„Myślisz, że Annie Wilkes była zła? Sprawdź tę mrożącą krew w żyłach historię Charliego Cullena, przyjaznego pielęgniarza, który mógł zabić kilkuset pacjentów, zanim został złapany” - Stephen King o nominowanym do Edgar Award i uhonorowanym Goodreads Choice Award za najlepszą książkę non-fiction, owocu sześcioletniej wytężonej pracy wielokrotnie nagradzanego amerykańskiego dziennikarza Charlesa Graebera (m.in. nagroda Overseas Press Club za wybitne dziennikarstwo międzynarodowe oraz nagroda New York Press Club za najlepszy reportaż roku dla magazynu). Graeber urodził się w stanie Iowa i studiował medycynę. Współautor licznych tekstów publikowanych między innymi w „The New Yorker”, „New York Magazine”, „The New York Times” i różnych czasopismach naukowych. Gościł w CNN, NPR (National Public Radio) i innych rozgłośniach radiowych. Obecnie mieszka w Nantucket w stanie Massachusetts i w Brooklynie w stanie Nowy Jork. W 2018 roku ukazała się jego książka naukowa, „The Breakthrough: Immunotherapy and the Race to Cure Cancer”, a pięć lat wcześniej swoją światową premierę miała jego wyczerpująca relacja poświęcona Charlesowi Cullenowi, amerykańskiemu seryjnemu mordercy zwanemu aniołem śmierci, któremu udowodniono zabicie dwudziestu dziewięciu osób, a przyznał się co najmniej do czterdziestu zbrodni. Przypuszcza się, że w rzeczywistości mógł pozbawić życia nawet czterysta osób, co czyniłoby go jednym z najskuteczniejszych, najpłodniejszych seryjnych zabójców w historii.
Sześć lat zajęło Charlesowi Graeberowi gromadzenie materiałów i przelewanie na papier zatrważającej historii Charlesa Cullena. Autor „Dobrego opiekuna. Prawdziwej historii o medycynie, szaleństwie i morderstwach” (oryg. „The Good Nurse: A True Story of Medicine, Madness, and Murder”) przedarł się przez tony akt i przeprowadził mnóstwo rozmów z niektórymi osobami, które odegrały jakąś rolę w tej tragicznej „sztuce”. Także z samym Charlesem Cullenem, który można powiedzieć wyróżnił Charlesa Graebera. Wtrącony za kratki niedobry pielęgniarz nie miał w zwyczaju spotykać się osobiście z przedstawicielami prasy, ale dla Graebera zrobił wyjątek, mimo że nie był przychylnie nastawiony do jego projektu. Odpowiadał na pytania swojego interlokutora, mając świadomość, że przynajmniej część z tych mniej czy bardziej szczerych wypowiedzi znajdzie się w książce, której, jak twierdził, bynajmniej nie wyczekiwał. W „Dobrym opiekunie”, naturalnie za zgodą zainteresowanej, zostało ujawnione nazwisko jednej z głównych bohaterek tej przerażającej historii. „Agentka Amy” na własne życzenie została zdekonspirowana. Opowiedziała o swojej przyjaźni z Charliem Cullenem i roli jaką odegrała w jego zatrzymaniu. Tajna informatorka, która być może ocaliła setki istnień.
Krysty Wilson-Cairn, scenarzystka między innymi zjawiskowej „Ostatniej nocy w Soho” w reżyserii Edgara Wrighta, na podstawie najpoczytniejszej z dotychczasowych książek Charlesa Graebera, opracowała skrypt thrillera, który, jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, szerszej publiczności zostanie przedstawiony już w 2022 roku na Netfliksie pod tytułem „The Good Nurse”. Reżyserii podjął się Tobias Lindholm, twórca między innymi „Polowania” (2012) i „Wojny” (2015), a główne role powierzono Eddiemu Redmayne'owi oraz Jessice Chastain. W związku z tym szykowanym już wydarzeniem wydawnictwo Zysk i S-ka - też na 2022 rok - przygotowało pierwsze polskie wydanie literackiego pierwowzoru, który przypomnijmy, swoją światową premierę miał aż dziewięć lat wcześniej. Pierwowzoru filmowego przedsięwzięcia pod kierownictwem artystycznym Tobiasa Lindholma, poświęconego niesławnej osobie Charlesa Edmunda Cullena. Dyplomowanego pielęgniarza, który w trakcie swojej szesnastoletniej kariery w wyuczonym zawodzie, unicestwił nieustaloną ilość ludzkich istnień. Zdaje się, że on sam nie jest w stanie podać dokładnej liczby swoich ofiar. Dziesiątki na pewno, ale nie brakuje takich, których nie zdziwiłoby (już nie), gdyby okazało się, że Charlie Cullen ma na sumieniu setki osób. Pacjentów różnych szpitali, w których grał idealnego pielęgniarza. Grał? Charles Graeber w swoim „Dobrym opiekunie. Prawdziwej historii o medycynie, zbrodni i morderstwach” nie udziela jasnej odpowiedzi na pytanie, czy główny podmiot jego tutejszych badań z premedytacją wcielał się w tytułową rolę, czy był po prostu człowiekiem pełnym sprzeczności. Z opisów autora można wywnioskować, że Charlie jest osobowością psychopatyczną, on sam jednak unika tego określania. Co innego socjopata – to słowo przynajmniej raz pada w „Dobrym opiekunie” w odniesieniu do tego „pustego naczynia”. „W człowieku siedzącym naprzeciwko nie wyczuwa zła. Nie ma tam furii czy żądzy mordu. Jest pustka, okropna nicość. Zawaliła się ściana. Nic za nią nie ma. W tej chwili wie, że Charlie nie jest Charliem. Nie znała go, bo właściwie nie było niczego do poznania”. W opracowaniach na temat tak zwanych psychopatów i socjopatów, analizach stricte naukowych i pozycjach popularnonaukowych z łatwością można natrafić na między innymi takie konkluzje (inne słowa, ten sam sens). Ludzie puści, w jak najbardziej dosłownym znaczeniu tego słowa. Z wyczerpującego reportażu Charlesa Graebera na temat Charlesa Cullena wynika, że wyżej przytoczona obserwacja została poczyniona przez „agentkę Amy”, przyjaciółkę seryjnego mordercy. Co swoją drogą przypomniało mi Ann Rule, koleżankę innego amerykańskiego seryjnego mordercy Teda Bundy'ego. Charlie, podobnie jak Bundy, miał sympatyczną powierzchowność. Miły, uczynny, pracowity, całkiem przystojny, ale czytając „Dobrego opiekuna” odniosłam wrażenie, że - inaczej niż „słodki Ted” - częściej budził w płci przeciwnej coś bardziej zbliżonego do instynktu opiekuńczego niźli był obiektem miłosnych westchnień. Nie należy jednak przez to rozumieć, że był wiecznym kawalerem. Wręcz przeciwnie, trochę poważniejszych, tj. dłużej trwających związków, „duchowy braciszek” Annie Wilkes z „Misery” Stephena Kinga, zdążył zbudować w swoim stanowczo nazbyt długim życiu na wolności. A właściwie położyć fundamenty pod bliższe relacje z kobietami, które jak myślały, odwzajemniały jego miłość. Ich pewnie sięgnęły strzały Amora, ale czy to samo można powiedzieć o Charliem? „Dobry opiekun” Charlesa Graebera i tej wątpliwości nie rozwieje. Prawdę mówiąc, nie zdziwiłabym się, gdyby sam Charles Cullen nie był w stanie odpowiedzieć na to i wiele innych pytań dotyczących jego osoby. Nie otworzył się całkowicie przed Charlesem Graeberem, czy po prostu nie znał odpowiedzi? Nie znał siebie? Może dlatego, że „nie było niczego do poznania”.
„Praca przy sprawie Cullena przypominała, że pod kitlami i fartuchami żyją po prostu ludzie. A to było straszne. Pracownicy wydziału zabójstw znali ludzi i wiedzieli, do czego są zdolni.”
„Dobry opiekun. Prawdziwa historia o medycynie, szaleństwie i morderstwach” pióra Charlesa Graebera to nie tylko biografia seryjnego mordercy, ale także, jeśli nie przede wszystkim, opowieść o branży medycznej. A właściwie jej małym fragmencie. Paru placówkach medycznych, które nie uznały za stosowne powiadomić odpowiednich organów państwowych o odkrytych nieprawidłowościach. „Nieprawidłowościach” - eufemizm roku! Graeber w swoich wypowiedziach medialnych podkreślał, że nie chciał tutaj wchodzić w buty sędziego. Starał się ograniczyć do suchych, w pełni obiektywnych informacji. Fakty, nie opinie. Zapoznając się z tym „traktatem o biznesie medycznym” mimo wszystko można dojść do wniosku, że autor ma mocno krytyczny stosunek do przełożonych zabójczego pana piguły, który siłą rzeczy udziela się czytelnikowi. (Siłą wyśmienitej narracji Graebera – ależ obrazowe opisy, charakterystyczny, żeby nie powiedzieć oryginalny styl. Gratulacje też dla tłumacza Jacka Spólnego, który raczej nie miał łatwego zadania.) A zatem autor jest stronniczy? Zajmuje twarde stanowisko w sprawie szpitale, w których pracował Charlie kontra reszta amerykańskiego społeczeństwa? Nie jestem pewna. Jeśli rzeczywiście trzymał się faktów, nie przeinaczał, nie wypaczał, nie naginał danych tak, by przedstawić w niekorzystnym świetle między innymi przełożonych Cullena, to właściwie nie musiał już niczego od siebie dodawać. Jeśli to wszystko prawda – a nie mam powodów, by kwestionować przedstawiony przez niego materiał na temat potwornych zdarzeń w paru amerykańskich placówkach medycznych – to dowody mówią same za siebie. A może tylko poszlaki? W każdym razie autor „Dobrego opiekuna” wspomina, że tak zwani medyczni seryjni mordercy to naprawdę twardy orzech do zgryzienia dla przedstawicieli organów ścigania. Takie sprawy zwykle opierają się wyłącznie na poszlakach. Chyba że delikwent, częściej delikwentka, się przyzna. Najbardziej w zbrodniczej działalności Charlesa Cullena przeraziła mnie swoboda, jaką się cieszył. To było wręcz dziecinnie proste. I nie poza wszelkim podejrzeniem. Czy to mnie oburzyło? Tak. Czy zaskoczyło? Absolutnie nie. Zamiast reagować, udajemy, że problemu nie ma. Sprawnie i po cichu sprzątamy własne podwórko, wyciszamy sprawę, umywamy rączki i... pozwalamy, by złoczyńca przeniósł się w inny rejon. Wyniki dochodzeń wewnętrznych przeprowadzonych w niektórych miejscach pracy morderczego pielęgniarza może i nie przeszłyby w sądzie, ale być może tyle by wystarczyło do wszczęcia szerzej zakrojonego, policyjnego śledztwa. A może nie, co pokazuje pierwsze z przybliżonych w „Dobrym opiekunie” spotkań pracowników jednego ze szpitali, w którym pracował tytułowy antybohater książki ze znajomym policjantem. Ale kto szuka, prędzej czy później znajdzie. Prędzej czy później osoby, które podejrzewały Charlesa Cullena o zbieranie morderczego żniwa także w ich miejscach pracy, z pewnością trafiłyby na takich zdeterminowanych, zawziętych, niebojących się ciężkiej, nader skomplikowanej i niesamowicie czasochłonnej roboty, detektywów (z wydziału zabójstw w Somerset w New Jersey), jak Tim Braun i Danny Baldwin. Tak zupełnie szczerze, to nie mam najmniejszych wątpliwości, że przełożeni Cullena zdecydowanie szybciej zaprzęgliby do pracy mundurowych niż wszystkie pozostałe osoby z otoczenia seryjnego mordercy ze strzykawką. Charlie wstrzykiwał zabójcze dawki między innymi takich środków jak insulina i digoksyna wybranym pacjentom placówek medycznych, w których akurat pracował. A gdy robiło się gorąco, gdy trafiał na szczyt listy podejrzanych, zwykle dostawał wybór: złożyć wypowiedzenie i odejść z pozytywnymi lub neutralnymi referencjami albo zaryzykować w najlepszym wypadku zwolnienie w trybie dyscyplinarnym, a w najgorszym więzienie. Łatwo się domyślić, co wybierał Charlie. Nie był głupi. Za to trochę wycofany – nie prowadził bujnego życia towarzyskiego, ale też nie był jakimś zatwardziałym milczkiem, tym bardziej pustelnikiem – mający swoje, jak myślano, niegroźne dziwactwa (na przykład wędrówki z krzesłami), ewidentnie pogubiony i nader często targający się na własne życie. A raczej tak zabiegający o uwagę. Narcyz, patologiczny kłamca, który z całkowitą obojętnością przyjmował nawet mniej lub bardziej zawoalowane zarzuty od swoich przełożonych. Był tak pewny swego (jeśli tak, to trudno mu się dziwić – przez kilkanaście lat jego zbrodniczej działalności praktycznie włos mu z głowy nie spadł) czy niezwyczajnie niczego nie czuł? Poważny deficyt emocjonalny i nieopanowanie znanej niejednemu psychopacie sztuki odgrywania emocji przed innymi? Albo uznał, że nie warto się wysilać. Nie tak, jak choćby przy Amy Loughren, koleżance z pracy. Niewykluczone, że najbliższej osobie w jego, jak by nie patrzeć, nieszczęśliwym życiu. Trudne dzieciństwo, nieudane związki, kłopoty finansowe i mieszkaniowe, ale chociaż miał zajęcie, które lubił... Tak, długotrwałe bezrobocie mu nie groziło. Bo byli tacy, którzy przede wszystkim kierowali się interesem firmy i zasobnością swoich portfeli? Bo byli tacy, dla których ważniejsze od życia ludzkiego było uniknięcie skandalu? Charles Graeber ani nie zaprzecza, ani nie potwierdza. Warto jeszcze nadmienić, że w „Dobrym opiekunie” aż roi się od przypisów – ponad dwieście, choć część z nich spokojnie można by wcielić do podstawowego tekstu. Zgromadzono je na końcu tej publikacji i choć wolę, gdy przypisy są u dołu strony, do której nawiązują (wygodniejsza dla mnie forma), to tutaj uznaję to za usprawiedliwione „oszałamiającą” długością niektórych z nich.
„Dobry opiekun. Prawdziwa historia o medycynie, szaleństwie i morderstwach” autorstwa amerykańskiego dziennikarza i pisarza celującego w literaturę faktu, Charlesa Graebera, z pewnością nie jest odpowiednią lekturą dla osób mających w bliższej perspektywie dłuższy pobyt w szpitalu (istnieje ryzyko odklepania miejsca) i tym bardziej dla tych, którzy już są na miejscu (istnieje ryzyko ucieczki). Ale pozostałym jak najbardziej polecam. Solidna true crime story. Bogata w szczegóły opowieść nie tylko o seryjnym mordercy. Elektryzujący thriller medyczny przechodzący w nie mniej trzymający w napięciu i zdumiewający kryminał. Plus postscriptum. Niepokojąca sztuka w trzech aktach z życia wyjęta.
Za książkę bardzo dziękuję wydawnictwu
Posiadam tę książkę i mam zamiar w niedługim czasie się za nią zabrać.
OdpowiedzUsuń