czwartek, 16 stycznia 2014

„Nie oglądaj się teraz” (1973)


Córeczka Johna i Laury Baxter topi się w ich przydomowym stawie w Anglii. Jakiś czas później John dostaje od biskupa zlecenie odrestaurowania zdewastowanego kościoła w Wenecji. Mężczyzna zabiera ze sobą żonę, która po krótkim pobycie we Włoszech zaprzyjaźnia się z dwiema siostrami, z których jedna, niewidoma, utrzymuje, że jest medium i kontaktuje się z jej zmarłą córeczką. Uszczęśliwiona Laura próbuje przekonać męża, co do prawdziwości słów jasnowidzki nie tylko odnośnie kontaktu z ich córką, ale również grożącego mu niebezpieczeństwa, aczkolwiek sceptycznie nastawiony do wszelkich zjawisk nadprzyrodzonych John nie daje wiary słowom żony, pomimo widywanej od czasu do czasu dziecięcej postaci, przemykającej w jego pobliżu.

Tworząca w XX wieku znakomita angielska pisarka, Daphne du Maurier, pomimo bogatej bibliografii nie mogła pochwalić się zbyt licznymi adaptacjami swojej prozy, aczkolwiek miała to szczęście, że ilekroć jakiś śmiały reżyser już decydował się wykorzystać jej pomysły to robił to naprawdę po mistrzowsku – dowodem choćby „Rebeka” (1940) i „Ptaki” (1963) (Alfred Hitchcock chyba czuł słabość do jej twórczości), ale również osławione brytyjsko-włoskie dzieło Nicolasa Roega, „Nie oglądaj się teraz”, będące adaptacją opowiadania du Maurier.

Zdobywca nagrody BAFTA za najlepsze zdjęcia i kilku nominacji do tejże i innych statuetek. Osławione dzieło Nicolasa Roega od początku do końca bazuje tylko i wyłącznie na typowym dla brytyjskiego kina grozy, surowym klimacie niezdefiniowanego zagrożenia, od czasu do czasu przemykającego gdzieś poza pierwszym planem, ale poza finałem nieukazującego swojego prawdziwego oblicza. Pod względem narracji bardzo przypomina „Dziecko Rosemary” Polańskiego oraz „Opętanie” Żuławskiego – stawia na bardzo trudną sztukę ewokacji grozy z wykorzystaniem wyłącznie atmosfery i relacji międzyludzkich. Taki zabieg, choć wykorzystany do maksimum, a co za tym idzie niejednokrotnie delikatnie niepokojąc zdezorientowanego prezentowanymi, pozornie niezwiązanymi ze sobą wydarzeniami widza, pociąga za sobą również w kilku momentach odrobinę znużenia powolnymi najazdami kamery na rzeczy nieistotne dla fabuły – kilka takich ujęć można było z powodzeniem wyciąć. Jednakże owe monotonne zapętlenia są chyba jedynym rzucającym się w oczy mankamentem, ponieważ samej historii oraz środkom jej przekazu naprawdę nie można niczego zarzucić.

Fabuła skupia się na małżeństwie Baxterów, znakomicie wykreowanym przez Donalda Sutherlanda i Julie Christie – ich osobistej tragedii, stracie małej córeczki oraz pobycie w Wenecji, w której wkrótce będą miały miejsce właściwe, niepokojące wydarzenia, poruszające się głównie w estetyce nurtów giallo i ghost story. Próbująca pogodzić się ze stratą córeczki Laura poznaje niewidomą kobietę utrzymującą, że kontaktuje się z jej latoroślą oraz jej zaborczą siostrę, z czego jej mąż bynajmniej nie jest zadowolony. Jasnowidzka twierdzi, że dziewczynka, którą widuje nosi przeciwdeszczowy, czerwony płaszczyk, co dla jej matki jest wystarczającym dowodem jej prawdomówności, bowiem w momencie utonięcia w stawie mała miała go na sobie. Ponadto kobieta utrzymuje, że Johnowi grozi niebezpieczeństwo, że jego córka próbuje ostrzec go przed jakimś niezdefiniowanym zagrożeniem. Racjonalny z natury Baxter nie daje wiary słowom medium i stara się przekonać swoją żonę do zerwania z nią wszelkich kontaktów, ale jednocześnie sam jest świadkiem dziwnych wydarzeń. Omal nie ginie podczas pracy przy restaurowaniu starego kościoła oraz co jakiś czas widuje przemykającą nieopodal małą osóbkę w czerwonym płaszczyku. Ponadto jakimś zbiegiem okoliczności bywa świadkiem odnalezienia w kanałach zwłok zamordowanych kobiet przez nieznanego, grasującego po Wenecji seryjnego zabójcę. Roegowi wręcz po mistrzowsku udało się obnażyć brzydotę turystycznej kolebki, niezmiennie ukazywanej w kinematografii w samych malowniczych superlatywach. Reżyser, na przekór tym mitom postawił na wszechobecną degradację tak odrapanych, obrastających brudem budynków, jak i samych kanałów zapełnionych lurowatą, mętną wodą, dodatkowo odrzucającą wizualnie, bo kryjącą ciała bestialsko zamordowanych kobiet. Jednakże owy wątek, tak typowy dla giallo, choć istotny dla właściwej interpretacji fabuły, przez cały seans toczy się gdzieś na obrzeżach właściwej akcji, obracającej się wokół estetyki nurtu ghost story, która z kolei przez wzgląd na brak jakiejkolwiek dosłowności, monotonnego przebiegu oraz niezmiennego ustępowania miejsca relacjom międzyludzkim, przegrywa w starciu z psychologią, na którą twórcy kładą szczególny nacisk, mocno sugerując, że klucz do rozwiązania zagadki, połączenia wszystkich tych pozornie niezwiązanych ze sobą wątków tkwi w charakterystyce bohaterów. Czy oznacza to zatem, że nastawiony na czystą grozę widz nie ma czego szukać w niniejszym obrazie? Absolutnie nie! Już za sam surowy klimat oraz niemożność rozszyfrowania prawdziwego źródła naszego niepokoju należą się reżyserowi brawa. Ale nie tylko jemu, bowiem największym katalizatorem grozy oprócz przybrudzonych, klimatycznych zdjęć jest ścieżka dźwiękowa, skomponowana przez włoskiego mistrza, Pino Donaggio, będąca kompilacją prawdziwie mrocznych tonów z tymi sielankowymi, budującymi nadprzyrodzoną atmosferę na zasadzie kontrastu.

„Nie oglądaj się teraz” z powodzeniem można zaliczyć do garstki prawdziwie artystycznych horrorów psychologicznych, w których odnajdujemy również echa estetyki filmów spod znaku giallo i ghost story, skierowanych głównie do entuzjastów powolnych, uwypuklających najdrobniejsze szczegóły fabuł, otwartych na różnorakie interpretacje, do których można dojść jedynie oglądając film w całkowitym skupieniu, głównie na rzeczach rozgrywających się niejako na drugim planie oraz dialogach również będących kluczem do rozwiązania tej misternej zagadki, której twórcy nie raczą nam dokładnie objaśnić w finale. I nic w tym dziwnego, bowiem niniejszy film już w zamyśle kierowano do inteligentnych odbiorców, niebojących się samodzielnego myślenia w trakcie projekcji. Arcydziełem z pewnością bym tej produkcji nie nazwała, aczkolwiek i tak znacznie wybija się ponad ogólny poziom całego gatunku.

5 komentarzy:

  1. Moja mama była na tym w kinie ze swoją siostrą. Opowiadała mi potem jak ciotka bała się spać sama przez tydzień (miały wtedy po 19 lat). Aż obejrzę z ciekawości. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Obejrzałam. Zgadzam się z recenzją.
      Pozdrawiam :)

      Usuń
  2. To jest zdecydowanie mój nr 1. Horror idealny.

    OdpowiedzUsuń
  3. Dzięki za zwrócenie mojej uwagi na ten film, będę musiał obejrzeć w najbliższym czasie ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. lubię dziwne filmy. Ten widziałem jakieś pół roku temu, a ostatnia scena...cały czas mam ją w głowie.

    OdpowiedzUsuń