Stronki na blogu

czwartek, 10 listopada 2022

„Lśnienie w ciemności. Dla uczczenia dwudziestolecia Lilja's Library”

 
STEPHEN KING, JACK KETCHUM, P.D. CACEK, STEWART O'NAN, BEV VINCENT, CLIVE BARKER, BRIAN KEENE, RICHARD CHIZMAR, KEVIN QUIGLEY, RAMSEY CAMPBELL, EDGAR ALLAN POE, BRIAN JAMES FREEMAN, JOHN AJVIDE LINDQVIST

Z okazji dwudziestolecia Lilja's Library, strony internetowej poświęconej Stephenowi Kingowi, jej założyciel Hans-Åke Lilja zorganizował dwunastodaniową ucztę literacką dla miłośników historii z dreszczykiem. Zgromadził dwanaście opowiadań od mniej i bardziej znanych w światku horroru piór pod dachem „Shining in the Dark: Celebrating Twenty Years of Lilja's Library”, który po raz pierwszy zaprezentował się w roku 2017 z logo amerykańskiej oficyny Cemetery Dance, założonej przez Richarda Chizmara, który też przekazał na ten cel jedną ze swoich opowieści. Połowa zawartości niniejszej antologii to zupełne świeżynki – niepublikowane wcześniej – a pozostałe, przynajmniej w Stanach Zjednoczonych, pokazywały się jedynie na łamach różnych czasopism. Premierowe polskie wydanie przygotowało Wydawnictwo Zysk i S-ka na rok 2022 pod tytułem „Lśnienie w ciemności. Dla uczczenia dwudziestolecia Lilja's Library”. Edycja w twardej oprawie z obwolutą, którą „pokolorowała” Urszula Gireń. Z angielskiego przełożył Jarosław Skowroński.

Moje podium. „Koniec wszystkich rzeczy” Briana Keene'a, autora między innymi powieści „Noc zombie” i „Miasto żywych trupów” z cyku „The Rising”. Opowiadanie koncentruje się na mężczyźnie, który tęsknie wypatruje końca świata. Każdego ranka wychodzi ze swojego samotnego domku z nadzieją, że ziści się któryś z jego apokaliptycznych scenariuszy. Jednego dnia wyczekuje ostatecznej katastrofy klimatycznej, innym razem liczy na uderzenie meteorytu, a jeszcze innym na wybuch największej pandemii w historii ludzkości, nie wyłączając zarazy zombizmu. Nietypowe pragnienia, które stopniowo zostaną wyjaśnione. Bardzo bolesna historia, potężny ładunek nieutulonego, rozdzierającego duszę żalu, niemogącego znaleźć ujścia gniewu – to niemożliwe – i obezwładniającej samotności. Pozorna ghost story, faktycznie w nieustępujących ani na milimetr szponach rozpaczy.

John Ajvide Lindqvist, szwedzki mistrz literackiego horroru, który w swojej bibliografii ma choćby takie powieści jak „Powroty zmarłych” i przebojowe, dwukrotnie przeniesione na ekran „Wpuść mnie”, w swojej skromniejszej objętościowo „Księdze strażnika” zaprasza do gry „Zew Cthulhu”, odkrytej przez oczytanego nastolatka, przekonanego, że czeka go świetlana przyszłość. Arogancki młody człowiek, który przypadkiem znalazł sposób na zaistnienie w licealnym środowisku. Stał się mistrzem gry, planszówki opartej na twórczości Howarda Phillipsa Lovecrafta. Rozchwytywany organizator zabaw z dreszczykiem. Podczas jednego z takich spotkań chłopak doświadcza czegoś bardzo dziwnego. A niedługo potem dociera do niego, że zyskał nieodłącznego towarzysza; nieludzki stworzenie, kreaturę, której najwyraźniej nikt poza nim nie jest w stanie ani zobaczyć, ani nawet wyczuć. Solidny lovecraftian horror. Klimatyczny aromat mitologii Cthulhu na frapującej ścieżce fabularnej. Szaleństwo czy niewyobrażalna rzeczywistość? Przebudzenie zabójczego instynktu? W tle samotna nastoletnia wyspa regularnie nawiedzana przez niszczycielskie zjawiska atmosferyczne. Stylowo i z ważnym przesłaniem.
W „Sieci” mistrza bezkompromisowej prozy Jacka Ketchuma i Patricii Diany Joy Anne Cacek (P.D. Cacek) na naszych oczach spotykają się dwie połówki soczystego albo zgniłego jabłka. Poznali się na czacie, a potem przenieśli swoją znajomość na drogę mailową, gdzie szybko odkryli, że sporo ich łączy. Na przykład miłość do kotów (tutaj ukłon w stronę powieści „Cujo” Stephena Kinga). Nie wymienili się zdjęciami ani numerami telefonów, za to kobieta w końcu ujawnia swój adres. Niezły suspens. Wiesz, że coś złego się wydarzy, możesz nawet przeczuwać, co konkretnie, ale mojego zainteresowania to bynajmniej nie umniejszało. Wręcz przeciwnie, napięcie ciągle rosło. Genialna w swojej prostocie i ku przestrodze: zalecamy ostrożne obchodzenie się z internetem.

Zaraz za podium umieściłam takich oto wojowników. „Towarzysz” Ramseya Campbella, który fanom literackiej grozy dał między innymi takie powieści, jak „Zły wpływ”, „Najciemniejsza część lasu” i „Bezimienni”, podąża za mężczyzną, który czas wolny najchętniej spędza w wesołych miasteczkach. I właśnie w takiej scenerii go spotykamy. Po skorzystaniu z jednej z tutejszych atrakcji, kieruje się do sąsiedniego lunaparku. Nie czuje się dobrze w tłumie, szuka intymności i wygląda na to, że dobrze trafił. Stary park rozrywki świeci pustkami. Idealnie dla naszego bohatera! Co prawda nie jest wielkim miłośnikiem tego rodzaju atrakcji, ale z jakiegoś powodu postanawia najpierw przejechać się Pociągiem Duchów. Pięknie frustrująca gra z oczekiwaniami czytelnika – przygotowywanie na ciosy, które w ostatniej chwili są wstrzymywane. A na końcu tej podstępnie rozczarowującej trasy... Zagranie wprawdzie niezbyt oryginalne, ale wreszcie owionęło mnie konkretniejsze nadnaturalne(?) tchnienie. 
Mowne serce” mistrza nad mistrzami Edgara Allana Poego, czyli starszy pan musi zniknąć. Taki werdykt wydaje narrator, który ma serdecznie dość czujnego oka swojej przyszłej ofiary. Uporczywie się weń wpatrującego, zasnutego bielmem, wstrętnego oka. Prześladowca, którego najwyższy czas się pozbyć. Mężczyzna obmyśla makabryczny plan (uwzględnia w nim również poćwiartowanie zwłok) i chyżo wprowadza go w życie. Morderstwo (nie)doskonałe. Szaleńcze, nerwowe, histeryczne, paranoiczne. Cały Poe!
Brian James Freeman, twórca między innymi powieściowej serii kryminalnej z porucznikiem Jonathanem Stride'em, przedstawia „Miłość matki”. Poruszającą opowieść o mężczyźnie odwiedzającym swoją ukochaną rodzicielkę w domu opieki, gdzie z najprawdziwszym bólem serca jakiś czas temu sam ją umieścił. Nie miał wyboru, ktoś bowiem musiał zarobić na ich utrzymanie. A teraz znowu musi zrobić coś, czego nie chce. Z miłości. Ściskająca serce historia z zaskakującym finałem. Arcytrudne życiowe wybory – słuszne czy fatalne? Na to pytanie każdy odbiorca musi odpowiedzieć sobie sam.

Teksty według mnie trochę powyżej średniej. „Niebieski kompresor. Opowiadanie grozy” honorowego gościa tego literackiego przyjęcia, Stephena Kinga. Wynajął pewien mężczyzna domek przy plaży, a potem odwiedził właścicielkę tej nadspodziewanie przestronnej nieruchomości. Żonę jego przyjaciela, którą zamierza poprosić o merytoryczną ocenę jego opowiadania. Zbyt chaotyczne, jak dla mnie, ale miało być czyste szaleństwo, więc... Zaintrygowały mnie natomiast rzadko stosowane w beletrystyce wtrącenia odautorskie. King nieproszony wpycha się na scenę. Właściwie przeze mnie jak najbardziej mile widziany; z tego pomieszania z poplątaniem najbardziej zajmujące okazały się dla mnie komentarze prawdziwego sprawcy tego „ambarasu”. Uwielbiam te osobiste dodatki Kinga.

Aeliana” Beva Vincenta, którego kojarzę jedynie z antologią opowiadań „17 podniebnych koszmarów”, którą zredagował razem ze Stephenem Kingiem, to rzecz o drapieżniku nieco przypominającym kota, który może przybierać też ludzką postać: małej dziewczynki. Pewnej nocy ta samotna istota zostaje zaskoczona przez parę policjantów na miejscu zbrodni. Ucieka do swojej aktualnej kryjówki, która tym razem okazuje się zawodna. Albo nie. Bo oto samotny drapieżnik znajduje przyjaciółkę, policjantkę, która z jej pomocą zamierza dopaść seryjnego zabójcę grasującego w mieście. Taka trochę bajka, choć dość brutalna. Szybko przelatuje i smutno się kończy. Bezproblemowa rzecz.
Kolejne kuriozum od mojego ulubionego eksperta od prozy ekstremalnej. „Pidgin i Theresa” Clive'a Barkera. Anielica zabiera podobno dobrego człowieka do Królestwa Niebieskiego. Wbrew jej zamiarom, papuga i żółwica człowieka, którego poniosła do Nieba, przybierają ludzkie postaci. I mają swoje podejrzenia względem ich dotychczasowego „świętego właściciela”. Garść cierpkich obserwacji świata, w którym tak naprawdę wszyscy żyjemy. Łyżka soli do ogródka Homo sapiens. Pokręcona akcyjka z odrażającą końcówką. Charakterystyczny smrodzik Clive'a Barkera:)
Cmentarny taniec” Richarda Chizmara – tego od pudełka Gwendy – to coś o mężczyźnie, który przychodzi nocą. Na cmentarz. W kieszeni ma jakiś ważny świstek papieru i to on popycha go do działania. Czyli odwiedzenia grobu dziewczyny zajmującej szczególne miejsce w jego sercu? Między innymi. Smaczne, ale mogłoby być bardziej treściwe – jestem przekonana, że dałoby się wycisnąć więcej z tej, bądź co bądź, niewyszukanej koncepcji. Choćby w przestrzeni retrospektywnej.

Na koniec opowiadania, które w moich oczach usytuowały się poniżej przeciętnej. „Opowieść o Holocauście” Stewarta O'Nana (m.in. „Śnieżne anioły”, „Królowa odjazdu” i „Twarz w tłumie”, krótsza historia napisana wespół ze Stephenem Kingiem) to według mnie jedyny nie-horror w omawianym zbiorku. Naszego przewodnika autor nazywa Opowieścią o Holocauście, co odebrałam jako swoistą skargę na definiowanie artystów poprzez ich dzieła. tj. niedostrzeganie człowieka tylko jego osiągnięcia. Swego rodzaju odczłowieczanie w przestrzeni publicznej. Centralna postać w tym świecie przedstawionym zyskała sławę dzięki luźno opartej na faktach powieści, która niebawem trafi na wielkie ekrany. Oczywiście w trochę innym kształcie, co bynajmniej nie cieszy autora literackiego pierwowzoru. Taki już los pisarza. I jeszcze te spotkania z czytelnikami. Inni może to lubią, ale Opowieść o Holocauście najchętniej w ogóle nie wychodziłby ze swojego wygodnego mieszkanka. Mała obyczajowa budowla, jak sam tytuł wskazuje, wzniesiona na tragicznym fundamencie, ale nie poruszyła mnie tak jak powinna. Jakaś taka bez smaku, nijaka.
Najdłuższy występ w tej antologii zaliczył Kevin Quigley. „Wciągnięty w ogień” przypomniał mi „Jakiś potwór tu nadchodzi” Raya Bradbury'ego (czyżby ukłonik?), ale nie należy przez to rozumieć, że stawiam te utwory w jednym rzędzie. Nigdy w życiu! Dobrze się zapowiadało – trzech zaprzyjaźnionych chłopców w tajemnicy przed rodzicami organizuje sobie nocną wycieczkę do Świata Strachu, parku rozrywki dla miłośników grozy. U celu wita ich podejrzany, śliski jegomość, po czym wprowadza do najstraszniejszego przybytku w tym nietypowo cichym lunaparku dla odważnych. Jak można się tego spodziewać, to pułapka. Dom ciem i innych śmiertelnie niebezpiecznych atrakcji. Niewykorzystany potencjał. Z recepty na sukces powstała wprost nie do wiary nużąca opowieść o słusznie przerażonych małych klientach mrocznego człowieka, któremu chyba wydaje się, że wielkim poetą jest. W każdym razie jego rymowanki brzmią infantylnie nawet w uszach kilkuletnich nieszczęśników, na których właśnie zarzucił swoją wybitnie lepką sieć.

Nie ukrywam, że po takiej ferajnie spodziewałam się czegoś więcej. Taki gwiazdozbiór z najmroczniejszej beletrystycznej ziemi z całą pewnością stać na więcej. To mogła być istna bomba atomowa w świecie literackiego horroru; w każdym razie pozycja obowiązkowa dla miłośników opowieści z dreszczykiem. „Lśnienie w ciemności. Dla uczczenia dwudziestolecia Lilja's Library” raczej nie będzie bezcenną zdobyczą czytelników, którym horror w duszach gra, ale i nie sądzę, że wielu uzna ją za całkowicie bezwartościową. Mnie nawet przez myśl nie przeszło. Niedosyt jest, ale bez przesady. Było dobrze, naprawdę dobrze. A że narobiłam sobie smaku na nie wiadomo co, to już wyłącznie mój problem. Bez związku ze sprawą:)

Za książkę bardzo dziękuję wydawnictwu

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz