Stronki na blogu

niedziela, 4 czerwca 2023

„Ostatni klient” (2022)

 
Ceniona psycholog Susanne Hartmann przyjmuje nowego pacjenta Marka Zideniusa. Po zapoznaniu się z jego problemami, uznaje, że mężczyzna kwalifikuje się do leczenia psychiatrycznego. Po tej sugestii Mark daje jej pierwszy powód do niepokoju, a kiedy na chwilę wychodzi z gabinetu, Susanne znajduje w kieszeni jego wierzchniego okrycia coś, co wprowadza ją w stan najwyższej gotowości. Niezwłocznie konfrontuje się z młodym nieznajomym, który tymczasem przechodzi do kolejnego punktu swojego sekretnego planu. Przyznaje, że to on jest poszukiwanym przez policję Zabójcą Płodów i nie pozostawia wątpliwości, że chce w pełni wykorzystać wszystkie wykupione minuty w gabinecie Susanne Hartmann.

Plakat filmu. „Klienten” 2022, Deluca Film

Anders Rønnow Klarlund i Jacob Weinreich: zgrany duński duet występujący zarówno na scenie filmowej, jak i literackiej. Ich debiutancka powieść - tak jak pozostałe opublikowana pod pseudonimem A.J. Kazinski - , „Den sidste gode mand” (pol. „Ostatni dobry człowiek”), otwarcie cyklu z negocjatorem policyjnym Nielsem Bentzonem, swoją światową premierę miała w roku 2010, a w branży filmowej panowie działają od lat 90. XX wieku (m.in. autorzy scenariusza filmowej wersji „Miłości dla dorosłych” Anny Ekberg, obrazu Barbary Topsøe-Rothenborg z 2022 roku). Thriller psychologiczny „Ostatni klient” (oryg. „Klienten”, międzynarodowy: „The Last Client”) nigdy nie był rozważany pod kątem powieści. Co więcej, Klarlund i Weinreich konstruowali tę opowieść z myślą o produkcji niezależnej (reżyserował tylko pierwszy z wymienionych). Byli gotowi sami sfinansować całe przedsięwzięcie, byle tylko uniknąć denerwujących przestojów, nie wspominając już o potencjalnie mozolnych poszukiwaniach ludzi skłonnych zainwestować w ten projekt. Wyszli z założenia, że byłoby ich stać na dwuosobową obsadę, a kręcić mogliby we własnym biurze. Taki był pierwotny plan dla „Ostatniego klienta”, potem jednak bestyjka trochę się rozrosła. Inspirację Klarlund i Weinreich zaczerpnęli z tragedii greckiej (roboczy tytuł scenariusza: „En dansk tragedie”). Film został uwolniony w marcu 2022 roku. W Danii, ale na arenę międzynarodową „przedarł się” już w drugiej połowie tego samego roku.

Kameralny duński thriller psychologiczny wymyślony przez A.J. Kazinskiego. Teatr na ekranie. Forma, z którą kinomaniacy nieraz mogli się już spotkać – czy to w kontakcie ze „Śmiercią i dziewczyną” oraz „Wenus w futrze” Romana Polańskiego, czy przy okazji „Rozmowy z gwiazdą” Steve'a Buscemiego, czy jakiejś innej, mniej lub bardziej zajmującej filmowej konwersacji – ale jeśli chodzi o opowieści o seryjnych mordercach... Nasuwają mi się na myśl „Milczenie owiec” Jonathana Demme'a, na podstawie bestsellerowej powieści Thomasa Harrisa i mniej znane „Zło wcielone” Amber Sealey, powstałe w oparciu o transkrypcje z rozmów z autentycznym seryjnym mordercą Tedem Bundym oraz wspomnienia agenta specjalnego Billa Hagmaiera. Świat przedstawiony w „Ostatnim kliencie” Andersa Rønnowa Klarlunda jest jakby mniej dostępny dla osób postronnych. Szczelniej zamknięty, hermetyczny, ale w związku z tym niegwarantujący silniejszego poczucia klaustrofobii. Powietrze w gabinecie psycholog Susanne Hartmann gęstnieje praktycznie z minuty na minutę – konsekwentne naciąganie cięciwy emocjonalnego napięcia – ani razu jednak nie wydało mi się tak ciężkie jak w obskurnym „parku rozrywki” doktora Fredericka Chiltona. Szykując tego rodzaju „spektakle” szczególną wagę warto przywiązać do castingu, a to, co zobaczyłam w „Ostatnim kliencie” każe mi sądzić, że organizatorzy rzeczonego wydarzenia doskonale zdawali sobie z tego sprawę. Nie tylko nie mam żadnych zastrzeżeń do gry zajmujących centralne miejsce na „deskach tego teatru” Signe Egholm Olsen i Antona Hjejle'a, ale i mam podejrzenie graniczącej z pewnością, że „ich datki” na rzecz „Ostatniego klienta” były najhojniejsze. Owocna współpraca kreatorów zantagonizowanych postaci. Szorstkie zdjęcia powstałe pod kierownictwem Madsa Thomsena i tym bardziej ścieżka dźwiękowa Sanne Graulund, nie tyle budują, ile podkreślają, wzmacniają intensywną aurę, która rozgości się w eleganckim gabinecie Susanne Hartmann za sprawą tytułowego klienta. Niczym niewyróżniający się dzień pracy tej drogiej terapeutki ma zakończyć jeszcze jedna czterdziestopięciominutowa sesja. A raczej wstępna rozmowa z młodym człowiekiem nazwiskiem Mark Zidenius, którego chyba nie stać na usługi Susanne. Tak czy inaczej, przekonuje ją, że nie ma takiego zaplecza finansowego, jak jej zwyczajowi klienci. Nie zajmuje kierowniczego stanowiska w korporacji, tylko pracuje dorywczo, aktualnie na budowie. Dlatego Susanne decyduje się skierować go pod inny adres? Mark najwyraźniej żywi takie podejrzenia, ale Susanne upiera się, że najzwyczajniej nie jest osobą kompetentną do poprowadzenia jego przypadku. Jej specjalizacją są mediacje biznesowe – tak, przyjmuje też inne zlecenia, ale nie tak poważne. Przynajmniej tak mi wynikało z jej słów skierowanych do udręczonej duszy, mającej za sobą niejedną próbę samobójczą i fantazjującej o nieistnieniu. To znaczy największym marzeniem Marka jest nigdy, przenigdy się nie urodzić. W takiej sytuacji poszukanie dobrego psychiatry nie wydaje się złym pomysłem, niemniej jakiś natrętny - wietrzący spiski:) - głosik w głowach przynajmniej co poniektórych odbiorców może podpowiadać kierowanie się przez Susanne głównie interesem własnym (widmo niewypłacalności Marka). Zresztą te wątpliwości niechybnie zejdą na drugi plan, a może nawet zupełnie stracą na znaczeniu. Anders Rønnow Klarlund i Jacob Weinreich zaproponują bowiem inny materiał do głębokich przemyśleń. Bardziej wymagający i zdecydowanie istotniejszy dla obu stron tego niecodziennego konfliktu. Właściwie uwięzienia kobiety w jej własnym biurze. Nader stanowczego dopominania się o uwagę od rozchwytywanej pani psycholog.

Plakat filmu. „Klienten” 2022, Deluca Film

Ostatni klient” w reżyserii Andersa Rønnowa Klarlunda co prawda w warstwie tekstowej nie wykazuje się aż taką skromnością, jak w formie, ale nie nazwałabym tego opowieścią wielowątkową. Brzemienne w skutkach spotkanie, nietypowa sesja, przebiegająca w coraz bardziej nieprzyjaznej atmosferze (a może zmiennej?) wizyta w gabinecie duńskiej terapeutki, która jest swego rodzaju pretekstem do dokonania psychicznej wiwisekcji nie tylko pacjenta. Koszmarna teraźniejszość, w którą nieubłaganie wdzierają się stare demony. Wyznania młodego Marka, czyli scenki retrospektywne przytomnie stylizowane na „widziane jego oczami”. Subiektywizacja mglistych scenek w tym świecie odmalowywanym dla unieruchomionej Susanne. W zasadzie jakieś pole manewru udaje jej się wygospodarować – sprytny ruch w niestandardowych szachach albo pogranie zgodnie z oczekiwaniami przeciwnika. Mark Zidenius nie wygląda na takiego, który najpierw działa, a dopiero potem myśli. Zorganizowany seryjny morderca z misją. Celuje w ciężarne kobiety, aby uratować ich nienarodzone dzieci. Nazwali go Zabójcą Płodów, ale ma się za ich ratownika. Mówią, że życie to bezcenny dar, a Mark to ekstremalny przykład zdania odrębnego. Nie zna gorszego przekleństwa od ziemskiej egzystencji, a jego czyny mają świadczyć o zaangażowaniu w tę „niepopularną działalność publiczną”. Nietrudno się domyślić, że życie Marka nie było usłane różami. Niektórzy mogą nawet uznać, że przegrał już na starcie, że to inni zadecydowali o jego losie. Brutalnie wepchnęli go na zbrodniczą ścieżkę, ukształtowali niezupełnie na swój obraz i podobieństwo. W „Ostatnim kliencie” toczy się odwieczna dyskusja o wpływie wychowania na osobowość człowieka. Zaburzenie nabyte czy wrodzone? Socjopatia czy psychopatia? Tak czy inaczej, w tym potwornym równaniu twórcy każą nam uwzględnić jeszcze jeden czynnik. UWAGA SPOILER Syndrom odrzucenia. Odrzucenia przez biologicznych rodziców, a przynajmniej matkę KONIEC SPOILERA. Niby brzmiało mi to tak, jakby Anders Rønnow Klarlund i Jacob Weinreich starali się usprawiedliwić antybohatera swojego scenariusza, ale... no właśnie, niby. Jeśli wsłuchać się uważniej w ową duńską tragedię, można dojść do wniosku, że jej autorzy nie zajmują żadnego stanowiska w tej sprawie. Jakby gabinet Susanne nagle przeistoczył się w sale sądową, a sprawcy tego angażującego zamieszania przyjęli role permanentnie bezstronnych sędziów, oczekujących na werdykt ławy przysięgłych, czyli odbiorców „Ostatniego klienta”. W sumie to nie tylko niezawiśli arbitrzy, ale też obiektywni sprawozdawcy bieżących wydarzeń, niepoddający w wątpliwość uzupełnień Marka. A Susanne, czy ona też będzie mogła się wypowiedzieć? Wypowiedzieć tak, ale czy opowiedzieć o sobie? Na to nie liczyłam, bo psycholodzy raczej nie mają w zwyczaju uzewnętrzniać się przed swoimi klientami. Na kozetce jest seryjny morderca, który w gruncie rzeczy musiał sobie wywalczyć tę jedną sesję. Dał jej szansę – zapłacił z góry i grzecznie odpowiedział na wszystkie pytania. Związał ją, bo tylko tak mógł zmusić Susanne do wysłuchania jego historii? I dlaczego tak mu zależy na tej rozmowie? Szuka pomocy? Jeśli tak, to trudno się dziwić, że ze wszystkich psychologów działających w mieście wybrał właśnie Susanne. Najdroższa, więc pewnie najlepsza – mniej więcej tymi słowy zaspokaja ciekawość kobiety, która może nie dożyć najbliższego wschodu słońca. Kochającej matki, która może już nigdy nie ujrzeć swojej córeczki. Podstępna historia, unikająca nadmiernych komplikacji. Prawdę mówiąc, nie miałabym nic przeciwko dołożeniu jeszcze jakiejś cegiełki do tej może i niespecjalnie wyszukanej, ale przykuwającej uwagę fabularnej budowli. Solidnie wykonany obiekt minimalistyczny. Nieobliczalna i rozbrajająco skromna, niewesoła opowieść psychologiczna.

Teatralny serial killer thriller. Duńska oferta dla spragnionych kameralnych klimatów. Spacer po mrocznych korytarzach ludzkiego umysłu „ukartowany” przez Andersa Rønnowa Klarlunda i Jacoba Weinreicha alias A.J. Kazinskiego. Nieśpieszne zanurzenie. Sprawne budowanie dramaturgii w pozornie nieprzepuszczalnym światku. Intymny „Ostatni klient”, czyli bezpośredni kontakt ze śmiertelnie niebezpieczną jednostką. Bliskie spotkanie z seryjnym mordercą. Jak dla mnie całkiem emocjonująca opowieść w dość gęstym psychologicznym sosie. Chore popędy i naturalne pragnienia w toksycznych oparach beznadziei, dotkliwego poczucia bezsensu istnienia - filozofia jednej z postaci odbijająca się w klimacie tego przebiegłego dreszczowca.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz