STEPHEN
KING, JACK KETCHUM, P.D. CACEK, STEWART O'NAN, BEV VINCENT, CLIVE
BARKER, BRIAN KEENE, RICHARD CHIZMAR, KEVIN QUIGLEY, RAMSEY CAMPBELL,
EDGAR ALLAN POE, BRIAN JAMES FREEMAN, JOHN AJVIDE LINDQVIST
Z
okazji dwudziestolecia Lilja's Library, strony internetowej
poświęconej Stephenowi Kingowi, jej założyciel Hans-Åke Lilja
zorganizował dwunastodaniową ucztę literacką dla miłośników
historii z dreszczykiem. Zgromadził dwanaście opowiadań od mniej i
bardziej znanych w światku horroru piór pod dachem „Shining in
the Dark: Celebrating Twenty Years of Lilja's Library”, który po
raz pierwszy zaprezentował się w roku 2017 z logo amerykańskiej
oficyny Cemetery Dance, założonej przez Richarda Chizmara, który
też przekazał na ten cel jedną ze swoich opowieści. Połowa
zawartości niniejszej antologii to zupełne świeżynki –
niepublikowane wcześniej – a pozostałe, przynajmniej w Stanach
Zjednoczonych, pokazywały się jedynie na łamach różnych
czasopism. Premierowe polskie wydanie przygotowało Wydawnictwo Zysk
i S-ka na rok 2022 pod tytułem „Lśnienie w ciemności. Dla
uczczenia dwudziestolecia Lilja's Library”. Edycja w twardej
oprawie z obwolutą, którą „pokolorowała” Urszula Gireń. Z
angielskiego przełożył Jarosław Skowroński.
Moje
podium. „Koniec wszystkich rzeczy” Briana Keene'a,
autora między innymi powieści „Noc zombie” i „Miasto żywych
trupów” z cyku „The Rising”. Opowiadanie koncentruje się na
mężczyźnie, który tęsknie wypatruje końca świata. Każdego
ranka wychodzi ze swojego samotnego domku z nadzieją, że ziści się
któryś z jego apokaliptycznych scenariuszy. Jednego dnia wyczekuje
ostatecznej katastrofy klimatycznej, innym razem liczy na uderzenie
meteorytu, a jeszcze innym na wybuch największej pandemii w historii
ludzkości, nie wyłączając zarazy zombizmu. Nietypowe pragnienia,
które stopniowo zostaną wyjaśnione. Bardzo bolesna historia,
potężny ładunek nieutulonego, rozdzierającego duszę żalu,
niemogącego znaleźć ujścia gniewu – to niemożliwe – i
obezwładniającej samotności. Pozorna ghost story,
faktycznie w nieustępujących ani na milimetr szponach rozpaczy.
John
Ajvide Lindqvist, szwedzki mistrz literackiego horroru, który w
swojej bibliografii ma choćby takie powieści jak „Powroty
zmarłych” i przebojowe, dwukrotnie przeniesione na ekran „Wpuść
mnie”, w swojej skromniejszej objętościowo „Księdze
strażnika” zaprasza do gry „Zew Cthulhu”, odkrytej
przez oczytanego nastolatka, przekonanego, że czeka go świetlana
przyszłość. Arogancki młody człowiek, który przypadkiem znalazł
sposób na zaistnienie w licealnym środowisku. Stał się mistrzem
gry, planszówki opartej na twórczości Howarda Phillipsa
Lovecrafta. Rozchwytywany organizator zabaw z dreszczykiem. Podczas
jednego z takich spotkań chłopak doświadcza czegoś bardzo
dziwnego. A niedługo potem dociera do niego, że zyskał
nieodłącznego towarzysza; nieludzki stworzenie, kreaturę, której
najwyraźniej nikt poza nim nie jest w stanie ani zobaczyć, ani
nawet wyczuć. Solidny lovecraftian horror. Klimatyczny aromat
mitologii Cthulhu na frapującej ścieżce fabularnej. Szaleństwo
czy niewyobrażalna rzeczywistość? Przebudzenie zabójczego
instynktu? W tle samotna nastoletnia wyspa regularnie nawiedzana
przez niszczycielskie zjawiska atmosferyczne. Stylowo i z ważnym
przesłaniem.
W
„Sieci” mistrza bezkompromisowej prozy Jacka
Ketchuma i Patricii Diany Joy Anne Cacek (P.D. Cacek) na naszych
oczach spotykają się dwie połówki soczystego albo zgniłego
jabłka. Poznali się na czacie, a potem przenieśli swoją znajomość
na drogę mailową, gdzie szybko odkryli, że sporo ich łączy. Na
przykład miłość do kotów (tutaj ukłon w stronę powieści
„Cujo” Stephena Kinga). Nie wymienili się zdjęciami ani
numerami telefonów, za to kobieta w końcu ujawnia swój adres.
Niezły suspens. Wiesz, że coś złego się wydarzy, możesz nawet
przeczuwać, co konkretnie, ale mojego zainteresowania to bynajmniej
nie umniejszało. Wręcz przeciwnie, napięcie ciągle rosło.
Genialna w swojej prostocie i ku przestrodze: zalecamy ostrożne
obchodzenie się z internetem.
Zaraz
za podium umieściłam takich oto wojowników. „Towarzysz”
Ramseya Campbella, który fanom literackiej grozy dał między innymi
takie powieści, jak „Zły wpływ”, „Najciemniejsza część
lasu” i „Bezimienni”, podąża za mężczyzną, który czas
wolny najchętniej spędza w wesołych miasteczkach. I właśnie w
takiej scenerii go spotykamy. Po skorzystaniu z jednej z tutejszych
atrakcji, kieruje się do sąsiedniego lunaparku. Nie czuje się
dobrze w tłumie, szuka intymności i wygląda na to, że dobrze
trafił. Stary park rozrywki świeci pustkami. Idealnie dla naszego
bohatera! Co prawda nie jest wielkim miłośnikiem tego rodzaju
atrakcji, ale z jakiegoś powodu postanawia najpierw przejechać się
Pociągiem Duchów. Pięknie frustrująca gra z oczekiwaniami
czytelnika – przygotowywanie na ciosy, które w ostatniej chwili są
wstrzymywane. A na końcu tej podstępnie rozczarowującej trasy...
Zagranie wprawdzie niezbyt oryginalne, ale wreszcie owionęło mnie
konkretniejsze nadnaturalne(?) tchnienie.
„Mowne
serce” mistrza nad mistrzami Edgara Allana Poego, czyli
starszy pan musi zniknąć. Taki werdykt wydaje narrator, który ma
serdecznie dość czujnego oka swojej przyszłej ofiary. Uporczywie
się weń wpatrującego, zasnutego bielmem, wstrętnego oka.
Prześladowca, którego najwyższy czas się pozbyć. Mężczyzna
obmyśla makabryczny plan (uwzględnia w nim również poćwiartowanie
zwłok) i chyżo wprowadza go w życie. Morderstwo (nie)doskonałe.
Szaleńcze, nerwowe, histeryczne, paranoiczne. Cały Poe!
Brian
James Freeman, twórca między innymi powieściowej serii kryminalnej
z porucznikiem Jonathanem Stride'em, przedstawia „Miłość matki”.
Poruszającą opowieść o mężczyźnie odwiedzającym swoją
ukochaną rodzicielkę w domu opieki, gdzie z najprawdziwszym bólem
serca jakiś czas temu sam ją umieścił. Nie miał wyboru, ktoś
bowiem musiał zarobić na ich utrzymanie. A teraz znowu musi zrobić
coś, czego nie chce. Z miłości. Ściskająca serce historia z
zaskakującym finałem. Arcytrudne życiowe wybory – słuszne czy
fatalne? Na to pytanie każdy odbiorca musi odpowiedzieć sobie sam.
Teksty
według mnie trochę powyżej średniej. „Niebieski
kompresor. Opowiadanie grozy” honorowego gościa tego
literackiego przyjęcia, Stephena Kinga. Wynajął pewien mężczyzna
domek przy plaży, a potem odwiedził właścicielkę tej
nadspodziewanie przestronnej nieruchomości. Żonę jego przyjaciela,
którą zamierza poprosić o merytoryczną ocenę jego opowiadania.
Zbyt chaotyczne, jak dla mnie, ale miało być czyste szaleństwo,
więc... Zaintrygowały mnie natomiast rzadko stosowane w
beletrystyce wtrącenia odautorskie. King nieproszony wpycha się na
scenę. Właściwie przeze mnie jak najbardziej mile widziany; z tego
pomieszania z poplątaniem najbardziej zajmujące okazały się dla
mnie komentarze prawdziwego sprawcy tego „ambarasu”. Uwielbiam te
osobiste dodatki Kinga.
„Aeliana”
Beva Vincenta, którego kojarzę jedynie z antologią opowiadań „17
podniebnych koszmarów”, którą zredagował razem ze Stephenem
Kingiem, to rzecz o drapieżniku nieco przypominającym kota, który
może przybierać też ludzką postać: małej dziewczynki. Pewnej
nocy ta samotna istota zostaje zaskoczona przez parę policjantów na
miejscu zbrodni. Ucieka do swojej aktualnej kryjówki, która tym
razem okazuje się zawodna. Albo nie. Bo oto samotny drapieżnik
znajduje przyjaciółkę, policjantkę, która z jej pomocą zamierza
dopaść seryjnego zabójcę grasującego w mieście. Taka trochę
bajka, choć dość brutalna. Szybko przelatuje i smutno się kończy.
Bezproblemowa rzecz.
Kolejne
kuriozum od mojego ulubionego eksperta od prozy ekstremalnej. „Pidgin
i Theresa” Clive'a Barkera. Anielica zabiera podobno
dobrego człowieka do Królestwa Niebieskiego. Wbrew jej zamiarom,
papuga i żółwica człowieka, którego poniosła do Nieba,
przybierają ludzkie postaci. I mają swoje podejrzenia względem ich
dotychczasowego „świętego właściciela”. Garść cierpkich
obserwacji świata, w którym tak naprawdę wszyscy żyjemy. Łyżka
soli do ogródka Homo sapiens. Pokręcona akcyjka z odrażającą
końcówką. Charakterystyczny smrodzik Clive'a Barkera:)
„Cmentarny
taniec” Richarda Chizmara – tego od pudełka Gwendy –
to coś o mężczyźnie, który przychodzi nocą. Na cmentarz. W
kieszeni ma jakiś ważny świstek papieru i to on popycha go do
działania. Czyli odwiedzenia grobu dziewczyny zajmującej szczególne
miejsce w jego sercu? Między innymi. Smaczne, ale mogłoby być
bardziej treściwe – jestem przekonana, że dałoby się wycisnąć
więcej z tej, bądź co bądź, niewyszukanej koncepcji. Choćby w
przestrzeni retrospektywnej.
Na
koniec opowiadania, które w moich oczach usytuowały się poniżej
przeciętnej. „Opowieść o Holocauście” Stewarta
O'Nana (m.in. „Śnieżne anioły”, „Królowa odjazdu” i
„Twarz w tłumie”, krótsza historia napisana wespół ze
Stephenem Kingiem) to według mnie jedyny nie-horror w omawianym
zbiorku. Naszego przewodnika autor nazywa Opowieścią o Holocauście,
co odebrałam jako swoistą skargę na definiowanie artystów poprzez
ich dzieła. tj. niedostrzeganie człowieka tylko jego osiągnięcia.
Swego rodzaju odczłowieczanie w przestrzeni publicznej. Centralna
postać w tym świecie przedstawionym zyskała sławę dzięki luźno
opartej na faktach powieści, która niebawem trafi na wielkie
ekrany. Oczywiście w trochę innym kształcie, co bynajmniej nie
cieszy autora literackiego pierwowzoru. Taki już los pisarza. I
jeszcze te spotkania z czytelnikami. Inni może to lubią, ale
Opowieść o Holocauście najchętniej w ogóle nie wychodziłby ze
swojego wygodnego mieszkanka. Mała obyczajowa budowla, jak sam tytuł
wskazuje, wzniesiona na tragicznym fundamencie, ale nie poruszyła
mnie tak jak powinna. Jakaś taka bez smaku, nijaka.
Najdłuższy
występ w tej antologii zaliczył Kevin Quigley. „Wciągnięty
w ogień” przypomniał mi „Jakiś potwór tu nadchodzi”
Raya Bradbury'ego (czyżby ukłonik?), ale nie należy przez to
rozumieć, że stawiam te utwory w jednym rzędzie. Nigdy w życiu!
Dobrze się zapowiadało – trzech zaprzyjaźnionych chłopców w
tajemnicy przed rodzicami organizuje sobie nocną wycieczkę do
Świata Strachu, parku rozrywki dla miłośników grozy. U celu wita
ich podejrzany, śliski jegomość, po czym wprowadza do
najstraszniejszego przybytku w tym nietypowo cichym lunaparku dla
odważnych. Jak można się tego spodziewać, to pułapka. Dom ciem i
innych śmiertelnie niebezpiecznych atrakcji. Niewykorzystany
potencjał. Z recepty na sukces powstała wprost nie do wiary nużąca
opowieść o słusznie przerażonych małych klientach mrocznego
człowieka, któremu chyba wydaje się, że wielkim poetą jest. W
każdym razie jego rymowanki brzmią infantylnie nawet w uszach
kilkuletnich nieszczęśników, na których właśnie zarzucił swoją
wybitnie lepką sieć.
Nie
ukrywam, że po takiej ferajnie spodziewałam się czegoś więcej.
Taki gwiazdozbiór z najmroczniejszej beletrystycznej ziemi z całą
pewnością stać na więcej. To mogła być istna bomba atomowa w
świecie literackiego horroru; w każdym razie pozycja obowiązkowa
dla miłośników opowieści z dreszczykiem. „Lśnienie w
ciemności. Dla uczczenia dwudziestolecia Lilja's Library” raczej
nie będzie bezcenną zdobyczą czytelników, którym horror w
duszach gra, ale i nie sądzę, że wielu uzna ją za całkowicie
bezwartościową. Mnie nawet przez myśl nie przeszło. Niedosyt
jest, ale bez przesady. Było dobrze, naprawdę dobrze. A że
narobiłam sobie smaku na nie wiadomo co, to już wyłącznie mój
problem. Bez związku ze sprawą:)
Za
książkę bardzo dziękuję wydawnictwu
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz