Stronki na blogu

sobota, 15 lutego 2020

Shari Lapena „Ktoś, kogo znamy”


Aylesford w stanie Nowy Jork. Olivia Sharpe odkrywa, że jej szesnastoletni syn Releigh włamuje się do domów sąsiadów po to, by przeszukiwać ich komputery. Kobieta zmusza go do wskazania jej domów, które obrał za cel. Choć było ich więcej, Releigh, przyznaje się tylko do myszkowania po lokum nowej mieszkanki Aylesford, Carmine Torres i Roberta Pierce'a, mężczyzny, którego żona Amanda niedawno zaginęła. W tajemnicy przez mężem Paulem i Releighem, Olivia, podrzuca właścicielom domów, do których włamał się jej syn anonimowe listy z przeprosinami. Ale wkrótce zaczyna tego żałować, bo Carmine Torres postanawia nie tylko ostrzec wszystkich sąsiadów przed włamywaczem, ale także zrobić wszystko co w jej mocy, by odkryć jego tożsamość. Mieszkańcami tej spokojnej dotychczas dzielnicy bardziej wstrząsa jednak wiadomość o morderstwie Amandy Pierce. Sprawę prowadzą policyjni detektywi, Webb i Moen, a głównym podejrzanym jest mąż ofiary, Robert. Ale lista podejrzanych sukcesywnie się wydłuża, bo okazuje się, że niektórzy sąsiedzi Amandy mieli motyw i sposobność.

Kanadyjska powieściopisarka Shari Lapena szturmem podbiła światowy rynek wydawniczy „Parą zza ściany”, powieścią pierwotnie wydaną w 2016 roku. Jej kolejne publikacje „Nieznajoma w domu” i „Niechciany gość” również zyskały status bestsellerów i zebrały mnóstwo entuzjastycznych recenzji, tak od zwykłych odbiorców, jak krytyków oraz jej kolegów i koleżanki po piórze. Pomysł na następną powieść Shari Lapenie przyniosła informacja, którą pewnego dnia znalazła w Internecie. Opowieść o nastoletnim chłopcu, który włamał się do domu sąsiadów, by skorzystać z ich wi-fi, gdy chwilowo stracił dostęp do własnego. Lektura tego doniesienia prasowego skłoniła autorkę do rozmyślań nad tym, na jakie jeszcze pomysły może wpaść nastolatek w środku nocy i jakie mogłyby być tego konsekwencje. Te rozmyślania doprowadziły ją obrazu nastoletniego seryjnego włamywacza, który ukradkiem wchodzi nocami do domów sąsiadów po to, by przeszukiwać ich komputery. Potem zaczęła się zastanawiać nad tym, jaka byłaby reakcja matki na wiadomość, że jej syn jest włamywaczem... I w ten sposób w jej głowie zarysował się szkielet fabuły „Ktoś, kogo znamy” (oryg. „Someone We Know”), czwartego znakomicie sprzedającego się thrillera w literackim dorobku Shari Lapeny, który swoją światową premierę miał w 2019 roku. A już na rok 2020 zaplanowano premierę kolejnego dreszczowca Lapeny, zatytułowanego The End of Her".

Sąsiedzkie tajemnice. Wstydliwe uczynki, fałszywe oblicza, zgubne nałogi: wszystko to i jeszcze więcej kryje się w świecie przedstawionym przez Shari Lapenę na kartach dynamicznie rozwijającego się dreszczowca pt. „Ktoś, kogo znamy”. W urokliwej, na pierwszy rzut oka nader spokojnej dzielnicy miasta Aylesford w stanie Nowy Jork. Na jednej z tych ulic, która zdaje się być wręcz idealną przystanią dla przedstawicieli klasy średniej, a przynajmniej postacie wykreowane na potrzeby tej książki cenią sobie życie w tym zakątku Stanów Zjednoczonych. Do czasu. Bo ni z tego, ni z owego ich spokój burzy... nastolatek. A to dopiero początek, ledwie przykrość poprzedzająca problemy nieporównanie wyższej rangi. Powiedzcie: czy możecie być absolutnie pewni, że nikt w tajemnicy przed Wami nie przekracza progów Waszych mieszkań? Czy nie jest możliwe, że podczas Waszej nieobecności w domu, ktoś – ktokolwiek - myszkuje w środku? Na przykład nastoletni chłopak, który kieruje się potrzebą przeglądania cudzych komputerów. Taki fetysz? Coś w tym rodzaju. W każdym razie ów hipotetyczny nastolatek niczego z Waszych mieszkań nie wynosi. W pełni zadowala się włamaniami do komputerów. W społeczeństwie uczulonym na punkcie ochrony danych osobowych, ale jednocześnie paradoksalnie bezmyślnie przechowującym drażliwe treści na urządzeniach mających dostęp do Internetu (o zrzekaniu się prywatność na portalach społecznościowych już nie wspominając), takie występki budzą tym większy niepokój. I gniew, bo przecież nikt nie chce by ktoś nieproszony zaglądał do jego domu i oczywiście komputera... Gdy sekret szesnastoletniego Releigha Sharpe'a wychodzi na jaw (tuż po krótkim wstępie), mimo że Lapena wprost o tym nie pisze, zyskuje się nieomal pewność, że chłopak jest istną skarbnicą wiedzy na temat niektórych jego sąsiadów. A w świetle sprawy zabójstwa jednej z nich, Amandy Pierce... Czy Releigh wie, kto jest mordercą? Nic na to nie wskazuje, ale nie można wykluczyć, że chłopak włamał się też do domu sprawcy, a w takim wypadku prawdopodobnie wpadł mu w oczy jakiś szczegół, który choć sobie tego nie uświadamia, stanowi klucz do rozwiązania zagadki też ohydnej zbrodni. Ktoś dosłownie zmiażdżył głowę Amandy Pierce poprzez wielokrotne uderzenia młotkiem. Jak wskazuje tytuł zapewne był to ktoś, kogo znamy. A przynajmniej wydaje nam się, że zdążyliśmy go poznać. Bo powieści Shari Lapeny mają to do siebie, że obiektywnie rzecz biorąc dopiero na końcu zyskujemy niekwestionowaną wiedzę o wszystkich, albo prawie wszystkich, postaciach. Wcześniej siłą rzeczy dostajemy niepełne obrazy – siłą rzeczy, bo u Lapeny praktycznie każdy może być czarną owcą. Z listy podejrzanych w „Ktoś, kogo znamy” bezpiecznie można wykluczyć Webba i Moen, policyjnych detektywów prowadzących sprawę morderstwa Amandy Pierce. Ale jej sąsiedzi... Tutaj sytuacja jest o tyle skomplikowana, że z jednej strony kilkoro z nich wydaje się być aż za bardzo prawdopodobnymi kandydatami na zabójcę Amandy (jednak wciąż pozostaje możliwość, że Lapena w finale postawi na mniej powszechny, acz wypróbowany już przez pisarzy zwrot akcji polegający na uczynieniu mordercą kogoś nie mniej, a bardziej oczywistego), a innych mój umysł niejako automatycznie zaszufladkował jako osoby ponad wszelką wątpliwość niewinne. Choć przecież Lapena zdążyła mnie już nauczyć, że obcując z jej twórczością takich założeń powinno się wystrzegać. Jeśli rzecz jasna chce się ją przechytrzyć. Wyjść zwycięsko z tej umysłowej potyczki z autorką, zorganizowanej przez nią samą. Wyścigu, którego pomimo usilnych starań nie udało mi się wygrać. Za cienka jestem do aż tak przewrotnego pisarstwa.

„Niechciany gość” pozostaje moim numerem jeden w pisarskim dorobku Shari Lapeny (nie znam jednak całego). „Ktoś, kogo znamy” samą zagadką kryminalną i podłożem społeczno-obyczajowym nie powinien rozczarować stałych odbiorców jej prozy, ale jeśli chodzi o klimat, to radzę spodziewać się czegoś w duchu jej „Pary zza ściany” i „Nieznajomej w domu”, a nie bardziej klaustrofobicznego „Niechcianego gościa”. „Ktoś, kogo znamy” też rodzi przynajmniej coś zbliżonego do dręczącego poczucia zamknięcia w śmiertelnie niebezpiecznej pułapce. Z tego prostego powodu, że akcję Lapena umieściła w pewnym sensie w zamkniętej społeczności. Wprawdzie nie hermetycznej, ale w jakimś stopniu skonsolidowanej. Kanadyjska autorka tym razem bierze pod lupę kwestie sąsiedzkie. To znaczy tworzy różne osobowości zamieszkujące jedną dzielnicę. Obłudników, plotkarzy, prawdziwych przyjaciół, mężów zdradzających swoje żony, wśród których są i takie które nie pozostają im dłużne, kłamców, intrygantów, altruistów i przestępców. Nocne włamania do domów i komputerów praktykowane przez szesnastoletniego Releigha Sharpa, choć godne potępienia, naturalnie nie mogą równać się z morderstwem młodej kobiety z sąsiedztwa. Świadomość, że ktoś zagląda do naszych mieszkań i komputerów nie może być bardziej przerażająca od przekonania, że obok nas żyje człowiek, który w brutalny sposób pozbawił życia naszą sąsiadkę. A skoro raz zabił... Nie można jednak powiedzieć, że w obliczu takiej zbrodni obawa przed włamaniami blednie, że obecność seryjnego włamywacza zupełnie traci na znaczeniu. Choćby nowa mieszkanka problematycznej dzielnicy, Carmine Torres, nie tylko jest żywo zainteresowana tajemniczym (dla niej, nie dla nas) włamywaczem, ale najwyraźniej ta sprawa interesują ją nawet bardziej od sprawy morderstwa Amandy Pierce. Czytelników tymczasem pewnie bardziej będzie zajmować ta poważniejsza zbrodnia, która wkradła się w przynajmniej pozornie spokojne dotychczas życie sąsiadów denatki. Kobiety, która nie cieszyła się wielką sympatią w okolicy, a na pewno nie tutejszych pań. I trudno im się dziwić, gdy już pozna się charakter ofiary, ale jednocześnie Lapena stopniowo będzie odkrywać także grzechy jej sąsiadów. I sąsiadek, bo przynajmniej niektóre z nich nie są takie święte, na jakie się kreują. Solidarność kobieca w „Ktoś, kogo znamy” nie ma racji bytu – Lapena nie stara się wciskać nam bajeczek o dobrych, troskliwych gospodyniach domowych i ich niegodziwych, niewdzięcznych, łotrowatych mężach. W „Ktoś, kogo znamy” tak kobiety, jak mężczyźni dopuszczają się zdrożnych zachowań. I nieprzemyślanych, naiwnych wręcz działalności. Bo jak inaczej nazwać podrzucenie przez Olivię Sharpe anonimów z przeprosinami do właścicieli dwóch domów, do których włamał się jej rodzony syn? Kobieta bynajmniej nie chce by odpowiedział on przed sądem za swoje przestępcze wybryki, a mimo to właśnie ona alarmuje sąsiadów, sygnalizuje innym, że na ich ulicy dochodziło do włamań. Lapena przytomnie na tym przykładzie wyłuszcza jedną zasadniczą zmianę, jaka zaszła w tzw. cywilizowanych społeczeństwach na przestrzeni kilkunastu/kilkudziesięciu lat. Olivia wychowała się w czasach, w których słowo „przepraszam” potrafiło zdziałać cuda. W czasach, w których przyznanie się do błędu i grzeczne przeprosiny pod adresem poszkodowanych nie było uważane za skrajną naiwność, żeby nie rzec głupotę. Ale teraz... Cóż, Olivia w pewnym momencie dochodzi do słusznego skądinąd wniosku, że dzisiaj lepiej się nie ujawniać. Bo nagrodą za przeprosiny najpewniej będzie uprzejmy donos na policję albo pozew cywilny. Tak czy inaczej żyjemy w takich czasach, w których szczerość rzadko popłaca. Dlatego tego rodzaju odwaga cywilna jest, niestety niebezpodstawnie, uważana za posunięcie często jeszcze bardziej szkodliwe dla samego siebie od samego przestępstwa, które się popełniło. Sama akcja „Ktoś, kogo znamy” jest prowadzona w typowym Lapenowskim stylu. W zawrotnym tempie, który jakimś cudem nie pociąga za sobą irytującej pobieżności. Nie zazwyczaj. Sporo dialogów, ale i wystarczająca liczba bardzo treściwych, plastycznych i nierozwlekłych opisów miejsc i sytuacji. W większości przekonujące, niepowierzchowne postacie (tylko portrety Webb i Moen wydawały mi się niedopracowane), konsekwentnie wzrastające napięcie, płynące z coraz to większej liczby źródeł, wraz z wydłużaniem się listy podejrzanych , która u odbiorcy książki prawdopodobnie będzie obszerniejsza od tej kleconej przez policyjnych śledczych. Według mnie najciekawszy, bo i najbardziej tajemniczy i emanujący najsilniejszą niezdefiniowaną groźbą, przypadek w tym niewesołym gronie to Robert Pierce. A osobą najbardziej godną zaufania wydaje się być Olivia Sharpe, ale z drugiej strony nie jest powiedziane, że i ona czegoś istotnego o sobie nie ukrywa. Finał, Proszę Państwa, da Wam odpowiedzi, ale bezsprzecznie nie wszystkie. Jest coś, co nie zostaje wyjaśnione. Coś, co może być furtką do już zaplanowanego sequela, ale równie prawdopodobne jest to, że Shari Lapena chciała po prostu skłonić nas do dłuższych rozmyślań nad tą nielicho emocjonującą opowieścią o... być może również naszych sąsiadach:)

Shari Lapena nie zawodzi. Kolejne satysfakcjonujące spotkanie z twórczością kanadyjskiej autorki, z przytupem realizującej się w gatunku thrillera. „Niechciany gość” nadal plasuje się na szczycie mojej subiektywnej listy książek Lapeny, ale „Ktoś, kogo znamy” według mnie nie odbiega od „Pary zza ściany”, bardzo dobrego dreszczowca tej utalentowanej pisarki („Nieznajoma w domu” według mnie jest odrobinkę słabsza, niemniej zachowuje podobny klimat). To równie emocjonująca opowieść, tym razem o burzliwym życiu sąsiedzkim, w którym nie brakuje nie tak znowu niewinnych tajemnic. I gdzie najprawdopodobniej mieszka osoba, która w bestialski sposób pozbawiła życia młodą kobietę, która z kolei ma wszelkie predyspozycje ku temu, by w naszych umysłach ostać się jako klasyczna femme fatale. Ale to nie jest przesądzone. Tak jak i wszystko inne w światach przedstawionych przez Shari Lapenę. „Ktoś, kogo znamy” to powieść, którą myślę warto polecać sympatykom trzymających w napięciu thrillerów z dosyć silnie zarysowaną warstwą społeczno-obyczajową. I oczywiście kryminałów, i... A co tam, czytajcie wszyscy!

Za książkę bardzo dziękuję wydawnictwu

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz