnej nadziei na schwytanie osoby lub osób odpowiedzialnych za
śmierć jej ukochanego. Zdeterminowana kobieta koniec końców
biorąca sprawy we własne ręce. Uciekinierka z narażeniem życia
goniąca za sprawiedliwością.
|
Okładka książki. „Dzień
zero”, Czwarta Strona 2024
|
Współczesna
Agatha Christie w nowej odsłonie. Klimaty szpiegowskie od poczytnej
brytyjskiej powieściopisarki, pod własnym nazwiskiem – Ruth
Warburton – publikującej młodzieżowe utwory fantastyczne, ale
bardziej znanej pod fikcyjnym nazwiskiem Ruth Ware, którym podpisuje
swoje literackie thrillery psychologiczne. Autorka między innymi
takich powieści, jak „W ciemnym, mrocznym lesie”, przez
amerykańską organizację non-profit National Public Radio (NPR)
okrzykniętą najlepszą książką roku 2015, prawa do
ekranizacji/adaptacji której zakupiła wytwórnia New Line Cinema
(głównym producentem filmu przypuszczalnie będzie jednak Pacific
Standard); nominowana do Goodreads Choice Award 2016 w kategorii
„najlepszy kryminał/thriller” „Kobieta z kabiny dziesiątej”
aka „Dziewczyna z kabiny nr 10”, której filmowa wersja ma zostać
wyprodukowana przez telewizję CBS oraz firmę Gotham Group; „Gra w
kłamstwa”, przeniesienie na ekran której planuje międzynarodowa
firma rozrywkowa Entertainment One oraz nominowana do Ian Fleming
Steel Dagger Award 2021 (konkurs Crime Writers Association Award)
„Jedno po drugim”. Pierwotnie wydana w 2023 roku powieść „Zero
Days” też wzbudziła zainteresowanie w światku filmowym – prawa
do adaptacji nabyła firma Universal International Studios z zamiarem
stworzenia serialu. Premierową edycję polską, pod tytułem „Dzień
zero”, w tłumaczeniu Anny Tomczyk, wypuściła oficyna Czwarta
Strona w roku 2024. Okładkę zaprojektowała Magda Bloch.
Miłośniczka
„Nawiedzonego domu na wzgórzu” Shirley Jackson i „Kobiety w
czerni” Susan Hill (z powieści grozy wyróżnia też „Czarny
Dom” Stephena Kinga i Petera Strauba), które najpewniej
zainspirowały choćby takie jej dzieła, jak „Pod kluczem” i
„Śmierć pani Westaway”, absolwentka University of Manchester
obecnie mieszkająca w Brighton w angielskim hrabstwie East Sussex,
mistrzyni współczesnego thrillera/kryminału znana jako Ruth Ware
poszerza (pod)gatunkowe horyzonty desperackim pościgiem
dwudziestosiedmioletniej testerki penetracji. Powieścią
zainspirowaną podcastem „Darknet Diaries” prowadzonym przez Jack
Rhysider. „Pisarska spadkobierczyni Agathy Christie”,
specjalizująca się też w literaturze neogotyckiej, w „Dniu zero”
do sprawdzonej maszynerii dodaje niepewne elementy, czy jak kto woli
jedną nogą wychodzi ze strefy komfortu. Bo nawet jeśli autorka
„Tej dziewczyny” wcześniej celowała w literaturę
sensacyjną/szpiegowską to w tę gatunkową tarczę trafiła dopiero
osobistą misją Jacinthy 'Jack' Cross. Młodej wdowy z Londynu
pilnie poszukiwanej przez „niehollywoodzkich stróżów prawa”.
„Policja już mnie kiedyś zawiodła; nie było powodu, dla
którego nie mieliby mnie zawieść ponownie” - taka myśl
nachodzi podejrzaną w sprawie zabójstwa Gabriela Medwaya.
Zrozpaczona pen-testerka teoretycznie wrabiana przez faktycznego
sprawcę, któremu mimowolnie ułatwiła zadanie wielce podejrzanym
zachowaniem - według prowadzącej śledztwo doświadczonej detektyw
Habiby Malik – w noc zabójstwa męża. Pogrążona przez szok.
Zrozumiała reakcja na gwałtowną śmierć osoby bliskiej, ale jeśli
w grę wchodzi zabójstwo to może być przysłowiowy gwóźdź do
trumny. Chciałabym móc powiedzieć, że nieprzyjemnie zaskoczyła
mnie reakcja śledczych na tłumaczenia zdruzgotanej bohaterki „Dnia
zero”; chciałabym móc zarzucić Ruth Ware naginanie
rzeczywistości do koncepcji dzieła literackiego, ale prawda jest
taka, że brytyjska królowa współczesnego kryminalnego thrillera
psychologicznego zaimponowała mi nieidealistycznym spojrzeniem na
misję policji. W każdym razie pani Ware nie próbuje wmówić
społeczeństwu, że „chronić i służyć” to dewiza wszystkich
przedstawicieli organów ścigania przynajmniej w tak zwanych
państwach demokratycznych, że nieuprzywilejowani obywatele w razie
potrzeby otrzymają wszelką pomoc od każdego pana i każdej pani z
policyjną odznaką. Wyznanie pewnego kierowcy ze świata
przedstawionego w „Dniu zero”: „jednego się wtedy
nauczyłem: oni bardziej się interesują tym, żeby wsadzić kogoś
za kratki, niż sprawdzeniem, czy to właściwy człowiek”.
Pewnie nie wszyscy, ale jak rozpoznać czarne owce? Parę lat przed
właściwą akcją omawianej książki, Jacintha 'Jack' Cross zdała
się na policję i kiepsko na tym wyszła. Złożyła zawiadomienie o
przestępstwie i przekonała się jak niedoskonale naoliwiona jest
państwowa machina. Zemsta solidarnych, bo tak się niefortunnie dla
Jack złożyło, że jej przemocowy partner wybrał karierę
policjanta. „Hominis est errare, insipientis in errore
perseverare” (autor Marek Tulliusz Cycerona; pol. „Ludzką
rzeczą jest błądzić, głupców rzeczą trwać w błędzie”).
Urodzona testerka systemów zabezpieczeń zrozumiała, że
najbezpieczniej polegać na sobie, ewentualnie też ludziach z
najbliższego otoczenia. I porzucić wszelką wiarę w system?
|
Okładka książki. „Zero
Days”, Scout Press 2023
|
„Ścigana
w reżyserii Ruth Ware”. Kobieta przysięgająca, że nie miała
nic wspólnego z zuchwałym morderstwem etycznego hakera (haker w
białym kapeluszu, ang. white hat), męża i współpracownika,
współwłaściciela firmy Crossways Security przyjmującej zlecenia
od podmiotów prywatnych i publicznych. Legalne włamania
przeprowadzane przez zgrany zespół bezpowrotnie zniszczony przez
„jakąś poważną zorganizowaną grupę przestępczą, albo coś
jeszcze gorszego – może nawet agencję rządową”. Tak czy
inaczej, Jacintha 'Jack' Cross ostro pracuje na zaufanie czytelnika;
autorce ponad wszelką wątpliwość zależało na niekwestionowaniu
niewinności dwudziestosiedmioletniej pen-testerki z Londynu przez
odbiorców „Dnia zero” i choć mam świadomość, że wierni
czytelnicy pani Ware/Warburton nie zwykli wierzyć na słowo jej
hipotetycznym postaciom pozytywnym, podejrzewam, że dla Jack wielu
podejrzliwych zrobi wyjątek. Narracja pierwszoosobowa może być
największą sojuszniczką podstępnej powieściopisarki –
sprzedającej fałszywy wizerunek postaci prowadzącej? Wątpliwe,
ale... Choćby zdarzenie w jednym z londyńskich parków, przy
pomniku Erosa lub Anterosa, pokazuje, że w rzekomej bezpośredniej
relacji uczestnika/uczestniczki wydarzeń równie gładko można
zwodzić odbiorcę, co w utworach spisanych w trzeciej osobie (o czym
jeszcze dobitniej zaświadczą wszyscy narratorzy i wszystkie
narratorki niewiarygodne literackiego świata). Wytrawna manipulacja
- nie ordynarne oszustwo tylko przemyślany dobór słów -
narratorki wciąż wiarygodnej. A przecież Jack nawet nie stara się
ukryć, że nierzadko korzysta ze sztuczek socjotechnicznych –
umiejętność praktycznego wykorzystania inżynierii społecznej to
podstawa w jej zawodzie, a w każdym razie domniemana mężobójczyni
nie ma wątpliwości, że nie osiągałaby tak dobrych wyników,
gdyby nie nauczyła się oddziaływać na inne osoby – które
zgodnie z przewidywaniami przydadzą się na początku jej nowej
drogi życia. Tyle sygnałów alarmowych, ale jak ich nie ignorować,
gdy dziewczyna rzeczywiście wciąga cię w jakieś śledztwo? Gdyby
miała coś wspólnego z morderstwem raczej nie skupiałaby się na
robocie, którą powinien zająć się zespół dochodzeniowo-śledczy
kierowany przez detektyw Habibę Malik, w najlepszym razie nadmiernie
ufającą swemu instynktowi – właściwie nie tylko nieuchwytnemu
przeczuciu, ale i „twardym” poszlakom – a w najgorszym nad
Sprawiedliwość przedkładającą Statystyki. Darowanemu konwiowi w
zęby się nie zagląda. Skoro ktoś – nieważne kto – zadbał o
błyskawiczne zamknięcie sprawy zabójstwa pierwszego
stopnia/zabójstwa na zlecenie Gabriela Medwaya, to po co sobie
komplikować? Gdyby Jack nie wymknęła się z komisariatu, gdyby nie
miała złych doświadczeń z policją, gdyby nie przeczytała
pewnego maila, gdyby po prostu zachowała się jak przykładna
obywatelka i współpracowała z tymi, za którymi podobno trzeba
stać murem (jedna z definicji patriotyzmu), media tradycyjne i
społecznościowe grzmiałyby o niekonwencjonalnym rozwodzie
„orzeczonym” przez diaboliczną istotę w imponująco szybkim
tempie unieszkodliwioną przez niezłomnych stróżów prawa. A życie
samej „bestii” nie wisiałoby na włosku? Jack twierdzi, że nie
dba o własny los; nie przeraża jej ani perspektywa dożywotniej
odsiadki, ani równie realne wyjście na spotkanie ze Śmiercią, boi
się tylko, że nie zdąży odkryć tożsamości człowieka
odpowiedzialnego za zniszczenie jej życia. Wszystko wskazuje na to,
że to była robota profesjonalisty. Starsza siostra Jack,
dziennikarka Helena Wick i jej małżonek, notariusz Roland -
kochający rodzice uroczych czteroletnich bliźniaczek: Millie i
Kitty – uświadamiają przypuszczalnie wrabianą pen-testerkę, że
jej alibi nie jest tak mocne, jak jej się wydawało. Przy takim
modus operandi nie ma znaczenia, że podejrzana ponad wszelką
wątpliwość w czasie zdarzenia przebywała w innej częściej
miasta. Hmm, z tym „ponad wszelką wątpliwość” trochę
przesadziłam, bo nieustępliwa policjantka jest pewna, że w razie
potrzeby potrafiłaby podważyć alibi Jack. Najpierw jednak musi ją
złapać...
Założenie
fabularne ósmej powieści Ruth Warburton wydanej pod pseudonimem
artystycznym podpowiadało rozrywkę dynamiczną – jedną z tych
opowieści, w których coś takiego jak zagłębianie się w sferę
wewnętrzną postaci praktycznie rzecz biorąc nie istnieje –
niepreferowaną przeze mnie „prozę powierzchowną” częściej
zwaną rozwlekłą, więc pewnie nie wybrałabym „Dnia zero” na
swój pierwszy kontakt z piórem Ruth Ware. Dreszczowca
przewidywalnego, ale wbrew moim największym obawom (podsycanym
wspomnieniem „Jedno po drugim”), solidnie przygotowanego od
strony psychologicznej. Wywołującego silne emocje jak najbardziej
pożądane (pomijając zakończenie) mimo obliczalnego rozwoju.
Dobrze jest.
Za
książkę bardzo dziękuję wydawnictwu
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz