Stronki na blogu

piątek, 5 kwietnia 2024

„Cold Meat” (2023)

 
Przed Świętami Bożego Narodzenia samotny kierowca David Petersen, podczas przeprawy przez zaśnieżony stan Kolorado, zahacza o przydrożną knajpę, gdzie zostaje obsłużony przez sympatyczną kobietę imieniem Ana. Kiedy do lokalu wkracza wzburzony ojciec jej jedynego dziecka, nietrzeźwy Vincent, klient staje w obronie kelnerki i choć udaje mu się zapobiec eskalacji konfliktu w ciepłym wnętrzu aktualnie nieobleganej przystani dla kierowców, niedługo po wyruszeniu w dalszą podróż ponownie musi się zmierzyć z porywczym mężczyzną. Z tego starcia David również wychodzi zwycięsko, ale zostaje uziemiony na bocznej drodze w Górach Skalistych. W trakcie potężnej śnieżycy.

Plakat filmu. „Cold Meat” 2023, Featuristic Films, Jakm3n Productions, Trilight Entertainment

Porównywany między innymi do „Ostatniego wjazdu” Adama Greena i „Knuckleball” Michaela Petersona pełnometrażowy debiut reżyserski Sébastiena Drouina, francuskiego filmowca specjalizującego się w efektach wizualnych. Brytyjsko-kanadyjski zimowy survival thriller nakręcony w trzynaście dni przy niewielkich nakładach finansowych. Scenariusz „Cold Meat” Drouin przygotował z Jamesem Kermackiem i Adamem Desmondem, z którymi miał już okazję współpracować choćby przy horrorze „Sonata” (2018) stworzonym pod kierownictwem artystycznym tego drugiego (wcześniej spotkał się z Desmondem na planie „Entity”, krótkometrażowej produkcji wypuszczonej w 2014 roku oraz przy okazji prac nad antologią filmową „Galaktyka horroru”, która swoją światową premierę miała w roku 2017). Film powstawał między innymi w mieście Prince George w prowincji Kolumbia Brytyjska (sceny zewnętrzne), a pierwszy pokaz „Cold Meat” zaliczył w sierpniu 2023 roku na FrightFest Film Festival w Wielkiej Brytanii. Szeroka dystrybucja ruszyła dopiero w lutym 2024: VOD i wybrane brytyjskie kina.

Uderzające podobieństwo do „Mroźnego wiatru” Gregory'ego Jacobsa! Uwięzieni na leśnej drodze w epicentrum burzy śnieżnej, za jedyne schronienie przed ekstremalnymi warunkami atmosferycznymi mając samochód osobowy. Z przedmowy „bezimiennej” bohaterki (głos z offu)„Cold Meat” Sébastiena Drouina wynika, że w tej oślepiająco białej głuszy została sterroryzowana przez jakiegoś potwora. Walka z siłami Natury i bezwzględnym stworzeniem... mieszkającym w Górach Skalistych? Prawdę mówiąc, zdecydowanie wolałabym bez rzeczonych słów wstępu – moim zdaniem to największy błąd autorów tego klaustrofobicznego dreszczowca nieinnowacyjnego. Jeden z zabiegów zastosowanych w „Cold Meat” może przypomnieć „Psychozę” Alfreda Hitchcocka, genialną ekranizację powieści Roberta Blocha albo literacką twórczość Iry Levina, znanego z nieodkładania teoretycznie największych niespodzianek na sam koniec. Zwieńczenie partii pierwszej „Cold Meat”, którego od nieszczęsnego wprowadzenia wówczas niewidzialnej narratorki niestety się spodziewałam. Nieplanowany przystanek Davida Petersena (popisowy występ Allena Leecha), który wybrał sobie naprawdę kiepską porę na wyprawę samochodową. Złe miejsce, zły czas. Śpieszy się na świąteczne spotkanie rodzinne? Poganiany przez tęsknotę za żoną i dziećmi? Tak czy inaczej, nasz zdeterminowany podróżnik postanawia wzmocnić się kawą i ciastem – wieczorny postój w przydrożnej restauracji, gdzie poznamy drugą zawodniczkę w pojedynku o życie. Ring Matki Natury. Kelnerka Ana (niezawodna Nina Bergman, która poza wszystkim innym miała niewielką rólkę w „Katakumbach” Tomma Cokera i Davida Elliota oraz większą w fatalnie przyjętym dodatku Tony'ego Giglio do znanej franczyzy, zatytułowanym „Doom: Anihilacja”) będąca w poważnym konflikcie z byłym partnerem, pijanym kierowcą Vincentem (krótki, ale znaczący występ Yana Tuala), najwyraźniej nieskutecznie walczącym w sądzie o prawa do opieki nad ich córką. Nieobliczalny mężczyzna nawiedzający świecący pustkami lokal na amerykańskim wygwizdowiu. Dama w opałach i nieuzbrojony rycerz z przypadku: niepozornie wyglądający klient ściągający na siebie gniew damskiego boksera. „Kujon kontra mięśniak” - siła argumentu zbijająca argument siły. Właściwie tylko odsuwająca w czasie odpowiedź na godną pochwały(?) reakcję na przemoc. Nieobojętny świadek w epoce zaniku empatii i rozkwitu egoizmu. Tak David Petersen zyskuje nową przyjaciółkę, która za heroiczną interwencję odwdzięcza się daniem dnia. Jedynie zasugerowana kolacja przygotowana dla podróżnika z niemal pustym portfelem na koszt nieposiadającej się z wdzięczności kobiety zaszczutej. Oskarżanej o uniemożliwianie kochającemu ojcu kontaktu z jedynym dzieckiem. Czysta złośliwość godząca w interes dziecka czy, jak twierdzi Ana, spełnianie życzenia córki? Jakkolwiek przedstawia się sytuacja w tej rozbitej rodzinie, na razie skupimy się na Davidzie, (nie)podręcznikowym bezmyślnym turyście. Nie zważając na błyskawicznie pogarszające się warunki pogodowe twardo prowadzi swego metalowego rumaka... na drogę bez powrotu. Skoro już musisz przedzierać się przez „ulewę śnieżną”, to przynajmniej trzymaj się głównych dróg. Większa szansa, że będą przejezdne, bo w taką zawieruchę standardowym postępowaniem nie jest kierowanie pługów na trasy leśne. Nie nadążają z odśnieżaniem autostrad, a mieliby udrażniać jakieś bocznej „ścieżynki”. Wielu tego oczekuje, współczesny człowiek wszak lubi myśleć, że z Naturą jego gatunek zawsze wygra. Taki człowiek nie chce słuchać wymówek, typu „sorry, taki mamy klimat” - warunki drogowe mają być niezależne od pór roku i basta! Czyli tradycyjnie zima zaskoczyła kierowcę? Trudno powiedzieć, ale drugi zły skręt Davida z całą pewnością został wymuszony przez innego uczestnika ruchu drogowego. Petersen nieświadomie ułatwił zadanie mężczyźnie pałającemu żądzą zemsty, podjętą trochę wcześniej i w gruncie rzeczy zrozumiałą decyzją zjazdu z drogi głównej. Mądry wybór niemądry:)

Plakat filmu. „Cold Meat” 2023, Featuristic Films, Jakm3n Productions, Trilight Entertainment

Instrukcja dla filmowców z niewielkim zapleczem finansowym. W zasadzie z „Cold Meat” Sébastiena Drouina moim zdaniem sporo mogliby się nauczyć też co poniektórzy „ważniacy z Hollywood”. Stawiający na green screen. Sceneria – jak w „Mroźnym wietrze” Gregory'ego Jacobsa – najważniejszym składnikiem minimalistycznego dreszczowca człowieka orkiestry (współautorstwo scenariusza, reżyseria, montaż, efekty wizualne, postprodukcja dźwięku i jeden z producentów wykonawczych). Miejsce akcji czołowym dostawcą emocji w niewygodnym samochodzie Davida Petersena. Lodowa trumna w górskim zakątku mającym swoją legendę. Mitologia Indian? W każdym razie mówi się o jakimś stworzeniu grasującym w tutejszych lasach. Karzącej ręce sprawiedliwości przyczajonej w tej części Gór Skalistych. Nie żeby David przejmował się jakimiś bajeczkami, ale na wyobraźnię Any najwidoczniej działają. Jakby nie dość miała problemów. „Pasażerka na gapę”, której buzia się nie zamyka. Pognębiony amerykański bohater współczesny i kobieta, w której dostrzegł ogromny potencjał. Odkrycie towarzyskie pana Petersena, „Harry'ego Pottera” z paskudnym złamaniem otwartym. Szczęśliwie zaopatrzonego w taśmę izolacyjną, nóż, rzekomy chloroform i pustą plastikową butelkę (na mocz). Rękawiczki też ma - niezbyt ciepłe, ale i tak pożałuje (znam to), że nie pomyślał o włożeniu ich przed podjęciem próby odkopania pojazdu. Co zadziwiające, na tym jednym podejściu do przeklętego koła się skończyło. Stan Davida nie pozwalał na takie akcje, ale na pierwszy rzut oka nic nie stało na przeszkodzie, by Ana zmierzyła się z wredną zaspą. Tak bardzo się lękała? Bo nie chce mi się wierzyć, że nie wpadło jej to do głowy. Miała niezbędne „narzędzia” do bezpiecznego przeprowadzenia takiej próby, ale zawsze istnieje ta jedna szansa na milion... Taka kalkulacja przed spodziewanym spotkaniem ze Śmiercią? Już sam głód powinien zagłuszyć domniemany strach przed potencjalnymi zagrożeniami związanymi z opuszczaniem niedostatecznie ciepłego schronienia, nie wspominając już o rosnącym przekonaniu, że od tego Jeźdźcy Apokalipsy tym razem szybszy będzie mróz. Innymi słowy, bezczynność prawie na pewno skończy się zamarznięciem dwóch istot ludzkich. Chyba że wydarzy się cud - w końcu zbliżają się święta - i ktoś będzie tędy przejeżdżał. Jakiś Dick Hallorann:) Tej nadziei Ana jedną ręką cały czas może się trzymać (ponoć tak zwana matka głupich umiera ostatnia) jednocześnie czując, że jest zdana wyłącznie na siebie. Przynajmniej dopóki jej świąteczne życzenie się nie spełni, bo przecież nie może polegać na Davidzie. Unieruchomionym współlokatorze, który właśnie odkrywa wspaniałe właściwości kompresów chłodzących (szczególnie polecam korzystającym z usług Narodowego Funduszu – ekhm, ciężko mi to przez klawiaturę przechodzi – Zdrowia). Nieznośny ból kończyny dolnej odgoniony przez Dziadka Mroza. Drobny sukces w paśmie porażek. Los długo mu sprzyjał, ale teraz nie ma już wątpliwości, że został okrutnie zdradzony. Zgubiła go zbytnia pewność siebie. Gdyby częściej noga mu się powijała, najprawdopodobniej zachowałby większą ostrożność podczas tej katastrofalnej przeprawy przez Kolorado. Tak to sobie tłumaczy, nie jest tylko pewien, czy szczęście opuściło go dopiero w miejscu pracy Any. Najbardziej żałuje, że odezwał się do Vincenta czy przyjazdu do tego stanu? Zamężny przedstawiciel klasy średniej, który nie szukał kłopotów? Został dotkliwie ukarany za dobry uczynek? Tak czy owak, David powoli żegna się z życiem, podobnie jak troskliwa matka, której pośpieszył z pomocą. (Nie)znajoma z tylnego siedzenia. Siedzą w tym razem, ale „działają” osobno. Annie Wilkes (żarcik Petersena) stanowczo odmawia współpracy, co z jednej strony bawi Davida, a z drugiej doprowadza do szału. Tak mu się odwdzięcza za utarcie nosa jej prześladowcy? Naprawdę nie zasłużył sobie na odrobinę zaufania?! Mogłaby chociaż nie nadużywać magicznej mikstury – byłby wdzięczny za tę drobną łaskę, bo znacznie utrudnia ucieczkę z nawiedzonej krainy marzeń sennych. Natrętny koszmar w niepokojąco znajomej scenerii. Niezobowiązująca obietnica wprowadzenia do królestwa horroru. Klimat sprzyja takim eksperymentom, wręcz prosi się o jakiegoś nadnaturalnego przybysza. Sugestywne ponurości Sébastiena Drouina.

Śmiertelnie mroźna zima w Górach Skalistych. Szkoła przetrwania w samochodzie osobowym. Niedrogie przedsięwzięcie z efektownymi „wyładowaniami atmosferycznymi”. Kameralny dreszczowiec mocno klimatyczny od niedoświadczonego w pełnym metrażu reżysera. Soczyste „Cold Meat” Sébastiena Drouina. Klaustrofobiczna śnieżna pułapka dla amatorów opowieści nastrojowych. Nietypowe podejście do popularnego motywu w niebanalnej oprawie. Malowniczej scenerii niebezpiecznej. Ponętne widowisko.

2 komentarze: