Ameryka Południowa. Po upadku dyktatury niegdysiejsi opozycjoniści, Paulina
Escobar i jej mąż, wybitny prawnik Gerardo mieszkają w małym domku położonym na
odludnym terenie. Mężczyzna właśnie dołączył do komisji badającej zbrodnie dawnego
reżimu, którym przewodniczy prezydent, z czego nie jest zadowolona wówczas
poddawana torturom Paulina. W dniu, w którym Gerardo podjął decyzję o
przystąpieniu do komisji, w drodze powrotnej do domu przebija oponę i korzysta
z oferty pomocy podwiezienia przez przejezdnego, doktora Roberto Mirandy. W
nocy mężczyzna powraca do Escobarów i Gerardo zaprasza go do środka. Kiedy do
Pauliny dociera głos nieznajomego nabiera przekonania, że to jeden z jej
dawnych oprawców. Wbrew sprzeciwom męża, upierającego się przy niewinności
Mirandy, kobieta niewoli jego gościa.
„Śmierć i dziewczyna” to brytyjsko-amerykańsko-francuski thriller
psychologiczny Romana Polańskiego na podstawie sztuki argentyńsko-chilijskiego
pisarza Ariela Dorfmana, który wespół z Rafaelem Yglesiasem napisał również
scenariusz. Tytuł filmu nawiązuje do utworu Franza Schuberta, który odgrywa istotną
rolę w filmie. Choć nie sprecyzowano, w którym dokładnie kraju Ameryki
Południowej toczy się akcja „Śmierci i dziewczyny” znając biografię Dorfmana można
domniemywać, że jest to Chile. Na realizację filmu przeznaczono dwanaście
milionów dolarów, co stanowi całkiem sporą kwotę, jeśli spojrzeć na oszczędną
konstrukcję. Być może znaczną część budżetu poświęcono na wynagrodzenia dla trójki
znanych aktorów, którzy poza krótkimi prologiem i epilogiem są jedynymi
postaciami w filmie.
„Śmierć i dziewczyna” podejmuje bardzo ciężką tematykę sankcjonowanych
przez reżim tortur na jednostkach podejrzewanych o działalność w ruchach oporu,
podchodząc do owych niechlubnych praktyk w dziejach nienazwanego południowoamerykańskiego
państwa z perspektywy jednej z ofiar, wspominającej dawne krzywdy. Zamiast
wrzucać widzów w sam środek piekła, jakie zgotowano Paulinie Escobar, dzielnie
przeciwstawiającej się autorytarnej władzy, Polański skacze z akcją kilka lat
do przodu, do czasów mających miejsce tuż po upadku reżimu. W ten sposób
stwarza możliwość spojrzenia na ofiarę z szerszej perspektywy w typowym dla
siebie nieznośnie wręcz intymnym stylu. Roman Polański tym obrazem ugruntował
we mnie przekonanie, że pomijając wszystko inne specjalizuje się w stwarzaniu
więzi pomiędzy bohaterem filmu i jego odbiorcą. Reżyser tego kalibru posiadł
wiedzę praktycznie niedostępną dla większości współczesnych twórców dreszczowców
i co więcej potrafi po mistrzowsku przełożyć ją na język filmu. Zamiast
zawrotnej akcji, czy skrajnie makabrycznych scen mamy kameralny dramat trzech
postaci, niemalże w całości zamknięty w czterech ścianach małego domku,
usytuowanego w zacisznym zakątku Ameryki Południowej. Niebo spowite ciężkimi,
burzowymi chmurami, delikatna mgła zalegająca nad nizinno-morskimi terenami
rozpościerającymi się za oknami domu Escobarów oraz przybrudzone zdjęcia w jego
wnętrzu stanowią przygnębiające tło dla właściwych skrajnie depresyjnych
wydarzeń. Prawdziwą sztuką jest wywrzeć jakieś wrażenie na widzu, dogłębnie nim
wstrząsnąć głównie za pośrednictwem dialogów, bez wizualnych retrospekcyjnych
wtrąceń. Jednak znając twórczość Polańskiego jestem skłonna wysnuć tezę, że nie
nastręczyło mu to większych trudności, że taki ładunek emocjonalny stanowi coś
na kształt jego podpisu, charakterystyczny rys jego filmografii. Myślę, że
niewielka liczba bohaterów ułatwiła twórcom zadanie – dopomogła w stworzeniu
więzi pomiędzy nimi i widzami, bo dała im możliwość (z której chętnie
skorzystali) dogłębnego, długiego scharakteryzowania wszystkich osób, zamiast
dzielić czas pomiędzy rzeszę postaci. Najwięcej emocji wzbudza Paulina Escobar,
niegdysiejsza opozycjonistka poddana wymyślnym torturom, które rzutują na jej
obecną kondycję psychiczną. Kobieta drży na widok nieznanego samochodu
zatrzymującego się pod domem i często wpada w złość podczas kontaktów ze swoim
mężem, prawnikiem i przywódcą dawnego ruchu oporu, Gerardo. Kiedy w ich życiu
pojawia się doktor Roberto Miranda relacja pomiędzy nimi znacząco się
komplikuje. Niebywale autentyczna w swojej roli, Sigourney Weaver (partnerują
jej równie doskonali Ben Kingsley i Stuart Wilson), nabiera przekonania, że
gość jej męża był jedną z osób, która przed laty poddawała ją torturom. Po
skrępowaniu mężczyzny każda z postaci pozostających w domu Escobarów na skutek
radykalnej postawy kobiety zajmuje określoną rolę „ w tym spektaklu”. Paulina w
rozczulający sposób przekonuje Gerardo i widzów o winie Mirandy. Jej małżonek z
kolei wciela się w postać jego adwokata, wykazując słabości w jej rozumowaniu,
a sam doktor pozostaje dla nas zagadką. Nie wiemy, czy rzeczywiście skrzywdził
kobietę - zdaje się w ogóle nie pojmować sytuacji, w jakiej się znalazł, ale też
nie możemy być pewni, czy to prawdziwa dezorientacja, czy przedstawienie na
użytek Escobarów. Ale dzięki mistrzowskim zabiegom Polańskiego bardzo chcemy
poznać odpowiedź na kluczowe pytanie zadane przez scenarzystów, pragniemy
poznać prawdę, w przeciwieństwie do Pauliny, która zdaje się być przekonana o
słuszności swoich poglądów, chociaż w jednym momencie pod wpływem swojego męża
dopuszcza możliwość pomyłki. Stwierdza wówczas, że jeśli Roberto jest niewinny
to ma pecha, tak jakby na chwilę zatraciła się w potrzebie zemsty, tak jakby
było jej obojętne, czy dokona się ona na rzeczywistym sprawcy, czy na przypadkowej
osobie.
Lata egzystowania w strachu z nieustanną świadomością dawnych krzywd, na
skutek których Paulina stała się bezpłodna wyklarowały w niej pragnienie
doprowadzenia do triumfu sprawiedliwości. Kobieta nie rozumie jej jednak na
jeden sposób, trwając w przekonaniu, że nie tylko śmierć oprawcy jest formą zadośćuczynienia
jej krzywdzie, że wystarczy jedynie przyznanie się do winy. I podczas, gdy ona
próbuje zmusić sceptycznego Gerardo do wywarcia na Mirandzie nacisku widz
pozostaje w stanie swoistego zawieszenia, miotając się w niepewności, co do
ukierunkowania swojej sympatii. Niebywale wrażliwy portret kobiety przygniecionej
ogromem cierpień i obsesją zadośćuczynienia swoim krzywdom, potęgowany licznymi
zbliżeniami na jej udręczoną twarz i melancholijną ścieżką dźwiękową skomponowaną
przez Wojciecha Kilara, w widzach również rozbudza emocje kłębiące się w
Paulinie. Chcemy, żeby mężczyzna, który wielokrotnie ją gwałcił przy dźwiękach
utworu Schuberta zapłacił za swoje zbrodnie. Chcemy, żeby kobieta, która
niegdyś była bita, poddawana elektrowstrząsom z metalowym prętem w pochwie,
której piersi były przypalane cygarami, a jej głowę wkładano do wiadra z
odchodami wreszcie zaznała spokoju, żeby nareszcie poczuła, że sprawiedliwości
stało się zadość. Problem tylko w tym, że nie wiemy, czy mężczyzna, którego
zniewoliła rzeczywiście przyczynił się do jej krzywdy, czy Paulina przypadkiem
nie schwytała niewinnego człowieka, przypisując mu zbrodnie, których nie
popełnił. Właśnie z taką zagwozdką spotykamy się w „Śmierci i dziewczynie”,
przez co aż do finału zostajemy wręcz zmuszeni do sympatyzowania z dosłownie
każdym bohaterem, co po wyjawieniu przez scenarzystów całej tajemnicy (choć
niektórzy widzowie twierdzą, że finał jest niejasny ja nie dostrzegam w nim
furtki do wielorakiej interpretacji) może natchnąć nas pewnym niesmakiem do
samego siebie. Ale w niewielkim stopniu, bo tak naprawdę „Śmierć i dziewczyna” roztrząsa
pewien problem moralny, UWAGA SPOILER
próbując uświadomić nam, że odpłacanie oprawcom tym samym stawia nas na równi z
nimi, że czasem pozostawienie ich przy życiu ze świadomością, że wiemy kim byli,
i co zrobili może okazać się większą karą za ich odrażające zbrodnie KONIEC SPOILERA. Osobiście wolałabym,
żeby twórcy jednak pozostawili kluczowej pytanie bez odpowiedzi.
„Śmierć i dziewczyna” to niezwykle przygnębiające, ciężkie studium psychiki
jednostki niegdyś poddanej strasznym torturom, która w dosyć radykalny sposób
próbuje poradzić sobie z krzywdą. To również przewrotne spojrzenie na bohaterów
oraz swego rodzaju psychologiczny traktat o zachowaniu jednostek na usługach
autorytarnej władzy, którzy zatracili się w bezrozumnym pokazie siły. Romanowi
Polańskiemu, bez uciekania się do odstręczającej makabry, właściwie za
pośrednictwem jedynie dialogów udało się odmalować w moim umyśle tak odrażające
i ponure obrazy, że zapewne jeszcze przez długi czas nie będę mogła wyrzucić
ich z pamięci. „Śmierć i dziewczyna” to dowód na to, że pokaźny ładunek
emocjonalny sponiewiera naszą psychikę bardziej, aniżeli śmiały spektakl gore. Jeśli nie wierzycie to obejrzyjcie
to niezwykłe dokonanie Romana Polańskiego i przekonajcie się sami.
Świetne, mocne kino. Rewelacyjna fabuła, obsada, muzyka, klimat. Polański potwierdził, że jest geniuszem.
OdpowiedzUsuńBrzmi nieźle. Na pewni obejrzę.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i zapraszam:
http://kruczegniazdo94.blogspot.com