Stronki na blogu

środa, 23 października 2019

Eva Garcia Saenz de Urturi „Rytuały wody”


Recenzja przedpremierowa

Minęło kilka miesięcy od śledztwa w sprawie podwójnych zabójstw, które wstrząsnęły Vitorią, ale prowadzący je inspektor Unai López de Ayala nadal zmaga się ze skutkami bezpośredniego starcia z seryjnym mordercą. Obrażenia, które wówczas odniósł sprawiły, że ma trudności z porozumiewaniem się z innymi ludźmi, ale nie robi nic, żeby odzyskać zdolność mowy. Zmienia nastawienie niedługo po odebraniu wezwania na kolejne miejsce zbrodni. Ofiarą jest jego pierwsza dziewczyna, Ana Belen Liano, autorka komiksów posługująca się pseudonimem Annabel Lee oraz jej nienarodzone dziecko. Zwłoki kobiety odnaleziono w górach, wiszące nad kotłem wypełnionym wodą, co jak dowiadują się śledczy, może wskazywać na celtycki rytuał potrójnej śmierci. Śledztwo prowadzi zawodowa partnerka Ayali, inspektor Estibaliz Gauna, a Unai zostaje zaangażowany w charakterze biegłego profilera. Mężczyzna ukrywa przed resztą zespołu swoje wspomnienia związane z ofiarą, nie dzieli się z nimi opowieścią z obozu w Kantabrii, na którym oboje spędzili część lata 1992 roku, gdy mieli po szesnaście lat, pomimo tego, że odkrycia, których wkrótce dokonują policjanci sugerują związek rytualnego zabójstwa Any Belen Liano z tamtym okresem życia Unaia.

Fenomen hiszpańskiego rynku wydawniczego: Eva Garcia Saenz de Urturi, autorka, która w krótkim czasie zrobiła oszałamiającą karierę. Swoją pierwszą powieść, „La vieja familia: La saga de los longevos” opublikowała na Amazonie w 2012 roku, podbijając serca rzeszy czytelników, nie tylko ze swojej rodzimej Hiszpanii, ale po przetłumaczeniu utworu na język angielski, również ze Stanów Zjednoczonych oraz Wielkiej Brytanii. W 2014 roku ukazała się kontynuacja jej debiutanckiej powieści, „Los Hijos de Adan: La saga de los longevos” oraz odrębna publikacja (niezwiązana z tym cyklem), „Pasaje a Tahiti”. Wszystkie te powieści odniosły międzynarodowy sukces, ale jeszcze głośniej o Evie Garcii Saenz de Urturi zrobiło się dwa lata później, po premierze jej „El silencio de la ciudad blanca”, która w Polsce po raz pierwszy ukazała się w 2019 roku pt. „Cisza białego miasta”. To pierwsza część „Trylogii Białego Miasta”, przełożona na ekran przez Daniela Calparsoro. Drugi tom „Los ritos del agua” („Rytuały wody”) swoje pierwsze wydanie miał w 2017 roku, a ostatni, jeszcze nieopublikowany w Polsce, „Los senores del tiempo” rok później. W Hiszpanii sprzedano ponad milion egzemplarzy książek z trylogii o Białym Mieście, co czyni Evę Garcię Saenz de Urturi najlepiej sprzedającą się obecnie powieściopisarką z tamtego rejonu świata.

„Cisza białego miasta”, zgodnie z moimi przewidywaniami, rozkochała w sobie również Polaków. Nikogo więc nie powinno dziwić, że wydawnictwo Muza postanowiło pójść za ciosem i jeszcze w tym samym roku (2019) wypuścić drugą odsłonę „Trylogii Białego Miasta”. Thriller policyjny/kryminał pt. „Rytuały wody” przedstawiający dalsze losy znanych z „Ciszy białego miasta” postaci, z inspektorem Unaiem Lópezem de Ayalą na czele. I kolejną sprawę seryjnych morderstw dokonywanych w Kraju Basków, w prowincji Alava, stolicą której jest rodzinne miasto autorki, Vitoria. Miasto, będące centralnych miejscem akcji „Trylogii Białego Miasta”. Historia opisana w „Rytuałach wody” rozgrywa się kilka miesięcy po wydarzeniach przedstawionych w „Ciszy białego miasta”, które Eva Garcia Saenz de Urturi w wielkim skrócie tutaj przytacza. Tym, którzy czytali poprzedni tom przypomina niedawne dzieje między innymi inspektora Ayali i jego przełożonej, z którą połączyła go miłość, podkomisarz Alby Diaz de Salvatierry, obecnie będącej w ciąży, ale niekoniecznie z nim. Natomiast tym, którzy „Ciszy białego miasta” nie znają, a mają w planach poznać, psując zabawę. Urturi w „Rytuałach wody” zdradza bowiem tożsamość seryjnego mordercy grasującego w Vitorii przed paroma miesiącami, którego historię stopniowo odkrywamy w „Ciszy białego miasta”. Tożsamość, którą w pierwszej odsłonie tego niezwykle poczytnego cyklu autorka, mniej czy bardziej udanie, starała się przed nami ukrywać. Aż do finału. Wniosek z tego taki, że nie należy zaburzać chronologii. Swoją przygodę z inspektorem Ayalą zacząć od „Ciszy białego miasta”. A gdy już się z nią zapoznacie najpewniej nie będziecie potrzebowali żadnych dodatkowych zachęt do sięgnięcia po „Rytuały wody”. Pierwszy tom będzie wystarczającą zachętą do podjęcia dalszego etapu mrocznej przygody u boku bardzo sympatycznego inspektora vitoriańskiego wydziału zabójstw. I pozwolę sobie znowu powróżyć: drugi tom „Trylogii Białego Miasta” nie zostanie gorzej przyjęty przez polskich czytelników od swojego poprzednika. Bo moim skromnym zdaniem „Rytuały wody” nie odstają od „Ciszy białego miasta”. Eva Garcia Saenz de Urturi dosięgła poprzeczki bardzo wysoko zawieszonej w pierwszej części swojego głośnego trzytomowego cyklu kryminalnego. Dała „Rytuałom wody” wszystko to, co świadczy o unikalności jej prozy. Znaki rozpoznawcze: tak mocno charakterystyczne pierwiastki, iż nie mam najmniejszych wątpliwości, że gdyby w moje ręce wpadł jakiś jej niepodpisany utwór, utrzymany w podobnym duchu, jak opowieści o Białym Mieście, to bez trudu zgadłabym, czyja ręka to skreśliła. W „Rytuałach wody”, tak jak w „Ciszy białego miasta” Urturi kładzie nacisk na historyczne aspekty Vitorii i okolic, obficie podlane mistycyzmem. Sceneria, jaką przed naszymi oczami roztacza ta utalentowana autorka, ma w sobie magię. Magię podszytą groźbą w postaci nieuchwytnego mordercy, którego modus operandi nawiązuje do celtyckiego rytuału potrójnej śmierci, gdzie ofiary palono, topiono i wieszano. Wiele wskazuje na to, że pierwsza dziewczyna inspektora Unaia Lópeza de Ayali, której ciało znaleziono w górach zwisające nad zabytkowym kotłem wypełnionym wodą, padła ofiarą kogoś starającego się odtworzyć tamten, wydawać by się mogło, zapomniany rytuał. Z jednym wyjątkiem: kobieta nie została spalona. Na jej ciele znaleziono jednak coś, co każe myśleć detektywom, że oprawca zdecydował się na mniej kłopotliwy substytut tego członu ceremonii potrójnej śmierci. Urturi w „Rytuałach wody” skupia się na wierzeniach Celtów, specyfikę których w sprytny sposób tchnie również w scenerię. Naturalne krajobrazy, ale i zabytkowe budynki, szczegóły architektoniczne i rzecz jasna historyczne niektórych zabytków tchną swoistym celtyckim mistycyzmem (ukłony też dla tłumaczki Katarzyny Okrasko). Stosownie do opowieści rozsnutej na kartach tej książki, diablo ponurym klimatem pozornej nadnaturalności. Bo takiej atmosfery według mnie nie powstydziłby się żaden horror o zjawiskach nadprzyrodzonych, choć w „Rytuałach wody” zagrożenie ma jak najbardziej fizyczną postać. To kolejny morderca z krwi i kości, który zawitał do tej malowniczej krainy, jaką przynajmniej w opowieściach Evy Garcii Saenz de Urturi jest prowincja Alava, a szczególnie jej stolica, Vitoria. Nie minął nawet rok od sfinalizowania śledztwa w sprawie innego seryjnego zabójcy, a inspektor Unai López de Ayala i jego koledzy z pracy muszą zmierzyć się z kolejnym psychopatą bądź psychotykiem, który celuje w ludzi spodziewających się dziecka. Co więcej istnieje możliwość, że tym razem śledczy mają do czynienia z więcej nim jednym zbrodniarzem, że w Vitorii działa niebezpieczna sekta składająca ofiary z ludzi swoim bogom.

Wątek przewodni „Rytuałów wody” rozpoczyna się w listopadzie roku 2016, a kończy w styczniu roku 2017. Narratorem tego ciągu wydarzeń jest główny bohater książki, inspektor Unai López de Ayala, który zmaga się z afazją Broki i świadomością, że może nie być ojcem dziecka, którego spodziewa się jego życiowa partnerka i zarazem przełożona, podkomisarz Alba Diaz de Salvatierra. Postacie te (i wiele innych występujących w „Rytuałach wody”) poznaliśmy już w „Ciszy białego miasta”, w omawianym tomie natomiast autorka pogłębia ich rysy psychologiczne i przedstawia nowe fakty z ich życia. Z przeszłości, która w przypadku Ayali może właśnie dopominać się o większą niż dotychczas uwagę. Co jakiś czas autorka podaje nam rozdziały spisane w trzeciej osobie, które sięgają roku 1992. Eva Saenz de Urturi stopniowo zapoznaje nas z jednym z przełomowych momentów w życiu Unaia, który rozegrał się na obozie w Kantabrii organizowanym przez nauczyciela akademickiego, wykładowcę historii Saula Tovara. Autorka nie ukrywa, że doszło tam do czegoś, o czym główny bohater książki wolałby zapomnieć. Czegoś co miało związek nie tylko z Aną Belen Liano, która jak już wiemy dwadzieścia cztery lata później zostanie zamordowana przez osobę bądź grupę osób, niezdrowo zafascynowanych religią Celtów, ale również z Saulem Tovarem, który w tamtym czasie samotnie wychowywał nastoletnią córkę. Dziewczynkę, która ewidentnie miała wówczas jakiś poważny problem i rozpaczliwie szukała pomocy u niewiele od siebie starszych uczestników letniego obozu, wśród których był także Unai. Nietrudno domyślić się, z czym konkretnie zmagała się ta zagubiona dziewczynka. Chociaż... Autorka przygotowała niespodzianki, które pewnie trochę namieszają w głowach odbiorców „Rytuałów wody”. Nie sądzę jednak, żeby wielu z nich udało się Urturi maksymalnie zaciemnić dosyć złożone rozwiązanie kryminalnej zagadki, z typową dla niej pieczołowitością zbudowanej na kartach drugiego tomu mrocznych przygód inspektora Ayali i jego znajomych. Z jednej strony przydałoby się trochę popracować nad tą niełatwą przecież sztuką wywodzenia w pole długoletnich odbiorców literatury kryminalnej, bo choć nie mogę powiedzieć, że „Rytuały wody” żadnych zaskoczeń mi nie przyniosły, to niestety, istotniejsze szczegóły tej bądź co bądź niebanalnej sprawy przewidziałam. Ale z drugiej strony nie wiem, czy chciałabym, żeby Urturi pozbawiła swoją mroczną opowieść tych wszystkich wskazówek, które naprowadziły mnie na rozwiązanie zagadki rytualnych morderstw, nad którą w umownej teraźniejszości pracuje między innymi główny bohater książki (odjęłabym jednak epilog – już sobie wyobrażam reakcję czytelników na takie potężne niedopowiedzenie. Takie posunięcie na pewno spotęgowałoby i tak niemałą ciekawość ostatnim tomem tego literackiego fenomenu, jakim niewątpliwie jest cała trylogia o Białym Mieście). Bo to wymagałoby przynajmniej uszczuplenia i tak przecież nieobszernych wydarzeń z roku 1992, jeśli nie zrezygnowania z nich. A przecież w retrospekcje wchodziłam równie chętnie jak w aktualne dzieje inspektora Ayali. Letnia sielanka stosunkowo szybko zamienia się w coś, co Unai będzie rozpamiętywał przez całe swoje życie. Coś najprawdopodobniej strasznego nie tylko dla niego, ale i jego najlepszych przyjaciół również uczestniczących w obozie organizowanym przez ogromnego pasjonata historii Saula Tovara. Pomimo tego, że wydarzenia z tego najpewniej feralnego dla między innymi Unaia roku 1992, nie są długie, ich lektura pobudza wyobraźnię nie mniej od dużo szerzej przedstawionego śledztwa w sprawie rytualnych mordów, uatrakcyjnianego dosyć ciężką sytuacją życiową głównego bohatera książki i kobiety, w której ze wzajemnością się zakochał (ciąża i niełatwa przeszłość Alby, problemy zdrowotne Unaia i jeszcze bardziej dotkliwsze dla niego problemy miłosne – wiszące nad nim widmo rozpadu jego związku z Albą, które ma ścisły związek z dzieckiem, którego ojcem może być ktoś inny). Ponadto retrospekcje osnuto równie sugestywnym klimatem nieuchronnie zbliżającego się zagrożenia, może nawet nie jednego, oraz historycznymi, mitologicznymi i pogańskimi emanacjami płynącymi tak naprawdę zewsząd. Z każdego „elementu wystroju” Alavy, która w rękach Evy Garcii Seanz de Urturi kolejny raz zamienia się w krainę rodem z dark fantasy. O tyle o ile, bo siłą pisarstwa tej fenomenalnej Hiszpanki jest między innymi to, że przy całej tej magii, którą niewątpliwie jej opowieści o Białym Mieście promienieją, zachowuje realizm. Jej Vitoria (i okolice) to świat magiczny, ale jednocześnie twarda, niczym nieupiększona rzeczywistość. Nasza rzeczywistość, bo dopóki „Rytuałów wody” nie zakończymy, bardziej będziemy w jej, autorki świecie, niż w naszym własnym, którym pomimo wypracowanej przez Saenz mistycznej otoczki, rządzą takie same prawa jak rzeczywistością, w której sami żyjemy. Bohaterowie „Trylogii Białego Miasta” to zwyczajni ludzi stawiający czoło zwyczajnym zbrodniarzom, których potworne czyny pospolite raczej nie są (zabójstwa inspirowane dawnymi wierzeniami). W urokliwej scenerii tylko pozorującej swój nadnaturalny wymiar.

Ludzi, którzy zakochali się w „Ciszy białego miasta” Evy Garcii Saenz de Urturi, których notabene jest na pęczki, bo i trudno się w tamtej powieści nie rozmiłować, namawiać do kontynuacji podróży u boku inspektora Unaia Lópeza de Ayali nie muszę. Oni zapewne z niecierpliwością wyczekują jej drugiego etapu. I trzeciego, którego polską premierę zaplanowano na rok 2020. Muszę jednak poprosić wszystkich tych fanów thrillerów i kryminałów, którzy z jakiegoś powodu zwlekają z wejściem do Białego Miasta o zagęszczenie ruchów. Bo wierzcie mi do Vitorii (i jej okolic) w wydaniu tej odnoszącej, według mnie w pełni zasłużone, sukcesy na arenie międzynarodowej hiszpańskiej powieściopisarki, zdecydowanie łatwiej jest wejść niż z niej wyjść. Tak wspaniale jest ona przedstawiona! „Rytuały wody”, tak jak „Cisza białego miasta”, (od której zalecam rozpoczęcie mrocznej i mam nadzieję bardzo długiej przygody z twórczością Evy Garcii Saenz de Urturi: tutaj przymilny uśmiech do polskich wydawców) oferują maksymalnie wciągającą, ponurą, brutalną, aczkolwiek nieszafującą bezrozumną makabrą, intrygę. W tym przypadku intrygę silnie zakorzenioną w kulturze Celtów i oczywiście Basków. Złożoną, szczegółowo wyłuszczoną mroczną historię, w której trudno znaleźć choćby jedną powierzchownie wykreśloną postać. Proszę, nie odmawiajcie sobie przyjemności obcowania z czymś takim. Z thrillerem policyjnym, albo jak kto woli kryminałem, który moim zdaniem jest kontynuacją jak najbardziej godną „Ciszy białego miasta”, jednego z moich największych odkryć literackich ostatnich lat. I nie tylko moich.

Za książkę bardzo dziękuję wydawnictwu

3 komentarze:

  1. "Cisza białego miasta" to świetnie napisana książka i całą serię zdecydowanie warto rozpocząć od jej lektury. Będzie ona również wystarczającą zachętą do sięgnięcia po "Rytuał wody" - kolejny tytuł, który wciąga i czyta się go z ogromną przyjemnością. To pełnokrwisty kryminał, w którym spore wrażenie robi fabuła, ale istotne staje się również to, co spotyka głównych bohaterów. Polecamy wraz z Tobą! :)

    OdpowiedzUsuń