Nauczycielka
w zerówce Emily organizuje spotkanie Daughters for Aryan Unity,
klubu dla białych Amerykanek chcących przeciwdziałać polityce
wielokulturowości, zwolenniczek białej supremacji i tradycyjnej
roli kobiet w małżeństwie. Wśród zaproszonych są właścicielka
sklepu spożywczego Kim, pracująca w handlu detalicznym Marjorie i
była osadzona Leslie, które zgadzają się spędzić resztę
popołudnia w domu Emily. Po drodze zahaczają o sklep Kim, gdzie w
pewnym momencie wchodzą azjatycko-amerykańskie siostry Anne i Lily.
Dochodzi do sprzeczki, którą Anne rozpaczliwie stara się
załagodzić, dumne Daughters for Aryan Unity nie zamierzają jednak
pozwolić niechcianym klientkom wykpić się tanim kosztem. W końcu
Anne i Lily wychodzą, a do sklepy przybywa mąż Emily imieniem
Craig, który niechętnie przystaje na ryzykowną propozycję rzekomo
obrażonych kobiet.
|
Plakat filmu. „Soft & Quiet” 2022, Blumhouse Productions, Second Grade Teacher Productions
|
Pełnometrażowy
debiut reżyserski Beth de Araújo na podstawie jej własnego
scenariusza, do którego, z racji swoich korzeni, podeszła dość
osobiście – córka Amerykanki azjatyckiego pochodzenia i mężczyzny
z podwójnym obywatelstwem: amerykańskim i brazylijskim. Ponadto
pracując nad skryptem „Soft & Quiet”, de Araújo wracała
myślami do swoich przykrych doświadczeń z rasistowskim
nauczycielem. Niemałą rolę w tej historii odegrał też niesławny
incydent w Central Parku, do którego doszło w maju 2020 roku z
udziałem czarnoskórego obserwatora ptaków i białoskórej
spacerowiczki, której wówczas towarzyszył jej pies. Przydatne
okazały się też pogłębione badania społeczności Tradwife, a
konkretniej kampanii prowadzonej w mediach społecznościowych przez
orędowniczki tak zwanego tradycyjnego modelu rodziny, tradycyjnych
ról płciowych. Przejrzała też de Araújo trochę materiałów na
temat Ku Klux Klanu. A gdy „jej dziecko” wreszcie przyszło na
świat, była nieco zaskoczona etykietką, jaką jej przyklejono. Nie
żeby jej to przeszkadzało, ale pracując nad „Soft & Quiet”
przez myśl jej nie przeszło, że po wypuszczeniu tego dziełka
będzie nazywana twórczynią horrorów. Nigdy wcześniej tak tego
nie rozpatrywała, nawet nie zerknęła na tę opowieść przez
szkiełko horroru, ale Jason Blum, jeden z producentów wykonawczych
„Soft & Quiet, najwyraźniej tak. Twórca marki Blumhouse
Productions, amerykańskiej firmy kojarzonej głównie z kinem grozy,
która wystarała się o prawa do dystrybucji filmu, podobno dość
mocno przeżył ten niby skromny seans, ponoć pierwszy
długometrażowy obraz Beth de Araújo wprawił tego, jak by nie
patrzeć bardzo doświadczonego filmowca, w zaskakująco silny
dyskomfort emocjonalny. Światowa premiera filmu odbyła się w marcu
2022 roku na South by Southwest Film Festival, a w listopadzie tego
samego roku ruszyła dystrybucja internetowa.
Horror?
Moim zdaniem thriller. Amerykańska historia podana w jednym ujęciu
(co przypomniało mi urugwajski obraz z 2010 roku pt. „Casa Muda”
w reżyserii Gustavo Hernándeza – rok później wypuszczono jego
amerykańsko-francuską wersję w reżyserii Chrisa Kentisa i Laury
Lau, w Polsce dystrybuowaną pod nazwą „Cichy dom”) o
uprzedzeniach prowadzących do mniej i bardziej kontrolowanych
wybuchów agresji. Przemocy psychicznej i fizycznej. Opowieść o
tym, jak przerażająco łatwo przekroczyć ostateczną granicę,
osiągnąć punkt, z którego nie ma odwrotu. O samonapędzającym
się destrukcyjnym mechanizmie. Beth de Araújo w „Soft &
Quiet” najpierw przedstawia nam Emily (przekonujący występ
Stefanie Estes), nauczycielkę w zerówce, która właśnie skończyła
kolejny dzień pracy, ale zanim uda się na zaplanowane spotkanie,
udzieli ważnej lekcji życiowej jednemu ze swoich małych
podopiecznych. Wytłumaczy mu, że trzeba walczyć o swoje, śmiało
przypominać niewdzięcznym imigrantom czy osobom tylko
niewyglądającym na „Amerykanów czystej krwi”, jak powinni się
zachowywać w obecności „swoich gospodarzy”. Już wtedy da się
zauważyć – a ewentualne wątpliwości powinna rozwiać samotna
wędrówka Emily do małej świątyni w intymnym zakątku miasta,
zgrabnej budowli obstawionej niewrogą, ale za to całkiem liczną
armią drzew – stylistyczne nawiązanie do fenomenu found
footage. Tak zwane kręcenie z ręki, do którego ekipa „Soft &
Quiet” podeszła jeśli już nie w nowatorski, to na pewno w
niepospolity sposób. Osoba (bądź osoby) dzierżąca kamerę nie
uczestniczy w wydarzeniach – niewidoczna tak dla widzów, jak dla
postaci żyjących w tym obskurnym świecie przedstawionym – i w
mojej ocenie lepiej panuje nad sprzętem od zwyczajowych umownych
kronikarzy na tej specyficznej gałęzi światowej kinematografii.
Chcę przez to powiedzieć, że tutejszy zespół nie skusił się na
taką destabilizację płaszczyzny wizualnej, z jaką przynajmniej
mnie niezmiennie kojarzy się „kręcenie z ręki”. Co nie znaczy,
że produkcja nie pachnie amatorką. „Soft & Quiet” Beth de
Araújo to jeden z tych „zagadkowych” okazów, które teoretyczne
słabości przekuwają w supermoce. A przynajmniej w moim odczuciu
pozorna bylejakość energicznie pracowała na rzecz tego
przedsięwzięcia. Podnoszenie jakości elementami normalnie
uznawanymi za wadliwe. Zamiana tandety w złoto. Zewsząd wieje
taniością – wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują na bardzo
niski, wręcz głodowy;) budżet – ale w tym niecały urok tej
„garażowej bestyjki”. Aż się przypomniały stare, dobre
filmowe paskudy. Tak, to coś dla fanów kina exploitation.
Pierwszy pełnometrażowy obraz Beth de Araújo to (nie)przyzwoicie
ostre narzędzie, ale nieunurzane w sztucznej krwi. Nie epatują
twórcy „Soft & Quiet” graficzną przemocą, nie urządzają
klasycznej makabrycznej uczy, z parującymi ludzkimi wnętrznościami
i kończynami w niepięknie zdobionych półmiskach oraz gęstą
posoką w wielgachnych wazach. Zero obrazów wygenerowanych
komputerowo, a z praktycznych efektów specjalnych, to najbardziej
upiornie może wypaść zwykły wypiek. Hmm... interesująco(?!!!)
nie tyle udekorowane, ile oszpecone ciasto Emily. W duchu żeńskiego
stowarzyszenia, które miała odwagę założyć. Nowa nadzieja
amerykańskiego społeczeństwa, szlachetna inicjatywa białej twarzy
kierowana do innych białych twarzy. Szlachetna dla niej i paru
kobiet, które przybyły na pierwsze oficjalne spotkanie klubu o
niewdzięcznej nazwie Daughters for Aryan Unity, które odbywa się...
w kościele. Bezczelność? Na pewno nie z perspektywy tych
wściekłych „siostrzyczek” - one uważają, że to jak
najbardziej odpowiednie miejsce na otwarcie ich boskiej misji. Bo Bóg
chce, by przywrócono poprzedni porządek. Nie pytajcie, skąd
wiedzą, czego życzy sobie Bóg, bo co najmniej niegrzeczne jest
zadawanie takich jątrzących pytań, gdy świat zachodni jest w
rozsypce.
|
Plakat filmu. „Soft & Quiet” 2022, Blumhouse Productions, Second Grade Teacher Productions
|
„Soft
& Quiet” Beth de Araújo można odczytać jako coś w rodzaju
ostrzeżenia. Opowieść ku przestrodze, która oczywiście może być
też odebrana jako kolejna tuba propagandowa Zgniłego Zachodu,
bezpodstawny, niezasłużony atak na najwaleczniejszych obrońców
tradycyjnych wartości. Innymi słowy, pewnie nie wszystkim spodoba
się przekaz czołowej organizatorki tej pogadanki. O spirali
nienawiści. Antybohaterki „Soft & Quiet” uważają, że
najwyższy czas przerwać multikulturowe szaleństwo. Uważają, że
ten eksperyment nie służy żadnej ze stron, a już najmniej ich
rasie, coraz to mocniej dyskryminowanej w swoim własnym kraju. Weźmy
choćby Marjorie (też bardzo wiarygodna kreacja Eleanore Pienty, to
samo zresztą muszę powiedzieć o partnerujących jej Danie Millican
w roli Kim i tym bardziej Olivii Luccardi, którą zapamiętałam z „Candy Land” Johna Swaba, ale tutaj,
uważam, jeszcze bardziej rozwinęła swoje aktorskie skrzydła),
która w podzięce za swoją ciężką pracę otrzymała oburzającą
informację, że należny jej awans dostała jakaś „leniwa
kolorowa”. I kto tu jest rasistą? A to tylko jedna z wielu
pejoratywnych etykietek wymyślonych przez architektów Zgniłego
Porządku. Córki dla jedności aryjskiej nie życzą sobie, by
nazywano je antysemitkami tylko dlatego, że sprzeciwiają się
zagarnianiu przez Żydów sektora bankowego i przestrzeni medialnej.
Ksenofobia? One tylko wierzą, że każdy powinien trzymać się
swojego kawałka ziemi, że mieszanie różnych nacji, przeróżnych
kultur, szkodzi wszystkim. Emily i jej owieczki z niesmakiem patrzą
też na wojujące panie, którym się wydaje, że robią coś dobrego
dla swojej płci. Neonazistowska dopiero raczkująca organizacja ze
stosownie niekomfortowego światka Beth de Araújo, rzyga na samą
myśl o całym tym feministycznym cyrku. Rolą kobiety w każdym
szanującym się społeczeństwie powinno być dogadzanie mężowi,
wychowywanie dzieci i utrzymywanie gospodarstwa domowego w należytym,
a najlepiej nieskazitelnym porządku. Czego chcieć więcej? Może
własnej działalności gospodarczej? Kim wraz z mężem dorobili się
już skromnego supermarketu, a Emily na naszych oczach zapali się do
pomysłu Leslie, by otworzyć prywatną szkołę podstawową. A zatem
krytykują coś, z czego same radośnie korzystają? A dlaczego nie?
Co w tym dziwnego, że niektóre zwolenniczki tradycyjnej roli kobiet
w małżeństwie i społeczeństwie chcą robić karierę? Moralność
Kalego zawsze trendy;) W świecie przedstawionym w „Soft &
Quiet” Beth de Araújo panuje bardzo duszna atmosfera, którą
mogło zainspirować kino grozy z lat 70. i 80. XX wieku. W każdym
razie ja nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że w tym dziełku
zaklęty jest tamten charakterystyczny duch. Lepki brud,
mikroskopijne nieczystości niepowstrzymanie osiadające na ciele,
nieubłaganie czepiające się skóry, aby powolutku wniknąć
głębiej. Można się poczuć jak w szambie. Ciasnym zbiorniku
wypełnionym (choć może nie po brzegi...) ekskrementami, w gęstej,
cuchnącej brei i na dodatek w niechcianym towarzystwie. Właściwie
czułam się trochę tak, jakby w większości niegotowe na wszystko
„nadkobiety” uparcie naruszały moją przestrzeń osobistą.
Skrajnie niekomfortowa intymność, toksyczna bliskość, którą
zdaje się wypracowano głównie dzięki kamerze subiektywnej,
dzierżonej przez niewidzialnego człowieka. Niewidzialnego
obserwatora bezrozumnej eskalacji przemocy. Zgaduję, że twórcom
tego jakby z życia wyjętego koszmaru, zależało na postawieniu
widza w pozycji wścibskiego „ducha” z kamerą. A jeśli nie, to
z własnego doświadczenia wiem, że i taka atrakcja szczęśliwie
przyplątała się do tego podłego parku nie-rozrywki. Akcja w
sklepie Kim to tylko nieśmiała przygrywka do koszmaru
nieprzewidzianego przez „sól amerykańskiej ziemi”. To koszmar
zarówno dla napadniętych, jak i napadających (wszystko wskazuje na
to, że z jednym wyjątkiem). Depresyjna sekwencja zdarzeń, która
aż prosiła się o pokazanie jeszcze większych pazurów (wolałabym
też, żeby wykreślono ze scenariusza psa, bo przy całym tym
bezeceństwie, w „rozdziale pod tytułem home invasion”
moje myśli zawzięcie krążyły wokół tego najmniejszego z
zakładników), ale emocje były. Nie wspominając już o klimacie.
„Soft
& Quiet” debiutującej w pełnym metrażu Beth de Araújo to
jedno z moich mniejszych filmowych odkryć. Pozytywne zaskoczenie,
ale jakiś niedosyt pozostał. Możecie to nazwać niezdrowym
łaknieniem krwi, ale śmiem twierdzić, że i bez wykosztowywania
się na wiadra czerwonej cieczy można było zrobić z tego
prawdziwie ogniste danie. Z tej umiarkowanie pikantnej potrawki.
Można było to podkręcić w bardziej cywilizowany sposób;) Dobra,
wystarczy tego marudzenia. W takim razie pozostaje mi już tylko
polecić tę paskudę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz