Najlepszym
przyjacielem dwunastoletniego Jamiego Benjamina jest jego maskotka,
miś Teddy, a największym sekretem zapadlisko w lesie. Odrzucony
przez rówieśników, przysparzający poważnych zmartwień rodzicom
chłopiec, desperacko szuka odpowiedniego pożywienia dla włochatych
stworzeń tkwiących w odkrytej przez niego dziurze. Przed
zaplanowanym wyjazdem rodzice Jamiego zatrudniają młodą opiekunkę
i zarazem gospodynię domową Sandy O'Reilly, która szybko zyskuje
zaufanie swojego małego podopiecznego. Ale kobieta nie wierzy w jego
opowieści o niejakich Tra-la-logach mieszkających w lesie. I czuje
się coraz mniej komfortowo pod jednym dachem z ewidentnie
zauroczonym nią chłopcem, właśnie wchodzącym w okres
dojrzewania. A jeszcze nie poznała jego najnowszego sekretu...
|
Plakat filmu. „The
Pit” 1981, Amulet Pictures
|
Kanadyjski
horror podejrzany o inspirowanie George'a Lucasa przy projekcie jego
Ewoków, cudnej rasy z uniwersum „Gwiezdnych wojen”. Też kość
niezgody między scenarzystą Ianem A. Stuartem a debiutującym
reżyserem, nieżyjącym już Lwem Lehmanem (właściwie twórcą
tylko tego jednego dzieła). Stuartowi nie spodobały się zmiany
podobno wprowadzone przez samego Lehmana. Oryginalny scenariusz „The
Pit” (znany też jako „Teddy”) był utrzymany w poważniejszej
tonacji, a problematyczny młody człowiek nadmiernie przywiązany do
swojej maskotki miał najwyżej dziewięć lat. Premierę filmu
poprzedziła publikacja minipowieści Johna Gaulta pt. „Teddy” -
dystrybucja „The Pit” ruszyła w październiku 1981 roku, w
Stanach Zjednoczonych, a pierwsze (i jak na razie jedyne) wydanie
książkowej adaptacji scenariusza Iana A. Stuarta wypuszczono w
sierpniu 1980 roku. Produkcja kanadyjska, ale plan zdjęciowy
zorganizowano w stanie Wisconsin, w miastach Beaver Dam i Waupun
(zapadlisko Tra-la-logów, nazywanych też Trogami) w Dodge County.
To filmowe przedsięwzięcie, które z wiekiem obrosło małym
kultem, pochłonęło mniej więcej milion dolarów kanadyjskich.
O
chłopcu, który rozmawiał z pluszowym misiem. Film, który
zachwycił pewną bliską mi sześciolatkę. A mówią, że młodzi
nie doceniają XX-wiecznego kina... Czyli horror familijny? Według
mnie tak, ale ja wychowałam się w innych czasach. Jestem typową
leśną babcią, nienadążającą za dzisiejszymi trendami. Tym
bardziej za obostrzeniami dla najmłodszych. Media społecznościowe
tak – jak wynika z moich własnych obserwacji osób poniżej
dziesiątego roku życia, ze wskazaniem „na doskonałego
wychowawcę” o inicjałach TT – kino grozy nie. Oczywiście
generalizuję, ale dla własnego bezpieczeństwa ujmę to tak: horror
familijny dozwolony od lat osiemnastu. Dość już sobie „piwna
nawarzyłam” dopuszczając do tego bezeceństwa jedną niewinną
duszyczkę, która swoją drogą jest prawdziwą skarbnicą, czy jak
kto woli dystrybutorką, upiorniejszych opowieści wygrzebanych w
Sieci i zasłyszanych w przedszkolu. Zresztą nie ona jedyna. Nie
żebym się usprawiedliwiała. Moja wina, moja bardzo wielka wina.
Skrajna nieodpowiedzialność. Nie dość, że horror, to jeszcze o
bardzo niegrzecznym dziecku. „The Pit” Lwa Lehmana podąża za
dwunastoletnim Jamiem Benjaminem (schyłek przygody aktorskiej Sama
'Sammy'ego' Snydersa, zdecydowanie bardziej przekonującego w mowie
ciała niż komunikacji werbalnej), utrapieniem nauczycieli i
sąsiadów. Problemów Jamiego nikt nie zauważa. Może z wyjątkiem
rodziców, którym jednak powoli kończy się cierpliwość. Kończą
się pomysły na wydobycie ich jedynego dziecka z twardej skorupy,
którą ich zdaniem sam sobie wyhodował. Ale to nie tak – to nie
Jamie odizolował się od rówieśników, tylko rówieśnicy od
Jamiego. Uznany za dziwnego, może nawet obłąkanego. Nic z niego
nie będzie - chyba że kryminalista. Starsza pani z sąsiedztwa,
która ostatnio naskarżyła na niego ojcu, pewnym głosem wygłasza
tego rodzaju przepowiednie odnośnie Jamiego. Ciotka „małej
diablicy” z jego klasy, złośliwej dziewczynki imieniem Abergail,
najwyraźniej ma podobne zdanie o chłopaczysku Benjaminów. Nie
życzy sobie, żeby Abergail się z nim zadawała, bo niechybnie
sprowadziłby ją na złą drogę. Albo zrobiłby jej krzywdę, bo
wszyscy wiedzą, że Jamie jest do tego zdolny. Wszyscy? Studentka
psychologii Sandy O'Reilly (niezgorszy występ Jeannie Elias) nie ma
powodów, by formułować tak daleko idące oskarżenia pod adresem
zaledwie dwunastoletniej istoty ludzkiej. Uznaje, że ona i Jamie
mogą pomóc sobie nawzajem. Korzystając ze zdobytej wiedzy, Sandy
spróbuje wyprowadzić go na prostą – socjalizacja tak zwanego
trudnego dziecka – tym samym zwiększając swoje szanse w
staraniach o wymorzony dyplom psychologa. Państwo Benjamin pod
opieką Sandy zostawiają też swoje gospodarstwo domowe – niania i
gosposia w czasie kilkudniowej (kilkutygodniowej?) nieobecności
rodziców Jamiego. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem
Benjaminów, chłopak niedługo już będzie straszył tutejszych
mieszkańców. Szykuje się najhuczniej świętowana przeprowadzka w
historii tej sennej mieściny. Senna to dopiero będzie, kiedy
nieskalana grzechem małomiasteczkowa wspólnota nie będzie już
musiała znosić tego lilipuciego oprycha. Spędzającego czas ze
swoimi ropuchami i pluszowym doradcą życiowym. Mąciciel Teddy. To
żyje! Albo nie. Teddy, Ted... Pewnie kojarzycie tego drugiego:
wulgarnego misiaczka Setha MacFarlane'a. Hmm, interesujący zbieg
okoliczności.
|
Plakat filmu. „The
Pit” 1981, Amulet Pictures |
Najlepszy
przyjaciel głównego przewodnika po świecie przedstawionym w „The
Pit” Lwa Lehmana przy pobieżnym kontakcie może być uznany za
jednostkę z marginesu pluszowego. Miś niechluj, żeby nie
powiedzieć menel. A mama mówiła, żeby nie oceniać maskotek po
wyglądzie. Bo posłuchajcie tylko jak nasz Teddy się wysławia! Nie
rzuca mięsem na prawo i lewo, jak sławniejszy członek jego gatunku
z powstałych dziesiątki lat później filmów komediowych „Ted”
i „Ted 2” Setha MacFarlane'a. Ale pół biedy, gdyby przeklinał
– Teddy ma nieporównywalnie większy feler. Zabawka, która wodzi
dziecko na pokuszenie. Szatańska zabawka. Tak się jednak składa,
że nikt inny nigdy nie słyszał Teddy'ego. Nikt, poza
dwunastoletnim Jamiem Benjaminem. A zatem wyimaginowany żywy miś?
Skoro to horror – czyli świat, w którym nie ma rzeczy
niemożliwych – sami tego „supła” raczej nie rozwiążemy. Nie
bez pomocy filmowców odpowiedzialnych za to urocze dziełko. A
ściślej autora drugiej wersji „The Pit”, tej przeniesionej na
ekran. To bowiem jeden z tych punktów, w których podobno rozbiegły
się wizje Iana A. Stuarta i Lwa Lehmana. UWAGA SPOILER Jakiś
margines wątpliwości moim zdaniem Lehman mimo wszystko pozostawił.
Nie zamknął na cztery spusty bramki z chorobą psychiczną
małoletniego, niemniej z jednej akcji (poruszająca się głowa
Teddy'ego nie na oczach Jamiego) wnioskuję, że reżyser chciał by
odbiorcy odczytali to jako opowieść o chłopcu z żywym pluszakiem.
W takim razie mógł przedstawić to klarowniej? Mógł, ale ja tam
cieszę się, że tego nie zrobił. A to jeszcze nic, bo później
pojawi się duch... albo straszliwy wyrzut sumienia. Jak komu pasuje
KONIEC SPOILERA. Klimatem „The Pit” Lwa Lehmana wydał mi
się zbliżony do „Odmieńca” Roberta Mulligana, wspaniałej
ekranizacji fenomenalnej powieści Thomasa Tryona w Polsce wydanej
pod tytułem „Ten drugi” (Vesper, 2021). W każdym razie
niestrudzenie przywoływał wspomnienia tamtej niemal zapomnianej
grozowej perełki z lat 70. XX wieku. A co ze stworkami? No są. I to
jakie ładne. Ale lepiej nie przytulać, bo raczej nie żywią się
czekoladą. Sandy O'Reilly nie sądziła, że Jamie potraktuje tę
sugestię poważnie, bo przecież zdążyła dać mu jasno do
zrozumienia, że nie wierzy w istnienie jego Tra-la-logów alias
Trogów. Założyła, że to tylko jego wybujała wyobraźnia, a
tymczasem wszystko wskazuje na to, że w niezbyt gęstym lesie
dwunastolatek faktycznie „hoduje egzotyczne zwierzątka”. Do
szczętu zepsuty chłopak? Gdyby tak było, to raczej nie zawracałby
sobie głowy jakimiś żyjątkami uwięzionymi w zapadlisku (puk,
puk, tu „Impostor” Lee Cronina). Na pewno nie jest mu kompletnie
obojętny los wszystkich żywych istot, poza nim samym. O czym
zaświadczy też scenka z krową. Ups, spoiler? Jeśli ktoś
dotychczas nie domyślił się, czym żywią się nieznane ludzkości
małe „sierściuchy” tkwiące w niespecjalnie głębokiej jamie w
ziemi, to z całego serca przepraszam za tę przeogromną wskazówkę.
I za dalsze wnioski, jakie zapewne z tej bezczelnie ujawnionej,
rozczulającej (no co? Mnie wzruszyła ta historia) przeprawy z
mućką, wyciągnęliście. Zatem wiecie już, jak rozwinie się ten
scenariusz. Dzieje nieletniego antybohatera i zarazem bohatera
tragicznego. A przynajmniej w moim oczach Jamie Benjamin
zaprezentował się jako taka frapująca hybryda. Ekstremalnie
burzliwe wejście w okres dojrzewania. Tragiczny splot wydarzeń,
doprawiony zwykłą, ludzką złośliwością. Zawsze musi być jakiś
chłopiec lub dziewczynka do bicia. W tym kingowskim miasteczku -
zgnilizna pod idylliczną pokrywką – padło na Jamiego, bo nie
potrafi nawiązywać przyjaźni z przedstawicielami własnego gatunku
i ma spaczone poczucie humoru, tj. najwyraźniej bawią go przykrości
innych. Tym gorzej dla niego, że waży się płatać brzydkie figle
dorosłym. Jak się okazuje nie tylko tym, za którymi nie przepada,
którzy w ten czy inny sposób mu się narazili. Z drugiej strony
Jamie wcale nie chce utrudniać swojej aktualnej opiekunce. To nie
jego wina, to wina szalejących hormonów. Mały podglądacz, który
nie chce, ale musi. Nie doceniłam „The Pit” Lwa Lehmana.
Nastawiłam się na naiwną opowiastkę o potworkach bezmyślnie
dokarmianych przez powierzchownie wykreślonego dzieciaka, a dostałam
zdecydowanie treściwszą, niegłupią historię z niebanalną
postacią prowadzącą i zaskakującym zakończeniem. Śmiem
twierdzić, że to perfekcyjna kropka nad i. Ale żeby nie było tak
różowo, emocje znacznie opadły w „akcie” bezpośrednio
poprzedzającym to ostatnie uderzenie (epilog). Raptowna i nazbyt
drastyczna zmiana tempa, nie wspominając już o tym, że reżyserowi
jakby zapomniało się o Jamiem. Tak czy owak, wolałabym i przez tę
partię – konsekwentnie – przewędrować także u boku tego
potwornie zbłąkanego nastolatka. Zupełnie, jakby czas nagle zaczął
okropnie gonić zespół skompletowany na potrzeby „The Pit”.
Może rzeczywiście tak było. Tego nie wiem, ale żałuję, że ta
nieszczęsna cząstka mojego niemałego filmowego odkrycia, nie
została należycie rozbudowana. Że tak przegalopowała, co prawda
oglądając się na wcześniejsze wydarzenia (nie od czapy, a
przynajmniej ja fabularną aberracją bym tego nie okrzyknęła), ale
to za mało, gdy „nogi” tak szaleńczo niosą.
Niedocenione
reżyserskie osiągnięcie Lwa Lehmana. Jednorazowe zdarzenie w życiu
tego niezbyt zaangażowanego filmowca. Zmarnowany talent? Mogło być
gorze. Mógł nie nakręcić „The Pit”, wspomnianego moim zdaniem
niedocenionego, klimatycznego, pasjonującego horroru o potworkach z
zapadliska w leśnym ustroniu. I ich małoletnim żywicielu. O
samotności w niewielkim mieście, o wybitnie trudnym okresie
dojrzewania, o fatalnych wyborach, odtrąceniu i kuszeniu podobno
przez pluszaka. Film obejrzany z wypiekami na twarzy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz