Karen
i Tom Krupp to szczęśliwe małżeństwo mieszkające na bogatym
przedmieściu Nowego Jorku. Ich dotychczasowe wspólne życie było
zupełnie pozbawione większych trosk. Uważali się za idealną
parę, toczącą wymarzoną egzystencję w spokojnym zakątku Stanów
Zjednoczonych. Wszystko zmienia się w wieczór, podczas którego
dochodzi do wypadku samochodowego w podejrzanej dzielnicy miasta.
Karen po złamaniu kilku przepisów drogowych traci panowanie nad
kierownicą i pojazd uderza w słup linii wysokiego napięcia.
Kobieta doznaje wstrząśnienia mózgu i kilku innych niegroźnych
obrażeń ciała. Od momentu przebudzenia w szpitalu utrzymuje, że
nie pamięta niczego z tego feralnego wieczora. Nie potrafi wyjaśnić
policji i swojemu mężowi, co robiła w owianej złą sławą
dzielnicy, dlaczego przedtem w takim pośpiechu wybiegła z domu i
złamała tyle przepisów ruchu drogowego. I co najistotniejsze nie
jest w stanie powiedzieć detektywom z wydziału zabójstw kim jest
zamordowany tego samego wieczora mężczyzna, z którym tuż przed
jego śmiercią Karen najprawdopodobniej się spotkała. Lekarz
zajmujący się nią w szpitalu twierdzi, że amnezja w przypadku
wstrząśnienia mózgu nie jest niczym niezwykłym i istnieje duża
szansa, że z czasem Karen wszystko sobie przypomni. Policjanci
prowadzący tę sprawę mają jednak wątpliwości co do
prawdomówności kobiety, dopuszczają możliwość symulowania
częściowej utraty pamięci przez ich główną podejrzaną. Tom
także nie potrafi jej zaufać, jest właściwie przekonany, że żona
przez cały czas trwania ich związku coś przed nim ukrywała.
Wkrótce okazuje się, że on również nie był z nią całkowicie
szczery.
Kanadyjka,
Shari Lapena, na rynku literackim zadebiutowała w 2008 roku
powieścią „Things Go Flying”, która otrzymała nominację do
Sunburst Award. W 2012 roku ukazała się jej druga książka,
„Happiness Economics”, którą nominowano do Stephen Leacock
Memorial Medal for Humour, a w 2016 roku odniosła całkiem spory
międzynarodowy sukces dzięki pierwszemu thrillerowi w swojej
pisarskiej karierze zatytułowanemu „Para zza ściany”.
Poczytność, jaką cieszy się owa publikacja i ogrom pozytywnych
recenzji, które zebrała, najprawdopodobniej stanowiły największą
zachętę dla Lapeny, aby na dłużej zatrzymać się przy tym
gatunku literackim. Kolejny dreszczowiec jej autorstwa, „Nieznajoma
w domu”, ukazał się rok później i zdążył już zebrać wiele
słów pochwalnych od zwykłych czytelników, krytyków i innych
pisarzy.
„Para
zza ściany” to jedno z moich większych odkryć literackich
ostatnich lat. Fenomenalny thriller, który obudził we mnie
podejrzenie (ale nie pewność), że właśnie obserwuję narodziny
wielkiej gwiazdy, że jeśli tylko zdecyduje się ona pozostać przy
gatunku, dzięki któremu rozsławiła swoje nazwisko ma dużą
szansę dołączyć do panteonu najwartościowszych współczesnych
autorów powieściowych dreszczowców. Lektura „Pary zza ściany”
tak bardzo przypadła mi do gustu, że po najnowszą książkę Shari
Lapeny sięgnęłam niejako w ciemno – nazwisko i przynależność
gatunkowa były jedynymi danymi, którymi kierowałam się podczas
wyboru lektury. Nie zapoznawałam się ze skrótowym opisem fabuły
„Nieznajomej w domu”, ani tym bardziej z jej recenzjami
opublikowanymi w Sieci, bo uznałam to za zbędny trud. „Para zza
ściany” natchnęła mnie tak silnym postanowieniem przyjrzenia się
kolejnemu thrillerowi Lapeny, jeśli tylko takowy pojawi się w
Polsce, że absolutnie nic, żadne krytyczne słowa nie były w
stanie odwieść mnie od tego zamiaru. Mimo wszystko nie pozwalałam
sobie na zbyt duży entuzjazm, na wszelki wypadek zawsze staram się
tłumić w sobie nadzieję, bo to pozwala uniknąć wielu
rozczarowań. Choć oczywiście nie zawsze ta sztuka mi się udaje,
ciągle pracuję nad zabijaniem tej przeklętej emocji, dlatego jak
na razie odnoszę jedynie częściowe sukcesy. Właśnie taki
niepełny sukces odniosłam w przypadku nastawienia do „Nieznajomej
w domu” - wmówiłam sobie, że książka nie będzie wielką
bombą, że pewnie zaobserwuję lekki spadek formy tej kanadyjskiej
powieściopisarki, ale jednocześnie pozwoliłam sobie na
przekonanie, że omawiany thriller okaże się na tyle dobry, żebym
nie miała poczucia kompletnej straty czasu. I faktycznie, teraz nie
wyrzucam sobie wyboru tej powieści, ale zgadza się również to, że
dostrzegłam w niej pewien spadek jakości w porównaniu do „Pary
zza ściany”. Uwidacznia się on w przewidywalności - właściwie
przez cały czas o jeden krok wyprzedzałam autorkę. Może się to
wydawać niewiele. Jeden kroczek to prawie tyle co nic, ważne, że
już na początku nie rozszyfrowałam zakończenia... Ale w przypadku
takiej konstrukcji fabularnej wspomniany mankament znacznie zyskuje
na sile, nie pozwala odbierać tej opowieści w sposób, jaki
próbowała narzucić autorka, ten najbardziej satysfakcjonujący, bo
oszałamiający niespodziewanymi uderzaniami. Bombami, które nagle,
bez żadnego ostrzeżenia zmieniają obraz całości, zmieniają
nasze nastawienie do pierwszoplanowych postaci i kształt kryminalnej
intrygi mozolnie rozpracowywanej przez dwóch detektywów z wydziału
zabójstw. Nie wiem jak inni, ale ja miałam trochę czasu, żeby
oswoić się z nową rewelacją i to jeszcze zanim Shari Lapena ją
zaserwowała. A przez to, że nie mogłam mieć absolutnej pewności
co do prawdziwości swoich podejrzeń zanim nie zostały one
potwierdzone przez samą autorkę, przez wątpliwości, które do
tego czasu siłą rzeczy mi towarzyszyły o piorunującym efekcie nie
mogło być mowy. Częściową winę za przewidywalność ponosi moja
znajomość stylu Shari Lapeny – „Para zza ściany” powiedziała
mi czego powinnam wypatrywać, jaką perspektywę przyjąć i na co
zwracać największą uwagę, bo Lapena w „Nieznajomej w domu”
wykorzystała podobne zabiegi narracyjne. Wątpię jednak, żeby
ciągle udawało mi się wyprzedzać autorkę o ten jeden nieszczęsny
krok, gdyby swojej historii nie skleiła z tak popularnych motywów,
z wątków, które wielokrotnie były już wałkowane zarówno przez
powieściopisarzy, jak i scenarzystów. Tak, bez wątpienia
przyczyniły się one do naznaczenia tej powieści niemałym stopniem
przewidywalności, ale z mojego punktu widzenia przyniosły one tej
historii także dużą korzyść.
Kryminalna
intryga rozpoczyna się w momencie spowodowania wypadku przez Karen
Krupp, gospodynię domową mieszkającą na przedmieściu ze swoim
mężem Tomem. Ten wątek zostaje zawiązany już na początku
powieści, Shari Lapena zanim jeszcze pozwoli nam dobrze zapoznać
się z głównymi bohaterami „Nieznajomej w domu” opisuje
wydarzenie, które jak można się tego spodziewać skomplikuje ich
dotychczas bezproblemowy związek. Zaraz potem autorka przechodzi do
nieoryginalnego, acz wciąż bardzo chwytliwego motywu częściowej
utraty pamięci przez Karen i nie mniej znanego podejrzenia postaci
ponoć dotkniętej amnezją o zabójstwo jeszcze wówczas
niezidentyfikowanego mężczyzny. W tym momencie rodzą się pytania,
czy kobieta rzeczywiście dopuściła się zbrodni, o którą jest
podejrzewana i czy nie symuluje utraty wspomnień z tego feralnego
wieczora, aby zwiększyć swoje szanse w nieuchronnie zbliżającym
się starciu z wymiarem sprawiedliwości. Karen ewidentnie coś
ukrywa, już na początku żaden odbiorca „Nieznajomej w domu”
nie powinien mieć co do tego żadnych wątpliwości, ale nie jest
takie pewne, że jej tajemnice mają jakiś związek z morderstwem
popełnionym w podejrzanej dzielnicy Nowego Jorku. Pomimo tego, że
wiadomo ponad wszelką wątpliwość, iż tego samego wieczora
przebywała na miejscu zbrodni, że zostawiła tam coś, co do niej
należało, i że w wielkim pośpiechu opuściła chylący się ku
upadkowi budynek, w którym znaleziono podziurawione zwłoki
mężczyzny. Pytania szybko zaczynają się mnożyć, pojawia się
coraz więcej wątpliwości, grono podejrzanych zaczyna się
rozrastać, a czytelnik nabiera coraz większej pewności, że ma do
czynienia z dużo bardziej złożoną intrygą od tej zasugerowanej w
pierwszej partii książki. Z opowieścią ulepioną z kilku motywów
bardzo dobrze znanych każdemu długoletniemu wielbicielowi filmowych
i literackich thrillerów, które stapiają się ze sobą w tak
naturalny, niewymuszony sposób, że wprost nie można nie
przyklasnąć biegłości Shari Lapeny w tej dziedzinie. Autorka
wykorzystuje wyżej wspomniane i kilka innych wątków (których nie
przedstawię, ażeby nikomu nie odebrać potencjalnego elementu
zaskoczenia) charakterystycznych dla tego gatunku do zbudowania
swojej własnej opowieści, w której nie znajdziemy żadnych, albo
przynajmniej poważnych, przejawów zaniedbywania stopnia
prawdopodobieństwa. Lapena nie naciąga faktów, nie zaniedbuje
logiki sytuacyjnej, nie pląta się w swojej relacji, nie brakuje jej
konsekwencji tj. ani na chwilę nie zapomina o podrzuconych wcześniej
dowodach, o zasygnalizowanych tropach, które aż proszą się o
jakąś interpretację. Przedstawiona przez nią intryga jest zwarta,
spójna i bardzo prawdopodobna, a i portretom psychologicznym
najważniejszych postaci nie można wyrzucać żadnych istotnych
zaniedbań. Kanadyjka każdą płaszczyznę „Nieznajomej w domu”
portretuje w sposób zwięzły, nie wdając się w rozwlekłe opisy
miejsc, sytuacji i emocji towarzyszących czołowym uczestnikom tego
„dramatu”, w dodatku cały czas pilnując aby akcja nie zwalniała
zanadto na dłużej niż to jest konieczne i oczywiście często
nadając jej jeszcze większy pęd od tego narzuconego w początkowej
partii powieści. A najciekawsze w tym wszystkim jest to, że
dynamizm nie przykrywa aspektów psychologicznych, nie utrudnia
procesu „wnikania w skórę” pierwszoplanowych bohaterów przez
czytelnika, nie ma się wrażenia śledzenia losów papierowych
postaci, które byłyby nam kompletnie obojętne. Budzą silne
podejrzenia, współczucie, sympatię i antypatię i właśnie
zmuszenie mnie do obrania tych skrajnie różnych postaw względem
nich uważam za największe osiągnięcie Shari Lapeny w tym
konkretnym projekcie.
„Nieznajoma
w domu” to nie „Para zza ściany” - osobom zaznajomionym z
pierwszym thrillerem Shari Lapeny radzę nie nastawiać się na taki
sam, moim zdaniem bardzo wysoki, poziom podczas zasiadania do lektury
jej najnowszego dreszczowca. Tak na wszelki wypadek, bo oczywistym
jest, że moje przekonanie o lekkim spadku formy tej kanadyjskiej
powieściopisarki nie znajdzie odzwierciedlenia u absolutnie
wszystkich odbiorców tych dwóch publikacji. Część czytelników
może nawet dojść do wniosku, że „Nieznajoma w domu”
przewyższa poprzedni thriller Lapeny, ale jeśli ktoś mnie pytałby
o zdanie to bez namysłu wskazałabym „Parę zza ściany” jako
zwyciężczynię tego umownego starcia. Niemniej omawianą powieść
również muszę polecić fanom gatunku, ponieważ to że uważam to
dokonanie za nieco słabsze od poprzedniego wcale nie oznacza, że
nie dostarczyło mi ono żadnej przyjemności.
Za
książkę bardzo dziękuję wydawnictwu
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz