W
małym angielskim miasteczku Beckford zostaje odnalezione ciało Nel
Abbott. Znajduje się w zakolu rzeki przez miejscowych nazywanym
Topieliskiem ze względu na jego historię. W przeszłości utopiło
się się tu kilka kobiet, jak wiele na to wskazuje wybierając ten
sposób na odebranie sobie życia. Najbardziej prawdopodobnym
wyjaśnieniem śmierci Nel Abbott jest więc samobójstwo, ale jej
siostra Jules w to nie wierzy. Kiedy dowiaduje się, że Nel, do
której od lat się nie odzywała nie żyje, a jej piętnastoletnia
córka Lena potrzebuje opieki przybywa do Beckford, w którym się
wychowała, aby zająć się siostrzenicą. Nastolatka nie ma
wątpliwości, że jej matka popełniła samobójstwo, podobnie jak
wielu innych mieszkańców miasteczka. Detektyw inspektor Sean
Townsend uznaje jednak za konieczne przeprowadzenie gruntownego
śledztwa. Tymczasem Jules stopniowo zapoznaje się z faktami z
dorosłego życia swojej siostry niecieszącej się sympatią
miejscowych, głównie z powodu książki, nad którą pracowała,
traktującej o kobietach, które pochłonęło Topielisko.
Spektakularny
sukces „Dziewczyny z pociągu”, bestsellerowej powieści
przeniesionej na ekran przez Tate'a Taylora, najwyraźniej zachęcił
jej autorkę, Brytyjkę Paulę Hawkins, do kontynuowania swojej
pisarskiej przygody z thrillerem psychologicznym. Jej wcześniejsze
publikacje napisane pod pseudonimem Amy Silver zasadzające się
głównie na wątkach romantycznych i obyczajowych nie cieszą się
taką poczytnością, jak pierwotnie wydana w 2015 roku „Dziewczyna
z pociągu”, co może dowodzić, że Paula Hawkins lepiej spisuje
się w mroczniejszej prozie. Pisarka w każdym razie chyba doszła do
przekonania, że zyska więcej czytelników realizując się w
thrillerze psychologicznym, że od czasu publikacji „Dziewczyny z
pociągu” właśnie tego się od niej oczekuje. Mam tylko
nadzieję, że dobrze się w nim czuje, że nie zmusza się do
tworzenia opowieści egzystujących w ramach wspomnianego gatunku
tylko po to, żeby ugruntować swoją pozycję na rynku literackim.
Jej najnowsza powieść, „Zapisane w wodzie”, w ogóle na to nie
wskazuje – właściwie to podczas tej lektury nie mogłam oprzeć
się wrażeniu, że Paula Hawkins czuje się jak w domu, jakby
całkowicie wsiąkła w stylistykę, która przyniosła jej światową
sławę.
Zapewne
niejeden fan „Dziewczyny z pociągu” na te słowa pokręci głową
z niedowierzaniem, ale jeśli mam być szczera muszę przyznać, że
Paula Hawkins omawianą powieścią przeskoczyła swoją poprzednią
publikację. Moim zdaniem „Zapisane w wodzie” plasuje się na
wyższym poziomie niż „Dziewczyna z pociągu”, wyraźnie bowiem
widać, że brytyjska autorka znalazła sposób na efektowniejsze
pogrywanie z czytelnikiem. Nie bez znaczenie jest również
problematyka i miejsce akcji „Zapisane w wodzie” - bliższe
mojemu sercu małomiasteczkowe realia osnute uwierającą, wręcz
gęstą aurą tajemnicy, której korzenie zdają się sięgać XVII
wieku, nawiązywać do procesów kobiet oskarżonych o praktykowanie
czarów i paktowanie z Diabłem. W „Dziewczynie z pociągu” Paula
Hawkins ochoczo eksperymentowała z narracją, dzięki czemu jej
historia zyskała na jakości, nie dziwi więc, że zamiast
zdecydować się na bardziej powszechną konstrukcję postanowiła
nie tyle przy niej pozostać, ile raczej tę koncepcję rozbudować.
Fabula omawianej powieści została ujęta z perspektywy większej
liczby bohaterów niż miało to miejsce w przypadku poprzedniej
książki Hawkins. Żeby tego było mało autorka wykorzystuje różne
narracje - pierwszoosobową, trzecioosobową i moim zdaniem
najciekawszą, bo niezbyt powszechną w tego typu literaturze formę
bezpośredniego zwracania się do osoby zmarłej, wyłuszczania
punktu widzenia Jules tak, jakby kobieta referowała swoje dzieje
nieżyjącej siostrze. Dodajmy do tego kilka retrospekcji
przybliżających czytelnikom traumatyczne przejścia
trzynastoletniej wówczas Jules w 1993 roku i fragmenty książki,
nad którą przed śmiercią pracowała jej siostra, Nel Abbott.
Skupiała się ona na feralnym zakolu rzeki przecinającej ich
rodzinnej miasteczko Beckford, zwanym Topieliskiem. A ściślej na
kobietach, które poczynając od XVII wieku straciły w nim życie.
Nel, co Hawkins jasno daje do zrozumienia, pokusiła się o własną
interpretację tych tragicznych wydarzeń, nie należy więc ślepo
wierzyć we wszystko, co napisała przed śmiercią. Z drugiej
jednak strony jej wersja zaistniałych w przeszłości zdarzeń
wydaje się wielce prawdopodobna, jak zauważa autorka owe
nieszczęsne Topielisko może być czymś na kształt Aokigahara –
lasu w Japonii, do którego przybywają ludzie pragnący ze sobą
skończyć. Nie można jednak nie zignorować alarmistycznej sugestii
przytoczonej w kontrowersyjnej pracy Nel. Zdania, które wskazuje na
to, że Topielisko wcale nie przyciąga jednostek pragnących
popełnić samobójstwo tylko jest miejscem zbrodni. Co z kolei stoi
w jawnej sprzeczności z opisanymi przez Nel zgonami kilku kobiet,
które w przeszłości, również niedalekiej, po raz ostatni
odwiedziły to przeklęte miejsce. Przytoczony przed chwilą
przymiotnik opisujący Topielisko nie jest przypadkowy, bo z
tajemniczych opisów Pauli Hawkins, aż nazbyt wyraźnie przebija
domniemanie skłonu w stronę motywu czarownic. Przedzierając się
przez tę złożoną tajemnicę nie sposób nie ustrzec się
podejrzeń, że autorka tym razem postanowiła zmierzyć się z
wątkiem nadnaturalnym, spróbować swoich sił w tematyce
wybiegającej poza ciasne ramy thrillera psychologicznego, być może
nawet zahaczając o horror. Nie mogę wyjawić, jaki kierunek
ostatecznie obrała, wybór ten jednak uważam za całkowicie
trafiony. UWAGA SPOILER Z drugiej jednak strony nie jestem
absolutnie przekonana, co do tego, że „wejście na tę drugą
ścieżkę” okazałoby się dla Hawkins zgubne, bo zanim
przystąpiła do stopniowego odkrywania tajników całej intrygi dała
mi powody, by przypuszczać, że w stylistyce nastrojowego horroru
również mogłaby się dobrze spisać KONIEC SPOILERA.
„Młodziutką
Libby oskarżono o czary i zaprowadzono nad rzekę. Dlaczego? […]
Dlatego, że ona i jej babcia znały się na roślinach i ziołach,
umiały robić lekarstwa. Wydawało się, że to głupi powód, ale w
bajkach dla dorosłych zawsze roiło się od głupich okrucieństw;
małe dzieci odprawiano spod szkoły, ponieważ miały inny kolor
skóry, bito i zabijano ludzi, którzy czcili nie tego boga, co
trzeba.”
W
„Zapisane w wodzie” Paula Hawkins na pierwszy rzut oka korzysta
ze sprawdzonych zabiegów, to jest pozornie oferuje nam powtórzenie
swojego spojrzenia na literacki thriller psychologiczny. W ogólnym
zarysie tak, ale jeśli wejrzeć głębiej dostrzeże się większe
zdecydowanie autorki w żonglowaniu tak charakterystycznymi dla jej
pióra elementami, pewność siebie, której jeśli spojrzeć przez
pryzmat omawianej powieści brakowało jej podczas pisania
„Dziewczyny z pociągu”. Wówczas mogła jeszcze obawiać się
reakcji czytelników na eksperymentalną formę, którą zdecydowała
się obrać, sukces tej powieści natomiast dodał jej wiatru w żagle
– Hawkins zyskała pewność, że obrała właściwy kierunek, że
jej podejście do thrillera psychologicznego zdobyło akceptację
rzeszy czytelników, a więc nie musiała już powściągać swojego
zamiłowania do kombinowania z formą. A przynajmniej ja tak na to
patrzę. Czytając „Zapisane w wodzie” nie mogłam nie zauważyć,
że wszystkiego jest tutaj więcej niż w „Dziewczynie z pociągu”
- więcej różnych perspektyw, zdecydowanie gęściejsza aura jakże
intrygującej tajemnicy, więcej mylących tropów i zaskakujących
zwrotów akcji, które co ważne doskonale wpasowały się w całość
i jeszcze wnikliwsze studium ludzkich słabości, pragnień i
bolesnych trudów istnienia. W tym ostatnim posiłkowała się
znanymi z „Dziewczyny z pociągu” bezwładnymi,
nieskoordynowanymi, czasem zbyt krótkimi, innymi razy nazbyt
rozbudowanymi zdaniami niezachowującymi stosownej składni, które
początkowo trudno należycie przyswoić. Fenomen tego rozproszonego
stylu polega jednak na tym, że niezwykle łatwo się do niego
przyzwyczaić, z taką mocą w niego wsiąknąć, że z czasem
książka zaczyna praktycznie czytać się sama. Postacie, którym
towarzyszymy pomimo ich mnogości przestają tymczasem być
fikcyjnymi produktami wyobraźni uzdolnionej pisarki, a zaczynają
być traktowani przez odbiorcę jak ludzie z krwi i kości. Na
pierwszy rzut oka doskonale nam znani, może nawet lepiej niż
członkowie naszych rodzin, bo w końcu dostajemy tutaj bezpośredni
wgląd w ich osobowości, wchodzimy w ich umysły – przez cały
czas nie możemy jednak oprzeć się przeświadczeniu, że Hawkins
coś przed nami ukrywa, że pokazuje nam jedynie ułamek ich
jestestwa, celowo zaciemniając rzeczy najistotniejsze. Możemy
spróbować je odkryć, autorka wręcz zachęca nas do tego –
podjąć próbę zgłębienia mrocznego oblicza paru mieszkańców
Beckford, najpierw musimy jednak wyłonić z tego grona głównych
podejrzanych i rzecz jasna nie dać się zwieść licznym, jakże
zmyślnym mylącym zabiegom Hawkins. Nie jest to wcale łatwe – w
moim przypadku próba rozszyfrowania tajemnic małomiasteczkowej
społeczności zaowocowała paranoicznym przekonaniem, że każdy ma
na sumieniu jakieś grzechy, że każda przybliżona przez autorkę
postać miała swój udział w rzekomym zakrojonym na całkiem
szeroką skalę spisku w centrum którego tkwi złowieszcze
Topielisko. Wrażenie wielce niewygodne, bo koncentrujące się na
osobach, do których dzięki staranności Hawkins bardzo się
przywiązałam. Którym głęboko współczułam, których procesy
myślowe były dla mnie całkowicie zrozumiałe, wiarygodnie
uzasadnione okolicznościami i ich jakże zróżnicowanymi
indywidualnymi cechami, w wielu przypadkach ukształtowanymi bardzo
ciężkimi przejściami. Co tylko ugruntowało we mnie przekonanie,
że Paula Hawkins doskonale rozumie mechanizmy działania ludzkiej
psychiki i potrafi sprawić, aby owa empatia nie tyle wzbogacała jej
intrygującą opowieść, ile raczej stawała się głównym
wyznacznikiem wysokiej jakości „Zapisane w wodzie”. Największym
superlatywem jej najnowszego literackiego dziełka.
Jeśli
wierzyć enigmatycznym doniesieniom prasowym filmowcy zamierzają
„pójść za ciosem”, przenosząc na ekran również drugi
thriller psychologiczny Pauli Hawkins. Filmowa odsłona „Dziewczyny
z pociągu” cieszyła się zadowalającą oglądalnością, nikogo
więc nie powinny dziwić plany uraczenia kinomaniaków kolejną
opowieścią wymyśloną przez tę pisarkę. Czytelnicy mogą
zapoznać się z nią już dziś, nie muszą czekać na, jak
podejrzewam, hollywoodzką wersję „Zapisane w wodzie”. Do czego
gorąco ich zachęcam, bo Paula Hawkins w mojej ocenie wzbiła się
tutaj na prawdziwe wyżyny gatunku. Udowodniła, że nie jest autorką
jednego przeboju, a wręcz obdarzyła mnie jeszcze bardziej
interesującą historią, zręcznie podsycając ciekawość
przemyślaną formą, cechującą się większym rozmachem i
zdecydowanie skuteczniejszym wykorzystaniem wybiegów, które
zastosowała w swojej poprzedniej powieści.
Za
książkę bardzo dziękuję wydawnictwu
Szczerze mówiąc poprzednia książka autorki mnie nie zachwyciła. Tę pozycję planuję jednak przeczytać, gdyż wiele osób mówi, że jest inna, lepsza od poprzedniczki.
OdpowiedzUsuńDziewczyna z pociągu strasznie mnie wymęczyła, fabuła niezbyt odkrywcza, a pisarsko to już tragedia. Filmowa adaptacja była o niebo lepsza niż książka, znacznie ciekawiej to wszystko pokazane, męczące wątki skrócone do minimum. Ciekaw jestem tej pozycji, spróbuje, ale gdyby po kilkudziesieciu stronach wydała się słaba, nie będę męczył jej dalej.
OdpowiedzUsuń