Szóstego czerwca o szóstej rano w rzymskiej klinice przychodzi na świat dwóch chłopców. Syn amerykańskiego dyplomaty, Roberta Thorna i jego żony Katherine rodzi się martwy, więc mężczyzna w trosce o małżonkę przyjmuje drugie dziecko, którego matka nie przeżyła porodu. Państwo Thorn przez pięć lat szczęśliwie wychowują nie swojego syna Damiena, ale wkrótce w ich otoczeniu zaczyna dochodzić do niecodziennych zdarzeń, które zdają się kumulować w obecności chłopca. Wkrótce Robert dowiaduje się, że wychowuje Antychrysta, który ma za zadanie zniszczyć świat.
„Dziecko Rosemary” (1968), „Egzorcysta” (1973) i właśnie „Omen” to magiczna trójca najbardziej znaczących dla filmowego horroru produkcji satanistycznych, które w czasach swojej świetności skutecznie szokowały i przerażały widzów, inspirując kolejnych twórców tego rodzaju obrazów po dzień dzisiejszy. Richard Donner na podstawie scenariusza Davida Seltzera nakręcił horror, który straszy nawet niektórych współczesnych odbiorców. Nie tylko przetrwał próbę czasu, ale doczekał się również trzech sequeli i remake’u.
„Tu jest [potrzebna] mądrość. Kto ma rozum, niech liczbę Bestii przeliczy: liczba to bowiem człowieka. A liczba jego: sześćset sześćdziesiąt sześć.” Apokalipsa św. Jana
Fabuła, choć przewidywalna, jak na lata 70-te dotyka wielu różnych wątków, ze szczególnym wskazaniem na aspekty religijne i dramat rodzinny. Już od pierwszego pojawienia się Damiena na ekranie całe Zło, nieustannie wyczuwalne podczas seansu, ogniskuje się w jego osobie. Nie tylko twórcy postarali się o ten osobliwy, surowy klimat nadnaturalnej grozy, ale również, a może nawet przede wszystkim odtwórca roli Damiena, Harvey Stephens – chłopiec o słodkiej aparycji z diabelskim błyskiem w oku. Wiele osób twierdzi, że do sukcesu „Omenu” nade wszystko przyczyniła się nagrodzona Oscarem ścieżka dźwiękowa, skomponowana przez Jerry’ego Goldsmitha i rzeczywiście miejscami (szczególnie, gdy słyszymy mrożące krew w żyłach chórki) znacząco potęguje atmosferę grozy, aczkolwiek w moim mniemaniu ma również swoje minusy – szczególnie w trakcie mniejszego napięcia, kiedy nieadekwatnie do sytuacji dudni sielankowymi tonami. Właściwa akcja filmu rozpoczyna się po ukończeniu przez Damiena piątego roku życia, gdy podczas przyjęcia jego opiekunka deklaruje mu całkowite oddanie z wisielczym sznurem na szyi, po czym… skacze. Jeśli ktoś nie zorientował się wcześniej to przełomowy moment seansu, sygnalizujący widzom, że oto mają do czynienia z prawdziwie diabelskim czarnym charakterem – Antychrystem o twarzy aniołka. Następne sceny będą tylko utwierdzać nas w przeświadczeniu zła, drzemiącego w chłopcu – na jego widok zwierzęta w parku safari uciekną w popłochu, a widok kościoła wywoła u niego atak niekontrolowanej paniki. Te drobne incydenty wkrótce wyewoluują w coś znacznie poważniejszego – znający prawdę o Damienie ksiądz zostanie nadziany na pręt, a jego przybrana matka padnie jego ofiarą, w trakcie moim zdaniem najmocniej kojarzącej się z tym obrazem sceny. Ponadto na horyzoncie pojawi się niejaka pani Baylock, nowa niania chłopca, przywodząca na myśl gotycką personę, odzianą w czerń i snującą się po domu, knując coś niegodziwego. Jej konfrontacja z panią Thorn to prawdziwe mistrzostwo operatora i dźwiękowca z licznymi zbliżeniami na oczy w takt złowieszczych chórków. Druga część filmu, choć nie zrezygnuje z tego miejscami trudnego do wytrzymania surowego klimatu grozy skupi się raczej na aspektach detektywistycznych, kiedy to przybrany ojciec Damiena (znakomity Gregory Peck) wraz z nowo poznanym fotografem wyruszy w świat, aby dowiedzieć się jak też zgładzić diabelskie nasienie, naznaczone liczbą 666, która ponoć symbolizuje Szatana, Antychrysta I Fałszywego Proroka. Pytanie tylko, czy Thorn zdoła zabić dziecko? W końcu mimo jego morderczej natury Damien nadal wygląda nadzwyczaj niewinnie…
„Omen” z pewnością jest jednym z tych obrazów, który w dzieciństwie niejednemu widzowi dostarczył sennych koszmarów, bo choć tak na dobrą sprawę unika daleko idącej dosłowności w eksponowaniu najczystszego zła (jak na przykład „Egzorcysta”) to osiada na naszej podświadomości, gdzie zostaje przez długi czas po zakończeniu projekcji. A ostatni słodko-diaboliczny uśmiech Damiena do kamery, będący jego własną improwizacją, sprawi, że nawet największe niedowiarki, choć przez chwilę wyczują obecność prawdziwego zła w swoim otoczeniu. Nazwać „Omen” arcydziełem światowej kinematografii to wielkie niedopowiedzenie – to kamień milowy nurtu satanistycznego, podobnie jak poprzednie „Dziecko Rosemary” i „Egzorcysta”, a co za tym idzie pozycja obowiązkowa dla każdego horrormaniaka.
"Omen" jest jednym z moich ulubionych horrorów! Oglądałam go już kilka razy, tak samo jak "Egzorcyste". Genialne kino grozy.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Uwielbiam ten film! W dzieciństwie rzeczywiście ogromnie mnie przerażał, a widziałam go już kilka razy. Solidny horror z fenomenalnym klimatem i muzyką. Zdecydowanie obowiązkowo każdy miłośnik kina grozy powinien go obejrzeć. Dzięki za świetną recenzję!
OdpowiedzUsuńKlasyka nad klasykami :) Jeśli o mnie chodzi, to ja mam dziwną skłonność do wpadania w przerażenie, ilekroć bohaterem horroru jest dzieciak. Żadne zombiaki, żadne potwory, żadne Freddy Krugery nie mają w sobie tyle grozy, co dziecko. I Omen to jeden z takich obrazów. Grrr. Genialne.
OdpowiedzUsuńZgadzam się- to film o niebywałym charakterze, piorunującą ścieżką dźwiękową, z niepowtarzalnym klimatem. Zawsze powtarzam, że takie działa jak Dziecko Rosemary, Egzorcysta i właśnie Omen to pozycje obowiązkowe- coś na znak szkolnej lektury, którą po prostu trzeba znać.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i dzięki za recenzję:)
Nigdy nie rozumiałam kultowości "Omena". Dla mnie to zwykły średniak. Długi, niestraszny, nużący, nieprzekonująco zagrany i na dłuższą metę nieinteresujący. Przy "Egzorcyście" wygląda jak ubogi krewny.
OdpowiedzUsuńRzeczywiście ,,Omen'' potrafi działać na wyobraźnię. Ja miałam po tym filmie straszne koszmary, ale może dlatego, że byłam dzieckiem, jak oglądałam ową produkcję. Mimo wszytko robił wrażenie.
OdpowiedzUsuńI znowu Melon coś przegapił ;). Tego akurat filmu nie oglądałem, ale obejrzałem jego "wznowienie" z 2006 roku. Ta scena z tą opiekunką była świetna (na swój makabryczny sposób) ;D.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Melon
Gdy oglądałem go jako dziecko, zrobił na mnie ogromne wrażenie - bałem się cholernie. Obejrzałem go ponownie jakiś czas temu, niestety stracił trochę impet do straszenia. Jednak muszę przyznać, że scena na cmentarzu była nadal przerażająca. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńjeden z moich ulubionych horrorów :)
OdpowiedzUsuńponadczasowy "Omen" :)
Ot, klasyka. Oglądałem nawet dość niedawno i po latach okazało się, że film nadal zabija klimatem. Dla mnie bomba
OdpowiedzUsuńA do mnie żaden film z tej świętej trójcy w pełni nie przemówił, zresztą jak wszystkie horrory podchodzące pod satanizmy i inne diabelstwa. Dlatego z Omenów sen z powiek spędzał mi w dzieciństwie raczej Omen II: wydziobywanie oczu i mordercze windy, a nie jakieś tam cudaczne spojrzenia czy uśmiechy pięciolatka.
OdpowiedzUsuńOmen faktycznie klasyk, świetny film grozy, swietny klimat, czapki z głów. jednak osobiście wyżej i to dużo wyżej cenie dziecko rosemary.. Polański to geniusz.
OdpowiedzUsuńWitaj,
OdpowiedzUsuńświetna recenzja. Nie ukrywam, przeczytałbym Twoją recenzję IV części - jestem ciekaw czy podobnie jak ja ją doceniasz, zauważasz jej bogactwo i klimat, czy podobnie jak większosc uważasz ją za niepotrzebną, zaniżającą serię część. Pozdrawiam!